Darmowe ebooki » Powieść » Zwierciadlana zagadka - Deotyma (czytanie książek w internecie za darmo TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Zwierciadlana zagadka - Deotyma (czytanie książek w internecie za darmo TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Deotyma



1 ... 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24
Idź do strony:
dusza błąka się w piersiach suchotniczych dziewic, zowąd mię dochodzi lekkie a przerażające pukanie lunatyka Daniela, co jęcząc wiecznie wraca do drzwi zamurowanych. A tam, po mrocznych kątach, przesuwają się rozdziwaczone figury, nieszczęsna hrabianka polska w swojej kamiennej masce, Spallanzani w okularach buchających płomieniem, radca Krespel wiejący u kapelusza długą czarną krepą i pełno innych starców nasrożonych, panien wąskich jak lilie, młodzieńców ze strzałami w sercu, wszystko to rozszlochane, rozkochane i rozgrymaszone wiesza się po ścianach, wygląda spoza pieca, otacza mię szalonym kręgiem, który nie wiem jak nazwać, karnawałem duchów czy tańcem śmierci? Dreszcze mię przechodzą, a pan Cezary wciąż mówi spokojniutko. Czy ich nie widzi? Czy już do nich przywykł? Ja, przyznam się, nie mogę przywyknąć; często kończę jak Grzegorz, zrywam się i z duszą uchodzę.

A kiedy wrócę do domu, kiedy siądę w mojej bibliotecznej pracowni, tu mię znowu nachodzi myśl, czy i ten pokój nie jest pełen zaklętych istot? Powoli wkoło mego biurka zaczynają krążyć wszystkie te postaci, które ja sama we własnych książkach wymyśliłam. Już co tych, to się nie boję, bo twórca między swymi tworami jest jak patriarcha pomiędzy rodziną. Ale czasem napada mię inny postrach: a jeżeli też te postaci rzeczywiście żyją i mają poczucie swojej osobistości, któż wie, czy są mi wdzięczne za nadanie im bytu? Czy na jakimś ostatecznym sądzie duchów nie przyjdą czynić mi gorzkich wyrzutów, czemu im nadałam taki a nie inny charakter lub kazałam im żyć w takich a nie innych warunkach? Któż wie, czy i po śmierci, kiedy sama stanę się duchem, przez całą wieczność nie będę musiała ciągnąć za sobą tego świata mego utworu? I patrzeć na wszystko, co się będzie z niego wyradzało, a nie móc już nic odmienić? Bo człowiek może ideę stworzyć, ale nie może jej zniszczyć; raz przez niego stworzona idzie w świat, ani się pyta, działa, żyje, broi, leczy lub otruwa, buduje lub zwala, wszystko w imieniu swego twórcy, a wszystko bez końca, im większa, tym nieśmiertelniejsza. Fatalna odpowiedzialność! Doprawdy są godziny, w których przychodzi ochota złamać pióro i wyrzec się boskich zaszczytów twórczości.

A wszystkich tych postrachów napędził mi ów list bibulasty, z kolędową pieczęcią, którego obym nigdy nie była odebrała!

Ach... bo i sławny wynalazek jakoś dotąd bardzo tępo idzie. Pan Cezary, wiecznie coś prażący w tygielkach, wiecznie kujący jakieś blaszki, coraz więcej niestety! przypomina mi dawnych alchemików... U niego, podobnie jak i u tamtych, każda próba ma być „już ostatnią”, przed każdą zapowiada swój tryumf ze wszystkimi trąbami i kotłami wymowy, przyjaciele radują się z obiecanki, winszują sobie, że doczekali owoców swego siewu (i końca swoich wydatków), aż tu pokazuje się, że owa próba ostatnia była dopiero „przedostatnią...” A dlaczego? Wytłumaczenie zawsze się znajdzie bardzo proste: zapomniano jakiegoś szczegółu, pominięto jakąś ostrożność; na przykład: owa masa chemiczna była zanadto na światło wystawiona albo najpotrzebniejsza blaszka leżała w wilgoci; rzecz jasna jak słońce, że doświadczenie przy takich warunkach nie mogło się udać, ale to łatwo naprawić, trzeba tylko wszystko raz jeszcze rozpocząć, materiały kupić w lepszym gatunku, co by nie tak łatwo ulegały zepsuciu, soczewki mieć mocniejsze, jeżeli jeszcze można będzie wynaleźć tę a tę książkę, tego białego kruka, gdzie podobne manipulacje są opisane w alegorii bardzo wyraźnej — wtedy niezawodnie, no... już najniezawodniej wszystko się powiedzie!

Jednak po każdym takim rozczarowaniu gronko wiernych zmniejsza się i stygnie. Ci, co z początku byli najgorliwszymi, teraz ruszają ramionami pytając: „Na miłość Boską, pókiż tego będzie?”

Ach, trudno im się dziwić. Istotnie ta sprawa to beczka Danaid. I gdyby przynajmniej dawcy wiedzieli, że swoją hojnością zabezpieczą przyszłość obdarowanego. Że choć na kilka miesięcy potrafią wyrwać go z nędzy? Ale gdzie tam! Najużyteczniejsze upominki znikają gdzieś bez wieści, najrozsądniejsza pomoc rozbija się o jakieś głuche, podstępne przeciwdziałanie. Tak, ten szlachetny pan Cezary, co by dla samego siebie i na żart nie skłamał, dla swojego odkrycia posuwa się do wybiegów, nieledwie do oszukaństwa...

Już kilkakrotnie zastawiono mu pokój schludnymi sprzęcikami, odziano go od stóp do głowy — zdawał się uszczęśliwiony. W kilka tygodni później przychodzimy... oczom trudno uwierzyć! Izba znów obszarpana, ani śladu żadnego sprzętu, on znowu obdarty, w swoim wiecznym tabaczkowym tużurku. Co się stało? Czy zbójcy tędy przeszli? Pan Cezary spuszcza oczy, mieni się, szuka wykrętów, ale przy wrodzonej zacności te wykręty nie chcą mu się kleić. Po niejakim badaniu odkrywamy, że samego siebie okradł... sprzedał komodę, aby kupić nowy przyrząd optyczny, sprzedał ciepły paltot dla nabycia starego manuskryptu. A wszystko to, ma się rozumieć, tandeciarze rozebrali za bezcen.

Właściciele dworku, ostrzeżeni, zaczęli podobnych gości nie dopuszczać. Cóż wtedy czyni pan Cezary? Z przebiegłością filuternego dziecka pod ubraniem wynosi pomniejsze przedmioty, kilka razy nawet potrafił tak zręcznie omylić wszelką czujność, że mebelki jeden po drugim w porze wieczornej powynosił, i on, ten cień, o którym sądziliśmy, że od muśnięcia wiatru się przewróci, na własnych plecach dźwigał je do innej części miasta, gdzie za marny pieniądz przepadały. Prawda, że wracając mógł w zamian zakupić garstkę jakiej soli albo próbkę nowego metalu, których przymieszka miała oczekiwany cud wywołać.

Po każdym takim herkulesowym dziele mówimy sobie: A toć on jeszcze dziesięć lat pożyje!

Ale za to po każdej nieudanej próbie nagle z sił opada, nędznieje, wraca do woskowej przejrzystości, dzień i noc siedzi nieruchomy, na wszelkie pytania odpowiada tylko błędnym wzrokiem i w oczach niknie, jakby miał jutra nie doczekać.

Aż znów oto się rozśmiał... Słuchajcie: wpadł na pomysł jakiejś kombinacji, której dotąd nigdy nie użyto, zrywa się i rzuca do pracy z większym niż kiedykolwiek zapałem.

Dla mnie ta wytrwałość jest najwspanialszym dowodem przeczucia, co mu zapowiada zwycięstwo, jednym z owych szanownych, głuchych przykładów bohaterstwa natchnionego przez miłość nauki, dla której człowiek wyższy gotów zaprzeć się wszystkiego i znieść wszystko, nawet piętno śmieszności. Toteż nic nie może we mnie zachwiać przekonania, że pan Cezary ostatecznie odkryje zwierciadlaną zagadkę, choćby w przeddzień śmierci — odkryje.

Cóż, kiedy nie wszyscy dzielą moją wiarę i wyrozumiałość. Kilka razy już słyszałam jak szepnięto groźny wyraz: „mania...” Lękam się nawet, aby kiedyś i dachu nie zabrakło biednemu samotnikowi... Szukając zawsze sekretów Halluciniego, nadwerężył on nietykalność pokoju; dla odnalezienia tajemniczej kryjówki w wielu miejscach powykłuwał ściany, a choć otwory starannie zasłania zwierciadłami, już jednakże gospodarz dostrzegł ślady wandalizmu i drży o swoje drżące domostwo. Pewnej nocy, zaniepokojony niezwykłym trzeszczeniem w suficie, wybrał się ze stoczkiem na facjatkę i zastał swego lokatora wyjmującego ostrożnie kilka desek z podłogi. W pierwszej chwili gniewu chciał szkodnika na cztery wiatry wygnać; wprawdzie nim ranek nadszedł, przemogło dobre serce lub może jaki inny powód, bo zdaje mi się, że pan Michał jest wtajemniczony w wielkie dzieło i tylko dla niepoznaki udaje niedowiarka, a w duszy cieszy się nową sławą swego domu. Któż wie jednak, czy i jego w końcu nie zniechęci zbyt długi szereg niepowodzeń?

Wszystko więc odstępuje ginącego rozbitka...

Pani Marta od całych miesięcy wyjechała. Jej znajomi dawno go porzucili. Moim przyjaciołom także ręce opadły, już nie śmiem ich wyzyskiwać, sama też nie mogę podołać wszystkiemu.

A jednak szkoda byłaby opuścić przedsięwzięcie, które już tyle ofiar kosztowało, opuścić je może w chwili ostatecznego przesilenia.

Rozmyślając nad nowymi środkami ratunku wpadłam na pomysł, aby drukiem ogłosić zamiary i dzieje pana Cezarego. Tę myśl on mi sam podsunął, kiedy zaraz przy pierwszych odwiedzinach mówił: „Pewien jestem, że gdyby moja historia pokazała się w książce, powieściowym stylem opisana, niejeden by się do niej zapalił.”

Nie śmiałam jednak wykonać tej myśli, nie uzyskawszy jego zezwolenia. Z początku zląkł się niezmiernie.

„Jak to? zawołał, wyjawiać naumyślnie to, co ja dotąd kryłem tak starannie? A jeśli też kto skorzysta ze wskazówki i uprzedzi mię w wynalazku?”

Jednak po kilku dniach walki i namysłu, widząc, że już nie ma innej drogi, przystał na mój wniosek, upraszając tylko i kładąc za warunek, abym rzecz opisała ciemno, jak najciemniej. Zdaje mi się, że wiernie spełniłam to żądanie.

A teraz, kto pragnie dowiedzieć się więcej, ten ma wrota otwarte. Może jaki chemik lub fotograf będzie ciekawy nowej próby i raczy ją poprzeć światłą radą? Może który z panów psychiatrów zechce zbadać bliżej tę zagadkową osobistość? Może kto z podróżnych, przerzucając w wagonie moje kartki, sprawdzi pod Wenecją, czy żyje i jak się miewa nieszczęsna Felicja?

A może też nowe grono ofiarodawców będzie szczęśliwszym niż dawniejsze i doczeka się dnia tryumfu?

Nie przesądzając przyszłości, posyłam ten list otwarty do wszystkich ludzi dobrej woli. Wiem, że w mieście naszym nigdy ich nie zabraknie.

Adres macie dokładny. Może nie traficie od razu, może i wam złe siły będą przeszkadzały w spełnieniu dobrego uczynku, ale nie dajcie się zrazić, wróćcie raz drugi i dziesiąty, szukajcie, jak ja szukałam, a znajdziecie, jak ja znalazłam. Zupełnie tak samo, za to ręczę.

Gdybyście zaś wcale nie znaleźli, no! wtedy będziecie mieli prawo powiedzieć, co wam się żywnie podoba, nawet że całe to opowiadanie jest tylko szaloną fantazją, wśród Hoffmannowskich duchów podsłuchaną.

Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Przypisy:
1. mię — dziś popr. forma: mnie. [przypis edytorski]
2. mię doszedł — dziś: do mnie doszedł; przyszedł do mnie. [przypis edytorski]
3. marka (daw.) — znaczek pocztowy. [przypis edytorski]
4. Golkonda — starożytne miasto w środkowej części Indii, słynne ze swojej szlifierni diamentów; tu przen.: niewyczerpane źródło bogactwa. [przypis edytorski]
5. Belizariusz, właśc. Flavius Belisarius (ok. 505–565) — wódz bizantyjski z czasów cesarza Justyniana I Wielkiego, dowodził armią bizantyjską, która w 536 r. wyparła Gotów z Italii i samego Rzymu. Według legendy pod koniec życia miał zostać oślepiony i zmuszony do życia żebraczego. [przypis edytorski]
6. Palissy, Bernard (ok.1510–ok.1589) — fr. chemik, fizyk i geolog. Wydał rozprawę, w której skamieniałe muszle, odnajdowane na terenie centralnej Francji, identyfikował jako pozostałości po autentycznych skorupiakach, żyjących w czasach prehistorycznych. Został oskarżony o herezję i zmarł w więzieniu. [przypis edytorski]
7. schłonąć — dziś: pochłonąć. [przypis edytorski]
8. spuszczać się na kogoś (daw.) — polegać na kimś, liczyć na kogoś. [przypis edytorski]
9. najprzód — dziś popr.: naprzód; najpierw. [przypis edytorski]
10. opona (tu daw.) — zasłona. [przypis edytorski]
11. Job — dziś: Hiob. [przypis edytorski]
12. salopa — długa, ciepła peleryna z kapturem i szerokimi rękawami, noszona przez damy w XVIII i XIX w. [przypis edytorski]
13. asan a. acan (daw.) — starop. tytuł grzecznościowy: pan, waćpan. [przypis edytorski]
14. Silva rerum (łac.: las rzeczy) — rodzaj notatnika-pamiętnika, prowadzonego przez polskich szlachciców (często kolejno przez różnych członków danej rodziny) w XVII–XIX w. Wpisywano tam ważne wydarzenia rodzinne i polityczne, przemówienia, sentencje itp. [przypis edytorski]
15. rękopism — dziś: rękopis. [przypis edytorski]
16. Bacon, Roger (ok. 1214–1292) — ang. filozof i naukowiec, franciszkanin, jeden z pierwszych w nauce europejskiej zwolenników empiryzmu. [przypis edytorski]
17. o drugim Baconie, z Werulamu — Francis Bacon (1561–1626), angielski filozof epoki odrodzenia i baroku, prawnik i polityk. Zwolennik empiryzmu. Nosił tytuł m.in. barona Verulam. [przypis edytorski]
18. ściągać się (daw.) — odnosić się. [przypis edytorski]
19. mięszanina — dziś popr.: mieszanina. [przypis edytorski]
20. najprzód — dziś popr.: naprzód; najpierw. [przypis edytorski]
21. bohomaza — dziś popr.: bohomaz. [przypis edytorski]
22. globowy (daw.) — dotyczący globu ziemskiego, ogólnoświatowy. [przypis edytorski]
23. Hermes Trismegistos — bóstwo hellenistyczne, czczone w pierwszych wiekach n.e., powstałe z połączenia tradycji egipskich (Thot) i greckich, uosobienie mądrości i wiedzy tajemnej, wg legendy autor tysięcy ksiąg. [przypis edytorski]
24. hyzop — niewielka roślina zielna, zawierająca silne olejki eteryczne. W starożytności używana jako środek leczniczy oraz w rytuałach oczyszczenia, dziś głównie jako przyprawa kuchenna. [przypis edytorski]
25. zbytni — niepotrzebny. [przypis edytorski]
26. et Compagnie (fr.) — i spółka. [przypis edytorski]
27. synowiec (daw.) — bratanek. [przypis edytorski]
28. anewryzm — tętniak, choroba polegająca na miejscowym rozszerzeniu tętnicy;
1 ... 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24
Idź do strony:

Darmowe książki «Zwierciadlana zagadka - Deotyma (czytanie książek w internecie za darmo TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz