Darmowe ebooki » Epos » Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖

Czytasz książkę online - «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Ludovico Ariosto



1 ... 263 264 265 266 267 268 269 270 271 ... 334
Idź do strony:
class="verse">Zbił ich, najmniejsza dusza żywą nie została; 
Poszedł dalej, arabskiej gdzie kwiat stoi młodzi, 
Rozlewa krew haniebnie, srogą bitwę zwodzi. 
  52
I razu darmo krwawej szable nie wyniesie, 
Strach w zagniewanej twarzy, a śmierć w ręku niesie; 
Gdzie się obróci, zaraz wielkie widać rany, 
Kogo zarwie, od dusze leci odbieżany. 
Żadnemu nie przepuszcza, nie żywi żadnego, 
Wszyscy polegli z wojska nieprzyjacielskiego. 
Na pół śpiący, bezbronni i strachem objęci, 
Nie bronią się tem, co tak są sławni i wzięci. 
  53
Więc dla więtszej bojaźni, kiedy ich mordował, 
Muzyce Rynald trąbić trwogę rozkazował; 
Głosy się pod obłoki z wiatrami mieszają, 
Ci dusze ze krwią leją, ci jęczą, stękają. 
Potem Bajarda mocno zewrze ostrogami, 
Ten przebywa głębokie rowy z poręczami, 
Rwie sznury, wielkie, małe wywraca namioty, 
A pan z niego farbuje krwią pogańską płoty. 
  54
Nie beł żaden tak duży ani beł tak śmiały, 
Coby mu z strachu włosy na głowie nie wstały, 
Najsławniejsze gdy słyszał imię Rynaldowe, 
Które Echo śle miedzy ściany obozowe. 
Ucieka afrykańska hałastra z Hiszpany, 
Drogi sprzęt w stanowisku został odbieżany. 
Milsze zdrowie: to każdy w przód unosić woli, 
Gdy się w nieszczęsnem razie nie dzieje po woli. 
  55
W też tropy najmężniejszy za niem Gwidon chodzi, 
Gwałt1732 wkoło niego trupów we krwi hojnej brodzi. 
Gwiciardyn z Sansonetem drogę ostrą bronią 
Wolną czynią, gdzie bieżą, gdzie wodzami skłonią. 
Rwie gęste hufce Alard i miedzy śmierciami 
Harde roty hiszpańskie pędzi z Arabami. 
Tęż robotę wszystek pułk odprawuje, który 
Wespół z swojem Rynaldem wyszedł z Jasnej Góry. 
  56
Sześćset miał Rynald z sobą ludu walecznego, 
Z Montalby i z przyległych krajów zebranego; 
A tak do wojen krwawych zaprawieni byli, 
Iż i zimie i lecie1733 we zbrojach chodzili. 
Mirmidonowie kiedyś Achillesa swego 
Tak słuchali, tak zdrowie swe kładli dla niego. 
Nie dziw: wybierano ich z mężów najprzedniejszych, 
Jakowi się nie najdą wieków pośledniejszych1734. 
  57
A lub to Rynald nie beł tak barzo bogaty, 
Aby dla nich codzienne podejmował straty, 
Ochotą jednak, jawnej pełną życzliwości, 
I twarzą, w której obraz tkwiał słodkiej ludzkości, 
Tak zniewala i tak ich pociąga ku sobie, 
Iż wszyscy, byle on zdrów został, ledz chcą w grobie. 
Ci zawsze w Jasnej Górze w dziedzińcu mieszkali 
I nigdy, prócz gwałtownych trwóg, nie wyjeżdżali. 
  58
Teraz, aby posiłek prędki dał Karłowi, 
Zostawiwszy swemu straż niewielką zamkowi, 
Wiedzie na Sarraceny ludzie najmężniejsze, 
O których to są mowy moje teraźniejsze, 
Ludzie, którzy wnet wielką szkodę uczynili 
W pogaństwie, jak więc wilcy, gdy ich zapuścili 
Głodnych do stada owiec, jak tygrys, lew srogi, 
Kiedy rozdziera, zrze tłum zwierząt mdłych ubogi. 
  59
Dał znać Karłowi Rynald, iż Paryża blizko 
Krwawe z pogaństwem zacząć chce w nocy igrzysko, 
Aby, jeśli potrzebę ujrzy tego jaką, 
Z drugiej strony rozkazał pomoc dać wszelaką. 
Czekał, wiadomość wziąwszy, cesarz z przedniejszemi 
Wojska swego pospołu, chcąc się złączyć z niemi; 
Przy niem beł Monodantów syn, pięknej dziewczyny 
Zdrowie, rozkosz, pociecha, przyjaciel jedyny. 
  60
Którego ona wiele dni pilno szukała, 
Wszystkę Francyą kołem i wszerz objechała, 
A tam nad spodziewanie z znaku wiadomego 
Poznawa go, co w śrzodku tarczy beł u niego. 
Zdumiał się Brandymarte, gdy obaczył swoje 
Kochania, i przykre w skok opuściwszy boje, 
Bieży ku niej; miłość mu wnętrzności przejmuje, 
Tysiąckroć ją obłapia, tysiąckroć całuje. 
  61
Takiej ufności, takiej o pannach beł wiary 
Dawniejszy świat szczęśliwy, wiek późny1735 i stary, 
Iż wolno było białej płci jeździć, gdzie chciała, 
Bez baby ochmistrzyniej, co ją w mocy miała. 
I lubo się to druga wędrówką bawiła 
Czas długi, niesławy jej żadnej nie czyniła. 
Fortunne po dziesięćkroć dni na ten czas były, 
Przeklęte teraźniejsze w spak to odmieniły. 
  62
Prawi Brandymartowi Fiordylizi swemu, 
Co się przydało grabi najnieszczęśliwszemu; 
Ten ledwie słowom wierzy pięknej białej głowy, 
Choć szczerej, choć prawdziwej świadom już jej mowy. 
Powiada mu, oczyma iż na to patrzyła 
Własnemi, gdy go szukać po świecie jeździła, 
Jako okrutny srodze zabijał każdego, 
Gdy się trafunkiem dostał w duże ręce jego. 
  63
Jak beł z niebezpieczeństwem dużem we złej toni 
Na moście, gdzie z Algieru zły król prześcia broni, 
Grób zbrojami, gwałtownie z rycerzów zdartemi, 
I cmyntarz zdobiąc wkoło szatami cudzemi, 
Z którem w pasy się Orland ująwszy serdeczny, 
Spadł prosto w głęboki bród i wir niebezpieczny 
I tam ledwie pohańca nie utopił złego, 
Który dla ciężkiej zbroje dna dosiągł samego. 
  64
Syn Monodantów, grabię iż z dusze miłował, 
Serdecznie mizernego przypadku żałował; 
Odważa się szukać go, pracej nie lituje, 
Aż go najdzie gdziekolwiek, aż go poszlakuje. 
Wsiada na konia, smutny, zaraz w onej dobie, 
Za przewodnika wziąwszy piękną dziewkę sobie; 
Myśli, jako postąpić; trudno wynicować 
Durnego1736: zawsze on chce swych głupstw naśladować. 
  65
Tam jedzie, gdzie go dziewka nadobna widziała, 
Kiedy się zapaśnicza potrzeba staczała. 
Dzień po dniu drogę śpieszy, aż przybył do tego 
Mostu, kędy straż broni przejazdu wolnego. 
Trąbią w róg, aby słysząc Rodomont surowy, 
Według zwyczaju gościa przyjąć beł gotowy. 
Ten w ocemgnieniu zbroję wdział, miecz przypasuje, 
Wsiadł na koń, Brandymarta w pół mostu pilnuje. 
  66
Dużem głosem, co równy jego okrutności, 
Woła: »Ktokolwiek, coś tu w ten kraj i w te włości 
»Lub niefortuną przybył lub błądzeniem drogi, 
»Widzisz krwie niesyty most tyrański i srogi: 
»Zsiądź z konia, zdejmuj zbroję wprzód, nim szyję twoję 
»Utnę, wysławiaj ten grób i w niem dziewkę moję. 
»Zsiądź zaraz, bo pewnie stąd już się nie wykręcisz: 
»Miłosierdzia tu niemasz, daremnie się smęcisz«. 
  67
Nic na to, ale drzewo w rzemienny tok włożył 
Brandymarte i prosto ku niemu je złożył, 
Aby onej zuchwałej ukazał dużości1737, 
Iż choć sił nie tak wiele, lecz ma z nię śmiałości1738; 
Bartolda1739 ostrogami w oba boki kole, 
Dla proby wypuszcza mu1740 wprzód przez miękkie role. 
Bieży i drugi na swem w najprędszem zawodzie 
I ledwie się opiera przy mostowem wzwodzie1741. 
  68
Ustawicznem zwyczajem tak beł zaprawiony 
Koń jego, iż po moście onem, niezlękniony, 
Biegł raźno, i już mu to nie nowina była 
Zrzucić wielu, którem zaś rzeka dokuczyła. 
Bartold po drżących deszczkach nie tak bieży śmiało, 
Bo iż most z niem upadał, ponno mu się zdało. 
Atoli przecię oba do siebie skoczyli 
I gdzie niebezpieczniejszy raz, w czoła mierzyli. 
  69
Drzewa, które pomniejszych tramów na kształt były, 
Tak w namocniejsze zbroje przykro uderzyły, 
Iż choć się to w swych siedlech sami osiedzieli, 
Po niesłychanem razie, który spólnie wzięli, 
Konie ich oba duże i oba ćwiczone 
Upadły na tarcice, przez most przełożone; 
Upadły, a z ciał pańskich i z ścierwa swojego 
Podobieństwo pagórka czyniły mniejszego. 
  70
Ani się z taką mogą znowu wznieść chyżością, 
Z jaką jem ci ostrogi kładą w bok pilnością; 
Bo deszczki tak są ślizkie mostu wąziuchnego, 
Iż nie mają kopyta oprzeć gdzie gładkiego. 
Zaczem obu nieszczęście jednakiej przygody 
Z najogromniejszem grzmotem zrzuca w skok do wody; 
Taki po Faetoncie ledwie beł słyszany, 
Gdy wpadszy w morze, gęste dał za sobą piany. 
  71
Obadwa na dno idą brodu głębokiego 
Z ciężarem zbrój zupełnych i wzrostu miąższego; 
Bo ich razy potężne z siodeł nie ruszyły 
Ani konie mogły zbyć, gdy się powaliły. 
Nie pierwszy to już beł skok tam poganinowi, 
Nie jednemu pomagał on bohatyrowi 
Tej strasznej kampaniej z koniem swojem śmiałem; 
Dlatego wie, gdzie zginąć, gdzie ma zostać całem. 
  72
Wie, gdzie twarda jest ziemia, wie, gdzie w miękkiej może 
Koń ulgnąć, skąd ratunkiem nic mu nie pomoże; 
Wie, gdzie głębina wielka, w której miałko stronie. 
Zaczem najpierwszy zaraz swe ukazał skronie, 
Boki, szerokie piersi; potem, jadowity, 
Więcej mając nad tego, co wodą przykryty, 
Skoczy ku niemu; ten zaś, gdy na piasek swego 
Konia chciał wieść, od wiru porwany bystrego. 
  73
Topi się na głębinie, którego w skok one 
Bystrości niosą, i już siły nademdlone 
Nie mogą jem wydołać: spada z konia swego, 
Ledwie nie wytchnie w pracej ducha ostatniego. 
Najsmutniejsza zaś dziewka, co z mostu patrzała, 
Do Rodomonta z płaczem srogiego wołała: 
»Jeśliś się kiedy kochał, jeśli cię ruszyły 
»Miłości, broń, by wody tego nie zgubiły! 
  74
»Broń, namężniejszy królu, przez śmierć proszę tego, 
»Co szanujesz i co czcisz, choć już umarłego, 
»I jeśli litość jaką chcesz mieć nad ubogą, 
»Nie trap mię, nie trap więcej równą śmierci trwogą! 
»Dosyć, o dosyć, więźniem iż zostanie twojem 
»Ten, którego miłość tkwi zawsze w sercu mojem«. 
Na te słowa, choć dziwnie tyran rozgniewany, 
Zmiękczył się, wzruszył nieco, został ubłagany. 
  75
I co zdrowie miał wydrzeć, ratunek mu daje 
Pierwej, niżli zalany wodą żyć przestaje; 
Ale mu ostrą szablę odpasał zarazem, 
Hełm wziął i twardem trzykroć tarcz zjętą żelazem. 
Potem wywlókszy z wody na poły żywego, 
Morderstwa wprawdzie nad niem nie czyni żadnego, 
Ale do ciemnej zamknąć wieże rozkazuje 
I nadzieję wolności złotej odejmuje. 
  76
Najnieszczęśliwsza dziewka wszystkie oraz swoje 
Radości w sobie gasi, hojnych tylko zdroje 
Łez wylewa; lecz przecię woli mieć żywego 
W więzieniu, niż w głębokiej rzece zalanego. 
Na się narzeka, sobie rozgniewana łaje, 
Iż go przyprowadziła, najgłupsza, w te kraje; 
Bo gdyby mu o nędzy grabie szalonego 
Nie powiedała, onby nie przyszedł do tego. 
  77
Jedzie stamtąd, wpół martwa, częstokroć omdlewa, 
Najgorętszem wzdychaniem powietrza zagrzewa 
Z tą nadzieją, iż lub to Rynalda mężnego 
Lubo tam przyprowadzi Gwidona śmiałego, 
Coby poganinowi zrównał siłą złemu, 
Zwyciężył go, swobodę wrócił jej miłemu. 
»O szczęśliwa godzino, o dniu pożądany, 
»Przydź rychło — myśli sobie — zlecz serdeczne rany!« 
  78
Ku Paryżowi na zad pojazd1742 prostowała 
I już była kilka dni drogi ujechała, 
A jeszcze się nie zdarza, by mogła takiego 
Naleźć, coby okrócił złość króla srogiego; 
Aż potem łaskawsza jej fortuna błysnęła 
I potkała i oraz ścisłą przyjaźń wzięła 
Z bohatyrem; szatę miał drogo haftowaną 
W cyprysy, a zbroję nią nakrył hecowaną1743. 
  79
Ktoby to beł, na inszem miejscu usłyszycie; 
Teraz się do Paryża zemną nawrócicie 
I do srogiej porażki, którą przez zacnego 
Wziął Arabin Rynalda i Malagizego. 
Co sromotnie pierzchając, tyły podawali 
I jako chmurę gęstą, proch przed sobą gnali, 
Trudno zliczyć: noc czarna skrzydłami ciemnemi 
I przed Turpinem skryła to i przed inszemi. 
  80
W pierwospy1744 sen natwardszy z piersi wychrapywał 
Agramant, do namiotu gdy jego przybywał 
Rynald, krwią opojony; lecz jeden z sług jego 
Obudziwszy zaledwie, tak mówi do niego: 
»Jeśli nie chcesz więźniem być albo tu zabity, 
»Uciekaj, ciemnych mroków mgłą, królu, zakryty!« 
Ten się porywa: widzi w onej mieszaninie, 
Jak jego lud ucieka nagi1745 ku dolinie. 
  81
I w tak nagłem rozruchu, nie mając porady, 
Chce się oprzeć zwyciężcom, chce pokusić zwady. 
Zbroję wdział doświadczoną, szablę przypasuje, 
Oczy po stronach, gniewem pijane, kieruje; 
Ale Falzyron z synem, Balugant szedziwy1746 
Nie chcą pozwolić, koją gniew w niem zapalczywy. 
»Wiele powinien szczęściu — powiadają — będziesz, 
»Jeżeli z niebezpieczeństw tych zdrowy ujedziesz«. 
  82
Toż Marsyli, toż Sobryn w radzie doświadczony, 
To mówi i inszy lud, wkoło zgromadzony, 
Iż tak blizki jest śmierci, tak blizki zginienia, 
Jako daleki Rynald od jego złożenia1747; 
Którego jeśli czekać chce z ludem przebranem, 
Z bracią i z towarzystwem w wojsku zawołanem, 
Bez pochyby rycerstwo i siebie zawiedzie1748, 
Lub poimany z niemi lub zabity będzie. 
  83
Ale lepiej uczyni, kiedy do Narbony1749, 
Bądź do Arle zjechawszy, swój lud rozpłoszony 
Zbierze znowu i wojska przyczyni swojego, 
Potem odnowi straszny czyn Marsa krwawego. 
Bo jeśli jego zdrowa zostanie osoba, 
W swej klubie królestw wszystkich będzie i ozdoba; 
Hiszpania, Afryka, obie jeszcze całe, 
Skąd pułki prędko zebrać może okazałe. 
  84
Słucha rady i na nię mądry król przypada. 
Wsiadł na koń, choć mu nie w smak, drogi nie odkłada, 
Bieży, jak strzała żartko puszczona z cięciwy, 
Tem bezpieczniej, im gęstsze cienie przyjaźliwy 
Mrok nocny rozpościera, pod których zasłoną 
Wiatry żartkością konia rwie nieokróconą. 
Dwadzieścia tysięcy miał z sobą wojska swego, 
Co krwawej szable uszli Rynalda dzielnego. 
  85
Tych zaś, których on pobił z swą bracią rodzoną, 
Gdzie Gryfon i Akwilant moc nieprzełomioną 
Pokazawszy przez srogie rany, gęste trupy 
Kładli na kształt równiejszych gór w okrągłe kupy, 
Sześćset było; ale tych, co Sansonet śmiały 
I co sekwańskie wiry głębokie zalały, 
Ten niech liczy, kto zliczyć najwonniejsze kwiecie 
Może, szerokie pola gdy przykryją lecie. 
  86
Odniósł i Malagizy cześć nieladajaką 
Z tej bitwy, w której pracą pomagał dwojaką: 
Nie jeno męstwem, szablą dawał on swojemu 
Pomoc w potrzebie nocnej bratu stryjecznemu, 
Ale i djabłów zaklął przez straszliwe mowy, 
Iż mu posłali z dolnych przepaści gotowy 
Hufiec
1 ... 263 264 265 266 267 268 269 270 271 ... 334
Idź do strony:

Darmowe książki «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz