Wydrążona iglica - Maurice Leblanc (czytaj książki TXT) 📖
W zamku Ambrumésy dochodzi do zuchwałej nocnej kradzieży, podczas której ginie sekretarz właściciela, hrabiego de Gesvres. W śledztwo angażuje się nieoczekiwany, błyskotliwy pomocnik policji, który bez trudu znajduje odpowiedzi na kluczowe zagadki. Sprawa okazuje się jednak bardziej skomplikowana, a trop wiedzie w stronę słynnego dżentelmena-włamywacza, Arsène'a Lupin.
- Autor: Maurice Leblanc
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Wydrążona iglica - Maurice Leblanc (czytaj książki TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Maurice Leblanc
— Nie żyje... nie żyje... — tonem głuchym, jak gdyby jeszcze nie rozumiał.
Lecz jego twarz nagle wykrzywiła się, zmieniona strasznym bólem. Potem ogarnął go rodzaj szaleństwa, wykonywał bezsensowne ruchy, zaciskał pięści, tupał nogami, jak dziecko, które zbyt wiele cierpi.
— Nędzniku! — krzyknął nagle w przystępie nienawiści.
I jednym strasznym rzutem przewrócił Sholmesa, chwycił go za gardło i wpił w nie paznokcie.
Anglik charczał, nie broniąc się nawet.
— Mój mały, mój mały — błagała Wiktoria.
Beautrelet podbiegł. Lecz Lupin już puścił i płakał obok swego przeciwnika, rozciągniętego na ziemi.
Żałosny widok! Beautrelet z pewnością nigdy nie zapomniał tej tragicznej chwili, on, który znał całą miłość Lupina do Rajmundy i to wszystko, czego się wyrzekł wielki awanturnik, żeby ożywić jednym uśmiechem oblicze swej ukochanej.
Noc zaczęła przykrywać pole walki osłoną mroku. Trzej Anglicy leżeli w wysokiej trawie związani i zakneblowani. Wtem ciszę w dolinie przerwały pieśni. To ludzie z Neuvillette wracali z pracy.
Lupin wyprostował się. Słuchał monotonnej pieśni. Potem patrzył na szczęśliwy dwór, w którym spodziewał się żyć szczęśliwie obok Rajmundy. Potem spojrzał na nią, biedną zakochaną, którą miłość zabiła, która spała, całkiem blada, snem wiecznym.
Ludzie tymczasem zbliżali się.
Wówczas Lupin pochylił się, wziął zmarłą w swe potężne ramiona, podniósł ją jednym wysiłkiem i zgięty we dwoje, ułożył na swych plecach.
— Chodźmy, Wiktorio.
— Chodźmy, mój mały.
— Żegnaj, Beautrelet — rzucił, odchodząc, Lupin.
I obarczony swym cennym i strasznym ciężarem, w towarzystwie swej starej służącej, cichej i groźnej, odszedł w stronę morza i zniknął w głębokim mroku...
Uwagi (0)