Darmowe ebooki » Epopeja » Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie - Adam Mickiewicz (barwna biblioteka TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie - Adam Mickiewicz (barwna biblioteka TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Adam Mickiewicz



1 ... 21 22 23 24 25 26 27 28 29 ... 42
Idź do strony:
Gerwazy i dżokeje spali. 
Przebudza się Gerwazy: darmo się wydziera, 
Związany w kij do swego własnego rapiera; 
Patrzy: widzi przy oknie ludzi uzbrojonych, 
W czarnych krótkich kaszkietach, w mundurach zielonych. 
Jeden z nich, opasany szarfą, trzymał szpadę 
I ostrzem jej kierował swych drabów gromadę, 
Szepcąc: «Wiąż! wiąż!» Dokoła leżą jak barany 
Dżokeje w pętach; Hrabia siedzi niezwiązany 
Lecz bezbronny; przy nim dwaj z gołymi bagnety 
Stoją drabi. Poznał ich Gerwazy, niestety! 
Moskale!!! 
 
Nieraz Klucznik był w podobnych trwogach, 
Nieraz miewał powrozy na ręku i nogach, 
A przecież się uwalniał; wiedział o sposobie 
Rwania więzów, był silny bardzo, ufał sobie. 
Przemyślał ratować się milczkiem. Oczy zmrużył, 
Niby śpi; z wolna ręce i nogi przedłużył, 
Dech wciągnął, brzuch i piersi ścisnął co najwężéj: 
Aż jednym razem kurczy, wydyma się, pręży; 
Jak wąż głowę i ogon gdy chowa w przeguby, 
Tak Gerwazy z długiego stał się krótki, gruby; 
Rozciągnęły się, nawet skrzypnęły powrozy, 
Ale nie pękły! Klucznik ze wstydu i zgrozy 
Przewrócił się i w ziemię schowawszy twarz gniewną, 
Zamknąwszy oczy, leżał nieczuły jak drewno. 
 
Wtem ozwały się bębny; naprzód z rzadka, potem 
Coraz gęstszym i coraz głośniejszym łoskotem. 
Na ten apel rozkazał oficer Moskali, 
Dżokejów z Hrabią zamknąć pod strażą na sali, 
Szlachtę wieść na dwór, kędy stała druga rota. 
Nadaremnie Kropiciel dąsa się i miota. 
 
Sztab stał we dworze, a z nim zbrojnej szlachty wiele: 
Podhajscy, Birbaszowie, Hreczechy, Biergele, 
Wszyscy Sędziego krewni albo przyjaciele; 
Na odsiecz mu przybiegli słysząc o napadzie, 
Zwłaszcza, że z Dobrzyńskimi byli z dawna w zwadzie. 
 
Kto z wiosek batalijon Moskalów sprowadził? 
Kto tak prędko sąsiedztwo z zaścianków zgromadził? 
Asesor li, czy Jankiel? Różnie słychać o tem, 
Lecz nikt pewnie nie wiedział ni wtenczas, ni potem. 
 
Już też i słońce wschodzi, krwawo się czerwieni; 
Brzegiem tępym, jak gdyby odartym z promieni, 
Na wpół widne, na poły w czerni chmur się chowa, 
Jak rozżarzona w węglach kowalskich podkowa. 
Wiatr wzmagał się i pędził obłoki ze wschodu, 
Gęste i poszarpane jako bryły lodu; 
Każdy obłok w przelocie deszczem zimnym prószy, 
Z tyłu za nim wiatr leci i deszcz znowu suszy, 
Za wiatrem znowu obłok nadbiega wilgotny: 
I tak dzień na przemiany był chłodny i słotny. 
 
Tymczasem Major belki schnące pode dworem 
Każe wlec, w każdej belce wysiekać toporem 
Półokrągłe otwory, w te otwory wtyka 
Nogi więźniów i drugą belką je zamyka: 
Oba drewna, gwoździami przebite po rogach, 
Ścisnęły się jako psie paszczęki na nogach; 
Zaś powrozami mocniej sznurowano ręce 
Na plecach szlachty. Major ku większej ich męce 
Kazał pierwej pozdzierać z głów konfederatki, 
Z pleców płaszcze, kontusze, nawet taratatki, 
Nawet żupany. I tak szlachta skuta w kłodzie 
Siedziała rzędem, dzwoniąc zębami na chłodzie 
I na deszczu, bo coraz wzmagała się słota. 
Nadaremnie Kropiciel dąsa się i miota. 
 
Darmo Sędzia za szlachtą instancję wnosi, 
I Telimena łączy prośby do łez Zosi, 
Ażeby miano większy wzgląd na niewolników. 
Wprawdzie oficer rotny, pan Nikita Ryków, 
Moskal, lecz dobry człowiek, dał się udobruchać: 
Cóż, kiedy sam majora Płuta musiał słuchać. 
 
Ten Major, Polak rodem z miasteczka Dzierowicz, 
Nazywał się (jak słychać) po polsku Płutowicz, 
Lecz przechrzcił się; łotr wielki, jak się zwykle dzieje 
Z Polakiem, który w carskiej służbie zmoskwicieje. 
Płut stał z fajką przed frontem, w boki się podpierał 
I gdy mu kłaniano się, nos w górę zadzierał, 
A za odpowiedź, na znak gniewnego humoru 
Wypuścił z ust kłąb dymu i poszedł do dworu.  
 
A tymczasem Rykowa Sędzia ułagadza, 
I Asesora także na bok odprowadza; 
Przemyślają, jak by rzecz zakończyć bez sądu, 
A co jeszcze ważniejsza, bez mieszań się rządu. 
Więc do majora Płuta rzekł kapitan Ryków: 
 
«Panie Major! co nam z tych wszystkich niewolników? 
Oddamy pod sąd? będzie szlachcie wielka bieda, 
A panu Majorowi nikt za to nic nie da. 
Wiesz co Major? ot lepiej tę sprawę zagodzić, 
Pan Sędzia Majorowi musi trud nagrodzić, 
My powiemy, że my tu przyszli dla wizyty, 
A tak i kozy całe i wilk będzie syty. 
Przysłowie ruskie: wszystko można, lecz ostrożnie; 
I to przysłowie: sobie piecz na carskim rożnie; 
I to przysłowie: lepsza zgoda od niezgody, 
Zaplątaj dobrze węzeł, końce wsadź do wody. 
Raportu nie podamy, tak się nikt nie dowie. 
Bóg dał ręce żeby brać: to ruskie przysłowie». 
 
Słysząc to Major wstaje i od gniewu parska: 
«Czy ty oszalał, Ryków? To służba cesarska: 
A służba nie jest drużba, stary, głupi Ryków! 
Czy ty oszalał? Ja mam puszczać buntowników! 
W takim wojennym czasie! Ha, pany Polaki, 
Ja was nauczę buntu! Ha, szlachta łajdaki, 
Dobrzyńscy, oj ja znam was, niech łajdaki mokną! 
(I zaśmiał się na całe gardło, patrząc w okno) 
Wszakże ten sam Dobrzyński, co siedzi w surducie, 
— Hej zdjąć mu surdut! — w roku przeszłym na reducie477 
Zaczął ze mną tę kłótnię; kto zaczął? on, nie ja. 
On, gdy tańczyłem, krzyknął: »Precz za drzwi złodzieja!« 
Że wtenczas za pułkowej okradzenie kasy 
Byłem pod śledztwem, miałem wielkie ambarasy: 
A jemu co do tego? Ja tańczę mazura, 
On krzyczy z tyłu: »Złodziej!« szlachta za nim: »Ura!« 
Skrzywdzili mnie — a co? wpadł w me szpony szlachciura! 
Mówiłem: »Ej Dobrzyński! ej, przyjdzie do woza 
Koza« — a co, Dobrzyński? widzisz: będzie łoza478!» 
 
Potem Sędziemu szepnął, schyliwszy się w ucho: 
«Jeśli chcesz Sędzio, żeby to uszło na sucho, 
Za każdą głowę tysiąc rubelków gotówką: 
Tysiąc rubelków Sędzio, to ostatnie słówko». 
 
Sędzia chciał targować się; lecz Major nie słuchał, 
Znowu biegał po izbie, dymem gęsto buchał, 
Podobny do szmermelu479 albo do rakiety. 
Chodziły za nim prosząc i płacząc kobiety. 
«Majorze — mówił Sędzia — choć pozwiesz do prawa; 
Cóż wygrasz? Tu nie zaszła żadna bitwa krwawa, 
Nie było ran; że zjedli kury i półgąski, 
Za to wedle statutu zapłacą nawiązki. 
Ja na pana Hrabiego nie zanoszę skargi; 
To tylko były zwykłe sąsiedzkie zatargi». 
 
«A czy Sędzia — rzekł Major — żółtą księgę czytał480?» 
«Co to za żółta księga?» pan Sędzia zapytał. 
«Księga — rzekł Major — lepsza niż wasze statuty, 
A w niej pisze co słowo: stryczek, Sybir, knuty; 
Księga ustaw wojennych, teraz w Litwie całéj 
Ogłoszonych: już pod stół wasze trybunały! 
Podług ustaw wojennych, za takową psotę, 
Pójdziecie już to najmniej w sybirną robotę». 
«Apeluję — rzekł Sędzia — do gubernatora». 
«Apeluj — rzekł Płut — choćby do Imperatora. 
Wiesz, że gdy imperator zatwierdza ukazy, 
Z łaski swej często karę powiększa dwa razy. 
Apelujcie, ja może wynajdę w potrzebie, 
Mospanie Sędzio, dobry kruczek i na ciebie. 
Wszak Jankiel, szpieg, którego już rząd dawno śledzi, 
Jest twoim domownikiem, w karczmie twojej siedzi. 
Mogę teraz was wszystkich wziąć w areszt od razu». 
«Mnie — rzekł Sędzia — brać w areszt? jak śmiesz bez rozkazu?» 
I przychodziło coraz do żywszego sporu: 
Gdy nowy gość zajechał na dziedziniec dworu. 
 
Wjazd tłumny, dziwny. Przodem, niby laufer481, bieży 
Ogromny czarny baran, a łeb mu się jeży 
Czterema rogami, z których dwa jako kabłąki 
Kręcą się koło uszu, ubrane we dzwonki, 
A dwa od czoła na bok wysuwając końce, 
Wstrząsają kulki krągłe, mosiężne, brzęczące. 
Za baranem szły woły, trzoda owiec, kozy, 
Za bydłem cztery ciężko pakowane wozy. 
 
Wszyscy odgadli, że to wjazd księdza kwestarza. 
Więc pan Sędzia, powinność znając gospodarza, 
Stał w progu witać gościa. Ksiądz na pierwszej bryce 
Jechał, kapturem na wpół zasłoniwszy lice, 
Ale go wnet poznano: bo gdy więźniów minął, 
Zwrócił się ku nim twarzą, palcem na znak skinął. 
I drugiej bryki furman równie był poznany: 
Stary Maciek-Rózeczka, za chłopa przebrany. 
Szlachta zaczęła krzyczeć, skoro się pokazał, 
On rzekł: «Głupi!» ... i ręką milczenie nakazał. 
Na trzecim wozie Prusak w kubraku wytartym, 
A pan Zan z Mickiewiczem jechali na czwartym. 
 
A tymczasem, Podhajscy i Isajewicze, 
Birbasze, Wilbikowie, Biergiele, Kotwicze, 
Widząc szlachtę Dobrzyńskich w tej ciężkiej niewoli, 
Zaczęli z dawnych gniewów ostygać powoli: 
Bo szlachta polska, chociaż niezmiernie kłótliwa 
I porywcza do bitew, przecież nie jest mściwa. 
Biega więc do Macieja starego po radę. 
On koło wozów całą ustawia gromadę, 
Każe czekać. 
 
Bernardyn wstąpił do pokoju. 
Zaledwie go poznano, choć nie zmienił stroju: 
Tak przybrał inną postać. Zwyczajnie ponury, 
Zamyślony: a teraz głowę wzniósł do góry, 
I z miną rozjaśnioną, jak kwestarz rubacha482, 
Nim zaczął gadać, długo śmiał się:  
 
«Cha, cha, cha, cha, 
Kłaniam, kłaniam! Cha, cha, cha, wyśmienicie, przednie! 
Panowie oficery, kto poluje we dnie, 
Wy w nocy! Dobry połów: widziałem zwierzynę; 
Oj skubać, skubać szlachtę, oj drzeć z nich łupinę! 
Oj weźcież ich na munsztuk, bo też szlachta bryka! 
Winszuję ci Majorze, żeś złowił Hrabika: 
To tłuścioszek, to bogacz, panicz z antenatów; 
Nie wypuszczaj go z klatki bez trzysta dukatów. 
A jak weźmiesz, na klasztor daj jakie trzy grosze, 
I dla mnie! bo ja zawżdy za twą duszę proszę. 
Jakem bernardyn, bardzo myślę o twej duszy! 
Śmierć i sztabsoficerów483 porywa za uszy! 
Dobrze napisał Baka484, że śmierć dżga485 za katy 
W szkarłaty, i po suknie nieraz dobrze stuknie, 
I po płótnie tak utnie jak i po kapturze, 
I po fryzurze równie jak i po mundurze. 
Śmierć matula, powiada Baka, jak cebula, 
Łzy wyciska, gdy ściska, a równie przytula 
I dziecko co się lula, i zucha co hula! 
Ach! ach! Majorze, dzisiaj żyjem, jutro gnijem, 
To tylko nasze, co dziś zjemy i wypijem! 
Panie Sędzio, wszakże to czas podobno śniadać? 
Siadam za stół, i proszę wszystkich za mną siadać 
Majorze, gdyby zrazów? panie poruczniku, 
Co myślisz? gdyby wazę dobrego ponczyku?» 
 
«To prawda ojcze — rzekli dwaj oficerowie — 
Czas by już zjeść i wypić pana Sędzi zdrowie!» 
 
Zdziwili się domowi, patrząc na Robaka, 
Skąd mu się wzięła mina i wesołość taka. 
Sędzia wnet kucharzowi powtórzył rozkazy: 
Wniesiono wazę, cukier, butelki i zrazy. 
Płut i Ryków tak czynnie zaczęli się zwijać, 
Tak łakomie połykać i gęsto zapijać, 
Że w pół godziny zjedli dwadzieścia trzy zrazy 
I wychylili ponczu ogromne pół wazy.  
 
Więc Major syt i wesół w krześle się rozwalił, 
Dobył fajkę, biletem bankowym486 zapalił, 
I otarłszy śniadanie z ust końcem serwety, 
Obrócił śmiejące się oczy na kobiety, 
I rzekł: «Ja, piękne panie, lubię was jak wety! 
Na me szlify majorskie: gdy człek zjadł śniadanie, 
Najlepszą jest po zrazach zakąską gadanie 
Z paniami tak pięknymi jak wy, piękne panie! 
Wiecie co? grajmy w karty? w welba-cwelba487? w wista? 
Albo pójdźmy mazurka? he! do diabłów trzysta! 
Wszak ja w jegerskim pułku pierwszy mazurzysta!» 
Za czym ku damom bliżej chylił się wygięty, 
I puszczał na przemiany dym i komplementy. 
 
«Tańczyć! — zawołał Robak — gdy wychylę flaszę, 
To i ja, choć ksiądz, habit czasami podkaszę 
I potańczę mazurka! Ale wiesz, Majorze, 
My tu pijem, a jegry tam zmarzną na dworze? 
Hulać to hulać! Sędzio, daj beczkę siwuchy: 
Major pozwoli, niechaj piją jegry zuchy!» 
«Prosiłbym — rzecze Major — lecz w tym nie ma musu». 
«Daj Sędzio — szepnął Robak — beczkę spirytusu». 
I tak, kiedy we dworze sztab wesoły łyka, 
Za domem zaczęła się w wojsku pijatyka. 
 
Ryków kapitan milczkiem kielichy wychylał, 
Lecz Major pił i razem488 damom się przymilał. 
A wzmagał się w nim coraz tańcowania zapał. 
Rzucił fajkę i rękę Telimeny złapał: 
Chciał tańczyć, lecz uciekła; więc podszedł do Zosi, 
Kłaniając się, słaniając, do mazurka prosi: 
«Hej ty, Ryków, przestańże tam trąbić na fajce; 
Precz fajka, wszak ty dobrze grasz na bałabajce. 
Widzisz no tam gitarę, pódź no, weź gitarę 
I mazurka! Ja, Major, idę w pierwszą parę». 
Kapitan wziął gitarę i struny przykręcał, 
Płut znowu Telimenę do tańca zachęcał. 
 
«Słowo majorskie, panno: nie Rosyjaninem 
Jestem, jeżeli kłamię; chcę być sukinsynem, 
Jeżeli kłamię: spytaj, a oficerowie 
Wszyscy poświadczą, cała armija to powie: 
Że w tej drugiej armiji, w korpusie dziewiątym, 
W drugiej pieszej dywizji, w pułku pięćdziesiątym 
Jegerskim, major Płut jest pierwszy mazurzysta. 
Pódźże panienko! nie bądź taka narowista! 
Bo ja po oficersku ukarzę panienkę...» 
 
To mówiąc skoczył, chwycił Telimeny rękę, 
I szerokim całusem w blade ramię klasnął; 
Gdy Tadeusz, przypadłszy z boku, w twarz mu trzasnął. 
I całus, i policzek ozwały się razem, 
Jeden za drugim, jako wyraz za wyrazem. 
 
Major osłupiał, oczy przetarł, z gniewu blady 
Zawołał: «Bunt! buntownik!» i dobywszy szpady, 
Biegł przebić. Wtem ksiądz dostał z rękawa krócicę: 
«Pal, Tadeuszku! — krzyknął — pal jak w jasną świécę!» 
Tadeusz wnet pochwycił, wymierzył, wypalił, 
Chybił, ale Majora zgłuszył i osmalił. 
Porywa się z gitarą Ryków: «Bunt! bunt!» woła, 
Wpada na Tadeusza; lecz Wojski zza stoła 
Machnął ręką na odlew; nóż w powietrzu świsnął 
1 ... 21 22 23 24 25 26 27 28 29 ... 42
Idź do strony:

Darmowe książki «Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie - Adam Mickiewicz (barwna biblioteka TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Podobne książki:

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz