Wesele Figara - Pierre Beaumarchais (polska biblioteka txt) 📖
Sługa jako postać bardziej złożona, ciekawsza i inteligentniejsza niż jego pan. Sługa — bohater sztuki. A z drugiej strony jego pan, hrabia, pocieszna figura, której wymawia się, że dla zajęcia wysokiej pozycji społecznej nie uczyniła nic więcej niż samo przyjście na świat!
To była rewolucja na scenie, zanim doszło do rewolucji społecznej i politycznej we Francji. Figaro — niesforny sługa, z pomocą swojej narzeczonej — pokojówki Zuzanny, starają się z pomocą zmyślnej intrygi wybić panu hrabi z głowy resztki sentymentu dla dawnego prawa pierwszej nocy (łac. ius primae noctis), pozwalającego niegdyś, w strukturze feudalnej, panu deflorować świeżo poślubione żony jego podwładnych. Plus perora Marceliny w obronie kobiet posiadających nieślubne dzieci oraz motyw niedoszłego Edypa na wesoło.
- Autor: Pierre Beaumarchais
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Wesele Figara - Pierre Beaumarchais (polska biblioteka txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Pierre Beaumarchais
W altance na lewo, powiedział. To tu. Gdyby miał teraz nie przyjść, ladaco!... Te draby z kredensu nie chciały mi nawet dać pomarańczy i biszkoptów! „Dla kogóż to, moja panno?” — „Mówię panu, że dla kogoś”. — „Ho, ho! my już wiemy”. — „Więc gdyby nawet? Dlatego że hrabia nie chce go widzieć na oczy, ma już umierać z głodu?” Ba! Kosztowało mnie to tęgiego całusa w sam policzek!... Kto wie? On mi go może odda... spostrzega Figara, który się jej przygląda; wydaje krzyk Ach!...
Franusia! przebiega oczyma innych, w miarę jak nadchodzą, i mówi szorstko Dobry wieczór, panowie; dobry wieczór. Jesteście wszyscy?
BAZYLIOCi, którym kazałeś przyjść.
FIGAROKtóra godzina mniej więcej?
ANTONIOKsiężyc powinien by już wstać.
BARTOLOCóż za tajemnicze przygotowania? Mina istnego spiskowca!
FIGAROPowiedzcie mi, czy nie na wesele zgromadziliście się w zamku?
GĄSKAZa-apewne.
ANTONIOSzliśmy właśnie do parku, aby czekać sygnału uroczystości.
FIGARONie pójdziecie dalej, panowie; tutaj pod kasztanami trzeba nam wszystkim uczcić zacną narzeczoną, którą mam zaślubić, i wielkodusznego pana, który ją sobie upatrzył.
BAZYLIOAha, prawda, już jestem w domu. Chodźmy stąd, wierzcie; tu pachnie schadzką; opowiem wam resztę.
GĄSKAWró-ócimy później.
FIGAROSkoro usłyszycie moje wołanie, zbiegnijcież się wszyscy; możecie okrzyknąć Figara za bajbardzo, jeśli wam nie pokażę ładnych rzeczy.
BARTOLOPamiętaj, że roztropny człek nie szuka zwady z wielkimi panami.
FIGAROPamiętam.
BARTOLOŻe już przez samo stanowisko mają przeciw nam zawsze cztery tuzy79 w ręku.
FIGARONie licząc talentów, o których zapominasz. Ale pamiętaj też, iż człowiek, o którym wiedzą, że jest tchórzem podszyty, jest na łasce i niełasce każdego łajdaka.
BARTOLODoskonale.
FIGAROI że ja mam na nazwisko Chwat, po czcigodnych przodkach mojej macierzy.
BARTOLOIstny diabeł ten chłopak!
GĄSKAI-istny!
BAZYLIOHrabia i Zuzanna porozumieli się beze mnie: nie mam nic przeciw temu, aby ich wykierować.
FIGAROA wy, hultaje, jak wam dałem rozkaz, iluminujcie natychmiast ogród lub — na tego czarta, którego chciałbym trzymać w garści — jeśli którego wezmę za kark!...
Au! au! au! Przeklęty brutal!
BAZYLIONiech ci niebo da wszystko najlepsze, mości oblubieńcze!
O kobieto, kobieto, kobieto! Słaba i zwodnicza istoto!... Żadne żyjące stworzenie nie może chybiać swemu instynktowi: twoim jest oszukiwać!... Tak uparcie odmawiała, kiedym nalegał w obecności pani; i oto w chwili gdy składa przysięgę, w samej pełni obrzędu... Śmiał się czytając, przewrotny! A ja jak ten głupiec!... Nie, panie hrabio, nie będziesz jej miał... Nie będziesz. Dlatego że jesteś wielkim panem, uważasz się za geniusza!... Szlachectwo, majątek, stanowisko, urzędy, wszystko to czyni tak pysznym! Cóżeś uczynił dla zyskania tylu przywilejów? Zadałeś sobie ten trud, aby się urodzić, nic więcej. Poza tym człowiek dość pospolity; gdy ja, do kata, zgubiony w lada jakiej ciżbie, jedynie aby istnieć, musiałem rozwinąć więcej talentów i rachuby, niż ich zużyto od stu lat, aby rządzić całą Hiszpanią. I ty chcesz walczyć... Idą... to ona... nie, nie ma nikogo. Noc czarna jak diabeł... I oto odgrywam tu głupią rolę męża, mimo że jestem nim tylko w połowie. siada Czy może być coś osobliwszego niż mój los? Syn nie wiadomo czyj, skradziony przez opryszków, wychowany w ich obyczaju, przykrzę sobie tę kompanię i pragnę się imać uczciwego życia: ba! Wszędzie mnie odtrącają! Uczę się chemii, farmacji, chirurgii: i cała protekcja wielkiego pana ledwie zdoła uzyskać, aby mi dano w rękę lancet konowała!... Zbrzydziwszy sobie dręczenie chorych bydląt rzucam się — biorąc wręcz przeciwne rzemiosło — na łeb na szyję w teatr: abym był sobie przywiązał kamień do szyi! Klecę komedię na tle współczesnych obyczajów. Jako autor hiszpański rozumiałem, iż mogę kpić bez skrupułu z Mahometa: natychmiast poseł... nie wiem już czyj? skarży się, że obrażam mymi wierszami Wysoką Portę, Persję, część półwyspu Indów, cały Egipt, królestwo Barka, Trypoli, Tunisu, Algieru i Maroka; i oto puszczono z dymem moją komedię dla spodobania się władcom mahometańskim, z których ani jeden, jak sądzę, nie umie czytać i którzy znęcają się nad naszym grzbietem, wołając nas psami chrześcijańskimi. Nie mogąc spodlić talentu, świat mści się, prześladując go. Policzki zaczęły mi się zapadać, zewsząd oblegały mnie terminy; ujrzałem z dala widmo ohydnego komornika, z piórem za peruką: z drżeniem zbieram resztkę sił. Wszczyna się dyskusja o naturze bogactw, że zaś nie trzeba znać rzeczy, aby o niej rozumować, tedy nie mając szeląga przy duszy, piszę traktat o wartości pieniędzy i czystym ich produkcie: i oto wnet widzę z głębi dorożki spuszczający się dla mnie zwodzony most turmy80, u której wrót zostawiłem nadzieję i wolność. wstaje Jakże siada z powrotem chciałbym mieć w garści jednego z owych czterodniowych mocarzy, tak lekkich w rozdzielaniu katuszy! Kiedy niełaska spłukałaby trochę jego pychę, powiedziałbym mu... że głupstwa drukowane mają wagę jedynie tam, gdzie się krępuje ich obieg; że bez swobody krytyki nie ma zaszczytnej pochwały, że jedynie mali ludzie lękają się małych pisemek. siada z powrotem Sprzykrzywszy sobie żywienie niesławnego pensjonariusza, wypuszczono mnie wreszcie na ulicę: że zaś jeść obiad trzeba, choć się już nie siedzi w więzieniu, zacinam na nowo pióro i pytam naokół, o czym ludzie mówią. Dowiaduję się; iż podczas mych ekonomicznych wywczasów ustanowiono w Madrycie system wolności produktów rozciągający się nawet na płody pióra i że bylem nie wspominał o zwierzchności ani o religii, ani o moralności, ani o urzędnikach, ani o uprzywilejowanych stanach, ani o operze, ani o innych widowiskach, ani o nikim, kto z czymkolwiek ma coś do czynienia, wolno mi wszystko drukować swobodnie pod pieczą dwóch czy trzech cenzorów. Aby skorzystać z tej lubej swobody, zapowiadam pismo periodyczne i sądząc, iż nie wejdę do niczyjego ogródka, daję mu miano „Dziennik Bezużyteczny”. Tam do licha! Widzę, jak się podnosi przeciw mnie tysiąc żyjących z kałamarza nieboraków; zamykają mi pismo i otom znów bez zajęcia. Rozpacz mnie już ogarnia; ktoś zakrzątnął mi się o posadę, ale, nieszczęściem, miałem kwalifikacje: trzeba było rachmistrza, otrzymał ją tancmistrz. Pozostało mi już tylko kraść; puściłem się na banczek faraona81; dopieroż, moi ludzie! zaczynają się kolacyjki, tak zwane dobre towarzystwo otwiera mi uprzejmie domy, zatrzymując dla siebie trzy czwarte zysku. Mogłem się odratować; zaczynałem rozumieć, że aby wyjść w świecie na swoje, lepiej być filutem niż mędrcem. Ale ponieważ każdy dokoła łupił, wymagając, abym był uczciwym, trzebaż było zginąć jeszcze i tym razem! Miałem już dość; postanowiłem rozstać się ze światem: dwadzieścia sążni wody miało mnie odeń oddzielić, kiedy dobrotliwy Bóg wrócił mnie do pierwotnego stanu. Podejmuję tedy dawny tobołek i pasek z angielskiej skóry; następnie, zostawiając na szerokim gościńcu dym głupcom, którzy się nim karmią, oraz wstyd, jako zbyt ciężki dla piechura, idę od miasta do miasta, goląc brody: nareszcie żyję bez troski. Wielki pan zjeżdża do Sewilli; poznaje mnie, pomagam mu do żeniaczki: w nagrodę, że dzięki mym staraniom posiadł swoją żonę, dobiera się do mojej! Stąd intrygi, burze... Bliski stoczenia się w przepaść, w chwili gdym miał zaślubić własną matkę, nagle odnajduję całą rodzinę. wstaje podrażniony Kłócą się: to ty, to on, to ja, to wy; nie, to nie my; eh! któż tedy, u diaska? osuwa się na ławkę O dziwny ciągu wypadków! W jaki sposób zdarzyło mi się to wszystko? Czemu to, nie co innego? Któż zawiesił te rzeczy nad mą głową? Zmuszony przebiegać drogę, na którą wszedłem, nie wiedząc o tym, świadom, że ją opuszczę bez własnej woli, umaiłem ją tylą kwiecia, na ile pozwoliła mi moja wesołość: a i to, mówię moja wesołość, nie wiedząc, czy ona jest bardziej moja niż co insze, ani co jest owo ja, które mnie zaprząta: bezkształtne skupienie nieznanych cząstek; później wątłe, bezrozumne stworzenie: swawolne zwierzątko; młodzieniec rwący się ku rozkoszy, użyciu, praktykujący wszystkie rzemiosła, aby istnieć; tu pan, tam sługa wedle kaprysu Fortuny! Ambitny z próżności, pracowity z potrzeby, ale leniwy... z rozkoszą! Mówca w razie niebezpieczeństwa; poeta dla wytchnienia; muzyk z konieczności; kochanek okresami w ataku szaleństwa; wszystkom widział, wszystkom robił, wszystkiegom użył. Później złudzenia rozwiały się: rozczarowany... Zuziu, Zuziu, Zuziu! Ileż ty mi cierpień zadajesz!... Słyszę kroki... nadchodzą. Oto moment.
Tak, Marcelina mówiła, że Figaro tu będzie.
MARCELINAToteż jest; mów ciszej.
ZUZANNATak więc jeden słucha, a drugi ma przyjść na schadzkę. Zaczynajmy.
MARCELINAAby nie stracić słowa, skryję się w altanie.
Pani drży! Czyżby z zimna?
HRABINAWilgoć jest, już wrócę.
ZUZANNAJeśli pani mnie nie potrzebuje, odetchnę nieco pod tymi drzewami.
HRABINAZaziębisz się.
ZUZANNAPrzyzwyczajona jestem.
FIGAROTak się zdaje!
La, la, la, la.
Pazik!
CHERUBINKtoś tu chodzi; spieszmyż do mego schronienia, gdzie Franusia... Zawszeć to kobieta!...
HRABINAHa! Wielkie nieba!
CHERUBINCzy się mylę? Sądząc po tym wianku, który rysuje się w zmroku, zdaje się, że to Zuzia.
HRABINAGdyby Hrabia nadszedł!...
Tak, to urocza dziewczyna, którą wołają Zuzia. Ha! Czyż mógłbym się omylić po miękkości tej rączki, po jej nagłym drżeniu, a zwłaszcza po biciu mego serca!
Idź stąd!
CHERUBINJeśli współczucie sprowadziło cię umyślnie w ten zakątek, gdzie jestem ukryty od dawna...
HRABINAFigaro ma nadejść.
HRABIACzy to nie Zuzię widzę?
CHERUBINCo mi Figaro! Wcale nie jego oczekujesz...
HRABINAKogóż więc?
HRABIAJest ktoś z nią.
CHERUBINHrabiego, szelmeczko, który prosił cię o tę schadzkę dziś rano, kiedym przycupnął za fotelem.
HRABIAZnów ten paź piekielny!
FIGAROMówią, że nie trzeba podsłuchiwać!
ZUZANNAMały papla!
HRABINAZrób mi tę grzeczność i oddal się.
CHERUBINNie wcześniej w każdym razie, aż uzyskam zapłatę mego posłuszeństwa.
HRABINACóż takiego?...
CHERUBINNajpierw dwadzieścia całusów na twój rachunek, a potem sto na rachunek twej pięknej pani.
HRABINATy śmiałbyś?...
CHERUBINOjej! Tak, śmiałbym. Ty zajmujesz jej miejsce przy ekscelencji; ja miejsce pana hrabiego przy tobie: najgłupszą rolę gra w tym Figaro.
FIGAROA, obwieś!
ZUZANNAZuchwały jak paź.
Och, Nieba!
FIGAROByłbym zaślubił miłą lalusię!!
To pan hrabia!
Muszę...
HRABIASkoro nie ponawiasz całusa...
Uwagi (0)