Darmowe ebooki » Komedia » Jak wam się podoba - William Shakespeare (Szekspir) (czytanie dla przedszkolaków txt) 📖

Czytasz książkę online - «Jak wam się podoba - William Shakespeare (Szekspir) (czytanie dla przedszkolaków txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 William Shakespeare (Szekspir)



1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
Idź do strony:
cię od tego warunku, bo włosy na twojej brodzie są jak młodszego brata dochody. Prócz tego twoje pończochy nie powinny by mieć odwiązek, twój kapelusz wstążki, guzików twoje rękawy, rzemyków twoje trzewiki; cała twoja osoba powinna by nosić ślady boleści na wszystko obojętnej. U ciebie wszystko inaczej; twój ubiór jakby dopiero z igły świadczy, że więcej kochasz siebie niż kogo innego. ORLANDO

Chciałbym jednak przekonać cię, dobry młodzieńcze, że kocham serdecznie.

ROZALINDA

Przekonać mnie? Równie by ci łatwo było przekonać o tym tę, którą kochasz; co, zaręczam, prędzej ci się uda, niż otrzymać wyznanie, że ci się udało, bo to jest punkt delikatny, w którym zawsze kobiety sumieniu swojemu kłamstwo zadają. Ale szczerze wyznaj, czy to ty rozwieszasz po drzewach wiersze, w których tak sławisz Rozalindę?

ORLANDO

Przysięgam ci, młodzieńcze, na białą rękę Rozalindy, że ja jestem tym poetą, tym nieszczęśliwym poetą.

ROZALINDA

I tak jesteś zakochany, jak powiadają twoje rymy?

ORLANDO

Nie ma ani rymu, ani sensu, co by miłość moją wyrazić potrafiły.

ROZALINDA

Miłość jest prostym szaleństwem i tak dobrze jak szaleństwo zasługuje na ciemną izdebkę i batogi. Jeśli ludzie tak jej nie karcą i nie leczą, to stąd pochodzi, że rodzaj ten wariacji tak jest powszechny, iż i sami dozorcy są nią dotknięci. Co do mnie, podejmuję się wyleczyć ją za pomocą dobrej rady.

ORLANDO

Czy wyleczyłeś kiedy kogo tym lekarstwem?

ROZALINDA

Wyleczyłem jednego, a to w następujący sposób. Musiał sobie wyobrazić, że jestem jego ulubioną, jego kochanką. Przepisałem mu codziennie smalić do mnie cholewki, gdy ja z mej strony jak zmienna lunatyczka byłem raz smutny, drugi raz wesoły; to namiętny, to zakochany; dopiero dumny, to znowu kapryśny, swawolny, pusty i niestały; to pełny łez, to śmiechu; każdej namiętności trochę, a żadnej naprawdę, jak zwykle u kobiet i dzieci; to go kochałem, to się nim brzydziłem; dopiero go głaskałem, złorzeczyłem mu za chwilę; tom płakał za nim, to plułem na niego; aż na koniec kochanek mój z szaleństwa miłości wpadł w prawdziwe szaleństwo, usunął się z prądu świata, a zamknął się w mniszej celi. I tak go wyleczyłem. Tego samego użyję sposobu, aby twoje serce oczyścić jak wątrobę barana, żeby w nim nie zostało i plamki miłości.

ORLANDO

Nie myślę, żeby uleczyć mnie to mogło.

ROZALINDA

Uleczy cię niezawodnie i nazywaj mnie tylko Rozalindą, przychodź co dzień do mojej chatki i praw mi oświadczenia miłosne.

ORLANDO

Jeśli tylko o to chodzi, na moją miłość, przystaję. Gdzie twoja chatka?

ROZALINDA

Chodź ze mną, a pokażę ci: po drodze powiesz mi, w której stronie lasu twoje mieszkanie. Czy chcesz pójść ze mną?

ORLANDO

Z całego serca, dobry młodzieńcze.

ROZALINDA

Przede wszystkim nazywaj mnie Rozalindą. Dalej, siostro, w drogę z nami.

Wychodzą. SCENA III
Las Ardeński.
Probierczyk, Odrej i Jakub w odległości, przysłuchuje się. PROBIERCZYK

Tylko prędzej, Oderko! Zgonię twoje kozy, Oderko; czy zawsze jestem twoim mężulkiem, Oderko? Czy podobają ci się zawsze moje proste rysy?

ODREJ

Twoje rysy? Chryste Panie! Jakie rysy?

PROBIERCZYK

Jestem tu z tobą i między twoimi kózkami, jak niegdyś najfantastyczniejszy poeta Owidiusz między kozakami.

JAKUB
na stronie:

Nauka w takiej czuprynie to gorzej niż Jowisz pod słomianą strzechą.

PROBIERCZYK

Kiedy słuchacz naszych wierszy nie rozumie, a rozum, to bystre dziecko, naszego nie podtrzymuje dowcipu, to nas bardziej z nóg zbija niż wielki rachunek na małym świstku. Pragnąłbym, wyznaję, aby cię bogowie stworzyli byli poetyczną.

ODREJ

Poetyczną? Co się to znaczy? Czy to co uczciwego w uczynku i słowie? Czy to co prawdziwego?

PROBIERCZYK

Prawdziwego? Ani okruszyny; bo najprawdziwsza poezja to największe kłamstwo; a że kochankowie oddają się poezji, można więc powiedzieć, że kłamią ci, co jak kochankowie przysięgają w poezji.

ODREJ

I ty byś pragnął, żeby mnie bogowie stworzyli byli poetyczną?

PROBIERCZYK

Bez wątpienia. Przysięgasz mi, że jesteś uczciwą; gdybyś była poetą, mógłbym się jeszcze przynajmniej spodziewać, że to poetyczne kłamstwo.

ODREJ

To byś nie chciał, żebym była uczciwą?

PROBIERCZYK

Tylko na przypadek, gdybyś była brzydką; bo uczciwość dodana piękności to miód ocukrzony.

JAKUB
na stronie:

Nie taki to błazen, jak się zdaje.

ODREJ

Skoro więc nie jestem piękną, proszę bogów, żeby mnie zrobili uczciwą.

PROBIERCZYK

Uczciwość jednak w brzydkiej flądrze, to jak dobra potrawa w nieczystym naczyniu.

ODREJ

Nie jestem flądrą, choć, dzięki Bogu, jestem brzydką.

PROBIERCZYK

A więc dzięki Bogu za twoją brzydotę: fląderstwo może przyjść później. Bądź co bądź, biorę cię za żonę i w tym celu byłem u proboszcza najbliższej wsi, księdza Oliwera Psujteksta; obiecał mi przyjść tu do lasu, aby nas sparzyć.

JAKUB
na stronie:

Chciałbym być świadkiem tego spotkania.

ODREJ

Szczęść nam, Boże!

PROBIERCZYK

Amen. Człowiek słabego serca mógłby zachwiać się w tym przedsięwzięciu, bo tu za kościół mamy las, a za zgromadzenie wiernych tylko rogate bydlęta. Lecz cóż stąd? Tylko śmiało naprzód! Rogi, choć niemiłe, są potrzebne. Powiedziano jest: niejeden człowiek nie wie, gdzie koniec jego szczęścia; wielka prawda; niejeden człowiek ma dobre rogi, a nie wie, gdzie ich koniec. Zresztą to posag jego żony, a nie jego własny dorobek. Rogi! Czy rogi dane tylko biednemu człowiekowi? Bynajmniej. Najszlachetniejszy jeleń tak dobrze je nosi jak najchudsze koźlę. Czy dlatego bezżenny ma być szczęśliwy? Nie wcale; bo jak wieżami otoczone miasto od wsi lepsze, tak czoło żonatego poważniejsze od nagiej czupryny kawalera; a o ile broń jakabądźkolwiek lepsza od gołej ręki, o tyle róg droższy od braku rogów. Wchodzi Oliwer Psujtekst. Otóż i ksiądz Oliwer. Księże proboszczu, witamy! Czy chcecie skończyć nasz interes, tu, pod drzewem, czy też mamy pójść z wami do waszej kaplicy?

OLIWER

Czy masz tu kogo, który by ci oddał pannę młodą?

PROBIERCZYK

Nie chcę jej od nikogo w prezencie.

OLIWER

Trzeba jednak koniecznie, żeby ci ją kto oddał, lub małżeństwo jest nieważne.

JAKUB
pokazuje się:

Dalej! Dalej! Jeśli tylko o to chodzi, ja mu ją oddam.

PROBIERCZYK

Dobry wieczór, dobry panie «Jak się nazywasz». Jakże zdrowie? Przyszedłeś w samą porę. Bóg ci zapłać za te ostatnie odwiedziny. Rad cię widzę. Zawsze to cacko w ręku? Proszę cię, nakryj głowę.

JAKUB

Czy chcesz gwałtem się ożenić, pstrokaczu?

PROBIERCZYK

Jak wół ma swoje jarzmo, koń swoje wędzidło, a sokół swoje dzwonki, tak człowiek ma swoją żądzę; a jak się dziobią gołąbki, tak by się chciało dziobać i małżonkom.

JAKUB

I ty, przy twoim wychowaniu, chcesz żenić się pod krzakiem jak jaki żebrak? Idź do kościoła, weź dobrego księdza, który by wam wytłumaczył, co to jest małżeństwo, bo ten tu jegomość połączy was jak stolarz filtrowanie; jedno z was będzie spaczoną deską i jak mokre drzewo co dzień będzie krzywsze.

PROBIERCZYK
na stronie:

Wszystko mi się zdaje, że najlepiej będzie dla mnie, jeśli ten, a nie inny ksiądz nas ożeni, bo zapewne da nam ślub nieważny, co później będzie doskonałą dla mnie wymówką, gdy porzucę żonę.

JAKUB

Chodź ze mną i słuchaj mojej rady.

PROBIERCZYK

Idźmy, droga Oderko! Trzeba będzie wziąć ślub albo żyć grzesznie. Do zobaczenia, dobry księże Oliwerze!

Ach, mój słodki Oliwerze! 
Ach, mój dobry Oliwerze! 
Idź, gdzie oko cię poniesie! 
Bo nie jestem już w potrzebie 
Błogosławieństw brać od ciebie 
W twej kaplicy lub w tym lesie. 
 
Wychodzą. OLIWER

Mniejsza o to. Nigdy podobny tobie błazen nie odbierze mi konceptami mojego powołania.

Wychodzą. SCENA IV
Las przed chatką.
Rozalinda i Celia. ROZALINDA

Ach, daj mi pokój! Pozwól mi płakać!

CELIA

Płacz, i owszem; proszę cię tylko, nie zapominaj, że łzy nie przystoją mężczyźnie.

ROZALINDA

Alboż nie mam przyczyny płakać?

CELIA

Trudno żądać lepszej; płacz więc.

ROZALINDA

Nawet włosy jego mają kolor zdrady.

CELIA

Trochę ciemniejsze od judaszowych; a jego pocałunki? To własne dzieci Judasza.

ROZALINDA

A jednak włosy jego pięknego są koloru.

CELIA

Cudownie pięknego! Nic nad kolor brunatny.

ROZALINDA

A jego pocałunki tak pełne świętości jak dotknięcie błogosławionego chleba.

CELIA

Kupił u Diany parę ust na urząd fabrykowanych: mniszka z klasztoru Zimy nie całuje święciej; czuć w nich sam lód czystości.

ROZALINDA

Przysiągł, że przyjdzie dziś rano. Czemu nie przyszedł?

CELIA

To prawda; nie ma w nim okruszyny szczerości.

ROZALINDA

Tak sądzisz?

CELIA

Ani wątpliwości. Nie powiadam, że jest rzezimieszkiem lub złodziejem, ale co do szczerości w kochaniu, zdaje mi się, że jest pusty jak wychylona szklanka lub orzech robaczywy.

ROZALINDA

On nieszczery w miłości?

CELIA

Jest szczery, jeśli ją czuje, ale zdaje mi się, że jej nie czuje.

ROZALINDA

Czy słyszałaś, jak przysięgał, że ją czuł głęboko?

CELIA

Czuł — nie jest: czuje. Zresztą przysięga kochanka nie więcej warta, niż słowo szynkarza; obaj stwierdzają fałszywe rachunki. On mieszka w tym lesie i należy do dworu księcia, twojego ojca.

ROZALINDA

Spotkałam księcia wczoraj i miałam z nim długą rozmowę. Pytał mi się o moje pochodzenie; tak dobre jak twoje, odrzekłam; uśmiechnął się na to i pożegnał mnie. Ale co pleciemy o ojcach, kiedy tu mieszka taki człowiek jak Orlando.

CELIA

O, nie lada to człowiek! Pisze nie lada wiersze, prawi nie lada rzeczy, składa nie lada przysięgi i z nie lada łatwością je łamie o samo serce kochanki jak niedoświadczony rycerz na turniejach, który z jednej tylko strony spina konia ostrogą i łamie lancę opacznie jak gęś wysokiego rodu. Ale każdy rumak jest nie lada, na którym młodość jedzie, a którym szaleństwo kieruje. Lecz ktoś nadchodzi.

Wchodzi Koryn. KORYN
Pani, paniczu, pytaliście nieraz, 
Kto był ten pasterz miłością raniony, 
Który na trawie, przy mym leżąc boku, 
Swej pogardliwej a dumnej pasterki 
Nucił pochwały. 
  CELIA
I cóż mu się stało? 
  KORYN
Jeśli być chcecie świadkami komedii, 
Granej naprawdę przez wybladłą miłość, 
I przez pogardę czerwoną od dumy, 
Spieszcie się tylko, ja was poprowadzę. 
  ROZALINDA
O, idźmy! Idźmy! Pokarmem są bowiem 
Zakochanemu zakochanych bole; 
Idźmy! A ja ci po drodze opowiem, 
Jak ważną w sztuce tej odegram rolę. 
 
Wychodzą. SCENA V
Inna część lasu.
Sylwiusz i Febe. SYLWIUSZ
Nie gardź mną, Febe! Nie gardź, słodka Febe! 
Że mnie nie kochasz, powiedz gorzkie słowo, 
Lecz bez goryczy. Kat, którego serce 
Stwardniało częstym śmierci widowiskiem, 
Nim szyję więźnia toporem uderzy, 
O przebaczenie prosi; a ty, Febe, 
Chcesz być od kata surowszą i krwawszą? 
 
Rozalinda, Celia i Koryn pokazują się w odległości. FEBE
Twoim być katem żadnej nie mam chęci; 
Unikam ciebie, żeby cię nie dręczyć. 
Mówisz, że oczy moje śmierć miotają; 
Jaka w tym prawda, jakie podobieństwo, 
Ażeby oko, rzecz słaba i wątła, 
Co trwożne bramy przed pyłkiem zamyka, 
Mogło być zbójcą, tyranem, rzeźnikiem! 
Patrz, z całej duszy marszczę się na ciebie, 
Niech więc me oczy położą cię trupem: 
Obal się przecie i udaj zemdlenie; 
Jeśli nie możesz, miejże trochę wstydu, 
Nie kłam, że oczy moje są zbójcami. 
Pokaż mi rany przez wzrok mój zadane. 
Draśnij się szpilką, a zostanie blizna, 
Choćby na chwilę dłoń oprzyj na trzcinie, 
A trzcina wycisk na ręce zostawi; 
Gdy wzrok mój, choć go rzuciłam na ciebie, 
Żadnej ci krzywdy nie robi, bo w oczach 
Nie ma potęgi zdolnej ranę zadać. 
  SYLWIUSZ
O, droga Febe! Jeśli ujrzysz kiedy 
(A może bliżej to kiedy, niż sądzisz) 
Na świeżych licach miłości potęgę, 
O, wtedy poznasz niewidome rany, 
Które zadaje stal miłości ostra. 
  FEBE
Aż do tej chwili nie zbliżaj się do mnie; 
Gdy przyjdzie, śmiej się ze mnie bez litości, 
Ja do tej chwili śmiać się z ciebie będę. 
  ROZALINDA
zbliżając się:
Dlaczego, proszę? Kto matką jest twoją, 
Że tak się możesz urągać biednemu? 
Gdybyś i wdzięków nawet miała trochę 
(Lecz daję słowo, cała piękność twoja 
Śmiało po ciemku iść może do łóżka), 
Maszli być razem dumną i okrutną? 
Cóż się to znaczy? Czemu patrzysz na mnie? 
Tylko tandetny widzę w tobie towar 
Matki natury. Na honor, ta panna 
I mnie chce także w sidła swoje złapać. 
Nie, dumna pani, nie łudź się nadzieją: 
Ni brwi twe czarne, ni włos twój jedwabny, 
Ni jasne oczy, śmietankowe lica, 
Twej mnie urody nie zrobią czcicielem. 
A ty znów czemu, szalony pasterzu, 
Wśród ciągłych westchnień uganiasz się za nią, 
Jak wiatr ciężarny wieczną mgłą i deszczem? 
Wszak ty piękniejszym stokroć jesteś chłopcem 
Niż ona dziewką. Tacy jak ty głupcy 
Świat kapryśnymi zaludniają dziećmi. 
Nie jej zwierciadło, lecz ty jej pochlebiasz; 
W twoich się słowach urodniejszą widzi, 
Niżby się mogła w własnych widzieć rysach. 
Poznaj się, panno. Poszcząc, na kolanach, 
Podziękuj Bogu za uczciwą miłość. 
Słuchaj mej rady, sprzedaj się, gdy możesz, 
Bo nie na każdym targu znajdziesz kupca. 
Przeproś go, weź go, a kochaj go z serca: 
Najbrzydszy z brzydkich, brzydki jest szyderca. 
Weź ją, pasterzu,
1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
Idź do strony:

Darmowe książki «Jak wam się podoba - William Shakespeare (Szekspir) (czytanie dla przedszkolaków txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz