Agady talmudyczne - Autor nieznany (biblioteka komiksowo TXT) 📖
Na ten wyjątkowy zbiór składają się zwięzłe, ludowe opowieści, sagi, baśnie, legendy, przypowieści, mity, aforyzmy oraz przysłowia wybrane z Talmudu — jednej z najważniejszych ksiąg judaizmu, będącej komentarzem do Tory.
To zwięzłe formy, często odznaczające się stylem biblijnym. Celem opowieści agadycznych jest nie tylko samo opowiadanie, lecz także przedstawienie w aforystycznej formie talmudycznego kodeksu postępowania. Agady, nazywane również hagadami (hebr.: opowiadanie), to część ustnej tradycji, która na stałe weszła do europejskiego folkloru. Agady talmudyczne w przekładzie Michała Friedmana to antologia, którą docenią nie tylko jidyszyści i miłośnicy kultury żydowskiej. To także interesujący materiał źródłowy dla kulturoznawców, religioznawców i literaturoznawców.
- Autor: Autor nieznany
- Epoka: nie dotyczy
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Agady talmudyczne - Autor nieznany (biblioteka komiksowo TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Autor nieznany
Pracz został wyrokiem sądu powieszony. Przy szubienicy stał rabi Elazar i gorzko płakał. Przez głowę przeszła mu myśl:
— Kto wie, czy tym razem nie przeze mnie zginął niewinny człowiek?
Widząc, że rabi Elazar bardzo cierpi, ludzie znający miasto powiedzieli mu:
— Rabi, nie masz powodu czynić sobie wyrzutów. My znamy tego człowieka. To był przestępca.
Odetchnął rabi Elazar z ulgą i położywszy ręce na brzuchu, zawołał:
— Cieszcie się moje trzewia i radujcie! Jeśli wasze „wątpliwości” są tak mocne, jestem pewny, że robaki się do was nie dobiorą.
I mimo to do końca nie mógł się uspokoić. Wreszcie podali mu do wypicia środek nasenny, po czym położyli go na stole! w domu zbudowanym z marmuru i otworzyli mu brzuch.
Wycięli z niego całe zwały tłuszczu109, które wystawili na upalne słońce lipcowe. Mimo upału tłuszcz nie wydawał smrodliwego zapachu. Uspokojony po tym zabiegu, rabi Elazar wypowiedział słowa z Psalmów, które według niego mogły się odnosić do niego samego:
— „Także moje ciało spoczywać będzie w spokoju”.
Wkrótce okazało się, że do całkowitego spokoju było mu daleko. Skazał wtedy siebie na ciężkie cierpienie. Co noc kazał sobie podkładać sześćdziesiąt sztuk pościeli i ściągać z żył sześćdziesiąt szklanek krwi i ropy. Po tak wyczerpującym zabiegu żona podawała mu do jedzenia sześćdziesiąt różnych potraw, po których spożyciu powoli odzyskiwał siły. Do bet ha-midraszu nie pozwalała mu już chodzić, ponieważ obawiała się, że przebywający tam uczniowie mogą przysporzyć mu zmartwień.
Co noc przed zaśnięciem zwracał się do swoich cierpień tymi słowami:
— Bracia moi i przyjaciele, przyjdźcie do mnie!
Nad ranem zaś powiadał do nich:
— Teraz idźcie sobie!
Nie chciał, żeby cierpienia przeszkadzały mu w studiowaniu Tory. Któregoś dnia żona usłyszała jego słowa skierowane do cierpień. Zapłonęła gniewem i zaczęła robić mu wyrzuty:
— Więc to tak wygląda? Ty sam, z własnej woli wzywasz na siebie cierpienia? Mało ci, żeś przechorował pieniądze mego ojca?
I wyrzuciwszy z siebie te słowa oburzenia, zabrała dzieci i przeniosła się do domu swego ojca.
I oto w tym samym czasie zdarza się cud. Sześćdziesiąt statków płynie po morzu. Nagle zrywa się gwałtowna burza i wzburzone fale zaczynają miotać statkami. Jeszcze chwila i pójdą na dno. Przerażeni marynarze wznoszą modły o ratunek:
— Boże Elazara, odezwij się!
I morze w jednej chwili się uspokoiło. Zszedłszy szczęśliwie na ląd, marynarze i pasażerowie statków zanieśli rabiemu Elazarowi duży prezent. Niosło go sześćdziesięciu niewolników. Każdy niósł trzos wypełniony pieniędzmi. Oni też codziennie przygotowywali dla niego sześćdziesiąt różnych potraw.
Pewnego dnia przebywająca w domu ojca żona Elazara powiedziała do córki:
— Pójdź do domu i dowiedz się, jak ma się ojciec.
Kiedy córka zjawiła się w domu ojca, ten do niej rzekł:
— Wracaj do matki i powiedz jej, że jestem teraz bogatszy od jej ojca.
I mówiąc to zacytował werset z Przypowieści Salomona o dzielnej żonie, odnosząc to do siebie:
W następstwie dobrego odżywiania się chory rabi Elazar wkrótce wyzdrowiał i znowu zaczął chodzić do bet ha-midraszu, żona z dziećmi zaś wróciła do niego. Któregoś dnia przypadkiem obnażyło się ramię rabiego. Na widok pięknej, czystej skóry ramienia żona najpierw się uśmiechnęła, a potem rozpłakała. Uśmiechnęła się z radości i powiedziała:
— Szczęśliwa jestem, że zespoliłam się z ciałem tego sprawiedliwego męża.
I rozpłakawszy się, tak rzekła:
— Biada mi, że takie ciało pochłonie ziemia.
Przed śmiercią rabi Elazar powiedział do żony:
— Wiem, że mędrcy są na mnie oburzeni i boję się, że mogą mnie pochować bez należnego mi szacunku. Dlatego uważam, że lepiej będzie, jeśli złożysz moje martwe ciało na poddaszu. Nie powinnaś z tego powodu bać się mnie.
Po wielu latach, które upłynęły od śmierci rabiego Elazara, jego żona opowiedziała o leżącym na poddaszu ciele męża:
— Chyba ze dwadzieścia lat ciało mego męża leżało na poddaszu. Kiedy wchodziłam do tej izdebki, zwykłam była oglądać jego włosy na głowie. Zauważyłam, że kiedy jakiś włos wypadał, pojawiała się kropla krwi. Pewnego razu zobaczyłam, że z ucha wylazł mu robaczek. Okropnie się tym przejęłam. Zjawił mi się potem we śnie i powiedział: „Nie martw się. To nic strasznego. To się stało wskutek tego, że kiedyś moje uszy usłyszały, jak pewien mędrzec został obrażony i ja na to nie zareagowałem”.
Kiedy do jego domu przychodziło dwóch Żydów, żeby ich rozsądził, i stojąc w drzwiach, wygłaszali swoje racje, z poddasza rozlegał się głos rabiego Elazara:
— Ty, który nazywasz się tak i tak, nie masz racji, natomiast ty, zwany tak i tak, masz rację.
Pewnego dnia żona rabiego Elazara pokłóciła się z sąsiadką, która w ferworze sporu przeklęła ją tymi słowy: „Obyś skończyła jak twój mąż. Żebyś jak on nie została pochowana zgodnie z prawem Izraela!”.
Kiedy słowa sąsiadki doszły do uszu mędrców, ci uznali, iż dalej nie można już tolerować tego stanu rzeczy i że należy nieboszczyka Elazara pochować zgodnie z żydowskim rytuałem.
Krążą również wieści o tym, że ojciec rabiego Elazara, rabi Szymon, miał jakoby przyśnić się mędrcom, którym oświadczył:
— Macie mojego gołąbka i nie chcecie go do mnie przynieść.
Zebrali się mędrcy, by urządzić pogrzeb Elazara, ale spotkali się ze sprzeciwem mieszkańców Achbary, którzy twierdzili, iż w czasie kiedy ciało Elazara spoczywało na poddaszu domu, żadne dzikie zwierzę nie napadło na ich miasto.
Pewnego dnia mędrcy, korzystając z wigilii Jom Kipur i z tego, że mieszkańcy Achbary byli zajęci przygotowaniami do święta, wynajęli tragarzy, którzy zanieśli ciało rabiego Elazara do groty, gdzie spoczywał jego ojciec rabi Szymon. Podchodząc go groty, natknęli się na jadowitego węża, który nie wpuścił ich do środka. Mędrcy wznieśli wtedy okrzyk:
— Wężu! Wężu! Otwórz wejście i wpuść syna do ojca.
I wąż posłuchał ich i otworzył wejście do groty.
Pewnego razu rabi Pinchas ben Jair wyruszył w drogę, żeby wykupić wziętych do niewoli Żydów. Długo szedł, aż dotarł do dużej i głębokiej rzeki Ninaj. Nie mogąc jej przebyć, zawołał:
— Ninaju! Ninaju! Rozstąp się i otwórz mi drogę. Muszę się dostać na drugi brzeg.
— Pinchasie! Pinchasie! — odpowiedziała mu rzeka — wiem, że masz spełnić wolę Stwórcy, ale ja też spełniam wolę Stwórcy. Ty albo ją spełnisz, albo nie, ja zaś z całą pewnością ją spełnię.
Rozzłościł się rabi Pinchas i zawołał:
— Jeśli natychmiast się nie rozstąpisz i nie otworzysz mi drogi na drugi brzeg, to sprawię, że twoim korytem nigdy już woda nie popłynie.
I woda w rzece od razu się rozstąpiła i rabi Pinchas pokonał ją suchą stopą. Tymczasem na brzegu pozostał człowiek dźwigający worek z pszenicą przeznaczoną do wypieku macy na zbliżające się święto Pesach.
Zobaczył to rabi Pinchas i zawołał z drugiego brzegu:
— Rzeko Ninaj, rozstąp się także przed nim. On spełnia boży nakaz.
I rzeka spełniła jego żądanie. I oto nagle wyłonił się trzeci człowiek z zamiarem przekroczenia rzeki. Był nim Arab, który przez cały czas, krocząc za nimi obydwoma, pozostał nieco w tyle. Rabi Pinchas wstawił się za nim u rzeki:
— Otwórz także przed nim drogę — zawołał. — On nam towarzyszył w drodze i powinnaś potraktować go tak samo, jak nas.
I rzeka rozstąpiła się, i Arab przeszedł na drugi brzeg.
Rabi Pinchas dotarł wreszcie do zajezdnego domu. Zatrzymał się w nim i poprosił gospodarza o nakarmienie osła. Kiedy podano osłowi do jedzenia niewymłócony jeszcze z kłosów jęczmień, ten nie chciał go nawet tknąć. Wymłócili więc kłosy, ale osioł nadal nie chciał jeść.
Przebadali i dokładnie przebrali jęczmień, żeby był czysty i jadalny, ale osioł mimo tych zabiegów nie chciał nawet spojrzeć na niego.
Zastanowił się rabi Pinchas nad przyczyną takiego zachowania osła i doszedł do wniosku, że być może nie odstawiono tu do Świątyni należnej dziesięciny.
Szybko odłożyli dla lewitów dziesiątą część ze zbioru jęczmienia i osioł natychmiast zabrał się do jedzenia.
Widząc to, rabi Pinchas oświadczył:
— Biedne zwierzę spełnia wolę Stwórcy, a wy mu podajecie do jedzenia jęczmień nie odpowiadający wymogom naszego prawodawstwa.
Kiedy rabi Jehuda Hanasi dowiedział się, że do miasta przybył rabi Pinchas ben Jair, wyszedł mu naprzeciw i powitawszy go, rzekł:
— Uczyń mi tę łaskę i przyjdź do mnie na obiad.
— Chętnie to uczynię — odpowiedział rabi Pinchas.
Twarz rabiego Jehudy promieniała radością. Widząc to, rabi Pinchas powiada do niego:
— Myślałeś, że mogę odmówić Żydowi i nie przyjąć jego zaproszenia na posiłek? Uchowaj Bóg! Żydzi są święci. Jeden Żyd chce i nie może, drugi może, ale nie chce. Ty zaś i chcesz, i możesz. Teraz jednak śpieszę wypełnić ważną micwę. Dlatego wstąpię do ciebie dopiero w drodze powrotnej.
Wracając tą samą drogą, rabi Pinchas wstąpił do domu rabie go Jehudy. Dochodząc do drzwi, zauważył, że stoją w nich białe muły110. Krzyknął z wrażenia:
— W tym domu gości Anioł Śmierci! Ja tu nie będę się posilał.
Usłyszał to rabi Jehuda i wyszedłszy do niego na dwór, oświadczył:
— Sprzedam te muły.
— Przed ślepcem nie rzuca się kłód111.
— Przepędzę je.
— Wtedy wyrządzisz jeszcze większą szkodę.
— Przetnę im żyły w nogach.
— Szkoda zwierząt. Należy im się miłosierdzie.
— To je zabiję.
— Wtedy naruszysz zakaz Tory, który mówi, iż nie wolno niszczyć wartościowych rzeczy.
Rabi Jehuda nie przestawał jednak zapraszać gościa do domu. Tak długo na niego nastawał, aż w pewnej chwili wyrosła między nimi wysoka góra.
Rabi Jehuda zareagował na to płaczem. Łamiącym się głosem zawołał:
— Jeśli Bóg czyni cuda cadykom za życia, to cóż dopiero po ich śmierci!
Do miast w południowej części Erec Israel, w którym mieszkał rabi Pinchas ben Jair, przybyli dwaj biedni Żydzi w poszukiwaniu środków do życia. Nim odwiedzili miejscowych gospodarzy, aby znaleźć jakieś zatrudnienie, poprosili rabiego Pinchasa, żeby pozwolił im zostawić w swojej stodole dwa małe worki jęczmienia. Rabi Pinchas oczywiście się zgodził. Tymczasem obaj biedacy snuli się po mieście w poszukiwaniu płatnego zajęcia. Minął dzień, minęło jeszcze kilka dni, a po nich ślad zaginął. Zniknęli jak kamfora. Rabi Pinchas zastanawiał się, co zrobić z workami jęczmienia, które biedacy zostawili mu w stodole. Nie mogą przecież zmarnieć. Po namyśle doszedł do wniosku, że trzeba ziarna zasiać. Jak pomyślał, tak i zrobił. Nadeszła pora żniw i rabi Pinchas zebrał z pola sporo jęczmienia, który zaniósł do śpichlerza. I tak minęło siedem lat. W śpichlerzu nagromadziło się bardzo dużo jęczmienia.
I oto po latach znowu pojawili się w mieście obaj biedacy. Przyszli do rabiego Pinchasa po swoje dwa worki jęczmienia. Rabi Pinchas zaprowadził ich do śpichlerza i pokazawszy im ogromną masę jęczmienia, powiedział:
— To jest wasz jęczmień. Należy do was. Sprowadźcie wielbłądy i osły, żeby go przewieźć tam, dokąd chcecie.
Z korony króla Saracenów wypadła kiedyś bardzo cenna perła. Zanim słudzy zdążyli ją podnieść nadbiegła mysz, która ją połknęła i uciekła. Zmartwiony tym król poszedł do rabiego Pinchasa i poprosił go o pomoc przy odszukaniu perły.
Prośba króla wydała się rabiemu Pinchasowi nieco dziwna.
— Cóż to? — zapytał. — Czy ja jestem zaklinaczem.
— Przyszedłem do ciebie — powiedział król — bo masz opinię człowieka, który potrafi czynić cuda.
Rabi Pinchas zgodził się pomóc królowi Saracenów. Gromkim głosem rozkazał, żeby stawiły się przed nim wszystkie myszy. Dokładnie obejrzał każdą mysz z osobna i stwierdził, że jedna z nich ma na grzbiecie coś na kształt garbu.
— Ty — powiedział do tej myszy — masz perłę. Natychmiast ją wypluj!
Myszka usłuchała rabiego Pinchasa i wypluła perłę.
Cesarz rzymski wydał w swoim czasie dekret, w którym zabraniał Żydom wykonywania nakazu obrzezania. W tym czasie urodził się rabiemu Szymonowi ben Gamliel, noszącemu tytuł nasi, chłopiec, któremu nadał imię Jehuda. Tenże chłopiec wsławił się po latach wiedzą i mądrością, dzięki którym został obdarzony godnością nasi. Mówiono o nim „nasz święty rabi” albo w skrócie Raba. Zastanawiał się rabi Szymon, jak ma postąpić? Czy wykonać rozkaz złoczyńcy, czy też pozostać wiernym nakazowi Boga?
Długo to jednak nie trwało. Chłopiec wbrew dekretowi cesarza został obrzezany. Dowiedział się o tym naczelnik miasta i natychmiast wezwał do siebie rabiego Szymona i dalej go besztać:
— Jak śmiałeś zlekceważyć rozkaz cesarza?
— Posłuchałem rozkazu Boga.
— Zgodnie z prawem — oświadczył naczelnik miasta — mam się do ciebie odnosić z szacunkiem należnym przywódcy swego narodu, ale puścić cię wolno też nie mogę. Muszę wykonać rozkaz cesarza.
— Co więc zamierzasz ze mną uczynić?
— Odstawię cię do cesarza i niech on decyduje,
Uwagi (0)