Darmowe ebooki » Powieść » Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisuiący - Michał Dymitr Krajewski (gdzie czytać książki online .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisuiący - Michał Dymitr Krajewski (gdzie czytać książki online .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Michał Dymitr Krajewski



1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 ... 19
Idź do strony:
się odmienia i napełnione iest niezdrowemi exhalacyami248. Ale szukanie zdrowia przyrównać można do tych, którzy płyną po morzu, aby się zbogacili; tysiąc w tey podróży ginie, a ieden z nich staie się bogatym. Wszyscy chorzy, którzy się tam udaią, ieden gatunek choroby cierpią umysłu, a nie ciała, ponieważ rozumieią, iż dwie szklanek249 wody gorszkiey lub słoney uczynią ich nieśmiertelnemi”.

Zdziwiłem się, słysząc pierwszy raz tak mówiącego doktora. Ustały tymczasem spazmy i wapory. Wprowadzono mię do pokoiu, gdzie kontemkima Dymola (tak się nazywała pani domu tego) w głębokich utopiona myślach, reszty ieszcze spazmów pozbywała wzdychaniem. Gdym usiadł przy niey proszony, zaczęły się nayprzód narzekania na słabe zdrowie. Przyświadczałem (nauczony), że iest delikatne. Potym indukta250 przeciw skąpstwu męża; a iako sędzia uproszony w tey sprawie, ferowałem dekret według indukty. Na koniec po słodkich uśmiechach, wdzięczeniach i oświadczeniu mi przyiaźni, nastąpiło smutne wyznanie potrzeb i niedostatku. Miętkie serce i hoyność moia nie mogły znieść tak gorszkich narzekań. Zostawiłem pierścień móy brylantowy, który się mocno podobał Dymoli, a na dowod, iż tknięty byłem iey losem, pożyczyłem 800 gubolow i odesłałem nazad kartę251 w dzień iey imienin.

W tym kraiu, gdzie wszystkiego dokazać można, kto ma pieniądze, byłem powszechnie kochany; rozum, grzeczność i sentymenta252 naypiękniey się wydaią, gdy na kształt drogich kamieni są osadzone w złoto. Ale żyiąc hoynie, skarb móy, chociaż niezmierny, nie był iednak iak źrzodło, które nie wysycha nigdy. Dokazałem tego, co mi się zdało rzeczą dziwną w Polszcze, iż w krótkim czasie można strwonić wielki maiątek.

Nieprzyuczony do zastanowienia się nad wydatkiem i pomyślenia nadal o życiu, używałem wszystkiego bez trosków253, tak iak ci wszyscy, którzy trwonią fortunę. Po całym Modolu głośno gadano o moiey hoynosci i sami tylko roztropni, których wszędzie mnieysza iest liczba, śmiali się z zbytków moich i wytykali mię palcem iako człowieka, którego nieroztropność wkrótce w niedostatek wprowadzi. Zgiełk, w którym żyłem dotąd w Modolu, nudzić mię iuż zaczynał, tak iż przez dziwactwo wrodzone nam wszystkim ludziom chciałem szukać dla siebie odmiany. A że zabawa z uczonemi bywa naymilszą rozrywką, tą myślą wyszedłem raz incognito z domu; aby ukryć wielkość moią i tak z mądremi obcować, iak równy zwykł przestawać z równym.

Rozdział XX

Naypierwszy dom, do którego wszedłem, miał na sobie napis: Tu się otwiera rozum254. Zdziwiłem się, widząc tam ludzi tak roztargnionych i utopionych w myślach, iż żaden się nawet nie ruszył do mnie, aby mię przywitał. Przystąpiłem blisko, pytaiąc się iednego, dlaczego by tak mocno był zamyślony nad linią krzywą, przy którey była linia prosta. „Ta figura — rzekł iak oczucony z letargu — chociaż mało ma kryślenia, tyle iednak własności mieć w sobie może, iż całe życie krótkie iest, aby ie wszystkie poznać”. Zastanowiłem się z podziwieniem, patrząc, iż ci ludzie inaczey myślą iak geometrowie sielańscy; bo zamiast praktyki, o którą się tam naybardziey staraią, sądząc większą część teoryi za niepotrzebny mozół głowy, pisano traktaty o sekcyach konicznych, o kwadraturze cyrkułu, o xiężyczku znanym u nas pod imieniem Hypokrata, o wielościach nieskończenie małych... Naybardziey zaś starano się o to, aby dowody każdego teoremu były nowe i osobliwsze i mniey dbano o krótkość i iasność, byleby coś niepospolitego powiedzieć. Gdy się przypatrywałem takim dziwotworom, iak są parabola, hyperbola, assymptot, ordynaty, człowiek iakiś nago biegnący z rynku wpadł do tego domu i iak zaślepiony, potrąciwszy mię, wrzeszczał: znalazłem, znalazłem. „Coż to za szalony — spytałem się — który...”. Nie dał mi daley mówić człowiek stoiący przy mnie. „Jest to — rzecze — naywiększy nasz nauczyciel, który wynalazł coś wielkiego w naszey umieiętności, a nie mogąc umiarkować w sobie ukontentowania, wybiegł nago z kąpieli255”. „Coż za potrzeba — powiedziałem — aby ten wasz wielki człowiek biegał iak szalony nago po rynku i roztrącał ludzi?”. Wyszedłem ztamtąd256 rozgniewany i przeświadczony u siebie, iż ta umieiętność otwieraiąca rozum zacieśnia go raczey i wprawia w roztargnienia; tak dalece, iż im bardziey się w niey zatapia, tym dziwacznieyszym czyni człowieka.

W tym samym domu była osobna sala maiąca napis: Gwiazdy rządzą ludźmi. Rządca tey sali, maiąc oczy przewrocone do góry, nie postrzegł mię wchodzącego i idąc po coś śpieszno, tak mocno mię głową w nos uderzył, żem się krwią oblał. Zastanowiwszy się trochę, przywitał mię, iż przybycie moie iest dla niego nową kometą. Przystąpiłem, abym oglądał wszystkie narzędzia, które, iak powiadał, przybliżały do niego ciała niebieskie i mierzyły ich wielkość. Pokazał mi mappy geograficzne Ziemi naszey tak podzieloney, iak my Ziemianie podzielili Xiężyc, ale tak niepodobne do Ziemi, iak mappy nasze xiężycowe są niepodobne do niego. Plamy wielkie, które widział na Ziemi naszey, były, iak mówił, mieysca zapadłe i morza, a ztąd257 dowodził, iż Ziemia bardzo mało ma na sobie mieszkańców i że będąc większą od Xiężyca, mieszkańcy iey muszą być258 wzrostu nadzwyczaynego, figury niezgrabney i tępego rozumu.

Ośmiu ludzi wybladłych pisząc wyznaczali odległość i wielkość wszystkich ciał niebieskich, a tyleż prawie opisywało ustawy obrotu płanet259. Widząc oczywiste kłamstwo w tym, co mi prawił o Ziemi, nie mogłem wytrzymać, abym mu nie powiedział, że się mylił w swym zdaniu, ale on, pokazuiac mi , nie dał się przeprzeć, aby Ziemia nasza była takiey wielkości, iakem mu powiadał.

Chcąc mię przekonać, że obserwacye iego były nieomylne, wziął w ręce telleskop i przysunąwszy go do oka, gdy obrócił do Ziemi naszey260: „Ah! Przyiacielu! — zawołał — coż widzę! Jaki nowy wynalazek! Ziemia ma przy sobie płanetę podobną do zwierzęcia o długim pysku i ogonie... tak... o długim pysku i ogonie... Nie mylę się... Cztery łapy... plama ciemna koło ogona znaczy zapadłe mieysce...”.

Długo tym sposobem gadaiąc do sobie i przypatrzywszy się dobrze zapadłemu mieyscu przy ogonie, zostawił telleskop i porwał się do pisania. Miałem cierpliwość, żem czekał aż do końca, bo rzecz szła o naszą Ziemię, która mię mocno obchodziła.

Gdy skończył pisanie swoie, prosił mię, abym usiadł i posłuchał dyssertacyi, którą napisał, maiąc ią porozsyłać do różnych akademii. dyssertacya była długa. Nie chcąc nią tak nudzić czytelnika, iak mię znudził astronom, treść tylko iey wypiszę: ta nowa płaneta przy Ziemi naszey, maiąca pysk i ogon długi, cztery łapy i plamę ciemną przy ogonie, była okryta na kształt zwierzęcia włosem, co iak on nazywał, było grubą atmosferą, otaczaiącą tę nową płanetę. Bieg iey był iak wszystkich płanet od zachodu ku wschodowi, ale czas rewolucyi261 roczney, iey wielkość rzeczywistą i co do oka, odległość od Słońca i inne własności zostawiał dociekaniu współkolegów swoich, to tylko ostrzegaiąc, sobie, aby ta płaneta nosiła jmię moie, dlatego iż szczęśliwe zdarzenie, wprowadziwszy mię w dom iego, było mu powodem do iey odkrycia.

Ciekawy częścią oglądać tę nową płanetę, częścią owe dwie plamki iasne na Ziemi, które w Sielanie brałem za dwie wieże Świętego Krzyża, przysunąłem się do telleskopu; ale fetor nieznośny tak mię zaleciał, że w mdłościach padaiąc, obaliłem telleskop. Ten przypadek dał nam obóm poznać, iż nowa płaneta, którą astronom widział, była mysz zdechła w iego telleskopie. Wyszedłem z śmiechem, maiąc na myśli baykę o górze rodzącey, którey płód długo oczekiwany skończył się na myszy.

Obok tego domu był drugi, maiący napis Skrytościom natury. Wszedłszy do niego, obaczyłem sal kilka wielkich, które napełnione były różnemi rzeczami. W pierwszey widziałem zwierzęta różnego rodzaiu. W drugiey ptactwo. W trzeciey robaki lataiące i czołgaiące się. W inney rośliny, kruszcze262... Ostatnia była napełniona recypiensami, kulami szklanemi, butlami, leykami, rurkami i szkłem różnego kształtu. Cztery pierwsze sale były w wielkim porządku, ale te rzeczy, które w sobie miały, tak gruba mgła okrywała, iż ledwie ie z nazwisk można było rozeznać. Z tym wszystkim rządca domu tego i domownicy upewniali mię, iż mimo tey mgły wszystko iasno widzą. Dawano mi mikroskopy, okulary i różne szkiełka, ale przez nie nic więcey nie widziałem, tylko same domysły, które mi się snuły przed oczami.

Wprowadziwszy mię na koniec rządca do ostatniey sali, w którey były różne naczynia szklane: „Oto! — rzecze — droga, którą szukamy prawdy”. Pokazał mi, iak iskra elektryczna zabić może niewinną ptaszynę, iak dusić wszelkie żyiące stworzenia, wyciągaiąc ztamtąd263 powietrze, iak robić gaz wszelkiego rodzaiu, iak magnes ciągnie do siebie żelazo, iak wszystkie ciała są ciężkie, ale mimo wszystkich doświadczeń, nie umiał mi powiedzieć: co to iest elektryczność? co gaz? co przymiot magnesowy? i ten, który wszystkie ciała czyni ciężkiemi? Prawda, że o tym długo rozprawiał, ale to wszystko było tylko domysłem. Nowość iednak rzeczy, których dotąd nie widziałem, wzbudziła we mnie ochotę, abym uczęszczał na to mieysce. Oświadczyłem chęć moią rządcy, a pożegnawszy go, udałem się daley oglądać inne mieysca.

Gdym wychodził z tey sali, obaczyłem napis nad drzwiami w kącie będącemi: Prawdzie i złotu. Ciekawość mię wzięła oglądać to mieysce, bo ktoż nie lubi prawdy i złota? Spodziewałem się, iż tam zobaczę skarby nierównie264 większe, iak mi powiadano w szkołach o skarbach Krezusa; alem się zdziwił, gdym zamiast złota obaczył imbryki, kotły, alembiki, retorty i rekurwy poprzepalane ogniem i niezmierny fetor z siebie wydaiące. Rządca tey sali wybladły, brudną twarz, ręce i suknie maiący, na kształt owego, o którym czytałem w Podróży Guliwera, okropnieyszy ieszcze czynił widok niż iego retorty i rekurwy. Prawda, że nie robił iak tamten chleba z rzeczy obrzydliwych, ale postać iego była równie okropna. Odważyłem się spytać go, dlaczego by był w tak nędznym stanie, umieiąc sekret robienia złota? Powiedział mi, iż w krótkim czasie spodziewa się innego dla siebie losu, iż iuż prawie dociekł sekretu robienia złota i że mu nie dostawało265 tylko iakieykolwiek pomocy pieniężney; do czego aby mię nakłonił, przydał, iż wiele dam modnych uczęszcza na iego lekcyą, aby się nauczyły, iak robić złoto, zruynowawszy mężów.

Prosił mię potym266 o pierścień brylantowy, który miałem na palcu, i aby dał poznać użyteczność swoiey nauki, tyle dokazał, iż móy brylant w dym się obrócił. Żal mi było pierścienia, ale chimik267 więcey szacował sobie ten sekret niż móy brylant o czterdziestu karatach. Nie mogąc wyrwać się od niego, a bardziey omamiony tym, co mi prawił, dałem mu prezent w złocie na dokończenie kamienia filozoficznego, ale tytuł, który mu wszyscy daią: Pako Smeros, co znaczy „wasze łgarstwo”, dał mi poznać, iaki iest koniec tey umieiętności.

Wszedłem potym268 do domu, który miał napis: Zdrowiu ludzkiemu. Dom ten miał trzy wielkie sale. Pierwsza napełniona była elixierami, essencyami, mixturami, kroplami, proszkami, ziołami, albumgrecum i assafetydą. Z tey sali były drzwi prosto do drugiey, gdzie obaczyłem pełno łóżek zaprzątnionych choremi. Jak tylko wszedłem, drzwi się zamknęły, a na nich był napis: Nikt ztąd269 nazad nie wraca. Przestraszony chciałem się gwałtem wyrwać, ale mię upewniono, iż ten napis do tych się tylko osób rozciąga, które tu wchodzą z rozkazu rządcy domu tego.

Co moment wypróżniano tę salę z ludzi, których wynoszono innemi drzwiami i tyleż na mieysce ich przynoszono drzwiami, którędy ia wszedłem. Sześciu ludzi dźwigało wielkie dzbany z essencyami i mixturami, które rządca tey sali, zawiązane maiąc oczy, mieszał i dawał chorym. Skutek tego był osobliwszy. Jak tylko się napili, wielki fetor i hałas dał czuć w sali. Jedni dostawali biegunki, drudzy womitów, inni kaszlu, kichania, potów, gorączki, febry, maligny, kłucia... rządca cieszył ich270, że to iest dobrze. Pisał cóś iedną ręką, a drugą liczył pieniądze.

Widząc go zatrudnionego, wyszedłem do trzeciey sali, gdzie tych wynoszono, którym rządca iść kazał. Cóż za widok!... W całey moiey podróży nic mi się nie zdarzyło okropnieyszego iak to, com obaczył w tey sali. Sześć wielkich stołów było na śrzodku, a przy nich tyleż ludzi maiących ręce, twarz i fartuchy szkaradnie zbroczone krwią tych, których rąbali na ćwierci. Inni te ćwierci gotowali w kotłach i wymyte kości składali do kupy, aby pokazać, iak szkaradny iest człowiek po śmierci.

Nie mogąc wytrzymać fetoru i tak okropnego widoku, wyszedłem śpieszno z tey sali, maiąc się ku271 domowi. O kilka krokow ztamtąd272 usłyszałem w iednym domu wielkie stukanie na kształt stęp tłuczących sukno w foluszu273. Ciekawość mię wzięła spytać się, co by to było. Powiedziano mi, iż ten hałas robią prasy drukarskie, które chociaż zawsze iedną rzecz drukuią, nigdy iednak skończyć iey nie mogą, dlatego iż wiele autorów tym się tylko bawi, aby z małych xiąg robili wielkie, a z wielkich małe. A że się tylko same tytuły i przedmowy odmieniaią, dlatego trafia się pospolicie, iż tytuł, przedmowa i dzieło nie maią z sobą żadnego związku.

Byłem iuż blisko domu, gdym usłyszał wielką wrzawę ludzi kłócących się z sobą. Rzuciłem okiem w tę stronę, zkąd274 wychodził hałas i obaczyłem napis na domie: Sprawiedliwości. Zdięty ciekawością oglądania, iakim sposobem w tym kraiu odprawuią się sądy, wszedłem do tego domu, a przypatrzywszy się poznałem, iż

1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 ... 19
Idź do strony:

Darmowe książki «Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisuiący - Michał Dymitr Krajewski (gdzie czytać książki online .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz