Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisuiący - Michał Dymitr Krajewski (gdzie czytać książki online .txt) 📖
Sielska utopia i opowieść o wizycie Ziemian na Księżycu zarazem.Powieść Michała Dymitra Krajewskiego stanowi realizację postulatówoświeceniowych.
W satyrycznym świetle przedstawia przestarzałąedukację podporządkowaną scholastycznym sporom, nieprzygotowującąmłodych ludzi do realnego życia oraz niewyrabiającą w nichprzywiązania do własnego kraju. Czytelnik znajdzie tu również krytykęopartej na okrucieństwie, ekspansywnej, kolonialnej cywilizacji orazprojekt likwidacji miast na rzecz rozwijania cnót płynących zzakorzenienia w rolniczym trybie życia.
- Autor: Michał Dymitr Krajewski
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Woyciech Zdarzyński, życie i przypadki swoje opisuiący - Michał Dymitr Krajewski (gdzie czytać książki online .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Michał Dymitr Krajewski
Nie pierwszy to był przypadek dla mnie, że mi ganiono to, co ia poczytał za potrzebną naukę. Owszem częste podobne zdarzenia dawały mi poznać, iż każdy człowiek ma swóy sposób myślenia i każdy kray nowy, iak mówią, obyczay. Ztąd wniosłem sobie, iż odmieniaiąc osoby, z któremi obcuiemy, odmieniać także potrzeba i zdanie, bo ludzie sądząc o wszystkim według własnego sposobu myślenia, maią za głupstwo to, co inszym zda się być roztropnością.
Poznawszy iakokolwiek161 nauki Sielan, ciekawy byłem oglądać ich pisma, o których mi wspominał kilka razy Satumo, iż ie staraniem swoim ułożył. Gdym go prosił o to, wprowadził mię do iednego domu, w którym obaczyłem xiążki tak mocno zbutwiałe, iż pleśń i zaduch tamowały we mnie odetchnienie.
Ciekawość mię wzięła obaczyć, co to były za pisma. Naypierwsza xięga, która mi w padła w ręce, była in folio. Autor (iak mogłem poznać naprędce) zbiiał zdania innych, którzy początek Sielan wyprowadzali od Siegalnow, twierdząc, iż pochodzą od Pilawów, ponieważ pi kładzie się czasem za sie, a odmieniaiąc wie za nie, wypada: Sielanie. Rzuciłem in folio i przystąpiwszy do innego stosu, spytałem się Satuma, iakie by w nim były xiążki? „Są to — rzecze — poetowie, których, iak widzisz, iest naywięcey, bo chuć rymowania iest na kształt choroby w ludziach, którey ciężko pozbyć. Butwieią tu za to, że nas nudzili. To — skazuiąc w inną stronę — są formularze listów i komplementów. To: proiekta bez skutku. To: słowniki różnego rodzaiu, seryarze, zbiory. To: krytyki tych, którzy sami nic nie pisali162. To: kopie tego, o czym iuż insi pisali”.
Prowadząc mię daley, Satumo wszedł do szczupłey izdebki, w którey trzy tylko były szafy i w nich porządnie xiążki ułożone. „Otoż — rzecze — światła nasze, które przez wdzięczność chowamy w wielkim poszanowaniu. Cokolwiek tam widziałeś pism butwieiących, nic nie znaydziesz takiego, czego by tu nie było. Ci autorowie, których tam widziałeś, nim ieszcze prawodawstwo nasze przepisało nam, aby przestawać na samey potrzebie, idąc za błędnym śladem przewodników swoich, stali się nieużytecznemi i pisma ich butwieią. Same tylko wielkie dowcipy163, nie daiąc się powodować iak bydło przewodnikowi, toruią sobie drogę do nieśmiertelności. A że są rzadkim płodem natury, dlatego widzisz tyle próżnego mieysca, które zostawuiemy164 szczęśliwszym po nas wiekom”.
Przypatruiąc się tym pismom, które tak bardzo poważał sobie sędziwy starzec: „O! iak bym był szczęśliwy — rzekłem do niego — gdybym ie mógł wszystkie przeczytać!”. Rozśmiał się Satumo i wychodząc ztamtąd165: „powiadałeś mi — rzecze — iż macie takie domy, gdzie lekarstwa dla chorych tak są porządnie zastawione iak podczas uczty stół dla zbytkuiących w potrawach. Gdyby który niepotrzebuiący tych lekarstw, obaczywszy ie, zawołał: »O! iak bym był zdrów, gdybym ziadł to wszystko!«, nie poczytałżebyś166 go za człowieka śmiesznego zdania? Z tym wszystkim, chęć życia wrodzona ludziom czyniłaby go w oczach moich mniey śmiesznym iak ty iesteś, chcąc to wszystko umieć, nad czym tylu ludzi tak długo pracowało”.
„Nie dziwuię się — rzekł daley — iż przy wielkiey wiadomości, którą w tobie uważam, tak mały masz rozsądek. Wielość wyobrażeń, obciążaiąc pamięć, osłabia mózg i przytępia rozum, tak iak wzrok sili się natężonym patrzaniem. Człowiek, maiąc tak doskonałą xięgę, iak iest świat ręką Naywyższey Mądrości stworzony, nie potrzebuie wielu wykładań, które by to dzieło ciemnieyszym ieszcze czyniły. Wszyscy, których pisma mamy w uszanowaniu, z tey xięgi czerpali swą umieiętność. Patrzałbyś z śmiechem na spragnionego, który maiąc przed sobą źrzodło, biegłby szukać strumyków, które dla płytkości swoiey ugasić w nim nie mogą pragnienia. Ale cóż masz z czytania bez braku xiążek, któremi się bawisz iak dziecię, przekładaiąc swe cacka. Uciecha ta odwołuie cię częstokroć od powinności człowieka i obywatela”.
Rozciągaiąc się daley nad skutkami, które czynią xiążki psuiące obyczaie, mieszaiące spokoyność, sprzeciwiaiące się ustawom religii i prawodawstwa, przydał na koniec, iż od tego czasu, iak prawodawca wyznaczył im granice, z których ciekawości nie wolno iest wyboczyć167, szczerość, ludzkość, obywatelstwo, praca i dobre obyczaie różnić ich poczęły od innych narodów.
W samey rzeczy przyznać to potrzeba, iż Sielanie są ludem nierównie szczęśliwszym iak polerowne168 narody. Nie znaiąc tey sztuki, która wykształca nasz sposob myślenia i uczy namiętności nasze używać słów zmyślonych, prawda, iż obyczaie ich są proste, ale naturalne i w samym obcowaniu postrzegać w nich zaraz można ten charakter duszy, z którym się taić iest u nas naywiększą umieiętnością.
Żyć w takim narodzie, miałbym się był169 za nayszczęśliwszego w świecie, gdyby miłość oyczyzny nie mieszała była spokoyności moiey. Ale często zastanawiaiąc się nad tym, iż powrót do niey nie był niepodobny, czyniłem sobie zawsze nadzieię, iż oglądać ieszcze kiedyżkolwiek mogę. Gdy mię coraz większa chęć do tego brała, umyśliłem na koniec wynurzyć myśli moie przed Satumem, który się często dał słyszeć z temi słowy: iż obierałby raczey śmierć dla siebie aniżeli utratę oyczyzny.
Upatrzywszy dla tego czas sposobny, odkryłem mu chęci moie. Starzec przez litość nade mną westchnął, widząc niepodobieństwo, abym to przywiódł do skutku. Ale gdym mu powiedział, iż dla miłości oyczyzny gotów byłem podać się na wszelkie niebezpieczeństwa, pozwolił mi na koniec, abym pracował około powrotu i przyobiecał pomoc swoią, bylebym w sekrecie czynił do tego przygotowania.
Zacząłem robić około balonu w ukrytym mieyscu, które mi wyznaczył Satumo. A że Sielanie nie znaią ani pasztetów, ani drugiego i trzeciego dania, ani konsomow, ani bulionów twardych, nie mógłbym był nigdy tyle nazbierać błonek z kiszek bydlęcych, ile potrzeba było na zrobienie balonu. Szczęściem osobliwszym znalazłem w tym kraiu pewny rodzay drzewa, którego łyczka lekkie i nieprzepuszczaiące przez siebie powietrza, były tak dobre iak błonki, z których robią balony. Mieszkańcy używaią tych łyczek zamiast tafel do okien, a napuszczone sokiem z innego drzewa tracą przezroczystość i służą za papier równie dobry iak nasz, który robiemy z płótna. Z tych łyczek w krótkim czasie zrobiwszy móy balon, zacząłem pracować około przysposobienia gazu.
Maiąc wszystko gotowe, prosiłem Satuma, aby mi pozwolił wziąć tyle złota i drogich kamieni, których kray ten miał wiele w sobie170, ile balon móy mógłby ze mną unieść, a gdy mi pozwolił z wielką łatwością, opatrzony w żywność pożegnałem starca, oświadczaiąc mu, iż ieżeli mię zachowa Opatrzność i doprowadzi szczęśliwie do oyczyzny, wielbić zawsze będę pamięć iego, używaiąc spokoynie daru, który z rąk iego odbierałem.
Satumo nie był nawet ciekawy patrzyć na móy odiazd, owszem prosił mię, abym taki czas obrał sobie, kiedy wszyscy Sielanie udadzą się na spoczynek. Uczyniłem zadosyć rozkazowi iego i o drugiey po północy puściłem się szczęśliwie w przedsięwziętą podróż.
We dwie godziny zrobił się dzień iasny. Pogladaiąc na Xiężyc, zdziwiłem się, iż balon móy nie tak był wysoko, iakem się spodziewał. Zniknął mi iednak z oczu kray sielański, bo wiatr wschodowy coraz się bardziey wzmagaiąc, niosł mię z sobą gwałtownie. Przez kilka godzin byłem prawie w iedney wysokości, chociaż często przydawałem gazu. Widząc na koniec, iż ciężar złota nie dopuszczał mi wyżey się podnieść, zacząłem wyrzucać z łodzi cięższe bryły, na kształt kupca wrzucaiącego w morze towary swoie, gdy mu nawałność grozi utratą życia.
Mgły grube, które potym171 okryły Xiężyc nie dały mi widzieć, co się ze mną działo i w iakim mieyscu znaydowałem się od dni czterech. Z tym wszystkim byłem bez naymnieyszey boiaźni, częścią dlatego iż miłość oyczyzny i nadzieia iey oglądania nie wystawiały mi przed oczy niebezpieczeństwa, na które się puszczałem, częścią iż iak ostrzelany żołnierz mniey zważałem na to, co mię pierwszą razą niezwyczaynie czyniło trwożliwym. Spuściwszy się na Opatrzność, czekałem losu, iaki mię spotka, a w tych prawie myślach z wielkim zadziwieniem obaczyłem się na ziemi, a co osobliwsza bez żadnego szwanku. Nayprzód radość nadzwyczayna napełniła mię, widząc się blisko oyczyzny z tak wielkiemi skarbami; ale potym przypatruiąc się niebu, poznałem, iż ta radość była nadaremna, bom został na Xiężycu, kray tylko odmieniwszy, a nie płanetę.
Łatwo się każdy domyśli, iaki mię smutek ogarnął, zastanowiwszy się nad tym, żem utracił Sielanę i został bez nadziei oglądania oyczyzny. Jeżeli pierwey utyskiwałem na kolegę, że mię sprowadził na Xiężyc, nierównie bardziey172 narzekałem na siebie, żem ten kray utracił, w którym mogłem przepędzić resztę dni moich daleki od wszelkich trosków.
Uspokoiwszy nieco żal w sobie, naypierwsza myśl moia była ukryć w ziemi złoto i drogie kamienie, kilka tylko bryłek biorąc do kieszeni. Zachowawszy skarby i balon móy, z żywnością udałem się w tę stronę, gdzie mi się zdawało iakobym słyszał łoskot koni i wozów. W samey rzeczy, wszedłszy na wzgórek, obaczyłem wielki gościniec i pełno wozów tam i nazad idących. Przystępuiąc bliżey, ośmieliłem się spytać, iak się ten kray nazywał? a gdy mię nikt nie zrozumiał173, udałem się daley w tę stronę, gdzie się schodziły drogi, maiąc przez cały czas oczy tam wlepione, gdziem skarby moie zachował.
Mimo roztargnienia, w którym zostawałem, myśląc o moim stanie, dziwiłem się pogladaiąc częścią na pola, które miały urodzaie bardzo mizerne, częścią na lud mieszkaiący w nikczemnych chatach, którego postać wybladła oznaczała nędzę, a powierzchowność sama okazywała niewolą174 i zgłupiały umysł.
Uszedłszy blisko pół mili, postrzegłem miasto, którego okolice i położenie zdawały mi się być podobne do naszey Warszawy. Zdziwiony częścią przeciwieństwem, które widziałem przez pomieszanie nędzy z okazałością w mieszkańcach kraiu tego, częścią wielkim podobieństwem do moiey oyczyzny, udałem się iak nayspieszniey do miasta.
Zgiełk i zamieszanie, które obaczyłem wchodząc, tak mię odurzyły, że długo przyiść do siebie nie mogłem z zadziwienia, patrząc na różne narzędzia, które ludzie i konie ruszały. Jedni na nich siedzieli, drudzy za niemi; ci coś nieśli, tamtych niesiono, ieden ciągnął, drugi pchał, ten bił, tamten krzyczał, ów uciekał, drugi za nim gonił. Szedłem z boiaźnią, aby mię nie roztratowano, oglądaiąc się na wszystkie strony i za każdym prawie krokiem albo szturkniony175 byłem od przechodzących, albo uciekać musiałem przed karetami i końmi w czwał176 idącemi177.
Momenta178, które miałem wolne od boiaźni, aby mię nie roztrącono, obracałem na przypatrywanie się miastu i domom pięknieyszym. Ale mimo okazałości to mię dziwiło, iż rzadko się widzieć dał dom iaki, który by nie był okopcony od dymu, a każdy (iakem się potym179 dowiedział) miał tę niewygodę, która iest prawie powszechną w Warszawie, iż trudno o kominek, aby nie dymił. Mieszkańcy miasta tego, żyiąc inszym sposobem iak obywatele Sielany, przez ciekawość, którą pospolicie miewaią ludzie w próżnowaniu żyiący, zbiegać się zewsząd poczęli i wkoło mię obstępować, dziwuiąc się ubiorowi, który miałem na sobie. To mię przymusiło, abym daley nie szedł i szukał dla siebie domu, w którym bym odpoczął po podróży. Gdym chciał wniyść do iednego domu, usłyszałem głos w polskim ięzyku witaiący mię po jmieniu moim. Obróciłem się w tę stronę i z wielkim podziwieniem obaczyłem mego kolegę. Po uściskaniu wzaiemnym i oświadczeniu wspólney radości, iaka bydź180 mogła w sercu osób zostaiących w podobney przygodzie, spytałem się go, iakim przypadkiem dostał się w te strony i iak się nazywa kray ten i miasto, dokąd nas obydwóch los i osobliwsze zdarzenie sprowadziło. Opowiedział mi w krótkości, iako uleciawszy w balonie z Magaty doznał różnych przypadków, które przyobiecawszy dokładniey mi opowiedzieć powolnego181 czasu, uspokoił po części ciekawość względem wiadomości o kraiu. Dowiedziałem się, iż to państwo nazywa się Wabad, iż miasto, w którym naówczas byliśmy, zowie się Modol i że mieszkańcy kraiu tego tak iak my, Ziemianie, kochaią się w bogactwach, a przenosząc nade wszystko złoto, nie znaią oszczędności, pracy i innych przymiotów, któremi się zaszczycaią Sielanie.
Ucieszony, żem się dostał do takiego kraiu, gdzie skarby, które wywiozłem z Sielany, nie były próżnym ciężarem, uczyniłem nadzieię przyszłego szczęścia koledze memu i pokazawszy mu to złoto, które miałem przy sobie, prosiłem go, aby mi opatrzył dom iaki, gdzie bym mógł odpocząć po fatydze z podróży. Kolega, od roku iuż bawiąc się w Modolu, umiał iakokolwiek182 ięzyk i znał zwyczaie kraiowe; opatrzył dla mnie mieysce, zamienił złoto za dwieście sześćdziesiąt gubolow, co uczyni na naszą monetę trzysta dwanaście czerwonych złotych, i był przewodnikiem moim w nieznaiomym kraiu.
Gdyśmy oba byli na osobności, kolega zaczął mi opowiadać przypadki swoie w ten sposób:
Uwagi (0)