Darmowe ebooki » Powieść » Pierwsze kroki - Honoré de Balzac (czytanie po polsku .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Pierwsze kroki - Honoré de Balzac (czytanie po polsku .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Honoré de Balzac



1 ... 10 11 12 13 14 15 16 17 18 ... 24
Idź do strony:
trzewiki, białą kamizelkę i czarny frak, na którym błyszczała, po prawej, gwiazda Wielkiego Krzyża Legii, po lewej w butonierce wisiało na złotym łańcuszku Złote Runo. Błękitna wstęga odcinała się od kamizelki. Hrabia sam się uczesał i wystroił, zapewne aby przyjąć Marguerona w swoim pałacu w Presles; może też aby olśnić nieboraka blaskiem wielkości.

— I cóż, panie Moreau — rzekł hrabia, siedząc i pozwalając rządcy stać — nie możemy dojść do porozumienia z Margueronem?

— W tej chwili żądałby za folwark za drogo.

— Ale czemu nie miałby przyjść sam tutaj? — rzekł hrabia, udając zamyślenie.

— Chory jest, ekscelencjo.

— Czy pan jest tego pewny?

— Byłem u niego...

— Panie Moreau — rzekł hrabia, przybierając wyraz surowy, niemal straszny — co by pan zrobił z zaufanym człowiekiem, gdyby, znając sekret choroby, którą pan chce zachować w tajemnicy, natrząsał się z pana z ladacznicą?

— Zatłukłbym go kijami.

— A gdyby pan do tego spostrzegł, że on nadużywa pańskiego zaufania i okrada pana?

— Starałbym się go złapać na gorącym uczynku i posłałbym go na galery.

— Posłuchaj pan, panie Moreau, mówił pan z pewnością o moich chorobach u pani Clapart i wyśmiewał się pan z nią z miłości mojej do mojej żony, gdyż mały Husson opowiadał mnóstwo szczegółów tyczących mojej kuracji podróżnym w publicznym dyliżansie dziś rano, w mojej obecności; a nie chcę powtórzyć, w jakich słowach ośmielał się spotwarzać moją żonę. Wreszcie, dowiedziałem się z własnych ust ojca Léger, który wracał z Paryża w Pietrkowym dyliżansie, o planie ułożonym przez rejenta z Beaumont, przez pana i przez niego, odnośnie do Moulineaux. Jeżeli pan był u pana Margueron, to po to, aby mu kazać udawać chorego; tak dalece nie jest chory, że oczekuję go na obiad, i przyjdzie. Panie Moreau, wybaczyłem panu, że pan masz dwieście pięćdziesiąt tysięcy majątku zarobionych w siedemnaście lat... Rozumiem to. Gdybyś mnie pan za każdym razem poprosił o to, coś brał albo co panu ofiarowywano, dałbym panu: jesteś ojcem rodziny. Był pan, mimo swoich nadużyć, lepszy od innego, jak sądzę. Ale pan, który znasz moje trudy poniesione dla ojczyzny, dla Francji, który widziałeś mnie, jak czuwałem setki nocy dla cesarza, pracując po osiemnaście godzin na dobę przez całe kwartały; który wiesz, jak bardzo kocham hrabinę, pan mogłeś paplać przy smarkaczu, zdradzić moje tajemnice, wydać moje uczucia na pośmiewisko takiej pani Husson.

— Wasza wysokość...

— To nie do darowania. Skrzywdzić człowieka materialnie to nic; ale zranić go w serce... Och! Pan nie wiesz, coś uczynił!

Hrabia utopił głowę w dłoniach i milczał przez chwilę.

— Zostawiam panu to, co masz, i zapomnę o panu. Dla świata, dla mnie, dla pańskiego honoru, rozstaniemy się przyzwoicie, bo pamiętam jeszcze dziś, co pański ojciec uczynił dla mojego. Porozumie się pan, jak się należy, z panem de Reybert, który będzie pańskim następcą. Niech pan będzie, tak jak ja, spokojny. Nie trzeba dawać widowiska głupcom. Zwłaszcza żadnych komedii, żadnych krętactw. O ile pan nie posiada już mego zaufania, staraj się pan zachować decorum człowieka bogatego. Co się tyczy tego małego ladaco, który omal mnie nie zabił, niech nie nocuje w Presles, niech go pan pomieści w jakiej oberży, nie ręczę za mój gniew, gdybym go ujrzał.

— Nie zasłużyłem na tyle łaski, ekscelencjo — rzekł Moreau ze łzami w oczach. — Tak, gdybym był zupełnie nieuczciwym, miałbym swoich pięćset tysięcy franków; zresztą mogę panu przedłożyć rachunki z mego majątku, mogę go panu wyszczególnić! Ale niech pan hrabia pozwoli sobie powiedzieć, że jeżeli rozmawiałem o nim z panią Clapart, to nigdy dla wyśmiewania się, ale przeciwnie, ubolewając nad jego stanem i pytając pani Clapart, czy nie zna jakich lekarstw nieznanych doktorom a popularnych u ludu... Mówiłem o pana uczuciach i przy małym, kiedy spał (okazuje się, że nas słyszał!), ale zawsze w formie pełnej przywiązania i szacunku. Nieszczęście chciało, że ta niedyskrecja wyszła mi na zbrodnię. Ale, przyjmując słuszny wyrok pańskiego gniewu, pragnę bodaj, aby pan hrabia wiedział, jak się rzeczy miały. Och, mówiłem o panu z panią Clapart z serdecznym wylaniem. Wreszcie, może pan hrabia spytać mojej żony, nigdy nie mówiliśmy między sobą o tych rzeczach...

— Dosyć — rzekł hrabia, którego przekonanie było niezłomne — nie jesteśmy dziećmi; rzecz jest nieodwołalna. Niech pan doprowadzi do porządku swoje interesy i moje. Może pan zostać w pałacu do października. Państwo de Reybert będą mieszkali w zamku: proszę, niech się pan stara wyjść z nimi tak, jak czynią ludzie dobrze wychowani, którzy się nienawidzą, ale zachowują pozory.

Hrabia i rządca wyszli. Moreau był blady jak włosy hrabiego, hrabia spokojny i godny.

W czasie tej sceny, dyliżans do Beaumont, który wyjeżdża z Paryża o pierwszej, zatrzymał się przed furtką i wysadził pana Crottat, który, w myśl rozkazu hrabiego, czekał w salonie. Zastał tam swego dependenta, bardzo markotnego, w towarzystwie dwóch malarzy; wszyscy trzej byli mocno nieswoi. Pan de Reybert, człowiek pięćdziesięcioletni o niemiłej fizjonomii, przybył w towarzystwie starego Margueron i rejenta z Beaumont, który trzymał cały plik aktów i papierów. Kiedy wszyscy zebrani ujrzeli wchodzącego hrabiego w stroju oficjalnym, Jerzy Marest uczuł lekki skurcz żołądka, Józef Bridau zadrżał; ale Mistigris, który miał na sobie niedzielne ubranie i który zresztą nie miał sobie nic do wyrzucenia, rzekł dosyć głośno:

— Daję słowo, tak mu jest o wiele lepiej.

— Mały urwisie — rzekł hrabia, ciągnąc go za ucho — obaj pracujemy w dekoracjach. Czy poznał pan swoje dzieło, drogi panie Schinner? — dodał hrabia, pokazując sufit artyście.

— Ekscelencjo — odparł artysta — zawiniłem, przywłaszczając sobie dla popisu sławne nazwisko, ale ten dzień zobowiązuje mnie do wykonania tutaj pięknych rzeczy i do uświetnienia nazwiska Józefa Bridau.

— Wziąłeś mnie pan w obronę — rzekł żywo hrabia — mam nadzieję, że zrobisz mi tę przyjemność, aby zjeść ze mną obiad, zarówno jak nasz dowcipny Mistigris.

— Wasza dostojność nie wie, na co się naraża — odparł urwis — nie wie, co to jest apetyt malarski.

— Bridau! — wykrzyknął minister uderzony wspomnieniem. — Byłże byś pan krewnym jednego z najgorliwszych pracowników cesarstwa, szefa dywizji, który padł ofiarą swej gorliwości?

— Jego synem, ekscelencjo — odparł Józef z ukłonem.

— Jest pan miłym gościem w tym domu — rzekł hrabia, ujmując w dłonie rękę malarza. — Znałem pańskiego ojca i możesz pan liczyć na mnie jak... na wujaszka z Ameryki — dodał pan de Sérisy z uśmiechem. — Ale pan jest za młody, aby mieć uczniów: czyimż tedy jest Mistigris?

— Mego przyjaciela Schinnera, który mi go pożyczył — odparł Józef. — Mistigris nazywa się Leon de Lora. Ekscelencjo, jeżeli pan pamięta mego ojca, racz pomyśleć o tym jego synu, który jest w tej chwili oskarżony o spisek przeciw państwu i staje przed sądem parów...

— A, prawda! — rzekł hrabia. — Pomyślę o tym, niech mi pan wierzy. Co się tyczy księcia Czarnego Jerzego, przyjaciela Alego-paszy, adiutanta Miny... — rzekł hrabia, zbliżając się do Jerzego.

— On?... Mój dependent! — wykrzyknął Crottat.

— Myli się pan, panie Crottat — rzekł hrabia surowo. — Dependent, który chce być rejentem, nie zostawia ważnych dokumentów w dyliżansie na łasce podróżnych! Dependent, który chce być rejentem, nie wydaje dwudziestu franków między Paryżem a Moisselles! Dependent, który chce być rejentem, nie naraża się na to, że go mogą przytrzymać jako zbiega...

— Ekscelencjo — rzekł Jerzy Marest — mogłem szukać zabawy w tym, aby zmistyfikować towarzyszów podróży, ale...

— Dajże pan mówić jego ekscelencji — rzekł pryncypał, dając mu potężnego kuksa w bok.

— Rejent powinien mieć zawczasu dyskrecję, rozwagę, spryt i nie brać ministra stanu za fabrykanta mydła...

— Ponoszę odpowiedzialność za moje winy, ale nie zostawiłem aktów na łasce... — rzekł Jerzy.

— Popełniasz pan w tej chwili ten błąd, że zadajesz fałsz Ministrowi Stanu, parowi Francji, szlachcicowi, starcowi, klientowi. Niech pan poszuka swego projektu sprzedaży!

Dependent poprzewracał wszystkie papiery w swojej tece.

— Niech pan nie gniecie papierów — rzekł minister, wydobywając akt z kieszeni — oto jest to, czego pan szuka.

Crottat obrócił papier trzy razy, tak bardzo był zdumiony, że go otrzymuje z rąk dostojnego klienta.

— Jak to! Panie?... — rzekł wreszcie rejent do Jerzego.

— Gdybym go nie był wziął — dodał hrabia — ojciec Léger, który nie jest głupcem, jak pan wnosisz z jego pytań o uprawę roli, bo dowiódł tym panu, że zawsze trzeba myśleć o swoim zawodzie, ojciec Léger mógł go wziąć i przejrzeć mój projekt... Zrobi mi pan również tę przyjemność, aby zjeść ze mną obiad, ale pod warunkiem, że nam pan opowie egzekucję mucelim w Smyrnie i dokończysz nam pamiętników jakiegoś klienta, któreś zapewne przeczytał w rękopisie.

— Dostał byka za indyka — rzekł po cichu Leon de Lora do Józefa Bridau.

— Panowie — rzekł hrabia do rejenta z Beaumont, do pana Crottat, do panów Margueron i de Reybert — przejdźmy na drugą stronę, nie siądziemy do stołu, nie dobiwszy targu.

— No i cóż, to luby człowiek — rzekł Leon de Lora do Jerzego.

— Tak, ale mój pryncypał nie jest tak luby i poprosi mnie, abym poszedł sobie bujać ludzi gdzie indziej.

— Ba! Lubi pan podróżować — rzekł Bridau.

— Cóż za wcieranie czeka tego malca od państwa Moreau!... — wykrzyknął Leon de Lora.

— Głupi smarkacz — rzekł Jerzy. — Gdyby nie on, hrabia byłby się ubawił. Ano trudno, dobra była lekcja. Jeżeli mnie kiedy przyłapią na rozmawianiu w dyliżansie!...

— Och, tak, to bardzo głupie — rzekł Józef Bridau.

— I pospolite — dodał Mistigris.

Podczas gdy się dobijało interesu między panem Margueron a hrabią de Sérisy przy udziale obu rejentów i w obecności pana de Reybert, eks-rządca udał się wolnym krokiem do siebie. Wszedł do domu nic nie widząc i usiadł na kanapie w salonie, gdzie młody Husson wsunął się w najciemniejszy kąt, gdyż blada twarz opiekuna matki przeraziła go.

— I cóż, mój drogi — rzekła Estella, wchodząc dosyć zmęczona wszystkim, co musiała zdziałać — co tobie?

— Moje dziecko, jesteśmy zgubieni i to bez ratunku. Nie jestem już rządcą Presles, straciłem zaufanie hrabiego.

— Dlaczego, skąd?!

— Ojciec Léger, który jechał w Pietrkowym dyliżansie, objaśnił go o sprawie Moulineaux: ale nie to wydarło mi na zawsze jego łaskę...

— A co?

— Oskar wyrażał się źle o hrabinie, i wypaplał o chorobach hrabiego...

— Oskar!... — wykrzyknęła pani Moreau. — Jesteś ukarany, mój drogi, tym, czym grzeszyłeś. Warto było żywić tego węża na łonie?... Ile razy ci mówiłam...

— Dosyć! — rzekł Moreau zmienionym głosem.

W tej chwili Estella i jej mąż ujrzeli zaszytego w kąt Oskara. Moreau rzucił się na nieszczęsne dziecko jak sęp na swą ofiarę, chwycił go za kołnierz oliwkowej surduciny i przyciągnął go do okna.

— Mów! Coś ty powiedział jego ekscelencji w powozie? Co za bies rozplątał ci język, tobie, który stoisz zawsze jak tuman, ile razy pytam cię o co? Co tobie wpadło?... — mówił rządca z niesłychaną gwałtownością.

Zbyt osłupiały, aby płakać, Oskar milczał nieruchomy jak posąg.

— Chodź błagać o przebaczenie jego ekscelencji! — rzekł Moreau.

— Czyż ekscelencja dba o takie ścierwo! — krzyknęła Estella wściekła.

— Dalej, chodź do zamku! — powtórzył Moreau.

Oskar osunął się jak bezwładna masa i padł na ziemię.

— Pójdziesz zaraz! — rzekł Moreau, którego gniew rósł z chwili na chwilę.

— Nie! Nie! Łaski! — krzyknął Oskar, który nie chciał się poddać kaźni gorszej dla niego niż śmierć.

Moreau wziął Oskara za kołnierz, powlókł go jak trupa przez dziedziniec, który dzieciak napełniał krzykiem i szlochem; powlókł go przez schody; po czym ręką silną od wściekłości rzucił go, jęczącego i sztywnego jak kłodę, do salonu do stóp hrabiego, który właśnie dokończył kupna Moulineaux i miał przejść do jadalni wraz z całym towarzystwem.

— Na kolana! Na kolana, nędzniku! Błagaj o przebaczenie tego, który dał ci chleb duszy, uzyskując dla ciebie stypendium — krzyczał Moreau.

Oskar, z twarzą ku ziemi, pienił się z wściekłości, nie mówiąc słowa. Wszyscy obecni drżeli. Moreau, nieprzytomny, toczył oczyma nabiegłymi krwią.

— W tym chłopcu nie ma nic, sama próżność — rzekł hrabia, daremnie wyczekawszy przeprosin Oskara. — Dumny człowiek umie się upokorzyć, może znaleźć wielkość w akcie skruchy. Boję się bardzo, że pan nigdy nie zrobi nic z tego chłopca.

I minister odszedł. Moreau chwycił Oskara i pociągnął go z powrotem do domu. Podczas gdy zaprzęgano do kolaski, rządca napisał do pani Clapart następujący list:

„Moja droga, Oskar przywiódł mnie do ruiny. W czasie swojej podróży dziś rano, nagadał głupstw o pani hrabinie hrabiemu, który podróżował incognito, jemu zaś samemu wypaplał sekrety straszliwej choroby, jakiej nabył od tylu przepracowanych nocy. Złożywszy mnie z urzędu, hrabia nakazał mi, abym nie pozwolił Oskarowi nocować w Presles i abym go odesłał. Toteż, chcąc być posłusznym, kazałem w tejże chwili zaprząc do kolaski mojej żony. Brochon, mój stajenny, odwiezie ci nieszczęsnego smarkacza. Jesteśmy z żoną w rozpaczy, którą możesz sobie wyobrazić, ale której nie próbuję opisać. Niedługo będę u ciebie, odwiedzę cię, bo trzeba mi powziąć jakieś postanowienie. Mam troje dzieci, muszę myśleć o przyszłości, a nie wiem jeszcze, co postanowić, zamiarem moim bowiem jest pokazać hrabiemu, co warte jest siedemnaście lat życia człowieka takiego jak ja. Mając dziś dwieście sześćdziesiąt tysięcy franków,

1 ... 10 11 12 13 14 15 16 17 18 ... 24
Idź do strony:

Darmowe książki «Pierwsze kroki - Honoré de Balzac (czytanie po polsku .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz