Darmowe ebooki » Dramat wierszowany » Brand - Henryk Ibsen (literatura naukowa online .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Brand - Henryk Ibsen (literatura naukowa online .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Henryk Ibsen



1 ... 10 11 12 13 14 15 16 17 18 ... 24
Idź do strony:
Gdzie, ach, gdzie mi 
Szukać światłości?!... Na tej ziemi 
Jedno li jest, mające oczy, 
Co widzą nawet w ślepej mroczy. 
 
wola z lękiem
Światła, Agnieszko! Niech ukoi 
Światło mnie, żono, z ręki twojej! 
Światła!.... 
 
Agnieszka otwiera drzwi i wchodzi z płonącymi świecami. Jasna smuga światła pada na izbę AGNIESZKA
O mężu mój! Azali 
Nie widzisz, jak się światło pali, 
Światło wilijne? Patrz, te świece — — 
  BRAND
po cichu
Światło wilijne!... 
  AGNIESZKA
stawia świece na stole
Długo trwało?  
  BRAND
Nie! Nie!  
  AGNIESZKA
Ty ziębniesz — o, za mało 
Ognia... poczekaj, wnet rozniecę.  
  BRAND
silnie
Nie!  
  AGNIESZKA
z uśmiechem
Duma taka w sercu-ć gości, 
Nie chce ni ciepła, ni światłości... 
 
dokłada do pieca BRAND
przechadza się po izbie
Hm! Nie chcę!...  
  AGNIESZKA
sprzątając w izbie, spokojnie do siebie
Świece tu postawię. 
W zeszłorocznego wieczór święta 
Jak on podnosił swe rączęta 
Ku jasnym świecom, jak on, prawie 
Ginąc z podziwu, pytał: „Mamo, 
Czy to jest słońce?”... 
odstawia nieco świecznik Ach, to samo 
Światło dziś płynie tam, za ściany, 
Gdzie leży synek mój kochany, 
Śle pozdrowienie mu przez szyby 
Z tej jasnej izby, którą oto 
Musiało rzucić moje złoto; 
Lecz okna, widzę, są jak gdyby 
Mgłą też przyćmione... Mam jedwabną 
Chusteczkę — — 
 
wyciera okno BRAND
wodzi za nią oczyma i mówi cicho
Kiedyż to osłabną — 
Kiedyż się skończą szały burzy 
Na morzu cierpień? Już to dłużej 
Trwać tak nie może! To się musi  
Skończyć!... 
  AGNIESZKA
do siebie
Jak jasno! Mój milusi, 
Spadła zasłona! Jak radośnie 
Światło z tej izby k tobie rośnie! 
Od razu zimna się mogiła 
W przyjemny kącik zamieniła, 
Abyś znów słodkie miał rozkosze. 
  BRAND
Co robisz, żono?  
  AGNIESZKA
Cicho, proszę!... 
  BRAND
zbliżając się do niej
Podniosłaś storę128...  
  AGNIESZKA
Znikł zbyt wcześnie 
Sen mój! 
  BRAND
Utracić mogą we śnie 
Siły swe ludzie bardzo dzielni! 
Spuśćże to znów!  
  AGNIESZKA
błagalnie
Brand!  
  BRAND
Jak najprędzej!  
  AGNIESZKA
Nie bądź tak srogi! Ty!  
  BRAND
Spuść! Spuść!  
  AGNIESZKA
przywiera okiennice
Nie będzie mu już światło róść! 
Teraz jest dobrze! Bóg nie będzie 
Sądził mnie za to, żem w snu krótkiej 
Znalazła chwili lek na smutki! 
  BRAND
O nie! Przenigdy! Masz w nim sędzię, 
Co akta twoje pobłażliwie, 
Widzisz, prowadzi, choć na niwie 
Duszy twej nieraz zbyt się pleni 
Chwast bałwochwalstwa! 
  AGNIESZKA
wybucha płaczem
Kiedyż zmieni 
Twoje się słowo? Z żądaniami 
Swymi czyż skończysz? Patrz, przed nami 
Korona moich dni, odarta 
Z liści... 
  BRAND
Mówiłemć: Nic nie warta 
Wszelka ofiara, gdy nie cała... 
  AGNIESZKA
Ma była cała; nie została 
Z niej ani krztyna... 
  BRAND
potrząsając głową
Czyż cię pchnęła 
Do ofiarnego dalej dzieła? 
  AGNIESZKA
z uśmiechem
Żądaj!... W ubogim mym zasobie...  
  BRAND
Daj...  
  AGNIESZKA
Bierz! Cóż jeszcze oddać tobie?  
  BRAND
Swój ból, wspomnienie, swoją chuć 
Grzesznej tęsknoty — wszystko rzuć!...  
  AGNIESZKA
w rozpaczy
Rwij z korzeniami! Masz! Niech bierze 
Dłoń twoja serce me!...  
  BRAND
Za katy 
Wszystko, cokolwiek dasz w ofierze, 
Jeżeli żal ci będzie straty!  
  AGNIESZKA
przerażona
Stroma i wąska jest twa droga, 
Którą prowadzić chcesz do Boga!  
  BRAND
Tę tylko wola zna i ceni —  
  AGNIESZKA
A łaska milczy? 
  BRAND
wymijająco
Perć129 z kamieni 
Ofiarnych.  
  AGNIESZKA
patrzy przed siebie i mówi wzruszona
Mgły się dawne kłębią 
I uciekają!... O, ty słowo 
Pisma! Stoimy, patrz, nad głębią, 
Która nam wiry swe roztwiera. 
  BRAND
Cóż to za słowo? 
  AGNIESZKA
Że umiera 
Kto ujrzał ciebie, o Jehowo! 
  BRAND
chwyta ją w ramiona i silnie przyciska do piersi
Nie patrz nań! Skryj się! Masz me łono! 
  AGNIESZKA
Nie?  
  BRAND
puszcza ją
Nie! Nie słuchaj słów mych, żono!  
  AGNIESZKA
Brand, cierpisz!  
  BRAND
Kocham cię! 
  AGNIESZKA
Kochanie 
Twe jakżeż boli!  
  BRAND
Nazbyt boli? 
  AGNIESZKA
Nie pytaj mnie się! Przy twej doli 
I moja dola pozostanie! 
  BRAND
Jak to? Dla pustej ja zachcianki 
Sercem twe porwał w moje szranki, 
Precz od uciechy, od zabawy? 
Dlategom kładł ten wieniec krwawy 
Na twoje czoło? Chęć bezpłodna! 
Jakążby wartość miał ten do dna 
Wypity kielich? Żonaś moja, 
Więc rozkazuję ci: swe życie 
Masz oddać Panu całkowicie. 
  AGNIESZKA
Tak... Lecz nie odchodź ty, ostoja —!  
  BRAND
Wybacz! Spoczynku chce ma głowa — — 
Wkrótce świątynia strzeli nowa.  
  AGNIESZKA
W gruz się mój kościół rozpadł stary...  
  BRAND
Twej bałwochwalczej jeśli wiary 
Był kiedy świadkiem, niechaj ginie!  
 
obejmuje ją jakby z lękiem
Błogosław Bóg ci — i niech ninie 
I mnie swej łaski też udzieli! 
 
idzie ku drzwiom bocznym AGNIESZKA
Nie zgniewa cię to, Brand, jeżeli 
Troszeczkę okno to uchylę? 
Brand, mów, czy wolno? O, patrz, tyle...  
  BRAND
w drzwiach
Nie! 
 
znika w swym pokoju AGNIESZKA
Wszystkiego mi zabrania. 
Przygwożdżone okiennice, 
Łzami zlane moje lice — 
Deszczu biedna pragnie kania! 
Grób, niebiosa, ziemię, świat — 
Wszystko by mi zamknąć rad! 
Precz stąd! Precz stąd! Jak najprędzej! 
W takiej pustce, w takiej nędzy 
Krew ma płynąć już nie może! 
Precz stąd? Oczy boże, 
Ten surowy wzrok ponury, 
Czyż nie śledzą tam, z tej góry, 
Moich kroków? W tej rozterce 
Czyż uniosę i me serce? 
Czyż z milczącej mojej trwogi 
Wyrwę się tam, na te drogi, 
Prowadzące ku dolinie? 
 
nasłuchuje pode drzwiami pokoju Branda
Czyta... głośno... Głos mój ginie, 
Nie dociera mu do ucha! 
Nie ma rady! Ach, nawet Bóg 
Nie spojrzy dzisiaj na mój próg! 
W ciszę zaszył się i słucha, 
Jakie mu składają dzięki, 
W szczęśliwości grzęznąc miękkiej, 
Strojni, świetni, dzielni ludzie. 
Dzisiaj wilia, dziś o trudzie 
Świat zapomniał, a mnie, biednej, 
Smutnej matce, ani jednej 
Nie zgotujesz, srogi Boże, 
Jasnej chwili!... 
zbliża się ostrożnie do okna A! Otworzę 
Te surowe okiennice... 
Niech w posępną tę izbicę 
Spłynie światło! Świec tych żary 
Niech oczyszczą jego mary 
Z piętna grozy!... Lecz tam syna 
Mego nie ma!... O jedyna, 
Słodka chwilo!... Święto dzieci!... 
Czy mu Pan Bóg też poleci 
Przyjść tu dzisiaj? Może stoi 
W tej koszulce białej swojej 
Poza ścianą? Do okienka 
Może puka jego ręka? 
Jakby jakieś ciche łkanie!... 
Alfie, słodkie me kochanie, 
Jakżeż ja otworzę tobie? 
Cóż ja, dziecko moje, zrobię, 
Kiedy ojciec zamknął pokój! 
W posłuszeństwo ty się okuj, 
Przecież nam go słuchać trzeba — 
Wróć do nieba! Wróć do nieba! 
Tam jest radość, tam rówieśni 
Jasne ci zanucą pieśni! 
Tylko nie daj płynąć łzom, 
Nie mów, że on zawarł130 dom, 
Kiedyś przyszedł ujrzeć nas. 
Małym dzieciom snać nie czas 
Wiedzieć o tym, jaką drogą 
Ludzie wielcy chodzić mogą!... 
Powiedz, że weń jakby grom 
Snać uderzył i że siłę 
Zabrał jego wszystkim tchom! 
Powiedz, że te listki miłe 
Sam on zbierał, zeszedł las, 
Że z tych leśnych niespodzianek 
On sam uplótł ci ten wianek.... 
 
nasłuchuje, popada w zadumę i potrząsa głową
Ach! Ja marzę!... Inna ściana 
Dziś nas dzieli, zbudowana 
Z większej prawdy... Wprzódy ona 
Zginąć musi, spopielona 
W wielkim czyśćcu! Gmach ponury... 
Wprzód się muszą rozpaść mury, 
Prysnąć zamki, wprzódy święcie 
Muszą z kaźni bram pieczęcie 
Odpaść wszystkie — — tyle, tyle 
Musi jeszcze legnąć w pyle, 
Nim zobaczym się oboje! 
Chcę wytężyć siły swoje, 
Ziemię na tę życia grzędę 
Do ostatka znosić będę, 
Będę twarda, będę chcieć! 
Ale dzisiaj — Boże, świeć! — 
Mamy wilię... Prawda, tak! 
Najlepszego dzisiaj brak! 
O, radości! O, rozkosze! 
Ja na święto to poznoszę 
Wszystko, co mi pozostało 
Jeszcze po nim, a co — mało 
Rzec — największej jest wartości, 
Którą matka li najprościej 
Pojąć umie, gdy nieszczęście 
Pokazało jej swe pięście. 
 
klęka przed komodą, otwiera szufladę i wyciąga z niej rozmaite rzeczy. W tej chwili Brand otwiera drzwi i chce do niej przemówić, ale, spostrzegłszy jej zamiary, staje w miejscu, Agnieszka go nie widzi BRAND
cicho
Grób i grób! Wciąż cmentarz, cmentarz!! 
Kiedyż ty się opamiętasz?! 
  AGNIESZKA
Suknia, welon, płaszczyk — strój, 
W którym przyjął chrzest ten mój 
Skarb najdroższy! 
 
podnosi sukienkę do góry, przygląda się jej i śmieje się
O, jak słodka 
Ta sukienka! Ma pieszczotka, 
Mój królewicz, me wesele, 
Był przecudny, gdy w kościele 
Siedział ze mną! A tu, oto 
W kabaciku tym me złoto 
Po raz pierwszy, gdy rok miało, 
Na powietrze się wybrało! 
Był za długi, prosto z igły, 
Ale bąk mój, lotny, śmigły, 
Wyrósł z niego prędko, wraz, 
Jakby człowiek z bicza trząsł... 
Niech tu leży!... Mój jedyny!... 
Rękawiczki!... Pończoszyny!... 
Tak, pończoszki!... Tu na głowę 
Jest nakrycie, tak, zimowe, 
Czysty jedwab, lśni się, świeci, 
Żaden pył go nie obleci! 
Tu do drogi różne szmatki; 
Kazał ojciec, ręce matki 
Zakutały w nie dziecinę! 
Zdało mi się, że już ginę, 
Tyle było tu roboty 
Z odwijaniem!.... 
  BRAND
załamując ręce
Już nie zdzierżę! 
Czyż i tej ma się w ofierze 
Zbyć pociechy? Dosyć już! 
Na innego jarzmo włóż, 
Zelżyj, zelżyj, Boże wielki! 
  AGNIESZKA
Jakieś plamy! Czyż kropelki 
Łez mych kiedy padły na to? 
O, jak strojno! Jak bogato! 
Łzą sperlone, bólem zmięte — 
Blaski na nie rozlał święte 
Straszny wybór!... Z dnia ofiary 
Płaszcz królewski!... Odpędź mary, 
Pocieszże się, serce trwożne, 
W męce jeszcze mienne131, możne! 
 
gwałtowne pukanie do drzwi, Agnieszka odwraca się z krzykiem i spostrzega równocześnie Branda. Drzwi się otwierają z trzaskiem; Kobieta w podartym ubraniu, z dzieckiem na ręku, wchodzi pośpiesznie do izby KOBIETA
spostrzegłszy ubrania dziecięce, woła do Agnieszki
Dziel się ze mną do ostatka, 
Ty, bogata, można matka! 
  AGNIESZKA
Dziesięćkrotnie tyś bogatsza! 
  KOBIETA
Nie jesteś od innych rzadsza — 
Puste słowa tu, jak wszędzie! 
  BRAND zbliża się do niej
Czego chcesz tu? Powiedz, powiedz!...  
  KOBIETA
Z tobą, klecho, nic nie będzie! 
Na siekący ten lodowiec, 
Na ten mroźny wichr pośpieszę, 
A nie poddam ucha klesze! 
Lepsze dla mnie morskie fale, 
Lepsze gnicie gdzieś na skale, 
Niż ta klesza mowa wściekła, 
Co zapędza mnie do piekła! 
Mojaż wina, że — do czarta! — 
Tylem warta, com jest warta?! 
  BRAND
po cichu
Głos ten, twarz ta — nie, na Boga! — 
Przeczuć idzie ku mnie trwoga!  
  AGNIESZKA
Spocznij, jeśli tracisz władzę, 
Jeśliś głodna, ja zaradzę. 
  KOBIETA
Nam nie wolno, my, Cyganie, 
Mamy dom swój, swe mieszkanie 
Nie tam, gdzie się dobrze dzieje! 
Dziuple, drogi, wierchy, knieje 
To cygańskie są pałace! 
W ciepłej izbie, przy kominie 
Innym wszelka troska ginie. 
Za dużo już czasu tracę, 
A tam przecie, jak psi dzicy, 
Gonią wójt mnie i ławicy — 
Chwycą i oddadzą straży... 
  BRAND
Tutaj nikt się nie odważy. 
  KOBIETA
Tutaj, gdzie mnie dach i ściany 
Więżą, gniotą? Nie, kochany, 
Lepiej nas tam wichr ugości! 
Jeno132 strzępek sukienczyny 
Dla maleństwa!... Ot, psie syny! 
Ten mój starszy w swej podłości 
Rodzonemu bratu skradł 
Zdarty łachman, stary szmat, 
Którym ja ten nędzny płód 
Owijała!... Patrz, jak lód 
Zimne, sine te nóżęta, 
Skóra do cna wiatrem ścięta! 
  BRAND
Odstąp nam to biedne dziecię; 
Z tobą ono zginie przecie! 
Niech cię dola jego wzruszy — 
Klątwa spadnie z jego duszy!... 
  KOBIETA
Nie! Ty o tym wiesz najlepiej, 
Że nikogo się nie czepi 
Cud podobny, że nikomu 
Zrobić tego się nie godzi! 
Wojna światu, co, jak złodziej, 
Dziecko me pozbawił domu, 
Z praw je odarł! Wiesz ty, księże, 
Jak się plemię takie lęże? 
Rodzą ci się takie smyki 
Pośród tańców, pijatyki, 
Na przyrówkach, gdzieś przy drodze... 
Węglem, panie, ja niebodze 
Krzyż znaczyłam na tym czole, 
Ochrzciłam go w brudnym dole, 
Podałam mu wódki flaszę — 
Oto masz uciechy nasze! 
A, gdy mi się to ulęgło, 
Pół się bandy
1 ... 10 11 12 13 14 15 16 17 18 ... 24
Idź do strony:

Darmowe książki «Brand - Henryk Ibsen (literatura naukowa online .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz