Darmowe ebooki » Epos » Odyseja - Homer (czy można czytać książki w internecie za darmo .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Odyseja - Homer (czy można czytać książki w internecie za darmo .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Homer



1 ... 25 26 27 28 29 30 31 32 33 ... 55
Idź do strony:
każesz, to się wszystko dokładnie przedłoży, 
Skoro na miejscu staniem. Obym tak z powrotem 
Mógł ojca zastać w domu i mówić mu o tem, 
Jak mnie tu ugościło przyjęcie łaskawe, 
Jak sute upominki dano na odprawę!” 
Gdy to mówił, wtem orzeł mignął z prawej strony878; 
Dużą, białą gęś dworską pochwycił on w szpony 
I z nią leciał, a za nim z wrzaskiem tuż, tuż goni 
Zgraja chłopów i kobiet. Orzeł blisko koni 
Skręcił w prawo i wionął. Widok niespodziany 
Ucieszył i otuchą napełnił młodziany, 
Aż Menelę Pejsistrat zagabnął słowami: 
„Pomyśl-no, władco ludów, czy znak ten za nami, 
Czy za tobą879, i komu wróżbę niebo zsyła?”  
A właśnie go ta wróżba już zastanowiła, 
Bo myślał, co by wnosić miał z tej tajemnicy, 
Gdy go ubiegł w tym dowcip880 pięknej połowicy: 
„Wieszczę wam! Posłuchajcie, co mi wlali w duszę 
Bogowie, a co wkrótce spełni się, jak tuszę881: 
Orzeł po łup przyleciał i gęś uniósł białą 
W te skały, gdzie i gniazdo ma, i dziatwę małą; 
Tak Odysej po długiej tułaczce i biedzie 
Kiedyś w próg swego zamku jako mściciel przyjdzie, 
Lub już przyszedł i gachom śmierć już zapowiada”. 
Więc Telemach jej na to: „Oby ten, co włada 
Niebem, Hery małżonek piorunny, to sprawił! 
Niech się ziści, a będę cię jak bóstwo sławił!” 
Rzekł i zaciął rumaki; lotnymi kopyty 
Wpadły w miasto, po równi cwałują odkrytej 
Przez dzień cały; gdy ciemny mrok poczernił szlaki, 
Do zamku Dioklesa przybyli junaki. 
Ojcem jego Orchiloch, syn Alfeuszowy. 
U Diokla tam w Ferach i nocleg gotowy 
Znaleźli, i gościnne przyjęcie im dano. 
Ze wschodzącą nazajutrz Jutrzenką różaną, 
Zaprzągłszy, jadą dalej w przekrasnej kolasie 
Przez bramę, aż w przysionkach turkot rozlega się. 
Tak pędząc, wóz ich prędko tę drogę przemierzył 
Do Pylos. Wtem Telemach druhowi się zwierzył: 
„Nestorydzie882! Mam prośbę, lecz chcę wiedzieć, czy mi 
Jej nie odmówisz? Wszak my z dawna pobratymi 
Przez ojców naszych przyjaźń; równe nasze lata, 
A ta podróż tym ściślej jeszcze nas pobrata. 
Otóż wstrzymaj wóz, proszę, gdzie okręt mój czeka; 
Tam wysiądę. Twój stary — sprawa z nim nielekka — 
Gotów by mnie nie puścić, gościć bez ustanku, 
Kiedy mnie tak się śpieszy; zrób to, mój kochanku!” 
Rzekł, a Nestoryd w duchu już wszystko obliczył, 
Aby spełnić najlepiej, co sobie druh życzył. 
I ta rada najlepszą zdała się w tej mierze, 
Że skręcił zaraz końmi nad morskie wybrzeże 
I na pokład okrętu jął wynosić dary 
Dane od Menelaja, te złote puchary 
I te szaty, a nagląc rzekł skrzydlate słowo: 
„Śpiesz na okręt i zbieraj czeladź okrętową; 
Zwiń się, nim w zamku stanę i ojcu zdam sprawę. 
Już czuję, jaką przyjdzie odbyć z nim przeprawę: 
Starzec to popędliwy; sam on tutaj wpadnie, 
Naciśnięty przez niego nie wymkniesz się snadnie883. 
Już go widzę, jak przyjdzie i zmiesza ci szyki”. 
Powiedziawszy to, zaciął grzywiaste koniki, 
Przez gród Pylu przejechał, stanął przed mieszkaniem. 
Telemach zaś na swoich wołał z naleganiem: 
„Ładzić884 nawę, a żywo, towarzysze mili! 
Wsiadać i dalej w drogę, nie traćmy ni chwili!” 
Posłuszni, rozkaz jego wykonali pędem, 
Do wioseł się rzucili i zasiedli rzędem. 
Gdy był gotów, na tylnym okrętu pokładzie 
Jął odprawiać ofiarę Atenie Palladzie. 
Wtem stanął przed nim jakiś przychodzień z daleka, 
Z Argos, skąd aż tu uciekł, zabiwszy tam człeka. 
Wieszczkiem był i potomkiem po Melampie owym, 
Co ongi mieszkał w Pylu, słynnym owiec chowem, 
Bogaczu, co rozliczne dwory miał i włości, 
Lecz się przeniósł gdzie indziej, gwoli885 zuchwałości 
A i pychy Neleja, gdyż ten pan zuchwały 
Zagrabił mu majątek i trzymał rok cały. 
On tymczasem na zamku Filaka zamknięty 
Srodze cierpiał, dźwigając sromotne tam pęty886, 
Przez córę Neleusa i zaciekłość oną, 
Jaką mściwa Erynna887 zatruła mu łono. 
A jednak uszedł Kery888 — bowiem z łąk Filaki 
Woły pognał do Pylos i zemścił się taki889 
Na Neleju, za pychę jego — i dla brata 
Przyprowadził małżonkę. Sam w inny kąt świata 
Poszedł i osiadł w Argos koniorodnej ziemi, 
Gdzie los go zrobił władcą nad ludy licznymi, 
i Tam pojął sobie żonę, zamek wybudował, 
Dwóch synów, Antifata, Mancja się dochował. 
Antifat Oiklesa spłodził, a ten synem 
Szczycił się Amfiarajem890, który trząsał gminem; 
A choć go Zeus891 egidny892 i Feb893 swą miłością 
Darzyli — on się przecież nie cieszył starością, 
Lecz zmarł w Tebach z powodu przeniewierstwa żony. 
Alkmeon894 i Amfiloch z niego był zrodzony, 
Mancjos miał Polifejda synem i Klejtosa; 
A tego mu porwała różana Eosa 
Gwoli jego krasoty895, by zasiadał z bogi. 
Polifejdzie Apollo nadał przymiot drogi 
Wieszczenia — i był wieszczem między żyjącymi 
Pierwszym po Amfiaraju, gdy zeszedł z tej ziemi; 
Potem do Hyperei przeniósł się z powodu 
Waśni z ojcem — i z wieszczb swych słynął śród narodu. 
Był to właśnie syn jego zwan Teoklimnesem, 
Który do Telemacha przystąpił obcesem, 
Gdy ten stojąc u burty lał z wina obiatę896, 
Zagabł897 go ów i słowa posłał mu skrzydlate: 
„Mój druhu! Ty, jak widzę, ofiarą zajęty; 
Więc, zaklinam cię na nią i na cel jej święty, 
Na twoją głowę własną i czeladzi twojej, 
Że mi odpowiesz prawdę szczerą, jak przystoi: 
Ktoś jest? Z jakiego kraju? Rodzina twa jaka?” 
Więc otrzymał odpowiedź wraz od Telemaka: 
„Cudzoziemcze! Usłyszysz mowę niekłamaną: 
Itaka mą ojczyzną, Odys — ojca miano. 
Oby żył! Lecz on dawno smutną śmiercią zginął! 
Przetom go na okręcie tym szukać popłynął, 
By się zwiedzieć o losie drogiego rodzica”. 
Na to mu Teoklymen rzekł pięknego lica: 
„I jam tułacz bez ziemi, bom w rodzinnej stronie 
Zabił kogoś, co w Argos hodującym konie 
Miał krewnych i przyjaciół, używał czci wielkiej; 
Więc uchodząc odwetu ich ręki mścicielki, 
Tu zabiegłem, na żywot już skazan tułaczy. 
Błagam cię, weź mnie z sobą, a błagam w rozpaczy: 
Zabiją mnie — co tylko nie widać pogoni”. 
Na to roztropny młodzian: „O, niechże bóg broni, 
Abym cię z łodzi wypchnął! Gdy chcesz z nami płynąć, 
Wsiadaj! Dzieląc się z tobą, nie damy ci zginąć”. 
Tak witając przybysza, wziął mu z rąk spiżowy 
Oszczep, i ten na pomost złożył okrętowy; 
Sam potem wszedł do środka nawy owioślonej, 
Siadł u burty, a przy nim usiadł zaproszony 
Teoklymen. Już jedni łódź odcumowali, 
Drudzy ład robiąc wewnątrz nawy się krzątali; 
Telemach ich naganiał, więc robią, co każe. 
Sosnowy maszt zatknąwszy w drążonym ligarze898, 
Wyprostowali, w mocne ujęli go sznury, 
I na rzemieniach żagle podciągli do góry. 
Zaraz im wiatr pomyślny zesłała Pallada: 
Z szumem lecąc z obłoków, wiatr na okręt wpada, 
Po słonej go powierzchni pędzi jak w zawody, 
Że wnet Kruny899 ominą i Chalkisu900 wody. 
Słońce zgasło, dokoła szlaki poczerniały — 
Telemacha do Fejów901 wiatry już zagnały. 
Stamtąd mijając Elis, gdzie władną Epeje, 
Mknął ku kolczastym wyspom902, a w duchu truchleje, 
Myśląc, czy śmierci ujdzie, czy głową nałoży. 
Podczas903 siedział Odysej, a z nim pastuch boży, 
W zagrodzie; wśród czeladzi wieczerzą się krzepił. 
Gdy zjedzono, wypito, witeź904 znów zaczepił 
Słówkiem, by Eumajosa doświadczyć w potrzebie, 
Azali905 go jak gościa dłużej tu u siebie 
Zatrzyma, czy do miasta odprawi dla zbytu. 
„Czy wiesz co, Eumajosie? — rzekł. — Jutro do świtu 
Zbieram się iść do miasta po żebranym chlebie; 
Nie chcę dłużej ciężarem być dla was i ciebie. 
Tylko radą mnie opatrz i daj mi na drogę 
Przewodnika, gdyż w mieście sam sobie pomogę. 
Łażąc tędy owędy po prośbie, obaczę, 
Czy w zysku da kęs chleba rzemiosło żebracze. 
Nawet w zamek Odysa chciałbym się odważyć, 
Z Penelopą o różnych wieściach coś pogwarzyć, 
Zetknąć się też i z pyszną rzeszą zalotniczą: 
Z mnóstwa potraw na stole może coś użyczą. 
Jeśli służby mej zechcą, najzręczniej się sprawię. 
Ależ słuchaj! I dobrze rozum, co-ć wyjawię: 
Oto z łaski Hermesa, co wdziękiem pięknoty 
I pomyślnością ludzkie zwykł wieńczyć roboty, 
Nie sprosta mi nikt w służbie pilnej — to rzecz pewna: 
Umiem ogień rozpalić, suche łupać drewna, 
Lać wino, mięso krajać i obracać rożny — 
Zgoła wszystko, co od sług wymaga pan możny”. 
Zmartwion tym, wraz mu odrzekł boski nasz pastucha906: 
„Gościu mój! Jakaż znowu ugryzła cię mucha, 
Że się chcesz na niechybne nieszczęście narazić? 
Po cóż ci między gachy wyuzdane włazić, 
Których gwałty już biją w nieb żelazne stropy! 
Oj! Nie takie im służą przecie, jak ty, chłopy, 
Jedno w chlajny, chitony przystojne ubrane, 
Młodziki gładkolice, wonne, uczesane: 
Tacy służą do stołów toczonych, chędogich907, 
Gnących się od win, mięsiw i od chlebów mnogich. 
Zostań z nami, twa bytność nikomu nie wadzi, 
Ani mnie, ni żadnemu z naszej tu czeladzi: 
Niech tylko syn Odysa jedyny powróci, 
Chlajnami, chitonami całego zarzuci, 
I odeśle, gdzie sercem pragniesz być i głową”. 
Na to cierpiciel Odys odrzekł taką mową: 
„Obyś ty, Eumajosie, był tak miły bogu, 
Jak mnie jesteś, za litość nad nędzą w barłogu 
I przytułek mi dany! Los różnie uciska, 
Lecz najsrożej, gdy człeku nie da przytuliska, 
A wzgardę, poniewierkę co dzień musi przeżyć, 
By tylko krzyk głodnego żołądka uśmierzyć! 
Lecz gdy chcesz, bym na jego poczekał przybycie, 
To mi też coś o ojcu i matce powiecie 
Odyseja; on ponoś, wychodząc na boje, 
Już dobrze podstarzałych zostawił oboje, 
Żyją-ż oni? Słoneczne świecą-ż im promienie? 
Czy zmarli, hadesowe zamieszkują cienie?” 
Wódz pasterzy, Eumajos, tak mu odpowiedział: 
„Z ust mych prawdę usłyszysz, wszystko będziesz wiedział. 
Laertes dotąd żyje, choć boga wciąż prosi, 
By śmierć zesłał na niego; życia już nie znosi, 
Odkąd utrata syna serce mu rozdarła 
I odkąd mu małżonka908, cna pani, umarła. 
Z płaczu przyszła nań starość wczesna i przygniata; 
Ona także z tęsknoty po synie909 ze świata 
Zeszła śmiercią okropną. O! Niech tak nie kończy 
Nikt dobry, kto mnie kocha, z kim przyjaźń mnie łączy! 
Dopóki ona żyła, choć smutkiem przybita, 
Dopóty wszystkim dla mnie była ta kobieta. 
Szukałem jej, rozmawiał — bom chował się przecie 
Z długoszatną Ktimeną910 jak własne jej dziecię, 
Z tą ostatnią jej córką, panną urodziwą; 
I była ona matką dla mnie nie mniej tkliwą. 
Ktimena gdy dorosła, jam chłopak był jary — 
Wydano ją do Same, a bogate dary 
Wzięto za nią. Wraz matka chiton mi chędogi911 
A i chlajnę sprawiwszy, toż sandał na nogi, 
Wysłała na wieś, coraz kochała mnie czulej. 
Dziś już nie mam nikogo, nikt mnie nie przytuli! 
Za to pracy mej jakoś błogosławią nieba: 
Mam co jeść i pić, gościa przyjmę jak potrzeba, 
Lecz od mojej dziedziczki nic mi już nie spadnie, 
Ani datek, ni słowo, odkąd domem władnie 
Ta zgraja najezdników. A sługom tak miło 
Mówić z panią czasami, jak to dawniej było, 
Przetrącić coś z jej łaski, zapasik wziąć w pole, 
Bo to zniewala sługi i słodzi ich dolę...”. 
Na to przemyślny Odys rzekł mu: „Czy być może!? 
Toś ty dzieckiem był wtenczas, kiedyś tu niebożę 
Odbił się od rodziców, od rodzinnej ziemi? 
Ależ jak się to stało? Proszę, powiedz-że mi! 
Czy miasto, gdzie rodziców miałeś i rodzinę, 
Wrogowie najechawszy zburzyli w perzynę? 
Czy cię od krów i owiec rabusie porwali 
I zawlókłszy na okręt aż tutaj sprzedali 
Komuś, który za ciebie zapłacił sowicie?” 
Na to pastuch Eumajos: „Kiedy tak prosicie, 
Gościu mój, to odpowiem na pytanie wasze. 
Siedźcie sobie, a pełną wychylajcie czaszę. 
Noc długa i wywczasu912 może kto chce zażyć — 
A kto nie chce, przyjemnie może noc przegwarzyć. 
Nikt cię tu nie przymusi do spania — sen długi 
Wadzi zdrowiu. A jeśli tam jeden lub drugi 
Kwapi się913 już do łóżka, to niech się położy. 
Za to jutro o rannej zbudziwszy się zorzy, 
Po śniadaniu, wraz trzodę na paszę wywiedzie. 
My zaś sobie tu w dwójkę zasiadłszy, sąsiedzie, 
Jeść będziem i popijać, i szukać osłody 
W zwierzeniach się z niejednej minionej przygody. 
Bo taki, co się tułał i nędz zaznał wiele, 
Lubi czasami grzebać w tych cierpień popiele. 
A więc ci to opowiem, o coś pytał, druhu. 
Jest wyspa Syria, może wiesz o niej z posłuchu, 
Leży w górze Ortygii, na słońca zwrotniku, 
Niewielka, ale żyzna. Owiec tam bez liku 
I bydełka, i winnic, i zboża się chowa, 
Głód nie znany i nigdy zaraza morowa 
Biedne ludzie nie trapi914, lecz gdy wiek zgrzybiały 
Przyjdzie na nich, Artemis ze swoimi strzały, 
Toż Apollon ów łucznik pojawia się boży, 
Strzelają i strzał cichy nieznacznie umorzy. 
Na wyspie dwa są miasta, kraj ma dwie połowy, 
Nad obiema był królem syn Ormenidowy 
Ktesios, mój ojciec, bogom z wejrzenia podobny. 
Raz więc okręt Feników, a lud to sposobny 
Do żeglugi, lecz chytry, przywiózł był towary 
Świecideł rozmaitych. W domu zaś mój stary 
Miał Fenijkę wysmukłą i ładną kobietę, 
Ręcznych robót świadomą. Feniki te
1 ... 25 26 27 28 29 30 31 32 33 ... 55
Idź do strony:

Darmowe książki «Odyseja - Homer (czy można czytać książki w internecie za darmo .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz