Darmowe ebooki » Powieść » Pierwsze kroki - Honoré de Balzac (czytanie po polsku .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Pierwsze kroki - Honoré de Balzac (czytanie po polsku .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Honoré de Balzac



1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 ... 24
Idź do strony:
ogrodnika, z którego wyciągnęli informacje, że uczuli obaj potrzebę wysztafirowania się (mówiąc stylem pracownianym). Wystroili się na ostatni guzik, aby się przedstawić w domu rządcy, a zaprowadził ich tam Jakub Moreau, najstarszy z dzieci, zuchowaty chłopak ubrany z angielska w kurtkę z wywiniętym kołnierzem, żyjący podczas wakacji jak ryba w wodzie w tym majątku, gdzie matka jego władała jak udzielna pani.

— Mamo — rzekł — są dwaj panowie artyści przysłani przez pana Schinnera.

Pani Moreau, mile zdziwiona, wstała, kazała synowi podać krzesła i rozwinęła swoje wdzięki.

— Mamo, mały Husson jest z ojcem — dodał chłopiec do ucha matki — pójdę go przyprowadzić...

— Nie spiesz się, bawcie się razem — rzekła matka.

To jedno słowo: nie spiesz się, odsłoniło dwom artystom nicość ich towarzysza podróży; ale przebijało w nim również uczucie macochy do pasierba. W istocie, pani Moreau, która nie mogła po siedemnastu latach małżeństwa nie znać przywiązania rządcy do pani Clapart i małego Hussona, nienawidziła matkę i dziecko tak zdecydowanie, że zrozumiałym się staje, czemu rządca nie odważył się dotąd sprowadzić Oskara do Presles.

— Mamy obowiązek, mój mąż i ja — rzekła do artystów — robić panom honory zamku. Kochamy bardzo sztuki piękne, a zwłaszcza artystów — dodała, strojąc minki — toteż proszę panów, chciejcie się czuć zupełnie jak u siebie w domu. Na wsi, wiecie panowie, nie ma ceremonii, trzeba, aby każdy miał swobodę, inaczej wszelka przyjemność się kończy. Mieliśmy tu już pana Schinnera...

Mistigris popatrzał szelmowsko na towarzysza.

— Zna go pan zapewne — dodała Estella po pauzie.

— Któż go nie zna, pani? — odparł malarz.

— Znany jest jak zły szezlong61 — dodał Mistigris.

— Pan Grindot wspomniał mi pańskie nazwisko — spytała pani Moreau — ale...

— Józef Bridau — odparł malarz bardzo zaintrygowany tym, co za rodzaj kobiety ma przed sobą.

Mistigris zaczynał się buntować w duchu przeciw protekcyjnemu tonowi pięknej rządczyni, ale czekał, zarówno jak Bridau, jakiegoś słowa, gestu, które by go oświeciły, jakiegoś zdradzieckiego słówka, które malarze, ci okrutni urodzeni obserwatorowie śmieszności, żeru swoich ołówków, chwytają tak skwapliwie. Przede wszystkim grube ręce i grube nogi Estelli, chłopskiej córki z okolic Saint-Lô, uderzyły dwóch artystów; potem parę wyrażeń trącących pokojówką, parę zwrotów kłócących się z wykwintem toalety, odsłoniły nagle malarzowi i jego uczniowi ich ofiarę. Jednym rzutem oka porozumieli się, że będą brali Estellę serio, aby sobie uprzyjemnić pobyt.

— Pani kocha sztukę, może i sama uprawia ją pani z powodzeniem? — rzekł Józef Bridau.

— Nie, wychowanie moje, mimo iż staranne, było czysto handlowe; ale mam tak głębokie i delikatne poczucie sztuki, że pan Schinner prosił mnie zawsze, ile razy skończył jakiś kawałek, abym przyszła powiedzieć mu moje zdanie.

— Jak Molier panią Laforêt — rzekł Mistigris.

Nie wiedząc, że Laforêt była służącą, pani Moreau odpowiedziała skromnym pochyleniem głowy, świadczącym iż, w swojej nieświadomości, bierze to za komplement.

— Jakim cudem nie zaproponował pani, że panią kropnie? — rzekł Bridau. — Malarze są dosyć łasi na ładne twarzyczki.

— Co pan przez to rozumie? — spytała pani Moreau, na której obliczu odmalował się gniew obrażonej królowej.

— W języku malarskim kropnąć nazywa się zrobić szkic — rzekł Mistigris przymilnie.

— Nie znałam tego wyrażenia — odparła, zwracając do Mistigrisa słodkie oczy.

— Mój uczeń — rzekł Bridau — pan Leon de Lora, ma wielki dar do portretów. Byłby bardzo szczęśliwy, piękna pani, gdyby mógł zostawić wspomnienie naszego pobytu tutaj, malując pani uroczą główkę.

Józef mrugnął na Mistigrisa, jak gdyby mówiąc: „No, bierz się do niej! Wcale niebrzydka!”. Na ten znak Leon de Lora przysiadł się na kanapę obok Estelli i ujął ją za rękę, bez oporu z jej strony.

— Och, gdyby pani, jako niespodziankę dla swego małżonka, zechciała mi użyczyć w sekrecie paru seansów, starałbym się przejść samego siebie. Jest pani tak piękna, tak świeża, tak urocza!... Człowiek bez talentu stałby się geniuszem, mając panią za model! Zaczerpnąłby w pani oczach tyle...

— A potem wymalujemy pani śliczne dzieci w arabeskach — przerwał mu Józef.

— Wolałabym raczej mieć je u siebie w salonie, ale nie śmiałabym... — odparła, spoglądając zalotnie na Józefa.

— Piękność, pani, to królowa, którą malarze uwielbiają i która ma nad nimi wielką władzę.

„Przemili są” — pomyślała pani Moreau. — Czy lubią panowie spacer wieczorem, po obiedzie, powozem do lasu?...

— Och! Och, och, och, och! — wykrzyknął Mistigris za każdym słowem z rosnącym zachwytem — Ależ Presles będzie nam rajem na ziemi.

— I to z Ewą, jasnowłosą, młodą i śliczną kobietą — dodał Bridau.

W chwili gdy pani Moreau puszyła się i tonęła w siódmym niebie, ściągnięto ją z powrotem na ziemię niby latawca za sznurek.

— Proszę pani! — wykrzyknęła pokojówka, wpadając jak bomba.

— Rozalio, kto cię upoważnił, abyś wchodziła tutaj niewołana?

Rozalia nie zwróciła uwagi na to napomnienie i szepnęła pani do ucha: — Pan hrabia jest w zamku.

— Czy pytał o mnie? — odparła rządczyni.

— Nie, pani... ale prosi o swoją walizkę i o klucz od mieszkania.

— Więc niech mu dadzą — rzekła, czyniąc gest niezadowolenia, aby ukryć swoje zmieszanie.

— Mamo, to Oskar Husson! — wykrzyknął najmłodszy z synów, wprowadzając Oskara, który, czerwony jak burak, nie śmiał się zbliżyć, widząc dwóch malarzy w uroczystym stroju.

— Och — rzekł okrutny Mistigris — przyszły dyplomata musi mieć plecy... ojcowskie... Nie suknia zdobi człowieka, ale spodnie.

— Przyszły dyplomata? — wykrzyknęła pani Moreau.

Oskarowi stanęły łzy w oczach, patrzał kolejno na Józefa i na Leona.

— Ot, żarcik w podróży — odparł Józef, który przez litość chciał wybawić Oskara z przykrego położenia.

— Malec chciał zabawić się jak my, bujał trochę — rzekł okrutny Mistigris — dlatego taki blady.

— Proszę pani — rzekła Rozalia, ukazując się z powrotem w drzwiach — jego ekscelencja każe przygotować obiad na osiem osób i prosi, aby podano o szóstej. Co mam robić?

W czasie narady Estelli i jej garderobianej, dwaj artyści i Oskar wymienili spojrzenia, w których malował się straszliwy niepokój.

— Jego ekscelencja? Kto? — rzekł Józef Bridau.

— No, hrabia de Sérisy — odparł młody Moreau.

— Czy to on był przypadkiem w kukułce? — rzekł Leon de Lora.

— Och! — rzekł Oskar. — Hrabia de Sérisy może podróżować tylko we własnej karecie, czterema końmi.

— W jaki sposób przybył tutaj hrabia de Sérisy? — spytał malarz pani Moreau, kiedy wróciła dość zwarzona na swoje miejsce.

— Nie wiem — rzekła — nie umiem sobie wytłumaczyć przyjazdu jego ekselencji, ani powodów całego zdarzenia. I do tego męża nie ma!

— Jego ekselencja prosi pana Schinnera, aby zechciał przyjść do pałacu — rzekł ogrodnik, zwracając się do Józefa. — Prosi także, aby pan Schinner uczynił mu tę przyjemność i przyjął zaproszenie na obiad, zarówno jak i pan Mistigris.

— Wdepnęliśmy! — rzekł urwis, śmiejąc się. — Jegomość, którego wzięliśmy w Pietrkowej kukułce za jakiegoś mieszczucha, to hrabia! Słusznie ludzie powiadają, że nie szukał, a zalazł.

Oskar zmienił się niemal w słup soli; na tę wiadomość gardło zrobiło mu się bardziej słone od morza.

— A pan mu mówił o kochankach jego żony i o jego sekretnych chorobach — rzekł Mistigris do Oskara.

— Co pan chce powiedzieć? — wykrzyknęła żona rządcy, patrząc na dwóch artystów, którzy odeszli śmiejąc się z miny Oskara.

Oskar stał niemy, osłupiały, rażony gromem; nie słyszał nic, mimo że pani Moreau zadawała mu pytania i trzęsła nim, chwyciwszy go za ramię, które ściskała z siłą; ale musiała zostawić Oskara w salonie, nie otrzymawszy odpowiedzi, gdy Rozalia zawołała ją znowu, prosząc aby wydała bieliznę, srebra i aby sama czuwała nad wykonaniem rozkazów hrabiego. Służba, ogrodnicy, odźwierny i jego żona wszystko biegało w łatwym do pojęcia pomieszaniu. Pan spadł do domu jak bomba. Hrabia przybył w istocie z La Cave znajomą sobie ścieżką do domku gajowego i to przybył o wiele wcześniej od rządcy. Gajowy zdumiał się, ujrzawszy prawdziwego pana.

— Czy Moreau jest tutaj, że widzę tu jego konia? — spytał pan de Sérisy.

— Nie, wasza wysokość, ale ponieważ ma się udać do Moulineaux przed obiadem, zostawił konia tutaj, a sam poszedł wydać parę rozkazów w zamku.

Gajowy nie zdawał sobie sprawy z doniosłości tej odpowiedzi, która, w danych okolicznościach, dla bystrego człowieka równała się pewności.

— Jeżeli ci zależy na twoim miejscu — rzekł hrabia do gajowego — udasz się galopem na tym koniu do Beaumont i oddasz panu Margueron list, który napiszę.

Hrabia wszedł do domku napisać słówko; złożył list w taki sposób, że niepodobna było rozwinąć go bez śladu, i oddał list gajowemu, który tymczasem dosiadł konia.

— Ani słowa nikomu! — rzekł. — Pani zaś — dodał do żony gajowego — gdyby Moreau dziwił się, że nie ma konia, powie pani, że ja go wziąłem.

I hrabia ruszył żywo do parku, którego furtkę otworzono natychmiast na jego znak. Mimo nawyku do młyna polityki, do jej wzruszeń i zawodów, dusza człowieka zdolnego jeszcze kochać w wieku hrabiego zawsze wrażliwa jest na zdradę. Tak było ciężko panu de Sérisy uwierzyć w zdradę rządcy, że w Saint-Brice sądził jeszcze, że Moreau jest nie tyle wspólnikiem Légera i rejenta, ile ofiarą. Toteż w progu gospody, w czasie rozmowy ojca Léger i gospodarza, zamierzał jeszcze przebaczyć rządcy, wypaliwszy mu tęgie kazanie. Rzecz dziwna! Zdrada zaufanego człowieka stała się dlań już tylko epizodem od chwili, gdy Oskar odsłonił chlubne słabości niestrudzonego pracownika, prawej ręki Napoleona. Tajemnice tak dobrze strzeżone mógł zdradzić tylko Moreau, który drwił sobie z pewnością ze swego dobroczyńcy z eks-pokojówką pani de Sérisy lub też z dawną Aspazją Dyrektoriatu. Idąc boczną ścieżką, ten par Francji, ten minister, płakał tak, jak płacze się za młodu. Wypłakał swoje ostatnie łzy! Wszystkie ludzkie uczucia były tak żywo i tak głęboko ugodzone, że ten tak spokojny człowiek kroczył przez swój park jak zranione dzikie zwierzę.

Kiedy Moreau zażądał konia i kiedy żona gajowego odpowiedziała: „Pan hrabia wziął go przed chwilą”, rządca wykrzyknął:

— Co za hrabia?

— Hrabia de Sérisy, nasz pan — rzekła. — Jest może w pałacu — dodała, aby się pozbyć rządcy, który, nie pojmując nic, pomknął żywo w stronę zamku.

Moreau wrócił niebawem, aby wypytać żonę gajowego, tajemne bowiem przybycie i postępek pana zaczęły mu się wydawać poważne. Żona gajowego, przerażona tym, że się znalazła między młotem a kowadłem, między hrabią a rządcą, zaryglowała domek i sama się w nim zamknęła, z postanowieniem nieotwierania nikomu prócz męża. Coraz niespokojniejszy, Moreau pobiegł, mimo swoich butów, pędem do domku odźwiernego i dowiedział się, że hrabia się ubiera. Rozalia, którą rządca spotkał, rzekła:

— Siedem osób na obiedzie u jego wysokości...

Moreau skierował się ku swemu domowi i ujrzał dziewkę toczącą spór z pięknym młodzieńcem.

— Pan hrabia powiedział: „adiutant Miny, pułkownik” — wołała biedna dziewczyna.

— Nie jestem pułkownikiem — odpowiadał Jerzy.

— Więc co? Ale nazywa się pan Jerzy?

— O co chodzi? — wdał się rządca.

— Proszę pana, nazywam się Jerzy Marest, jestem synem zamożnego kupca żelaznego przy ulicy Saint-Martin i przybywam w sprawie hrabiego de Sérisy w zastępstwie pana Crottat, którego jestem drugim dependentem.

— A ja powtarzam panu, że pan hrabia powiedział mi: „Zgłosi się tam pułkownik nazwiskiem Czarny Jerzy, adiutant Miny, przybyły Pietrkowym dyliżansem; jeżeli się będzie o mnie pytał, proszę go wprowadzić do poczekalni”.

— Nie trzeba żartować z jego ekscelencją, niech pan idzie. Ale jakim cudem jego wysokość przybyła tutaj, nie uprzedzając mnie? Jakim cudem hrabia mógł wiedzieć, że pan przyjechał tutaj z Pietrkiem?

— Zdaje się, że hrabia jest owym podróżnym, który, gdyby nie uprzejmość pewnego młodego człowieka, miał się wgramolić na kozioł obok Pietrka.

— Na kozioł obok Pietrka!... — wykrzyknęli razem rządca i dziewczyna.

— Jestem tego pewny, właśnie z przyczyny tego, co mi mówi ta dziewczyna — odparł Jerzy Marest.

— A to jak? — rzekł Moreau.

— A, ba! — wykrzyknął dependent. — Aby zabawić towarzyszy podróży, opowiedziałem im kupę bredni o Egipcie, o Grecji i Hiszpanii. Miałem ostrogi, podałem się za pułkownika kawalerii, tak sobie, dla uciechy.

— Zaczekaj pan! — rzekł Moreau. — Jak wygląda podróżny, który, wedle pana, miałby być hrabią de Sérisy?

— Twarz jak cegła — odparł Jerzy — włosy zupełnie białe i czarne brwi.

— To on!

— Jestem zgubiony! — rzekł Jerzy Marest.

— Czemu?

— Nabierałem go jego orderami.

— Ba! To dobry człowiek, ubawił go pan. Niech pan prędko idzie do zamku, ja spieszę do jego ekscelencji. Gdzie hrabia rozstał się z wami?

— Na górze.

— Nic nie rozumiem! — wykrzyknął Moreau.

„Ostatecznie, bujałem go, ale nie ubliżyłem mu” — powiedział sobie piszczyk62.

— A po co pan tu przyjechał? — spytał rządca.

— Ależ przywiozłem akt sprzedaży folwarku Moulineaux, gotowiusieńki.

— Mój Boże — wykrzyknął rządca — ja nic nie rozumiem.

Moreau uczuł, że mu serce wali jak młotem, kiedy, zapukawszy dwa razy do drzwi swego pana, usłyszał:

— Czy to pan, panie Moreau?

— Tak, ekscelencjo.

— Proszę.

Hrabia wdział białe spodnie, lakierowane

1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 ... 24
Idź do strony:

Darmowe książki «Pierwsze kroki - Honoré de Balzac (czytanie po polsku .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz