Darmowe ebooki » Pamiętnik » Pamiętniki włościanina - Jan Słomka (bibliotek cyfrowa TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Pamiętniki włościanina - Jan Słomka (bibliotek cyfrowa TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Jan Słomka



1 ... 43 44 45 46 47 48 49 50 51 ... 54
Idź do strony:
kamizieli. I to każda prawie kobieta takie wymówki czyniła mężowi, i gdy się ich kilka zeszło, to przy każdej sposobności jedna do drugiej najwięcej się żaliła, że jej mąż „haniebnie kamizielę wala”.

Praktyczniejsze okazały się brunatne sukmany, które nastały po białych, podobnych do krakowskich. Taka sukmana z brunatnego sukna, dość ciepła, kosztowała 24 kr austr., a nadawała się wszędzie, zarówno do kościoła, jak i do roboty. Gdy się zanieczyściła, wystarczyło ją kijem z kurzu wytrzepać i szczotką dobrze przeciągnąć, i znów była do użycia, a po kilku latach, gdy się z wierzchu włos wytarł, można ją było odwrócić na drugą stronę i jeszcze parę lat w niej chodzić. Była więc praktyczna i niedroga i dlatego obecnie więcej się jeszcze utrzymuje niż kamiziela.

Niejeden wreszcie zrzucał ubiór włościański z tej przyczyny, że narażał go na złe traktowanie w urzędach, w podróży itp., a gdy się przebrał z miejska, już było lepiej i każdy mu powiedział „panie”.

Bo i teraz jeszcze według ubrania robi się różnicę między ludźmi i dzieli na panów i niepanów. Do tego, co ubrany po włościańsku, choćby to był poważny i światły gospodarz, mówi się zwyczajnie „wy”, a takiego, co ubrany z miejska, tytułuje się „pan”. Wprawdzie są tacy, którzy się nie gniewają, że się do nich tak lub owak mówi, ale niejeden nie okazuje tego po sobie, chociaż obraża się w duchu, a niektórzy wypraszają sobie poniżające traktowanie ich. Byłoby ważną rzeczą, żeby usunąć te różnice w odzywaniu się do ludzi. Mogłoby pozostać „wy”, jak jest na wsi powszechnie przyjęte, ale niech się mówi do wszystkich przez „wy”, niech nie będzie panów i niepanów, a to znacznie przyczyni się do tego, że zniknie u nas przedział głęboki między warstwami, a nastanie większa jedność i spójność w narodzie.

Zdaje się, że znikające dziś stroje wiejskie jeszcze odżyją i będą noszone, zwłaszcza jeżeli są praktyczne i ładne, ale już nie jako strój „chłopski”, poniżający, ale polski, narodowy, używany szczególnie na święta i uroczystości.

Ja sam przechowuję kamizielę do dziś dnia, jak najdroższą pamiątkę, i ubieram się w nią na uroczystości dla zaszczytu, że jestem włościaninem, zwyczajnie zaś chodzę w sukmanie brunatnej, którą bardzo sobie chwalę, a zresztą postępuję za ogólną modą i na co dzień noszę krótkie ubranie, powszechnie dziś używane.

Również wesela i inne zabawy uległy ogromnej odmianie, a to jest dobre, że obecnie mniej na nie traci się czasu niż dawniej. Np. co do wesel, u mnie jeszcze na pierwszym w roku 1891 czterdzieści fur jechało do ślubu, wesele trwało prawie cztery dni i kosztowało około 500 złr, ale choć wydatek był wielki, niepodobieństwem było na tak tłumnych zabawach wszystkich należycie ugościć i ukontentować. Jedno z ostatnich wesel, jakie sprawiałem w roku 1909, było już całkiem odmienne, bo brały w nim udział tylko najbliższe rodziny i trwało wszystkiego pół dnia. Według mnie wesela im krótsze, tym lepsze, bo usuwa się przez to jedną z przyczyn, które chłopów rujnują i niszczą.

*

Ostatnie wielkie przemiany sprowadziła wojna światowa i powstanie państwa polskiego. Po wielkiej wojnie w niepodległym państwie lud uzyskał większe prawa i większe znaczenie, jak również wyrobił w sobie silniejsze poczucie polskie i miłość ojczyzny, widać też u ludności polskiej większy pochop303 do handlu, który przedtem był ze strony naszej zupełnie zaniedbany, oddany w obce ręce. Obecnie też za rządów polskich władze państwowe więcej działają na korzyść ludu uwzględniają jego potrzeby i żądania.

*

Z treści tych Pamiętników można osądzić, co w przeszłości było dobrego i powinno być zachowane i rozwijane, a co było złego i powinno być wypleniane i poprawiane.

Dobra była na przykład dawniejsza prostota i poprzestawanie na małym w życiu codziennym, a więc w pożywieniu, odzieniu, w urządzeń mieszkania, w obyczajach, i lepsze to było od tych wielu grymasów i tego wprost rozpasania, jakie się dzisiaj w życiu spotyka.

Dobre było, że istniał przemysł swojski, bogato rozwinięty, który zaspokajał potrzeby ludu i który należało tylko pielęgnować i udoskonalać, ażeby kraj sam sobie wystarczał. I lepsze to było niż sprowadzanie wytworów przemysłu od obcych i zadłużanie się wobec zagranicy.

Dobre było zachowywanie różnych starych zwyczajów, obrzędów, złączonych z świętami dorocznymi, z weselami itp., zwyczaje te bowiem i obrzędy były ładne i pamiątkowe, umilały uroczyste chwile i podnosiły ich ważność. Powinny więc być zawsze szanowane i strzeżone jako skarb duchowy, przekazany przez poprzednie pokolenia.

Dobre było dawniej życie religijne, która opierało się na przykazaniach bożych i kościelnych. Kazań w niedziele i święta pilnie wówczas słuchali i powtarzali je w domu tym, którzy nie mogli być w kościele. Dzieci i sługi, gdy szły do spowiedzi wielkanocnej, przepraszały ze łzami o oczach rodziców względnie opiekunów za wszelkie wobec nich uchybienia i prosiły o przebaczenie, a ci błogosławili przepraszających i przed spowiedzią rzewnie się z nimi żegnali. Również sąsiedzi, którzy gniewali się z sobą i żyli w niezgodzie, nim poszli do spowiedzi, zachodzili do siebie, przepraszali się wspólnie i na pojednanie całowali. Wszelkie posty były najściślej przestrzegane i nawet chory wzbraniał się i nie chciał postu złamać, chyba że mu lekarze lub ksiądz zalecił posilanie się mięsnymi potrawami. Lepsze to wszystko było niż panosząca się dziś bezbożność i brak rygoru obyczajowego. Dziś z upadkiem religijności wzmaga się liczba procesów sądowych i różnych zbrodni, dochodzi nawet do zamachów na księży i kościoły, co dawniej było prawie nie do pomyślenia. W ostatnim czasie pod Tarnobrzegiem tylko było kilka zbrodni tego rodzaju. I tak we wrześniu 1920 roku trzech drabów napadło w mieszkaniu na ks. Antoniego Rychla, proboszcza w Miechocinie, obrabowało go i pozbawiło reszty zdrowia, tak że wkrótce umarł. To znowu w listopadzie następnego roku młody chłopak zakradł się w nocy do kościoła w Miechocinie i skradł stamtąd trzy kielichy kościelne. O świętokradzkiej kradzieży w kościele oo. Dominikanów w Tarnobrzegu piszę na innym miejscu.

A że lud posiadał w ogóle dużo cech dobrych, a szczególniej zdrowie moralne i cielesne, więc zdolny był do postępu, mógł przyswoić sobie liczne udoskonalenia i oświatę w różnych sprawach; mógł przetrwać wojnę światową i dojść do niepodległego państwa polskiego.

Gdyby mnie kto zapytał, jakie w przeszłości pozostało jeszcze największe nieszczęście i zło, które lud włościański dręczy i gnębi, powiedziałbym, że alkohol to jest, trunki, które go zawierają. Żeby tego nie było, toby się wszędzie ludzie lepiej mieli, nie byłoby tyle zbrodni, kryminałów, tyle procesów, sądów, policji, tyle chorób, szpitali, aptek itd., nawet tylu dziadów, bo ilu ich znam, to żaden ani za połowę tego, co uprosi, nie kupi sobie pożywienia, ale co dziś użebrze, to dziś przepije i ustawicznie plącze się po prośbie. Setki znałem ludzi zdrowych, majętnych, pracowitych, ale jak zaczęli popijać, to stracili zdrowie, majątek i w nędzy pomarli.

Słowem, gdyby nie ten przeklęty alkohol, to prawdziwie byłby raj na tym świecie, bo nie ma tego złego, co by nie wynikało z pijaństwa, i żadne pióro nie jest zdolne opisać nieszczęść z pijaństwa. Gdyby nie ono, to prędzej by też nastąpiła naprawa wszystkiego w życiu społecznym, bo z trzeźwym łatwiej można by się naradzić, porozumieć i coś zrobić. Ale u nas pociąg do napitku jest jeszcze tak wielki, że gdzie nadarza się sposobność wypić choćby tylko kieliszek, choćby szklankę za kilka groszy, tam przyjdzie wielu, na sucho zaś mało kogo można pociągnąć do jakiejś sprawy, choćby ona była najlepszą i najważniejszą dla obecnych i przyszłych pokoleń.

Gdyby rząd skasował w kraju karczmy i szynki, to w kilku latach kraj stałby się bogaty: ubyłoby wprawdzie rządowi dużo dochodów z podatków od alkoholu, ale też ubyłoby wiele rozchodów na kryminały, szpitale itd., itd. Wielu żyłoby drugi raz tyle, jak obecnie, i oświata w młodym pokoleniu prędzej by się podniosła, wiadomo bowiem, że dzieci zrodzone z rodziców pijaków są tumanowate i słabe robią postępy w nauce.

Pisząc to, wiem dobrze, że do zniesienia karczem nie przyjdzie, a przynajmniej nieprędko, bo jednym chodzić będzie o to, że straciliby zyski, a drugim o to, że bez alkoholu żyć by nie mogli. A zresztą, chcąc alkohol z kraju wypędzić, trzeba by większą część posłów zmienić i tylko takich zostawić i wybrać, którzy sami nie piją i wyborców nie rozpijają, i byliby za niesieniem szynków. A że to wszystko na razie za trudne i niemożliwe do przeprowadzenia (dobrze, że w państwie polskim przeprowadzono przynajmniej zamykanie szynków i karczem w niedziele i święta), więc sobie życzę, żeby to było zapisane przynajmniej w Pamiętnikach, że póty na świecie dobrze nie będzie, póki społeczeństwo będzie pijane i wychowywać się w szynkach i karczmach.

Jak zapamiętałem w moim życiu do dnia dzisiejszego, to prawie więcej niż połowa realności włościańskich w Dzikowie, po ojcach odziedziczonych, przeszła w ręce innych, którzy od ojców nic nie dostali albo bardzo mało, a dzisiaj posiadają ładny majątek, że dla nich wystarczy do śmierci i dzieci mają czym obdzielić. I taka zmiana dokonała się prawie w każdej gminie, a przeważnie dlatego, że jedni tracili gospodarstwa głównie przez pijaństwo i płynące z niego wady i nieszczęścia, a drudzy dochodzili do dobrobytu przez trzeźwość i cnoty z nią związane.

Również dwaj najzamożniejsi w Dzikowie gospodarze: Jan Sokół i Józef Szewc w ten sposób doszli do majątków. Pierwszy miał po ożenieniu się tylko domek z ogródkiem i chodził z siekierą na zarobek, powoli jednak zaczął dokupywać gruntu po kawałku i z latami doszedł do tego, że miał 33 morgi najlepszej gleby. Drugi miał po ojcu 4 morgi, a dokupił więcej niż 15 morgów gruntu dobrego, pierwszej klasy. Wprawdzie wtenczas grunt był tańszy, ale też o pieniądze trudniej było niż obecnie. Patrzyłem na to i mogę powiedzieć, w jaki sposób obydwaj się dorabiali: przede wszystkim żadnego z nich nikt nie widział w szynku, żeby grosz na jaki trunek wydał, więc byli zawsze trzeźwi, nie byli nigdy karani, nie procesowali się, byli nadzwyczajnie oszczędni, pracowali, co tylko sił im starczyło, i gospodarowali wzorowo.

A takich, co w ten sposób, jak oni, doszli do majątku, naliczyłby więcej, zarówno w Dzikowie, jak i w każdej innej gminie, tak w starszym, jak i młodszym pokoleniu. Inni może mniej nabyli, ale zawsze nabyli, jednakże tylko trzeźwością, pracą i oszczędnością, a przede wszystkim trzeźwością.

*

Uważam w ogóle, że złe obyczaje i szkodliwe nałogi są największym utrapieniem ludzkim i mam przeświadczenie, że różne grzechy, a szczególnie główne, np. pijaństwo, rozpusta, zazdrość, sprowadzają więcej nieszczęść i biedy niż jakieś niedomagania społeczne i gospodarcze. Szkoda więc, że różni działacze społeczni mało albo nawet wcale na to nie zwracają uwagi, a często tacy chcą przewodzić ludowi, którzy sami obarczeni są wstrętnymi wadami i nałogami.

W moim przekonaniu największym skarbem człowieka są dobre obyczaje, i moralność, oparta na religii, w łączności z Istotą Najdoskonalszą — Bogiem. Na drugim dopiero miejscu stawiam sprawy materialne i uposażenie majątkowe. Kto jest moralny i religijny, ten pójdzie dobrą drogą w życiu, zapewni sobie powodzenie i będzie się czuł szczęśliwy. Tam też, gdzie panuje powszechnie moralność na zasadach religii, rozwinie się dobre życie rodzinne, postęp w sprawach gospodarczych, społecznych, politycznych, gdzie zaś brak takiej moralności i panuje wyłącznie przejęcie się sprawami materialnymi, musi nastąpić upadek pod każdym względem i koniec wszelkiego postępu.

Należy przeto zawsze troszczyć się przede wszystkim o ten duchowy, największy skarb człowieka i pomnażać go stale, a sprawy materialne, a także społeczne, narodowe, państwowe dobrze się ułożą w myśl tej boskiej nauki: „Szukajcież tedy naprzód królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie wam przydane”.

Ja sam w życiu byłem religijny i strzegłem zawsze przykazań bożych, starałem się też dzieciom swoim dać wychowanie oparte na moralności religijnej i uważam, że im przez to dałem rzecz najważniejszą, jaką dać mogłem.

*

Na tym kończę. Starałem się wiernie podać to, co sam przeżyłem, na co patrzyłem, co od starszych słyszałem, i przedstawić, w jakim stanie byli chłopi przed pół wiekiem, w jakim są obecnie i jaki w tym czasie dokonał się postęp. Może to natchnie czytającego jakąś dobrą myślą, doda zachęty do wytrwałej pracy u siebie w domu i do pracy społecznej, i może znowu niejeden z braci-włościan spisze swoje pamiętniki i w ten sposób wzrastać będzie piśmiennictwo, tworzone przez włościan na pożytek ludu włościańskiego i całego narodu.

Komentarze autora Z przeszłości Dzikowa i Tarnobrzega304

Początki Dzikowa giną w mrokach przedhistorycznych. W czasach pogaństwa była tu już osada, o czym świadczą cmentarzyska pogańskie, odkopywane w paru miejscach wsi.

U schyłku XIV wieku Dzików należał do Toporczyków-Ossolińskich. W r. 1522 nabyli go od Ossolińskich Tarnowscy, którzy już przedtem mieli swoją rezydencję w tej okolicy, w Wielowsi.

Z późniejszych spraw i wydarzeń związanych z Dzikowem zanotować należy następujące:

W r. 1734 zawiązała się na zamku Tarnowskich w Dzikowie konfederacja generalna, zwana dzikowską, która wystąpiła przeciw Augustowi III, narzuconemu na tron polski przez Austrię i Rosję, a stawała po stronie Stanisława Leszczyńskiego, obranego królem przez naród. Chociaż konfederacja ta okazała się słabą i nie mogła wyprzeć z Polski wojsk saskich i rosyjskich, popierających Augusta III, jest jednakowoż pierwszym ruchem zbrojnym zmierzającym do ratowania zagrożonej niepodległości narodu.

Dnia 18 kwietnia 1796 r. urodził się w Dzikowie Stanisław Jachowicz, wsławiony później jako poeta, pedagog i filantrop. (Ojciec jego, Wojciech Jachowicz, był oficjalistą w dobrach dzikowskich)305.

Na początku XIX wieku Dzików zasłynął jako ważna placówka wyższej kultury i sztuki. Stało się to za sprawą Jana Feliksa Tarnowskiego (*1777 †1842), ożenionego z Walerią ze Stroynowskich, który był założycielem biblioteki i zbiorów dzikowskich. Odtąd wielu uczonych polskich korzystało z nagromadzonych tu skarbów ducha, a Dzików stał się chlubą dla szerokiej części kraju. Biblioteka dzikowska zachowana w stanie prawie niezmienionym przez syna i wnuka założyciela, powiększyła się znacznie za obecnych właścicieli Dzikowa, hr. Zdzisława Tarnowskiego i jego małżonki Zofii z hr. Potockich. W końcu liczyła kilkadziesiąt tysięcy tomów, kilkaset rękopisów, posiadała nieocenione archiwum dyplomów i aktów od początku XIV wieku.

W r. 1819 liczył Dzików 58 domów i 355 mieszkańców, w tym 4 Żydów. W r. 1910 liczył 1392 mieszkańców, z tego 1335 katolików i 57 Żydów.

Tarnobrzeg jako miasto powstał przy końcu XVI wieku, założony przez Stanisława Tarnowskiego, kasztelana

1 ... 43 44 45 46 47 48 49 50 51 ... 54
Idź do strony:

Darmowe książki «Pamiętniki włościanina - Jan Słomka (bibliotek cyfrowa TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz