Darmowe ebooki » Powieść » Poganka - Narcyza Żmichowska (internetowa biblioteka .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Poganka - Narcyza Żmichowska (internetowa biblioteka .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Narcyza Żmichowska



1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20
Idź do strony:
wycieczkę. — Spytaj złodziei, morderców, fałszerzy — nie — i oni tak nikczemnej nie ulegli słabości. — Twój sąsiad, Leonie, co to za wielki człowiek! bez miłości z pół milionem się ożenił. — A twój znajomy, pan sędzia... co to za głowa rozumna, jak dowcipnie się wyśmiał, gdy między papierami biednego Jana kilka listów jego młodej narzeczonej znaleziono. — Tylko ten Beniamin występny, on śmiał pokochać całą duszą swoją, wszystkimi władzami umysłu swego, kobietę zachwycającą... i gdy go zdradziła bezbożna — on śmie cierpieć, on się poważa ręce opuszczać w rozpaczy... No, szczęście, że jest między nami metodysta, który mu za to sprawiedliwość wymierzy...

— Oj! Henryku, Henryku! lepiej byś dobrej sprawy bronił, gdybyś się w ostateczności nie przerzucał i sarkazmem nie szermierzył68 — zapędzonego upomniała Anna swoim łagodnym, macierzyńskim głosem. — Można Leonowi bardzo spokojnie a bardzo kategorycznie to proste stawić zapytanie: jacy ludzie według jego zdania szlachetniejszą w plemiennościach stanowią odmianę, czy ci, którzy aż do zbytku kochają? — czy ci, którzy nawet do potrzeby szczęścia ukochać nie są zdolni?...

— Najszlachetniejszą tacy, którzy wszystkie obowiązki człowieczeństwa pełnią — odpowiedział zaczepiony.

— Oho! już się pan Leon wybiegami ratuje — podstrzegła złośliwie Augusta — już na pytania wprost nie odpowiada, ogólnikami nas zbywa. — Widać, że proces w jego sumieniu przegrany.

— Czemu przegrany? od początku do końca trzymam się tegoż samego założenia — wymagam jednej i tejże samej rzeczy. — Chcę, aby ludzie żyli na chwałę Bożą i na pożytek bliźnim swoim — każdy dzień ich, każdą godzinę nawet potrzeba mi zapełnić pracą, nauką, dobrymi uczynkami, szlachetną całej ludzkości miłością — a jak się miłość jednostkowa ma do tych wszystkich moich wymagań? to mnie bardzo mało obchodzi. Widziałem, że najlepszym na przeszkodzie staje. — Henryk mi przypomniał, że najgorsi są bez niej jeszcze gorszymi — niechże i tak będzie — przyjmuję romans za środek pedagogiczny dla bardzo, bardzo maluczkich — ale, daruj mi śliczna Augusto, olbrzymom, Prometeuszom nie wykroję z niego promiennej nad czoło aureoli.

— I w tym właśnie, według mojego zdania — zawnioskowała Jadwiga — w tym właśnie główny twojej pomyłki splątał się węzełek. — Między tłumem powszednich osobistości trudno zgadnąć, jak której służy uczuciowa higiena — jednej pomocą, drugiej przeszkodą bywa — lecz dla Olbrzymów — Prometeuszów, dla zbawionych i uświęconych — toć to ich cechę stanowi, Leonie, że dla nich zawsze jest cnotą w sercu i aureolą na skroniach — i póki ci kto nie złoży tego dowodu, póki tej próby w życiu swoim nie przejdzie, póty, ja ci radzę — ani olbrzymem, ani Prometeuszem nie nazywaj go wcale.

— Wiesz, Jadwigo — odezwał się Albert filozof — w tym, co powiedziałaś, jest jedno wyrażenie, które mi dużo światła na całą kwestię rzuca: „póki kto tej próby w życiu swoim nie przyjdzie”. — Istotnie, miłość jest pewną próbą rzetelnej wartości człowieka — jest symptomatem wykazującym działalność jego organizmu, tętnem, po którym się stan zdrowia lub choroby rozeznaje — sama zaś nie jest ani wartością, ani organizmem, ani zdrowiem, ani chorobą. Według prawa odwiecznej logiki jest świadectwem naszym i powinna by tylko o dobrym, o chwalebnym w nas świadczyć. — Dziecinną mi się widzi dłuższa sprzeczka o jej zbawiennych czy tam potępiających wpływach — takimi zawsze wpływy się okażą, jakimi są skłonności doznającego ich człowieka. — W zasadzie musimy uznać, że miłość najpiękniejszy kwiat życia ludzkiego rozwija; słusznie jest pożądaną jako szczęście, sprawiedliwie cenioną jako szlachetne uczucie — lecz to wszystko w zasadzie tylko. — Zastosowania mnóstwo przedstawiają wyjątków — są tacy, którzy szczęścia nadużywają — są inni, którzy nawet w szlachetnych nie mogą się ostać uczuciach — są jeszcze inni, którzy w pewnych danych okolicznościach muszą je dla wyższej poświęcić prawdy — bo w naszym światowym chaosie różnie bardzo się dzieje. — Na pozór to się zdaje, że dosyć złe obalić, by się wspiąć ku dobremu — a w rzeczywistości złe nam już takie głębokie pod nogami wykopało jamy, że choć pień jego stary podetchniemy, to na zrównanie gruntu nie wystarcza i trzeba nieraz w dół rzucić ładne dla pięknego — przynależne dla potrzebnego — ulubioną dla ukochanej i uczczonej. — Ha trudno! nie krzyw się na mnie, Henryku. — Praktyka życia od normalnego planu Bożego fatalnie odstąpiła. — Plan Boży dał nam przestrzeń, materiał i zdolnych architektów — kiedy się wznoszą kolumny portyków, kiedy rosną ku niebu ostrołuki starych kościołów i sklepienia poważnych bazylik — chwalimy wspaniałość miasta, przyklaskujemy Brunelleschim i Michałom Aniołom — a jednak są chwile historyczne, w których znów chwalimy wspaniałość miasta gorejącego pożogą swych gmachów — przyklaskujemy ludziom, którzy po zgliszczach rodzinnych pałaców niezachwianą stąpają nogą „impavidum ferient ruinae69”. Okolicznością? przyczyną, celem i skutkiem wartość wszelkiego faktu sądzić trzeba. — Nikczemny człowiek nigdy miłości nie dozna — ale i prawy człowiek bardzo często wyrzec jej się musi.

— Wyrzec?... och! nie, to szaleństwo — zaprotestował Henryk — właśnie dlatego, by miał co oddać i zburzyć, gdy przyjdzie chwila poświęceń... właśnie dlatego, by się wyróżnił od tych, co wszystko przedsięwziąć gotowi, bo nic nie mają do stracenia...

— No, no, dość już tego, dość tego — zawołała Emilia — wstydźcie się moi drodzy, dysputujecie jak średniowieczni scholastycy nad subtelnością wyrażeń — a tu między nami siedzi człowiek cierpiący i znękany — tu dusza ludzka zamiera i nikt z was jeszcze nie pomyślał, że przede wszystkim, że najpierwej trzeba duszę i człowieka ratować. — Czy miłość taka czy owaka, możecie sobie później aż do znudzenia snuć długie rozprawy, lecz czy Beniamin pośród was ożyje? czy macie w sercu skuteczne na jego niemoc słowo? o to, to już dawno ktokolwiek powinien był się zatroszczyć.

Beniamin, dotychczas w milczeniu spuszczoną głowę swoją trzymający, wzniósł oczy na Emilię — była jakaś obojętna ciekawość w jego spojrzeniu, ale współczucia wdzięcznego nie było — po chwili nawet ciekawość przygasła, zimną martwotą zaszły źrenice — powieki znów się ku ziemi osunęły i znów nieruchomy, jakoby obcy, jakoby niebyły na miejscu swoim pozostał.

— Masz słuszność, święcie radzisz, Emilko — przywtórzyła Tekla mówiącej — nie o systematach, o Beniaminie myśleć nam się godzi. — Znajdźmy dla niego użyteczną pracę, to najlepsza pociecha, najmniej zawodne lekarstwo.

— Użyteczną pracę? — podchwyciła Felicja — a cóż ty zowiesz pracą użyteczną? jeśli pewien gatunek zatrudnienia — to mu każ drzewo rąbać lub opis jego podróży drukować — jeśli zaś użyteczną pracą ma być praca moralnie dla bliźnich plonująca, praca, która im światła i ciepła, mądrości i siły ku cnocie dostarcza — to mu żadnych nie dawaj rozkazów. — Możesz z niego bardzo piękną wyrobić kariatydę — możesz biegłego dziennikarstwu przysposobić korespondenta — lecz młody i pełen zdolności Alcybiades już nie zmartwychwstanie — złamał się piękny Greczyn, a bojownik Chrystusowy nie dorósł swej miary — Oho! praca użyteczna!... toć nie ma innej tylko chrześcijańska, ofiarna. — Ofiarna, nie przez cierpienie koniecznie, jak sobie wielu dziś wyobraża, jak niejeden tłumaczy i uczy — ofiarna nie przez krzyż, od którego mdleją nam ramiona — ale ofiarna przez krzyż, który utwierdza nas i okupuje ode złego — ofiarna z bogactwa duszy, nie z jej nędzy, ofiarna przez datek i przez prawdziwą, widomą ofiarę. — Dla bliźnich ten jedynie użytecznie pracuje, kto im może ciągle coś z siebie i ze swego dawać — pieniądz, uczucie, jasność myśli, dzielność ramienia. — Cóż ty chcesz, by im dzisiaj przyniósł ten Beniamin upadły, biedny, niekochający, zginiony?

— Niech im da czas swój tylko — odpowiedziała Tekla — na początek ja więcej nie wymagam — niech da godzinę po godzinie, dzień po dniu, lata po latach, a zobaczycie, jak z wolna życiem pierś jego się napełni, światłością myśli rozpłoną — bo praca dla bliźnich, Felicjo, nie tylko jest samym wydatkiem, ona także ogromny, jedyny może przychód nasz stanowi — ona nie tylko bliźnich, ale głównie nas samych kształci i zbogaca — więcej przyjmujemy, niż nam dać jest podobnym — Oto spróbujcie tylko — dajcie pracować Beniaminowi — choć się zrazu w tę lub ową stronę zachwieje, podtrzymujcie go na tej i na owej stronie. — Sami wkrótce się przekonacie, jaki nam z niego wyrobnik przybędzie.

— Za późno już! za późno — rozbrzmiał jak wyrok surowy głos Seweryny. — Użyteczna praca nie może być ani jako ćwiczenie, ani jako zachęta uważaną. Pan Bóg ją tylko na nadgrodę70 dla wybranych swoich zachował. — Spojrzyjcie dokoła, moi państwo — widzicie, ile to ludzi gimnastykuje się, trudzi, poci, krząta, zwija — a ilu jest takich, którym użytecznie pracować wolno? Garstka maleńka — z krociowego tłumu chętnych garstka wyłączona kapłańska... garstka, do której może nawet z nas tu siedzących żaden imienia swego nie dopisze w przyszłości — bo ku temu innych stygmatów i nowych sakramentów trzeba — a wam się zdaje, że ten biedny, ten bezduszny na próżnię swego znicestwienia71 stygmaty przyjmie właśnie i sakrament otrzyma? — Daremne wasze zabiegi! — Zostawcie go lepiej na tej, którą obrał, przepadłej i odpadłej drodze jego. — Niech się wywiązuje z długów zaciągniętych względem społeczeństwa jedyną, jaką może złożyć nam korzyścią — niechaj grozi i ostrzega straszliwym upadku swego przykładem.

— Nie, nie! — z pośpiechem zaprzeczyła Emilia — musi być przecież i dla niego środek jakiś wybawczy — nie godzi się tracić nadziei ocalenia...

— Ach! gdyby ten Beniamin mógł się modlić!... — westchnęła Tekla.

Beniamin westchnął także.

— Ach! gdyby ten Beniamin mógł się we mnie pokochać!... — dźwięcznym półgłosem szepnęła Augusta.

Beniamin, nie wznosząc nawet oczu, równie półgłosem szepnął:

— Fanariotka72!...

W tej chwili Henryk zerwał się z miejsca, obie ręce jak do uścisku i pieszczoty ku Beniaminowi wyciągnął:

— Bracie mój! bracie! gdybyś ty miał Matkę!... — zawołał takim przejętym, takiej głębokiej prawdy wykrzykiem, że się jego echo o wszystkie nasze serca odbiło.

— Gdybym miał Matkę! — powtórzył Beniamin i także wstał z miejsca swojego, usta mu drżały, łza w oku błysnęła — gdybym miał Matkę! O pewnie, z potępienia wiekuistego tylko matka wybawić może...

— Więc słuchaj, powiem ci Beniaminie, wszak wierzysz w ducha nieśmiertelność...

Ale Beniamin nie słuchał już — wolnym krokiem ku drzwiom postąpił i wyszedł „nieżegnany, nieżegnający” — a co się z nim później stało? próżno pytać. — Łysy Humboldt od owego wieczoru nigdy przy kominkowym ogniu wśród gromadki naszej miejsca swojego nie zajął.

Przez jakiś czas tylko z jego wspomnienia snuły się zawsze długie dysputy o potrzebie lub o niebezpieczeństwach wyłącznej miłości. — Raz gdy się zdarzyła nowa pod tym względem wątpliwość — nowych do roztrząśnienia przyrzekłam dostarczyć faktów i powiedziałam moim ukochanym, że im odczytam rękopism73, który się przypadkowo w moje ręce dostał, a który mógłby niejeden ciemniejszy punkcik rozjaśnić. — Wszyscy na to bardzo chętnie przystali i zaczęłam pierwszy mój odczyt Książki pamiątek — drugi bez przerwy po pierwszym nastąpił, trzeci nie bardzo się odwlekł, ale później między odczytem a odczytem coraz dłuższe zapadały odstępy — każdy z nas miał coś ważniejszego, coś zupełniej egoistyczniejszego74 na myśli, więc i czytania szły nader powolnie — kartek się odwracało niewiele... aż przyszło do tego na koniec...

Lecz o tym właśnie „teraźniejsi” moi czytelnicy na końcu się dowiedzą.

Przypisy:

1. uskąpiony — dziś raczej: poskąpiony. [przypis edytorski]

2. niespodziewanka — dziś: niespodzianka. [przypis edytorski]

3. zbogacić — dziś: wzbogacić. [przypis edytorski]

4. in 4-to — od łac. in quarto, format książki o wymiarze 1/4 arkusza. [przypis edytorski]

5. przepaść Miltonowska — przepaść, w którą zostały strącone przez Boga zbuntowane przeciw niemu anioły z Lucyferem na czele; nawiązanie do dzieła Johna Miltona Raj utracony. [przypis edytorski]

6. nieujętny — nieuchwytny. [przypis edytorski]

7. tęschniący — ortografia, przy której Narcyza Żmichowska upierała się, upatrując w takim zapisie odwołanie do słowa tchnienie. [przypis edytorski]

8. zachrzypły — dziś: zachrypły. [przypis edytorski]

9. rozchrzestany — rozchełstany; niedbale rozchylony. [przypis edytorski]

10. zaniemieć — dziś popr.: oniemieć. [przypis edytorski]

11. ze szranek — dziś popr.: ze szranków. [przypis edytorski]

12. najorganiczniejszy — dziś stopień najwyższy: najbardziej organiczny. [przypis edytorski]

13. msza pasterska — też: pasterka; msza odprawiana w kościele katolickim o północy w Boże Narodzenie. [przypis edytorski]

14. znieśmiertelnić — dziś: unieśmiertelnić. [przypis edytorski]

15. sabejczykowie a. sabejczycy — wyznawcy sabeizmu, kultu gwiazd rozpowszechnionego w religiach wsch., początkowo wśród mieszkańców królestwa Saby (dziś Jemen). [przypis edytorski]

16. gwebr a. pars — wyznawca mazdaizmu, staroż. kultu Słońca. [przypis edytorski]

17. najpożądańszego — dziś stopień najwyższy: najbardziej pożądanego. [przypis edytorski]

18. nadgrodzić — dziś: nagrodzić. [przypis edytorski]

1 ... 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20
Idź do strony:

Darmowe książki «Poganka - Narcyza Żmichowska (internetowa biblioteka .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz