Darmowe ebooki » Powieść » Pierwsze kroki - Honoré de Balzac (czytanie po polsku .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Pierwsze kroki - Honoré de Balzac (czytanie po polsku .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Honoré de Balzac



1 ... 7 8 9 10 11 12 13 14 15 ... 24
Idź do strony:
byłem na Wchodzie, to może jeszcze będę. Kariera, do której mnie przeznacza rodzina, oszczędzi mi, mam nadzieję, przykrości podróżowania w kukułce, kiedy będę w pańskim wieku. Skoro będę wybitnym człowiekiem i raz zajmę stanowisko, potrafię je utrzymać...

— Et caetera punctum! — rzekł Mistigris, udając głos zachrypłego kogucika, który uwydatnił jeszcze śmieszność odezwania się Oskara, bo biedny chłopak znajdował się w okresie, kiedy zarost, puszcza a głos nabiera męskości. — Widzę — dodał Mistigris — że pan jest przy nadziei53.

— Na honor! — rzekł Schinner — konie nie uciągną tylu kawałów.

— Pańska rodzina obmyśla dla pana karierę, a jaką? — spytał poważnie Jerzy.

— Dyplomację — odparł Oskar.

Trzy parsknięcia śmiechem buchnęły jak trzy race z ust Mistigrisa, wielkiego malarza i ojca Léger. Sam hrabia nie mógł się wstrzymać od uśmiechu. Jerzy zachował spokój.

— Na Allaha! Nie ma się z czego śmiać — rzekł pułkownik do śmieszków. — Tylko, młody człowieku — dodał, zwracając się do Oskara — mam wrażenie, że twoja czcigodna matka znajduje się chwilowo w położeniu niezbyt odpowiednim na ambasadorową... Miała z sobą koszyk bardzo godny szacunku i przyszczypki u trzewików wielce...

— Moja matka!... — rzekł Oskar z gestem oburzenia. — Et, to była gospodyni od nas...

— To „od nas” jest bardzo arystokratyczne — wtrącił hrabia.

— Król mówi my — odparł dumnie Oskar.

Spojrzenie Jerzego powściągnęło ochotę do śmiechu, która ogarnęła wszystkich; uprzedził nim malarza i jego ucznia, że trzeba oszczędzać Oskara, aby należycie wyzyskać tę kopalnię żarcików.

— Pan ma słuszność — rzekł wielki malarz do hrabiego, wskazując Oskara — ludzie z pewnej sfery mówią my, jedynie ludzie spod ciemnej gwiazdy mówią ja, u mnie. Zawsze się ma manię uchodzić za to, czym się nie jest. Jak na człowieka tak udekorowanego...

— Pan jest wciąż dekoratorem? — rzekł Mistigris.

— Nie zna pan języka dworów. Proszę pana o protekcję, ekscelencjo — dodał Schinner, zwracając się do Oskara.

— Winszuję sobie — rzekł hrabia — że było mi danym podróżować z trzema ludźmi, którzy są lub będą sławni: znakomitym już dziś malarzem, przyszłym generałem, i młodym dyplomatą, który wróci kiedyś Belgię Francji.

Popełniwszy już ten wstrętny czyn, że się wyparł matki, Oskar, wściekły, domyślając się, jak bardzo towarzysze drwią sobie z niego, postanowił za wszelką cenę zwyciężyć ich powątpiewanie.

— Nie wszystko złoto co się świeci — rzekł, rzucając błyskawice oczami.

— Nie tak — rzekł Mistigris. — Nie wszystko błoto co się wymiata. Niedaleko pan zajdzie w dyplomacji, jeżeli pan lepiej nie posiądzie przysłów.

— Może nie znam dobrze przysłów, ale znam dobrze moją drogę.

— Zajedzie pan daleko, bo gospodyni pańskiego zamku zaopatrzyła pana jak na zamorską podróż: biszkopty, czekolada...

— Specjalny chleb i czekolada, tak, panie — odparł Oskar — bo mam żołądek o wiele za delikatny, aby znosić świństwa, jakie dają w oberżach.

— Słowo „świństwa” jest równie delikatne jak pański żołądek.

— Och, lubię świństwa — wykrzyknął wielki malarz.

— To modne słowo w najlepszych towarzystwach — odparł Mistigris — posługują się nim w traktierni pod czarną kwoką.

— Pańskim guwernerem musi być zapewne jakiś słynny profesor, pan Andrieux z Akademii Francuskiej albo pan Royer-Collard? — spytał Schinner.

— Mój preceptor nazywa się ksiądz Loreaux, obecnie wikariusz w Saint-Sulpice — odparł Oskar, przypominając sobie nazwisko spowiednika kolegium.

— Dobrze pan robił, żeś się wychowywał prywatnie, uniwersytet to nazbyt uniwersalne. Ale pan wynagrodzisz swojego księżynę?

— Z pewnością, zostanie kiedyś biskupem — odparł Oskar.

— Dzięki wpływom pańskiej rodziny — rzekł poważnie Jerzy.

— Może przyczynimy się do tego, aby zajął właściwe dla siebie miejsce, bo ksiądz Frayssinous bywa często u nas w domu.

— A, zna pan księdza Frayssinous? — spytał hrabia.

— Ma obowiązki wdzięczności wobec mego ojca — odparł Oskar.

— I jedzie pan zapewne do swego majątku? — rzekł Jerzy.

— Nie, panie; ale ja mogę powiedzieć dokąd jadę. Jadę do zamku Presles, do hrabiego de Sérisy.

— A, pan jedzie do Presles! — wykrzyknął Schinner, który poczerwieniał jak wiśnia.

— Pan zna ekscelencję hrabiego de Sérisy? — spytał Jerzy.

Ojciec Léger obrócił się ku Oskarowi i popatrzał nań zdumiony, wykrzykując:

— Czyżby pan de Sérisy był w Presles?

— Widocznie, skoro ja tam jadę — odparł Oskar.

— I często pan widuje hrabiego? — spytał Oskara pan de Sérisy.

— Tak jak pana widzę — odparł Oskar. — Jestem kolegą jego syna, który jest mniej więcej w moim wieku, dziewiętnaście lat; jeździmy konno razem prawie co dzień.

— Często zdarzało się, iż król zaślubiał pasterza — rzekł sentencjonalnie Mistigris.

Mrugnięcie okiem w stronę ojca Léger uspokoiło w zupełności rolnika.

— Na honor — rzekł hrabia do Oskara — szczęśliwy jestem, że spotkałem młodego człowieka, który może mi coś powiedzieć o tej osobistości; potrzebuję protekcji hrabiego w dosyć poważnej sprawie, w której nic by go nie kosztowało dopomóc mi: chodzi o reklamację u rządu amerykańskiego. Byłbym bardzo rad dowiedzieć się czegoś o charakterze hrabiego de Sérisy.

— Och, jeżeli pan chce dojść do celu — odparł Oskar, przybierając sprytną minę — niech się pan nie zwraca do niego, ale do jego żony; kocha się w niej jak wariat, nikt o tym lepiej nie wie ode mnie, do jakiego stopnia; a żona nie może go znosić.

— A czemu? — spytał Jerzy.

— Hrabia ma jakąś wstrętną chorobę skóry, z której doktor Alibert na próżno sili się go wyleczyć. Toteż hrabia de Sérisy dałby połowę swego olbrzymiego majątku, aby mieć taką pierś jak moja — rzekł Oskar rozchylając koszulę i pokazując dziecięcą cerę. — Żyje samotnie, zagrzebany w swoim, pałacu. Ho, ho! Trzeba mieć dobre plecy, aby się do niego dostać. Przede wszystkim, wstaje bardzo wcześnie, pracuje od trzeciej do ósmej; począwszy od ósmej odbywa swoje kuracje: kąpiele siarczane albo parowe. Gotują go w rozmaitych pudłach blaszanych, bo wciąż ma nadzieję wyzdrowienia.

— Skoro jest tak dobrze z królem, czemuż nie poprosi króla, aby go dotknął? — spytał Jerzy.

— Więc ta dama ma męża gotowanego na miękko! — rzekł Mistigris.

— Hrabia przyrzekł trzydzieści tysięcy franków słynnemu szkockiemu lekarzowi, który go leczy w tej chwili — ciągnął Oskar.

— Ależ w takim razie żony jego nie można potępiać, że się troszeczkę... — rzekł Schinner, nie kończąc.

— Myślę! — rzekł Oskar. — Ten biedny człowiek jest taki strupieszały, taki stary, że dalibyście mu osiemdziesiąt lat! Wyschły jest jak pergamin, a, na swoje nieszczęście, czuje swoją pozycję...

— Gorzej, jeżeli i inni ją czują — rzekł facecjonista54 Léger.

— Panie, on ubóstwia żonę i nie śmie jej nic powiedzieć — odrzekł Oskar. — Odgrywa z nią sceny takie, że można skonać ze śmiechu, istny Arnolf55 w komedii Moliera...

Hrabia zmartwiały patrzał na Pietrka, który, widząc jego obojętność, myślał, że to co baje syn pani Clapart, to są oszczerstwa.

— Toteż, proszę pana, jeżeli pan chce dojść do celu, niech się pan uda do margrabiego d’Aiglemont. Jeżeli pan będzie miał tego starego wielbiciela hrabiny za sobą, pozyska pan od jednego zamachu i żonę, i męża.

— Jak powiadają, dwie pieczenie na jednym rożnie.

— Ale — rzekł malarz — pan chyba widział hrabiego nago; czy pan jest jego kamerdynerem?

— Kamerdynerem? — wykrzyknął Oskar.

— Ba, nie opowiada się takich rzeczy o swoich przyjaciołach w publicznym wehikule — odparł Mistigris. — Niemy i głuchy, to moja zasada. Ja pana nie słucham.

— Nie tykać krewnych, przyjaciół i znajomych prosi stroskana rodzina — rzekł Schinner.

— Dowiedz się, panie artysto — odparł sentencjonalnie Jerzy — że nie można mówić źle o ludziach, których się nie zna, a ten mały dowiódł nam, że zna hrabiego de Sérisy jak zły szeląg. Gdyby mówił tylko o hrabinie, można by myśleć, że jest dobrze z...

— Ani słowa o hrabinie de Sérisy, młokosy! — wykrzyknął hrabia. — Jestem przyjacielem jej brata, margrabiego de Ronquerolles, i kto by się ośmielił drasnąć honor hrabiny, miałby ze mną do czynienia.

— Ten pan ma słuszność — wykrzyknął malarz. — Nie tykać kobiet; świeżo malowane.

— Honor i damy! Widziałem ten melodramat! — wykrzyknął Mistigris.

— Jeżeli nie znam Miny, znam za to ministra sprawiedliwości — rzekł hrabia, patrząc na Jerzego. — Jeżeli nie noszę moich orderów, mogę się postarać, aby ich nie dano tym, którzy na nie nie zasługują. Wreszcie, znam tyle osób, że znam i pana Grindot, architekta pracującego w Presles... Stań no, Pietrek, wysiądę na chwilę.

Pietrek dobił aż do końca wioski Moisselles, do gospody, w której zatrzymują się pasażerowie. Ten kawałek drogi upłynął w głębokim milczeniu.

— Do kogo jedzie ten mały ladaco? — spytał hrabia Pietrka, pociągnąwszy go w kąt dziedzińca.

— Do rządcy pana hrabiego. To syn biednej kobiety, która mieszka przy ulicy de la Cerisaie; noszę tam często owoce, zwierzynę, drób; niejaka pani Husson.

— Kto jest ten pan? — zagadnął Pietrka ojciec Léger, skoro hrabia się oddalił.

— Dalibóg, nie wiem — odparł Pietrek — wiozę go pierwszy raz; ale to mógłby być ów książę, do którego należy zamek w Maffiers; mówił mi właśnie, że wysiada w drodze, nie jedzie do Isle-Adam.

— Pietrek myśli, że to jest pan z Maffiers — rzekł do Jerzego ojciec Léger, wracając do dyliżansu.

W tej chwili trzej młodzi ludzie, spłoszeni jak złodzieje schwytani na uczynku, nie śmieli na siebie spojrzeć wzajem, widocznie mocno zajęci skutkami swoich kłamstw.

— Oto, co się nazywa wdepnąć — rzekł Mistigris.

— Widzicie, że znam hrabiego — rzekł Oskar.

— Możebne — odparł Jerzy — ale nie będzie pan nigdy ambasadorem — odparł Jerzy. — Kiedy się chce rozmawiać w dyliżansie, trzeba, jak ja, gadać o niczym.

— Sroczka kaczkę warzyła, aż nawarzyła piwa — rzekł Mistigris w formie konkluzji.

Hrabia zajął w tej chwili swoje miejsce, a Pietrek ruszył w głębokim milczeniu.

— No i cóż, młodzi przyjaciele — rzekł hrabia, gdy dojeżdżali do lasu Carreau — siedzicie niemi, tak jakbyśmy jechali na szafot.

— Jest czas mówienia, jest czas odchodzenia od mówienia — odparł biblijnie Mistigris.

— Piękna pogoda — rzekł Jerzy.

— Co to za miejscowość? — rzekł Oskar, pokazując zamek Franconville, który wspaniale się odcina na tle lasów Saint-Martin.

— Jak to! — wykrzyknął hrabia. — tak często pan bywa w Presles, a nie zna pan Franconville?

— Ten pan — rzekł Mistigris — zna ludzi, a nie zamki.

— Praktykującym dyplomatom wolno mieć dystrakcje56! — wykrzyknął Jerzy.

— Niech pan sobie zapamięta moje nazwisko! — odparł Oskar wściekły. — Nazywam się Oskar Husson i za dziesięć lat będę sławny.

Po tych słowach, wyrzeczonych z furfanterią57, Oskar zaszył się w kąt.

— Husson skąd? — rzekł Mistigris.

— Wielka rodzina — odparł hrabia — Hussonowie z Cerisaie; ten panicz urodził się u stopni cesarskiego tronu.

Oskar zaczerwienił się po białka, ogarnął go straszliwy niepokój. Zjeżdżano właśnie bystrym zboczem Le Cave, u stóp którego, w wąskiej dolinie, na końcu wielkiego lasu Saint-Martin, znajduje się wspaniały zamek Presles.

— Panowie — rzekł hrabia — życzę wam powodzenia w waszych pięknych karierach. Niech się pan pojedna z królem francuskim, panie pułkowniku: Czarni-Jerzowie nie powinni żyć w zwadzie z Burbonami. Panu nie ma co przepowiadać, panie Schinner, sława już przyszła do pana i zarobił pan na nią swymi wspaniałymi dziełami; ale jest pan tak niebezpieczny, że ja, który jestem żonaty, nie śmiałbym panu dać pola do sławy u siebie na wsi. Co do pana Hussona, nie potrzebuje protekcji; posiada tajemnice mężów stanu, może się stać groźny. Co się tyczy pana Léger, jedzie oskubać hrabiego de Sérisy; mogę go tylko prosić, aby się ostro wziął do rzeczy.

— Wysadź mnie tutaj, Pietrek, zabierzesz mnie jutro z powrotem — dodał hrabia, który wysiadł, zostawiając swoich towarzyszów podróży skonfundowanych.

— To się nazywa wziąć nogi za pas — rzekł Mistigris, widząc pośpiech, z jakim podróżny zniknął w parowie.

— Och! To ten hrabia, który wynajął Franconville, on tam idzie — rzekł ojciec Léger.

— Jeżeli kiedy — rzekł fałszywy Schinner — przyjdzie mi ochota bujać58 w dyliżansie, sam siebie wyzwę na pojedynek. To twoja wina, Mistigris — dodał, uderzając chłopca po kaszkiecie.

— Och! Ja tylko pojechałem za panem do Wenecji — odparł Mistigris. — Ale, kto chce psa uderzyć, sam w niego wpada59.

— Czy pan wie — rzekł Jerzy do swego sąsiada Oskara — że gdyby to był przypadkiem hrabia de Sérisy, nie chciałbym się znajdować w pańskiej skórze, mimo że jest wolna od chorób.

Oskar, myśląc o przestrogach matki, którą mu te słowa przypomniały, zbladł i wytrzeźwiał.

— Są panowie na miejscu — rzekł Pietrek, zatrzymując się przed okazałą bramą.

— Jak to? Już! — wykrzyknęli równocześnie malarz, Jerzy i Oskar.

— A to historia — rzekł Pietrek. — Jak to, panowie, więc żaden z was nie był

1 ... 7 8 9 10 11 12 13 14 15 ... 24
Idź do strony:

Darmowe książki «Pierwsze kroki - Honoré de Balzac (czytanie po polsku .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz