Darmowe ebooki » Dramat wierszowany » Brand - Henryk Ibsen (literatura naukowa online .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Brand - Henryk Ibsen (literatura naukowa online .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Henryk Ibsen



1 ... 7 8 9 10 11 12 13 14 15 ... 24
Idź do strony:
duch twój iść nie zwleka 
Za rozkazem twego Boga! 
 
chwila milczenia BRAND
Czas nam! Idźmy!  
  AGNIESZKA
bezdźwięcznie
Jaka droga?  
  BRAND
milczy AGNIESZKA
wskazuje na furtkę ogrodową i pyta
Tu?  
  BRAND
wskazuje na drzwi, prowadzące do izby
Nie! Tu!  
  AGNIESZKA
podnosi dziecko do góry
Co masz tu u mnie, 
Mogę wznieść ku niebu dumnie, 
Wielki Boże! Twe to mienie! 
Na to moje dziś wołanie 
Przerwij i Ty swe milczenie!  
  BRAND
patrzy chwilę osłupiały przed siebie, wybucha łzami, załamuje ręce nad głową, rzuca się na schody i woła
Daj mi światła, Jezu Panie!  
 
KONIEC AKTU TRZECIEGO.
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Akt czwarty
Wieczór wigilijny na plebanii.
Izba pogrążona w mroku. Główne drzwi w ścianie tylnej; po jednej stronie drzwi, po drugiej okno. Agnieszka siedzi w sukni żałobnej przy oknie i patrzy w mrok. AGNIESZKA
Nie powraca, nie powraca! 
Co za pustka w tej godzinie! 
Czekam, patrzę, próżna praca, 
Serce me z tęsknoty ginie. 
O, jak smutnie! O, jak smutnie 
Śnieg pokrywa lasów szczyty, 
Wnet i kościół nasz pokryty 
Legnie niby w szarym płótnie. 
 
nasłuchuje
Furtka skrzypi... Męskie kroki. 
 
biegnie ku drzwiom i otwiera
Tyś to, luby? Dość tej zwłoki!  
 
Brand wchodzi osypany śniegiem, w ubraniu podróżnym, które podczas następnych słów zdejmuje z siebie AGNIESZKA
zarzucając mu ramiona na szyję
Długo byłeś poza domem, 
O, nie odchodź już ode mnie! 
Z widm naporem, z trosk ogromem 
Walczę sama nadaremnie. 
Co za klęska na nas spadła 
W dniach tych, w onej nocnej dobie! 
  BRAND
Dziecię, masz mnie znów przy sobie!  
 
zapala świeczkę, słabe rzucająca światło na izbę
Czemu taka twarz pobladła?  
  AGNIESZKA
Nie sypiałam... tak, z tęsknoty! 
Czas uchodził bez wesela, 
Kiedyś odszedł, drogi, złoty! 
Potem zwiłam trochę ziela — 
Odrobinę... Niebogata 
Wiązaneczka, jeszcze z lata, 
Z góry, widzisz, przeznaczona 
Na to drzewko — dań zielona, 
Tak, dla niego! To wiązanie 
I dziś także on dostanie! 
 
wybucha łzami
Boże!... A tam pada śnieg —  
  BRAND
Tam — na cmentarz, gdzie on legł. 
  AGNIESZKA
Ach ten wyraz! Święte Nieba! 
  BRAND
Przyzwyczaić ci się trzeba. 
  AGNIESZKA
Tylko nie dręcz tak straszliwie! 
Dusza moja ledwie żywie99, 
Krew ocieka jeszcze z rany, 
Z kości moich szpik wyssany — 
Nie powstrzymam się od łez, 
Aż nadejdzie złego kres, 
Aż się wszystko lepiej złoży... 
  BRAND
Tak obchodzim dzień ten boży?  
  AGNIESZKA
Nie! Lecz wybacz! Wspomnij proszę, 
Jakie były to rozkosze 
Jeszcze, widzisz, w zeszłym roku... 
Potem — febra100 — jak to boli! 
I dziś on... 
  BRAND
twardo
Na bożej roli, 
Na cmentarzu!  
  AGNIESZKA
z krzykiem
O, daj spokój 
Temu słowu! 
  BRAND
Pierś swą okuj101 
I wyrzucaj z całych sil, 
Choćby strach cię w kłębek wił, 
Słowo, które cię przeraża! 
Bije na nas moc cmentarza, 
Jako fala bije w łódź 
Niespodzianie!... 
  AGNIESZKA
Rzuć to, rzuć! 
Wszak i duch twój dzisiaj nie wie, 
Jak zagasić to zarzewie, 
Które ci ten wyraz nieci! 
Pot na czole twoim świeci, 
Wywołany jego tchem! 
  BRAND
Pot, co lśni na czole mem, 
To fiordu wilgna sól. 
  AGNIESZKA
A ten w oku twoim ból, 
Ból kroplisty, czy to lód 
Roztopiony, który wprzód 
Lśnił na mroźnych ścianach skał? 
Jakbyś płynny kruszec lał, 
Tak on pali! Serce twoje — 
Oto źródło!... 
  BRAND
My oboje 
Bądźmy mężni! Złączonemi 
Walczmy siły102 o kęs ziemi, 
Wydzieranej trosce naszej, 
Niech nas żaden ból nie straszy! 
Jakiż ze mnie był to mąż! 
Wciąż śród burzy, w wichrach wciąż, 
Śród spienionych groźnych fal! 
Mewa mknie z przestrachu w dal, 
Wał103 na pokład się nasz wspina, 
Maszt się łamie, pęka lina, 
Szalejący siecze grad, 
Żagiel zdarty już na szmat, 
Groźne strzępy w groźnym wirze, 
Fala z grzmotem łódź nam liże, 
Nie przestaje tryskać, róść, 
Jęczy, zda się, każdy gwóźdź, 
Śród straszliwych, czarnych chmur 
Grzmią lawiny gdzieś od gór. 
Zbladło ośmiu mych wioślarzy, 
Na ich sinej, trupiej twarzy 
Lęk i trwoga, a przy sterze 
Ja, bez strachu, w żarnej wierze 
Słowa sypię płomieniste — 
Tak mi było, że zaiste 
Moc się ma do mego dzieła 
Od samego Boga wzięła. 
  AGNIESZKA
Łatwo czoło stawiać burzy, 
W niebezpiecznej stać podróży, 
Lecz spójrz na mnie: ja w tym żlebie 
Martwe moje życie grzebię, 
Mej powszedniej, marnej troski 
Nie zakłóci rozkaz boski, 
By się dusza spłomieniła 
W jakimś czynie! Snać104 mogiła, 
A nie świat to, co do szczytu 
Rwie nas w górę! Gdybyś ty tu 
Siedział, mężu, w takim cieniu, 
Prawiłbyś o zapomnieniu? 
  BRAND
Ty nic nie wiesz dziś o czynie? 
Może właśnie dziś jedynie 
Czyn masz spełnić najgłówniejszy? 
Może twój ten ból dzisiejszy 
Zyska korzyść z mych katuszy? 
Często łza mi oko prószy, 
Duch mój milknie, umysł mięknie — 
Zda się, iże szczęście pięknie 
Służy temu z woli Boga, 
Kto do syta, żono droga, 
Płakać może! W takim czasie, 
Gdy tak płaczę, wraz105 mi zda się, 
Jakby mi się jawił Bóg, 
Jakbym wówczas i ja mógł 
Tulić się do Jego łona, 
Jakby dusza obarczona 
Wyzwalała się z swej troski, 
Wzięta w uścisk ten ojcowski. 
  AGNIESZKA
Obyś nań tak patrzył zawsze, 
Obyś widział najłaskawsze 
Oko ojca, a nie pana!  
  BRAND
Czyż ja, żono ukochana, 
Przeciw Niemu stawać mogę? 
Mam hamować Jego drogę? 
Przed zmysłami on dziś mymi 
Musi stać, jak świat, olbrzymi, 
Mocny, wielki — takim wraz 
Chcę go mieć i w nasz ten czas, 
Choć tak marny! Ty atoli 
Możesz zbliżać się do woli 
Do ust Jego, na frasunek 
Brać ojcowski pocałunek, 
Pić ze źródła wszechmiłości, 
Gdy w twej duszy trud zagości, 
Spocząć przy nim i z powrotem 
Pocieszona odejść potem, 
Aby, mając jego ognie, 
W swych źrenicach krzepić męża: 
Niechaj siły swe wytęża 
Na czyn nowy! Niechaj pognie 
Przeciwności... Widzisz, żono, 
To ci jest małżeństwo pono 
Najprawdziwsze, jądro, sedno, 
Że, gdy walczyć musi jedno, 
Wówczas drugie rany leczy. 
W tym objawia się treść rzeczy, 
Jednia przez to straszne dwoje!... 
Wówczas, kiedyś życie swoje, 
Oddzielając się od świata, 
Oddawała, w hart bogata, 
Mnie — tak, wówczas to mi dano, 
Żeś mi wniosła jako wiano106 
To, iż walczyć mam do końca 
W krew pijących żarach słońca, 
Lub w wilgotnych chłodach nocy, 
Pełen wiary, pełen mocy, 
Ty zaś masz w zmęczeniu mojem 
Świeżym rzeźwić mnie napojem 
Swej miłości, masz nawzajem 
Swej dobroci gronostajem 
Umilać mi pancerz mój! 
Oto, gdy ja idę w bój, 
Twego czynu treść niemała!  
  AGNIESZKA
Temum ja się dziś oddała, 
Ale wszystko nadaremnie! 
Wszystkie myśli, plany we mnie, 
Wszystkich pragnień moich praca 
Do jednego ciągle wraca — 
Wszystko to li107 sen jedynie! 
Lecz to razem z łzami spłynie 
I ja znowu znajdę siebie, 
W obowiązku się zagrzebię! 
Brand, tej nocy w ten mróz krzepki 
Przyszło do mnie z swej izdebki, 
Przyszło świeże, jasne, zdrowe, 
Tak, jak dawniej — drobną głowę 
Do posłania mego tuli, 
Wznosi drobne swe rączęta. 
Jeno108 była coś zziębnięta 
Ta dziecinka w swej koszuli. 
Zdało mi się, że dłoń skrzepła 
Błaga choć o krztynę ciepła... 
Zerwałam się — 
  BRAND
Żono droga! 
  AGNIESZKA
O, tak! Marzła ta nieboga! 
A inaczej czyż być może, 
Gdy ma z desek zimne łoże?  
  BRAND
Nie wyciągaj zwłok spod śniegu! 
Alf w aniołów dziś szeregu!  
  AGNIESZKA
odsuwa się od niego
Grzeb się, póki sił ci stanie, 
W mej katuszy, w mojej ranie! 
Zwij zwłokami go, on przecie 
Zawsze, zawsze moje dziecię. 
Ciało dzielić mam i duszę? 
O, tak prędko, wyznać muszę, 
Odróżniać się nie nauczę: 
Straciłam do tego klucze! 
To i tamto dla mnie jednem: 
Alf, co tu pod śniegiem leży, 
I ten Alf, co tam w odzieży 
Lśni anielskiej. 
  BRAND
Nim z twym biednem 
Będzie sercem spokój, juści 
Dużo krwi twa rana puści. 
  AGNIESZKA
Weź łagodnie się do dzieła, 
A ma dusza nie zginęła, 
Otocz mnie swą mocną ręką, 
Ale niechaj będzie miękką 
Rada twoja, mężu mój! 
Mówią, że, gdy jaka dusza 
O koronę życia rusza 
W ciężką walkę, w twardy bój, 
Słowa twe są jako grom! 
Czyż nie nadasz swoim tchom 
Dźwięku pieśni, co w sen pieści 
I najkrwawszy zjaw boleści? 
Nie masz słowa w swym ukryciu, 
Co nas nurza w świetle, w życiu? 
Bóg twój chodzi w twardej zbroi, 
O mą boleść On nie stoi109, 
Z biednej matki drwi, nie krzepi — 
  BRAND
Myślisz, że ci będzie lepiej 
Z Bogiem z tych dawniejszych lat?  
  AGNIESZKA
Niech nie cofa się nasz świat! 
Przecież nieraz mi się zdaje, 
Że przede mną lśnią się kraje, 
Które zgasły w twej pamięci, 
Że mnie dawne szczęście nęci. 
Łatwo dźwignąć, ponieść trudniej — 
Tak przysłowie dawne prawi. 
Stopy mi twa droga krwawi, 
W uszach mi twa wola dudni, 
Twoja praca, twoje cele, 
Twe pragnienia — to za wiele 
Dla mnie, biednej; ten ponury 
Żleb, ten fiord, te ciasne góry. 
Ta samotność, te nawały 
Wspomnień... jeno, że za mały 
Kościół...  
  BRAND
jakby trafiony gromem
Kościół?... Myśl to może, 
Która krąży już w przestworze? 
A dlaczego? 
  AGNIESZKA
potrząsając — smutnie głową
Zali110 w porę 
Zna przyczyny serce chore? 
Czasem chce się uciec doń — 
Jakiś nastrój, niby woń, 
Którą wiatry tu — nie wiada 
Skąd — przywiały swoim tchem. 
Lecz to jedno w duszy wiem, 
O tym serce mi wciąż gada, 
Że nasz kościół jest za mały.  
  BRAND
Jakiż to zawładnął ninie111 
Duch w tej naszej biednej gminie? 
Jakież żądze tu powstały? 
Nie od dziś ta myśl mnie znana! 
Wszakżeż i ta obłąkana 
Wyrzekła ją kiedyś jasno: 
„Tam jest śmierć, tam jest za ciasno!” 
A i to, co słyszę oto, 
Nie jest jasne, jako złoto, 
Nie z czystego źródła cieknie. 
Ileż mi to kobiet rzeknie — 
Tak bywało — w oczy, w twarz: 
„Brand, za mały kościół nasz!” 
A jeśli ten potok skarg, 
Co z kobiecych płynie warg, 
Jest tęsknotą, którą mogę 
Ja ukoić?... Na mą drogę 
Bóg cię zesłał, żono luba, 
By mnie tutaj wzdyć zaguba 
Nie spotkała, kiedy w mroczy 
Stracą cel swój ślepe oczy. 
Żadna cię pokusa podła 
Z toru twego nie uwiodła. 
Gdy zdawało się, że ginę, 
Ty od razu mą dziedzinę 
Pokazałaś; gdym się prawie 
Równał z Bogiem, ty, w obawie 
O mą przyszłość, od mej głowy 
Los odpędzasz Dedalowy112. 
O Agnieszko, twa to siła 
K memu wnętrzu odwróciła 
Te surowe moje lica. 
Słowa twego błyskawica 
Wlewa pewność znów w mój los, 
Światłem dla mnie jest znów głos, 
Ten twej świętej wargi grom! 
Mały jest nasz boży dom: 
Wielki wznieśmy Mu przybytek! 
Dziś ten zdrój światłości wszytek113 
Widzę w tobie stokroć jaśniej, 
Niż gdykolwiek. O, nie gaśnij! 
Cofnij prośbę nadaremną, 
Zostań ze mną! Zostań ze mną! 
  AGNIESZKA
A więc, domie ty żałoby, 
Na wieczyste ja cię doby 
Dziś zamykam! Na zawory, 
Na grobowe twoje bramy 
Dziś pieczęcie nakładamy, 
Twierdzo wspomnień! Od tej pory 
Niech oddziela mnie od ciebie 
Zapomnienie! Niepokoje, 
Wszystkie biedne myśli moje 
W jego głębi ja pogrzebię — 
Wszystkie niechaj w nim utoną: 
Ja chcę być li twoją żoną! 
  BRAND
W górę wiedzie nasza droga. 
  AGNIESZKA
Nie za stroma!... To daremnie! 
  BRAND
Wyższy głos przemawia ze mnie. 
  AGNIESZKA
Sameś uczył, że u Boga 
Płomienista wola zawsze 
Znajdzie snać jak najłaskawsze 
Powitanie, chociaż w świecie 
Nie zwycięży... 
 
chce odejść BRAND
Dokąd, dziecię? 
  AGNIESZKA
z uśmiechem
Jeśli kiedy, to dziś zgoła 
Do roboty dom mnie woła; 
Zbyt rozrzutnie, zbyt bogato, 
Tyś mnie nawet łajał za to, 
Poczynałam sobie, pomnę, 
W tę ostatnią wilię: wszędy 
Pełno światła, ja w te pędy 
Znoszę stosy przeogromne 
Cukrów, ciastek i zieleni — 
Od błyskotek dom się mieni, 
Śmiech i radość naokoło! 
I dziś ma nam być wesoło, 
Więc dlatego co tchu lecę, 
Pozapalać w domu świece, 
Przyozdobić
1 ... 7 8 9 10 11 12 13 14 15 ... 24
Idź do strony:

Darmowe książki «Brand - Henryk Ibsen (literatura naukowa online .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz