Brand - Henryk Ibsen (literatura naukowa online .txt) 📖
Krótki opis książki:
Brand — dramat Henrika Ibsena z roku 1865. Głównym bohaterem jest pastor, opierający swoją religijność na dewizie „wszystko albo nic”. Nawet jego nazwisko jest znaczące (oznacza ogień). Dramaturg traktuje jego poglądy z wyraźną sympatią, zarazem jednak nie zamyka oczu na spustoszenie, jakie radykalnie wyznawana wiara sieje pośród ludzi otaczających głównego bohatera. Jego niewątpliwa charyzma doprowadza do rozbicia małżeństwa, poczucie obowiązku — do śmierci syna, a następnie żony, kaznodziejski zapał podsyca konflikty we wspólnocie, a w finale prowadzi do spektakularnego nieszczęścia.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Henryk Ibsen
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Brand - Henryk Ibsen (literatura naukowa online .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Henryk Ibsen
duch twój iść nie zwleka
Za rozkazem twego Boga!
chwila milczenia
BRAND
Czas nam! Idźmy!
AGNIESZKA
bezdźwięcznie
Jaka droga?
BRAND
milczy
AGNIESZKA
wskazuje na furtkę ogrodową i pyta
Tu?
BRAND
wskazuje na drzwi, prowadzące do izby
Nie! Tu!
AGNIESZKA
podnosi dziecko do góry
Co masz tu u mnie,
Mogę wznieść ku niebu dumnie,
Wielki Boże! Twe to mienie!
Na to moje dziś wołanie
Przerwij i Ty swe milczenie!
BRAND
patrzy chwilę osłupiały przed siebie, wybucha łzami, załamuje ręce nad głową, rzuca się na schody i woła
Daj mi światła, Jezu Panie!
KONIEC AKTU TRZECIEGO.
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Akt czwarty
Wieczór wigilijny na plebanii.
Izba pogrążona w mroku. Główne drzwi w ścianie tylnej; po jednej stronie drzwi, po drugiej okno. Agnieszka siedzi w sukni żałobnej przy oknie i patrzy w mrok.
AGNIESZKA
Nie powraca, nie powraca!
Co za pustka w tej godzinie!
Czekam, patrzę, próżna praca,
Serce me z tęsknoty ginie.
O, jak smutnie! O, jak smutnie
Śnieg pokrywa lasów szczyty,
Wnet i kościół nasz pokryty
Legnie niby w szarym płótnie.
nasłuchuje
Furtka skrzypi... Męskie kroki.
biegnie ku drzwiom i otwiera
Tyś to, luby? Dość tej zwłoki!
Brand wchodzi osypany śniegiem, w ubraniu podróżnym, które podczas następnych słów zdejmuje z siebie
AGNIESZKA
zarzucając mu ramiona na szyję
Długo byłeś poza domem,
O, nie odchodź już ode mnie!
Z widm naporem, z trosk ogromem
Walczę sama nadaremnie.
Co za klęska na nas spadła
W dniach tych, w onej nocnej dobie!
BRAND
Dziecię, masz mnie znów przy sobie!
zapala świeczkę, słabe rzucająca światło na izbę
Czemu taka twarz pobladła?
AGNIESZKA
Nie sypiałam... tak, z tęsknoty!
Czas uchodził bez wesela,
Kiedyś odszedł, drogi, złoty!
Potem zwiłam trochę ziela —
Odrobinę... Niebogata
Wiązaneczka, jeszcze z lata,
Z góry, widzisz, przeznaczona
Na to drzewko — dań zielona,
Tak, dla niego! To wiązanie
I dziś także on dostanie!
wybucha łzami
Boże!... A tam pada śnieg —
BRAND
Tam — na cmentarz, gdzie on legł.
AGNIESZKA
Ach ten wyraz! Święte Nieba!
BRAND
Przyzwyczaić ci się trzeba.
AGNIESZKA
Tylko nie dręcz tak straszliwie!
Dusza moja ledwie żywie99,
Krew ocieka jeszcze z rany,
Z kości moich szpik wyssany —
Nie powstrzymam się od łez,
Aż nadejdzie złego kres,
Aż się wszystko lepiej złoży...
BRAND
Tak obchodzim dzień ten boży?
AGNIESZKA
Nie! Lecz wybacz! Wspomnij proszę,
Jakie były to rozkosze
Jeszcze, widzisz, w zeszłym roku...
Potem — febra100 — jak to boli!
I dziś on...
BRAND
twardo
Na bożej roli,
Na cmentarzu!
AGNIESZKA
z krzykiem
O, daj spokój
Temu słowu!
BRAND
Pierś swą okuj101
I wyrzucaj z całych sil,
Choćby strach cię w kłębek wił,
Słowo, które cię przeraża!
Bije na nas moc cmentarza,
Jako fala bije w łódź
Niespodzianie!...
AGNIESZKA
Rzuć to, rzuć!
Wszak i duch twój dzisiaj nie wie,
Jak zagasić to zarzewie,
Które ci ten wyraz nieci!
Pot na czole twoim świeci,
Wywołany jego tchem!
BRAND
Pot, co lśni na czole mem,
To fiordu wilgna sól.
AGNIESZKA
A ten w oku twoim ból,
Ból kroplisty, czy to lód
Roztopiony, który wprzód
Lśnił na mroźnych ścianach skał?
Jakbyś płynny kruszec lał,
Tak on pali! Serce twoje —
Oto źródło!...
BRAND
My oboje
Bądźmy mężni! Złączonemi
Walczmy siły102 o kęs ziemi,
Wydzieranej trosce naszej,
Niech nas żaden ból nie straszy!
Jakiż ze mnie był to mąż!
Wciąż śród burzy, w wichrach wciąż,
Śród spienionych groźnych fal!
Mewa mknie z przestrachu w dal,
Wał103 na pokład się nasz wspina,
Maszt się łamie, pęka lina,
Szalejący siecze grad,
Żagiel zdarty już na szmat,
Groźne strzępy w groźnym wirze,
Fala z grzmotem łódź nam liże,
Nie przestaje tryskać, róść,
Jęczy, zda się, każdy gwóźdź,
Śród straszliwych, czarnych chmur
Grzmią lawiny gdzieś od gór.
Zbladło ośmiu mych wioślarzy,
Na ich sinej, trupiej twarzy
Lęk i trwoga, a przy sterze
Ja, bez strachu, w żarnej wierze
Słowa sypię płomieniste —
Tak mi było, że zaiste
Moc się ma do mego dzieła
Od samego Boga wzięła.
AGNIESZKA
Łatwo czoło stawiać burzy,
W niebezpiecznej stać podróży,
Lecz spójrz na mnie: ja w tym żlebie
Martwe moje życie grzebię,
Mej powszedniej, marnej troski
Nie zakłóci rozkaz boski,
By się dusza spłomieniła
W jakimś czynie! Snać104 mogiła,
A nie świat to, co do szczytu
Rwie nas w górę! Gdybyś ty tu
Siedział, mężu, w takim cieniu,
Prawiłbyś o zapomnieniu?
BRAND
Ty nic nie wiesz dziś o czynie?
Może właśnie dziś jedynie
Czyn masz spełnić najgłówniejszy?
Może twój ten ból dzisiejszy
Zyska korzyść z mych katuszy?
Często łza mi oko prószy,
Duch mój milknie, umysł mięknie —
Zda się, iże szczęście pięknie
Służy temu z woli Boga,
Kto do syta, żono droga,
Płakać może! W takim czasie,
Gdy tak płaczę, wraz105 mi zda się,
Jakby mi się jawił Bóg,
Jakbym wówczas i ja mógł
Tulić się do Jego łona,
Jakby dusza obarczona
Wyzwalała się z swej troski,
Wzięta w uścisk ten ojcowski.
AGNIESZKA
Obyś nań tak patrzył zawsze,
Obyś widział najłaskawsze
Oko ojca, a nie pana!
BRAND
Czyż ja, żono ukochana,
Przeciw Niemu stawać mogę?
Mam hamować Jego drogę?
Przed zmysłami on dziś mymi
Musi stać, jak świat, olbrzymi,
Mocny, wielki — takim wraz
Chcę go mieć i w nasz ten czas,
Choć tak marny! Ty atoli
Możesz zbliżać się do woli