Darmowe ebooki » Dramat szekspirowski » Tytus Andronikus - William Shakespeare (Szekspir) (polska biblioteka .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Tytus Andronikus - William Shakespeare (Szekspir) (polska biblioteka .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 William Shakespeare (Szekspir)



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Idź do strony:
sprawiedliwość. 
Ty znów, Publiuszu, i ty, Semproniuszu, 
Musicie kopać rydlem i motyką 
Aż do samego środka twardej ziemi, 
A gdy w królestwie Plutona staniecie, 
W moim imieniu złożycie mu prośbę. 
Mówcie: przysyła stary nas Andronik, 
Sprawiedliwości i pomocy żąda, 
Przejęty bólem na niewdzięczność Rzymu. 
Ach, Rzymie! Ja cię zrobiłem nędzarzem, 
Gdy ludu głosy temu wyjednałem, 
Co dziś żelazną przycisnął mnie ręką, 
A teraz idźcie; baczność wam zalecam. 
Wszystkie mi pilnie przetrząście okręty, 
Bo zły ją cesarz gotów tam władować, 
A wtedy możem za sprawiedliwością 
Świstać, panowie. 
  MARKUS
Czy nie gorzki widok 
Takiego męża w takim obłąkaniu? 
  PUBLIUSZ
Naszą też świętą jest dziś powinnością 
We dnie i w nocy pilnie nad nim czuwać, 
Jak można, schlebiać jego przywidzeniom, 
Aż czas sprowadzi ulgę i lekarstwo. 
  MARKUS
Nie ma lekarstwa na jego boleści. 
W związku z Gotami skarćmy Rzym niewdzięczny, 
Na Saturninie pomścijmy się zdrajcy! 
  TYTUS
No co, Publiuszu? No i cóż, panowie, 
Czyście spotkali ją gdzie? 
  PUBLIUSZ
Nie, mój panie, 
Lecz ci przynoszę słowo od Plutona: 
Jeśli chcesz zemsty, piekło dać ją może; 
Lecz sprawiedliwość, jak myśli, jest teraz 
Z Jowiszem w niebie lub może gdzie indziej 
Tak zatrudniona, że musisz poczekać. 
  TYTUS
Krzywdzi mnie, próżną karmić chcąc nadzieją. 
Sam w płomieniste rzucę się jezioro, 
Z dna ją Kocytu za pięty wyciągnę. 
Krzaki z nas tylko, mój Marku, nie cedry 
Ani olbrzymy z kościami cyklopów; 
Metal nasz jednak, choć silnego hartu, 
Krzywd nie wytrzyma, które na nas padły. 
Sprawiedliwości gdyśmy nie znaleźli 
Ni tu, ni w piekle, musim bogów prosić, 
By ją nam z nieba przysłali na krzywdy 
Naszej mścicielkę. A więc do roboty! 
 
rozdaje strzały zależnie od adresu na listach
Tobie, dobremu łucznikowi, Marku, 
Daję tę strzałę ad Jovem32, a tobie 
Ad Apollinem33, ad Martem34 — ta dla mnie, 
Dla Pallas, chłopcze. — Ta dla Merkurego35. 
Ta do Saturna, nie do Saturnina; 
Baczność, Kajusie, w takim bowiem razie 
Lepiej byś zrobił, gdybyś na wiatr strzelił. 
No, chłopcze, żwawo! Marku, na znak strzelaj! 
Udało mi się pismo, daję słowo; 
Nie ma jednego boga bez supliki. 
  MARKUS
Wypuśćmy wszystkie strzały ku dworowi, 
To w jego dumie ubodzie cesarza. 
  TYTUS
Strzelajcie teraz. 
 
Strzelają.
Brawo, mój Lucjuszu! 
Na łono Panny, niech odda Palladzie. 
  MARKUS
Jam milę dalej za księżycem mierzył; 
W tej chwili list twój u stóp jest Jowisza. 
  TYTUS
Cha, cha, Publiuszu, a co ty zrobiłeś? 
Toć odstrzeliłeś jeden róg Bykowi. 
  MARKUS
To były żarty; od Publiusza strzały 
Byk ranny w gniewie tak kolnął Barana, 
Że oba jego rogi na dwór spadły; 
A kto je znalazł? Sługa cesarzowej; 
Ona z uśmiechem każe Murzynowi 
Ponieść je panu swojemu w prezencie. 
  TYTUS
To bardzo dobrze; daj mu Boże zdrowie! 
 
Wchodzi Chłop z koszykiem, w którym są dwa gołębie. TYTUS
Nowiny z nieba! Marku, przyszła poczta! 
Co nam przynosisz? Czy masz jakie listy? 
Czyli na koniec znajdę sprawiedliwość? 
Co mówi Jowisz? 
  CHŁOP

Ho! Cieśla szubieniczny? Mówi, że znowu rozebrał swoją machinę, bo człowiek ma być powieszony dopiero na przyszły tydzień.

TYTUS
Lecz ja się pytam, co Jowisz powiedział? 
  CHŁOP

Ach, panie, ja nie znam Jowisza. Jeszcze jak żyję, nie wychyliłem z nim kieliszka.

TYTUS
Jak to, hultaju, czy nic nie przynosisz? 
  CHŁOP

Przynoszę, panie, parę gołąbków, ale nic więcej.

TYTUS
Więc nie przychodzisz z nieba? 
  CHŁOP

Z nieba, panie? Ach, nigdy tam moja nie postała noga. Uchowaj Boże, żebym tak był śmiały i pchał się do nieba w moich młodych latach. Idę z moimi gołąbkami do trybunału Plebs, żeby zagodzić kłótnię mojego stryja z cysarskim człowiekiem.

MARKUS

Najdoskonalsza, jaka być może, sposobność do przesłania twojej supliki. Niech odda cesarzowi gołąbki w twoim imieniu.

TYTUS

Powiedz, czy możesz oddać cesarzowi suplikę z gracją?

CHŁOP

Nie, panie, na uczciwość, nie; nigdym w życiu gratias wyrecytować nie mógł.

TYTUS
Skończ, skończ, mopanku, dość tych ceregieli; 
Gołąbki twoje oddaj cesarzowi; 
Dzięki mym wpływom znajdziesz sprawiedliwość. 
Czekaj! Tymczasem weź to za fatygę. 
Dajcie mi teraz pióro i kałamarz. 
Czy możesz z gracją wręczyć mu suplikę? 
  CHŁOP

Mogę, panie.

TYTUS

Zabierz więc tę suplikę. A jak przyjdziesz do cesarza, musisz najprzód klęknąć, potem w nogi go pocałować, potem oddać twoje gołąbki, a potem czekać na nagrodę. Ja będę niedaleko, daj baczność, żeby wszystko odbyło się uczciwie.

CHŁOP

Bądź spokojny, panie, zostaw mi tę sprawę.

TYTUS
Czy masz nóż? Pokaż, niech mu się przypatrzę. 
Weź go, mój bracie, i w suplikę zawiń, 
Boś jak pokorny pisał ją suplikant. 
A kiedy wszystko oddasz cesarzowi, 
Do drzwi mych stuknij, aby mi powtórzyć, 
Co ci powiedział. 
  CHŁOP

Zrobię wszystko, panie.

Wychodzi. TYTUS
Czas nam iść, Marku, śpiesz za mną, Publiuszu. 
 
Wychodzą. SCENA CZWARTA
Przed pałacem.
Wchodzą Saturninus, Tamora, Chiron, Demetriusz i panowie. Cesarz niesie w ręku strzały wypuszczone przez Tytusa. SATURNINUS
Patrzcie, panowie, na ciężką obelgę! 
Powiedzcie sami, czy był kiedy cesarz 
Tak poniżony, tak lekceważony, 
Z taką pogardą za to traktowany, 
Że wszystkim równą sprawiedliwość mierzył? 
Wam to i bogom wiadomo, panowie — 
Mimo pokoju państwa burzycieli 
Szeptów36 na ucho wiernego mi ludu — 
Że tylko prawo skarciło surowo 
Zuchwałych synów starego Tytusa. 
A jeśli smutki zmąciły mu głowę, 
Mamże być jego przywidzeń ofiarą, 
Jego szaleństwa i jego goryczy? 
Teraz do nieba swe posyła skargi, 
To do Jowisza, to do Merkurego, 
To do Apolla, to do boga wojny; 
Świstki właściwe dla ulicznej rzeszy! 
Czy to senatu nie jest szkalowaniem, 
Trąbieniem naszej niesprawiedliwości? 
Żart wyśmienity! To jakby kto mówił: 
Sprawiedliwości darmo w Rzymie szukać. 
Lecz póki żyję, udane szaleństwo 
Żadną obroną obelg tych nie będzie. 
On i ród jego dowiedzą się wkrótce, 
Że sprawiedliwość w Saturninie żyje; 
Jeśli usnęła, tak dobrze ją zbudzę, 
Że we wściekłości swojej na proch zgniecie 
Najdumniejszego w Rzymie buntownika. 
  TAMORA
Łaskawy panie, drogi Saturninie, 
Mojego życia i myśli mych władco, 
Ukój się, przebacz winom Andronika, 
Skutkom żałoby po walecznych synach, 
Których śmierć ciężko przeszyła mu serce. 
Pokrzep go raczej w jego utrapieniach 
Miast karcić za te obelgi pierwszego 
Lub ostatniego z twych wiernych poddanych. 
 
na stronie
Tak mówić mądrej przystoi Tamorze: 
Lecz cię do głębi dotknęłam, Tytusie; 
Twa krew popłynie, a byle Aaron 
Był mądry, okręt do portu zawinie. 
 
Wchodzi Chłop.
Dobry człowieku, czy mówić chcesz z nami?  
  CHŁOP

A jużci, jeśli wasza pańskość jest cesarska.

TAMORA
Ja cesarzowa, lecz tam siedzi cesarz. 
  CHŁOP

To on. klęka Niechże wam Pan Bóg i święty Szczepan dobry dadzą zdrowie. Przyniosłem wam list i parę gołąbków.

Saturninus czyta list. SATURNINUS
Tego mi człeka powiesić natychmiast! 
  CHŁOP

Ile dostanę w brzęczącej monecie?

TAMORA
Na szubienicy dostaniesz postronek. 
  CHŁOP

Postronek? A to na śliczny, jak widzę, koniec przyniosłem tu moje gardło.

Wychodzi pod strażą. SATURNINUS
Oburzające i nieznośne krzywdy! 
Mamże potworne znosić obelgi? 
Wiem, w czyjej głowie myśl ta się wylęgła. 
Ścierpięż to, jakby zdrajcy, jego syny, 
Skarani prawa mieczem za morderstwo, 
Występnie byli przeze mnie zarżnięci! 
Idźcie, za włosy przywleczcie go do mnie; 
Ni wiek, ni słowa tarczą mu nie będą. 
Za to szyderstwo znajdziesz we mnie kata, 
Zdrajco, coś pomógł mi do mej wielkości. 
Myśląc, że będziesz Rzymem i mną rządził! 
 
Wchodzi Emilusz.
Jakie przynosisz wieści, Emiliuszu? 
  EMILIUSZ
Do broni! Nigdy czas więcej nie naglił. 
Got podniósł głowę, niezliczone tłumy 
Odważnych, łupu chciwych wojowników 
Ciągną do Rzymu pod wodzą Lucjusza, 
Syna Tytusa, który zemstą grozi, 
Koriolana odnowić chce dzieje. 
  SATURNINUS
Waleczny Lucjusz Gotów naczelnikiem? 
Dreszcz mnie przechodzi i pochylam głowę 
Jak kwiat od mrozu, jak wśród burzy trawa. 
Teraz się zbliża smutków naszych chwila. 
Lud pospolity tak kocha go w Rzymie! 
Często zwiedzając ulice, przebrany, 
Słyszałem tłumy po kątach szemrzące, 
Że krzywdą było wygnanie Lucjusza, 
Którego ujrzeć chcieliby cesarzem. 
  TAMORA
Czego się lękasz? Miasto masz obronne. 
  SATURNINUS
Ale mieszkańców serca są z Lucjuszem 
I bunt podniosą, aby przyjść mu w pomoc. 
  TAMORA
Bądź dziś cesarzem myślą jak nazwiskiem. 
Czy słońce ćmi się, że w jego promieniach 
Kołują stada brzęczących komarów? 
I orzeł śpiewać ptaszętom nie broni 
Ani się troszczy, co śpiew ten ma znaczyć, 
Wie bowiem dobrze, że swych skrzydeł cieniem 
Może te wszystkie uciszyć pisklenia; 
Równą masz władzę nad szaloną tłuszczą. 
Pokrzep więc ducha! Wiedz bowiem, cesarzu, 
Że oczaruję starego Tytusa 
Zaklęciem słodszym, lecz niebezpieczniejszym 
Niż rybom nęta lub owcom miodunka, 
Gdy pierwsza haczyk śmiertelny osłania, 
A druga strawą zabija rozkoszną. 
  SATURNINUS
Lecz on nie pójdzie syna za nas błagać. 
  TAMORA
Pójdzie, cesarzu, na Tamory prośbę; 
Słów bowiem moich złotą obietnicą 
Tak stare jego uszy opanuję, 
Że choćby nawet z kamienia miał serce, 
Choćby był głuchy, i serce, i ucho 
Będą posłuszne memu językowi. 
 
do Emiliusza
Lecz ty idź pierwszy i bądź naszym posłem, 
Powiedz, że cesarz z walecznym Lucjuszem 
Chce się rozmówić; a miejscem zebrania 
Niechaj dom będzie starego Tytusa. 
  SATURNINUS
Dopełń poselstwa twojego z honorem. 
Jeżeli będzie zakładników żądał 
Dla bezpieczeństwa, na wszystko pozwalam. 
  EMILIUSZ
Co każesz, panie, wykonam bez zwłoki. 
 
Wychodzi. TAMORA
A teraz idę odwiedzić Tytusa, 
Sztuk moich siłą skłonić, aby syna 
Wyrwał z pośrodka dzielnych Gotów armii. 
Teraz, cesarzu, rozjaśń znowu czoło, 
Trwogę twą całą w mych pogrzeb fortelach. 
  SATURNINUS
Idź, a niech twoim szczęści się zamysłom! 
 
Wychodzą.
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
AKT PIĄTY SCENA PIERWSZA
Przy odgłosie trąb i bębnów wchodzi Lucjusz na czele armii Gotów. LUCJUSZ
Dzielni rycerze, wierni przyjaciele, 
Oto list z Rzymu, w którym mi donoszą, 
Jak wszystkich serca brzydzą się cesarzem, 
A jak wzdychają, żeby nas zobaczyć. 
Z dumą, do jakiej męstwo daje prawo, 
Pomścijcie niegdyś poniesione klęski, 
Za każdą krzywdę przez Rzym wyrządzoną 
Potrójną dzisiaj odpłaćcie mu krzywdą. 
  GOT
Wielkiego męża dzielna latorośli, 
Niegdyś postrachu, dziś nadziejo nasza, 
Którego chwałę, którego zasługi 
Śmiał Rzym występną zapłacić pogardą, 
Licz na nas; pójdziem, gdzie nas poprowadzisz, 
Jak rój pszczół leci w gorących dniach lata 
Za swą królową na kwieciste pola, 
I na przeklętej pomścim się Tamorze. 
  KILKU GOTÓW
Co on powiedział, wszyscy potwierdzamy. 
  LUCJUSZ
Dzięki ci, mówco, i dzięki wam wszystkim. 
Lecz kto się zbliża pod Gota przewodnią? 
 
Wchodzi Got prowadząc Aarona z dzieckiem na ręku. GOT
Słynny Lucjuszu, kiedym się oddalił 
Gruzom starego przyjrzeć się klasztoru, 
Ledwom ciekawe moje oczy wlepił 
W murów zwaliska, nagle niemowlęcia 
Kwilenie uszu moich doleciało; 
Kiedym się zbliżył, słowam te usłyszał 
Do płaczącego wymówione dziecka: 
«Milcz, niewolniku czarny, ulepiony 
Pół na mój obraz, pół na twojej matki! 
Gdyby twój kolor ojca nie rozgłaszał, 
Gdyby ci tylko matki los dał farbę, 
Mógłbyś cesarski wdziać płaszcz, mój łotrzyku; 
Ale gdy mleczna jest krowa, byk mleczny, 
Tam nigdy czarne cielę się nie rodzi. 
Nie płacz! Wiernemu oddam cię Gotowi, 
Gdy powiem, żeś jest cesarzowej synem, 
Będziesz mu drogim przez miłość twej matki». 
Z dobytym mieczem wpadłem niespodzianie 
I przyprowadzam jeńca, byś z nim, wodzu, 
Jak w twej mądrości uznasz, mógł postąpić. 
  LUCJUSZ
Dzielny mój Gocie, to wcielony diabeł, 
Co odciął rękę waleczną Tytusa. 
Ta perła oczy pani swej olśniła, 
A to jest owoc szpetnej ich rozpusty. 
Mów, rybiooki nędzniku, gdzie niosłeś 
Ten żywy obraz twej diabelskiej twarzy? 
Dlaczego milczysz? Czyś głuchy? Ni słowa? 
Żołnierze, na tym powieście go drzewie. 
A przy nim owoc jego bezecności. 
  AARON
Szanujcie dziecko, krew jego królewska! 
  LUCJUSZ
Zbyt ci podobny na co uczciwego. 
Powieście dziecko, niech ojcowską duszę 
Wierzgania jego rozedrą katusze. 
Dajcie drabinę! 
  AARON
Lucjuszu, ocal dziecko, 
W mym je imieniu oddaj cesarzowej, 
A na zapłatę opowiem ci sprawy, 
Które niemałą przyniosą ci korzyść. 
Nie chcesz? Zamilknę, niech się, co chce, dzieje, 
A na was wszystkich niech zemsty duch wieje! 
  LUCJUSZ
Mów, jeśli słowa są
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
Idź do strony:

Darmowe książki «Tytus Andronikus - William Shakespeare (Szekspir) (polska biblioteka .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz