Darmowe ebooki » Epos » Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖

Czytasz książkę online - «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Ludovico Ariosto



1 ... 253 254 255 256 257 258 259 260 261 ... 334
Idź do strony:
chytre, złe, pełne zazdrości 
»Bez porady i wiary, w fałsz, w zdradę ubrane, 
»Na ten świat dla zarazy mężczyznom zesłane!«  
  122
Gdy tak łajał Rodomont i skargi rozwodził, 
A od obozu co raz tem dalej odchodził, 
Zdało mu się, jakoby doszedł uszu jego 
Głos mowy zrozumianej z gaju co bliższego, 
Iż niesłusznie zwaśniony, szkaradnemi słowy 
Na uczciwem wspaniałe szczypał białegłowy; 
Bo jeśli jedna lub dwie złość swą pokazują, 
Tysiąc zaś na to miejsce dobrych się najdują.  
  123
Dał miejsce rozumowi Sarracen strapiony 
I tak sam z sobą mówił, prawdą przyciśniony: 
»Próżno to, choć te, w których aż do czasu tego 
»Kochałem się, nic w sobie nie miały szczerego, 
»Nie już drugie zarazem zdrajczyne1601 być mają; 
»Nieszczęścia raczej moje te męki mi dają. 
»Siła była takowych, jest i będzie siła, 
»Co ich cnota z dobrocią w niebo wprowadziła. 
  124
»Wżdyć jeszcze kiedykolwiek i ja doznam tego, 
»Nim umrę, nim się włosu doczekam siwego, 
»Że natrafię na taką, coby chęci moje 
»Ważyła i wzajem mi oświadczyła swoje, 
»Przysięgi dotrzymawszy; tak mi się nagrodzi 
»Moja szczerość, co przykry dziś żal we mnie rodzi, 
»A ja po, takiej próbie wszystkiemi siłami 
»Chwalić ją i językiem będę i pismami«. 
  125
To mówił, ale wodzów1602 nie ujął gniewowi, 
Który przeciwko dziewce swej miał i królowi. 
Tak tę ustawicznie klął, jako i owego, 
Obojgu z dusze życząc nieszczęścia wszystkiego. 
Radby widział królestwo jego wyniszczone, 
Domy wszystkiej Afryki tak popustoszone, 
Iż kamień na kamieniu nie zostałby cały, 
A poddanych powietrza aby w grób posłały, 
  126
Albo żeby go z państwa wygnali własnego, 
Przymusiwszy żywota jąć się żebraczego, 
A on w nieszczęściach takich i w ciężkiem frasunku 
Na stolicę go wsadził i dodał ratunku, 
Szczerej swej wiary korzyść tę przeciwko niemu 
Ukazując, iż służy, chocia niewdzięcznemu, 
I jako przyjaciela nie zmienią wiernego 
Najgwałtowniejsze razy szczęścia przeciwnego.  
  127
Tak pałając chciwością pomsty ku królowi, 
Żadnego odpoczynku nie dał Frontynowi; 
We dnie i w nocy bieży, od żalu umiera, 
Sen łzami obciążonych powiek nie zawiera, 
Aż na gościniec inszy przypadł dnia trzeciego 
U Sonny, co do morza wiedzie głębokiego; 
Którem do swej Afryki jechać się gotuje, 
A wzgarda, jako przedtem, zrze go i morduje.  
  128
Tak ów, jako i tamten, oba brzegi miały 
Statków siła, co przejazd dość wczesny1603 dawały, 
Któremi na potrzebę wojska pogańskiego 
Żywności do obozu wieziono wielkiego. 
Bo gdy się Sarraceni pod Paryż ściągali, 
Wszystkie rzeki, jeziora w moc swą zaraz brali, 
I te, co ku hiszpańskiem granicom się mają, 
I co po prawej ręce pola zalewają. 
  129
Z bark zaś żywność na muły i wozy kładziono, 
A lądem dróg świadomszem prowadzić kazano. 
Pełno wszędy po polach bydła rogatego, 
Tak za pieniądze, jako czatą1604 dostanego; 
Kupców rozmajtych dość targi odprawują, 
Swój poprzedawszy towar, u drugich kupują. 
Tem czasem wieczór nadszedł późny i każdego 
Do stanowiska odyść przymusza własnego. 
  130
Król z Algieru, kiedy się noc dobrze skłoniła, 
Czarne i ślepe wszędy powietrze czyniła, 
Od chłopa beł proszony z tamtej wsi jednego, 
Aby został i chęcią nie pogardzał jego. 
On konie słudze dawszy, do stołu się śpieszy, 
Pokarmem głodny nieco i winem się cieszy, 
Winem, które do smaku tak mu przypadało, 
Iż jako żywo lepsze nigdy się nie zdało. 
  131
Z dobrą wolą i z twarzą, pełną życzliwości, 
Rjżne Rodomontowi czynił uczciwości 
Gospodarz, bo uroda i stan okazały 
Wydawał go, iż jakiś bohatyr beł śmiały. 
Ale ten, jakby w piersiach nie miał serca swego, 
Zapomniał i ludzkości i siebie samego; 
Wszystkie myśli posyła wciąż ku obozowi 
Do swej panny, jako głuch, siedzi, nic nie mówi.  
  132
Tak wiele on gospodarz sobie swą ludzkością 
Sprawił u pogan, iż go wszystką majętnością 
Darowawszy, namniejszej krzywdy nie czynili, 
Praw i swobód zażywać dawnych pozwolili. 
Oddawał on to wzajem czestował1605 każdego; 
I wtenczas, aby gościa ucieszył smutnego, 
Kilku wezwał powinnych, ale ci nie śmieli 
Nic rzec, utopionego gdy w myślach widzieli. 
  133
Frasobliwą twarz na dół i wzrok miał skłoniony, 
W ziemię ustawnie patrząc królik zasmucony; 
Huku nie usłyszałby ponno nawiętszego, 
Zmysły ledwie nie wszystkie odbiegły od niego. 
Potem, gdy długo siedział tak uspokojony, 
Ciężko westchnąwszy, jakby ze snu ocucony, 
Pokrzepił się, wzniósł oczy, łzami nakropione, 
Na swego gospodarza i na goście one,  
  134
A przerwawszy milczenie, gospodarza swego 
I gości spytał wszystkich, co byli u niego, 
Jeśliby żony swoje i jak dawno mieli, 
A ci, iż są żonaci zaraz powiedzieli. 
Pyta zaś, co też o ich ku sobie szczerości 
Rozumieją, jeśli im prawdziwej miłości 
Dotrzymawszy, przysięgę swych ślubów spełniły, 
Nakoniec, jeśli dobre i cnotliwe były.  
  135
Wnet oprócz gospodarza wszyscy powiedają, 
Iż uczciwe i dobre, piękne żony mają; 
Bo ten, trząsnąwszy głową, tak rzecze po chwili: 
»Przysiągłbych, iż każdy z was w mniemaniu się myli, 
»A który to twierdzić chce, ja mu powiem śmiele, 
»Iż głupi i rozumu w głowie ma niewiele. 
»Tuszę: i ten gość zacny mem słowom pomoże, 
»Bo czarnego za białe ukazać nie może. 
  136
»Ale co po tych słowach próżnych? Dobrze wiecie, 
»Jako jedyny feniks rodzi się na świecie, 
»Tak to jest najpewniejsza, iż między wszystkiemi 
»Jednej, co jest mężowi wierna, nie najdziemy. 
»A choć kto dobrze trzyma o cnocie swej żony, 
»Już tu jest od własnego rozumu zwiedziony; 
»Bo jakoż to podobna, by sam szczęścia tego 
»Dość miał, co nie potkało z nas jeszcze żadnego? 
  137
»W tem błędzie byłem i ja od czasu dawnego, 
»O tej płci rozumiałem wiele sam dobrego; 
»Lecz mądrość z Wenecyej szlachcica sprawiła, 
»Którego w dom fortuna mój przyprowadziła, 
»Iż mię prawdy nauczył przykłady jawnemi 
»I jedno kazał z ludźmi rozumieć mędrszemi. 
»Jan Waleryusz1606 na krzcie imiona wziął dane, 
»Które nigdy nie będą u mnie zapomniane.  
  138
»Zdrady, sztuki, chytrości, przebiegi, fortele, 
»Co niemi oszukało swych mężów żon wiele, 
»Wszystkie wiedział, jak trzeba, więc świeższe do tego 
»I drugie, co się działy wieku dawniejszego, 
»Tak czytał historye, iż snadno wszystkiemi 
»Dowiódł, że się nie najdzie żadna miedzy niemi 
»Cnotliwa, a jeśliby która się trafiła, 
»Tem się działo, iż mądrze swych niecnót taiła.  
  139
»Ale miedzy inszemi, com słyszał od niego 
»Jednę pamiętam powieść z początku samego, 
»Bo się tak w mojej głowie dobrze wydrożyła, 
»Iż głębszych nigdy liter ręka nie czyniła 
»W marmurze, który wiecznej dać pamięci mają, 
»Gdy dzieła bohatyrów wielkich poświęcają. 
»Tę ja, byleście tylko sami chcieli wiedzieć, 
»Na złość żonom zaraz złem mogę opowiedzieć«. 
  140
Odpowie mu Rodomont: »A cóż wdzięczniejszego 
»Uczynić możesz, jako, kiedy żalu mego 
»Ulżysz powieścią lubej historyej jakiej, 
»Co będzie zrozumieniem mem woli jednakiej? 
»Ale żebym cię lepiej mógł słuchać, bliższego 
»Patrz miejsca, lub ja pójdę do ciebie samego«. — 
Dalej co będzie, w inszej pieśni usłyszycie, 
Jeżeli z Rodomontem słuchać pozwolicie. 
 

Koniec pieśni dwudziestej siódmej.

XXVIII. Pieśń dwudziesta ósma Argument
Siadszy przed Rodomontem, szkaradnemi słowy 
Lży gospodarz bez braku1607 wszystkie białe głowy. 
On potem do królestwa gdy odjeżdżał swego, 
U kościółka na drodze pozostał jednego; 
Ale mu, jako przedtem srogie, dawał rany 
W pół struchlałego serca gniew z wzgardą zmieszany. 
Wtem ujrzał Izabellę, którą gwałtem bierze, 
Mnicha gromi, co jego oddała się wierze. 
  Allegorye

W tej dwudziestej ósmej pieśni przez Rodomonta, który po niewymówionej przeciwko białej płci nienawiści, jako prędko ujrzał Izabellę, znowu się w niej serdecznie zakochał, ukazuje się wielka moc, którą Bóg i nieba w każdą nadobniusieńką twarz wlały wspaniałych i pięknych na świecie białych głów, iż słuszniejsza rzecz jest miłować ich i szanować, jako przyrodzenie kazało, niż nad słuszność wszelką mieć w nienawiści i pomsty z nich pragnąć.

Skład pierwszy
Biała płci i wy, co jej dobrego życzycie, 
Nic na tem, choć powieści tej nie uwierzycie, 
Którą na więtsze hańby, niesławę i wzgardy 
Chce powiedzieć gospodarz nieludzki i twardy. 
A też tak podły język nie może waszemu 
Próżną wstydu naganą szkodzić uczciwemu; 
Bo cóż za dziw, iż cnoty ważyć nie umieją 
Prości gburowie, rzeczy co nie rozumieją?  
  2
Opuśćcie jednak tę pieśń: snadno zrozumiecie, 
Bez niej wszytko, co wiedzieć i słyszeć pragniecie. 
Turpin ją wpisał mądry, więc też ja dla niego, 
Lecz wam nie na złość ani z uporu żadnego. 
Bo język mój i pióro zawsze na tem było, 
Aby te, co was zdobią, przymioty chwaliło. 
Czyniłem to i jeszcze czynić dotąd będę, 
Póki tchu ostatniego i ducha nie zbędę.  
  3
Trzy lepiej albo cztery iż przestąpi karty, 
Ktokolwiek na czytanie tej pieśni uparty, 
Lub jej tak niechaj wierzy, jako zmyślonemu 
Bajaniu, co niem dziecka1608 tuli, niewieściemu. 
Ale pódźmy do rzeczy. Gdy gospodarzowi 
Czyniąc kwoli, słuchać go już byli gotowi, 
On w pojśrzodku usiadszy, słowy zaraz temi 
Historyą zaczynał powiedać przed niemi:  
  4
»Król Astolf1609 w Lombardyej rozkazował młody, 
»Kwiatem pierwszych lat śliczne okrywał jagody, 
»Naj ozdobni ej szy miedzy rówienniki swemi, 
»Których weselsze wieki czynią wdzięczniejszemi; 
»Żaden miedzy ludzkiemi w tych czasiech narody 
»Nie zrównał mu i kształtnej nie doszedł urody; 
»Nigdy nie robił Zeuksys obrazu takiego 
»Z Apellesem1610, coby beł twarzy rówień jego.  
  5
»Nie chlubił on się z państwa tak barzo swojego, 
»Z powagi, z dostojeństwa, z bogactwa zbytniego 
»Ani stąd, iż miał książąt pod swą władzą wiele 
»I mógł się królem więtszem nad innych kłaść śmiele; 
»Z samej tylko piękności i wzrostu ładnego 
»Miał z podziwieniem chwałę od świata wszytkiego, 
»Wszyscy się zdumiewali, wszyscy, go chwalili, 
»Wszyscy w oczach niebieskich źrzenice topili.  
  6
»Ten na dworze miał swojem miedzy zacniejszemi 
»Fausta, którego ważył wielce przed inszemi; 
»Z niem często odprawował ucieszne zabawy, 
»Przezeń królestwa swego. wielkie robił sprawy. 
»Nakoniec w posiedzeniu, gdy Faust gładkość jego 
»Raz chwalił, król też wiedzieć szczerze chciał od niego, 
»Jeśli widział osobę kiedy podobniejszą, 
»Kształtniejszych członków równość i twarz nadobniejszą. 
  7
»Rzecze Faust: »Wedle tego, co uważam w tobie, 
»»Rzadki, o królu, pewnie zrównać może tobie; 
»»Ale ja znam Jokonda1611, młodzieńca jednego, 
»»Coć podobny i wzrostem swem doszedł twojego.. 
»»Brata chwalę, przyznam się, a nie bez przyczyny: 
»»Prócz ciebie nie najdzie się gładszy nadeń iny. 
»»Albo jeśli chcesz wierzyć, powiem ci bezpiecznie: 
»»Jak ty wszytkich, tak ciebie on przeszedł skutecznie«. 
  8
»Zdziwił się, słowa o tem król rzec więcej nie da, 
»Tusząc, niepodobieństwo iż jakieś powieda; 
»Potem, wielką chciwością prędko uwiedziony, 
»Życzy, aby nawiedził Jokond kraje ony. 
»Dają ręce na zakład, koniec ten którego, 
»Iż Faust stawić ma brata co prędzej swojego, 
»Choć różne zrazu dawał wymówki królowi, 
»Wiedząc, iż Rzym opuścić trudno Jokondowi. 
  9
»Jako żywo na jednę piądź z miasta wielkiego 
»Nie mógł nikt nigdy wywieść brata Faustowego; 
»Z tych dóbr kontent, Fortuna co mu użyczyła, 
»Żył spokojnie, żadna go troska nie dręczyła. 
»Sprzętu, który po ojcu został dość obfity, 
»Ani przysparzał ani tracił, nieużyty. 
»Tyczyn1612 tak on rozumiał od Rzymu daleki, 
»Jak te, co dzielą Indów z Ameryką, rzeki.  
  10
»Ale nawiętsza trudność w tem mu się być zdała: 
»Wątpi, by przypaść na to żona jego miała; 
»Tak niewymowną wzajem miłością gorzeli, 
»Iż jedno we dwu cielech z duszą serce mieli. 
»Chcąc jednak być posłusznem panu, co prośbami, 
»Potem wolą zniewolił jego podarkami, 
»Milczy, a przecię w drogę prędko się gotuje, 
»Jako brata nachylić, z myślą się mocuje. 
  11
»Jedzie i po kilku dniach do Rzymu przybywa, 
»Gdzie próśb dziwnych i sztucznych sposobów zażywa; 
»Na ostatek poruszył tak brata swojego, 
»Iż do króla pozwolił jechać lombardzkiego. 
»Co więtszą, upór żony jego słowy swemi 
»Odmienił: mówi jedno i jedno tchnie z niemi; 
»Przekładał dobrodziejstwa, które małżonkowi 
»Jej gotowe, jeśli w tem wygodzi królowi. 
  12
»Czas drodze znaczy Jokond, już sługi przyjmuje, 
»Konie, o najcudniejszych gdzie wiedział, kupuje; 
»Szaty mu drogie robią, by dziwną zdobiły 
»Gładkość, co jej z swych darów nieba użyczyły. 
»Dzień i noc żona, ciężar słodki, z szyje jego 
»Wisi, chcąc duszę wylać na łonie u niego. 
»»Takli mię to odjeżdżasz — mówi — mężu drogi, 
»»A piersi nie przenikać śmierci postrzał srogi? 
  13
»»Ja, ilekroć pomyślę o tem, tyle razy 
»»Umieram i z lewego boku nie bez skazy 
»»Wykorzeniasz mi serce: raczej ręce twoje 
»»Raz mię zabiwszy, w nizkie niech poślą pokoje! 
»»Przestań, ma duszo złota« — na słowa zaś ony 
»Jokond rzekł, w serce z żalu stem grotów trafiony — 
»»Dwuch miesięcy tam dłużej nie zmieszkam bez ciebie, 
»»Choćby mi z państwem dawał król samego siebie«. 
  14
»To ona usłyszawszy, kęs weselsza była, 
»Bo tak długiem terminem przecię się dręczyła. 
»»Wielki dziw — mówi — będzie, za rzecz miej
1 ... 253 254 255 256 257 258 259 260 261 ... 334
Idź do strony:

Darmowe książki «Orland szalony - Ludovico Ariosto (internetowa biblioteka naukowa txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz