Agady talmudyczne - Autor nieznany (biblioteka komiksowo TXT) 📖
Na ten wyjątkowy zbiór składają się zwięzłe, ludowe opowieści, sagi, baśnie, legendy, przypowieści, mity, aforyzmy oraz przysłowia wybrane z Talmudu — jednej z najważniejszych ksiąg judaizmu, będącej komentarzem do Tory.
To zwięzłe formy, często odznaczające się stylem biblijnym. Celem opowieści agadycznych jest nie tylko samo opowiadanie, lecz także przedstawienie w aforystycznej formie talmudycznego kodeksu postępowania. Agady, nazywane również hagadami (hebr.: opowiadanie), to część ustnej tradycji, która na stałe weszła do europejskiego folkloru. Agady talmudyczne w przekładzie Michała Friedmana to antologia, którą docenią nie tylko jidyszyści i miłośnicy kultury żydowskiej. To także interesujący materiał źródłowy dla kulturoznawców, religioznawców i literaturoznawców.
- Autor: Autor nieznany
- Epoka: nie dotyczy
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Agady talmudyczne - Autor nieznany (biblioteka komiksowo TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Autor nieznany
Kiedy osiągnęli granicę szabatu91, Elisza oświadczył:
— Meirze, wróć! Ilość kroków postawionych przez mego konia każe mi sądzić, iż doszliśmy do granicy szabatu.
— Ty także wróć.
— Dla mnie nie ma już drogi powrotu. Już ci raz powiedziałem, że słyszałem, stojąc za kotarą92, głos z nieba: „Wróćcie do mnie zuchwałe dzieci. Wszystkie oprócz Achera”.
Rabi Meir nie ustąpił. Zaprowadził Eliszę do bet ha-midraszu. Tu Elisza zauważył chłopca pogrążonego w nauce. Podszedł do niego i zapytał:
— Chłopcze, jaki werset z przerobionego dzisiaj materiału utkwił ci w pamięci?
Chłopiec bez chwili namysłu odpowiedział:
— „Nie ma pokoju dla występnych”.
Zaprowadził rabi Meir Eliszę do następnego bet ha-midraszu. Tu, w domu nauki, Elisza podszedł do chłopca ślęczącego nad Księgą i zadał mu to samo pytanie:
— Jaki werset zapamiętałeś z dzisiejszej lekcji?
— „Możesz się umyć w wodzie zmieszanej z solą ługową. Możesz nawet użyć mnóstwa mydła. I tak plamy grzechów nie zmyjesz”.
Szybko opuścili drugi bet ha-midrasz i Meir zaprowadził go do trzeciego z kolei. Elisza znowu zagadnął uczącego się tam chłopca o przerobiony dzisiaj materiał.
W odpowiedzi usłyszał:
— „Ach, ty nieszczęsny, dlaczego stroisz się w purpurowe szaty? Dlaczego obwieszasz się złotą biżuterią, malujesz farbą oczy? Na próżno chcesz się upiększyć. Twoi wielbiciele wzgardzili tobą. Duszy twojej pragnę”.
I w ten sposób przyszło im odwiedzić aż trzynaście bet ha-midraszów. I we wszystkich Elisza usłyszał różne w formie, ale takie same w treści złowróżbne cytaty-odpowiedzi na swoje pytanie.
Ostatni chłopiec, do którego Elisza się zwrócił, zacytował mu następujący werset:
— „I powiedział Bóg do raszy93: «Nie tobie głosić moje Prawo!»”.
A że chłopiec trochę się jąkał, wyszło mu nie „rasza”, ale „r-r-elisza”.
Słowa chłopca tak wzburzyły Eliszę, że ten podniesionym głosem zawołał:
— Gdybym miał w ręku nóż, tobym go zarżnął.
Opowiadają, że Elisza często wchodził do domów nauki, w których chłopcy się uczyli, i wykrzykiwał:
— Dlaczego młodzi chłopcy trwonią czas na nieważnych zajęciach? Przecież każdy z nich mógłby z pożytkiem dla siebie i dla innych mieć jakiś fach w ręku. Każdy z nich mógłby być budowniczym domów albo stolarzem, czy też malarzem lub krawcem.
Słowa Eliszy podziałały negatywnie na uczących się chłopców. Porzucili uczelnię, zostawili księgi i przestali się uczyć. Opowiadają też, że Elisza miał usta pełne greckich pieśni. Zdarzało się, że gdy siedział w bet ha-midraszu, często wypadały mu zza pazuchy heretyckie książki.
Jak to się stało, że Elisza zszedł z prostej drogi? Opowiadają, że pewnego razu nauczał w dolinie Ginosar. Którejś soboty zauważył Żyda, który wszedł na wierzchołek palmy i dobrał się do gniazda ptaków. Wygarnął z niego matkę piskląt i spokojnie zszedł z drzewa. W wieczór zaś kończący sobotę zobaczył drugiego Żyda, który wspiął się na drzewo i odpędziwszy najpierw matkę, jak nakazuje Tora, zabrał pisklęta. Zaledwie jednak zszedł z drzewa i dotknął ziemi, ukąsił go jadowity wąż. śmierć była natychmiastowa. Zastanowił się Elisza:
— Co to znaczy, że Tora nakazuje: „Odeślij matkę i dzieci możesz wziąć. Za to dobrze ci się będzie wiodło i długich lat dożyjesz”.
Jak ten werset ma się do tego Żyda? Czy dobrze mu się wiodło? Czy dożył długich lat? Co o tym sądził rabi Akiwa, Elisza nie wiedział. Ten zaś powiedział: „Dobrze ci się będzie wiodło na świecie, który jest arcydobry i dożyjesz długich lat w świecie wieczności”.
Inni ludzie znów opowiadają, że Elisza zobaczył biegnącą świnię z językiem Chucpita-Meturgemana w pysku, krzyknął wtedy:
— Czy język ust, z których sypały się słowa niczym perły, ma lizać kurz?
Po tym wydarzeniu Elisza odstąpił od żydostwa i wtedy zaczęto go nazywać Acher. Stał się inny, obcy.
W jakiś czas potem Elisza ben Awuja zachorował. Na wieść o jego chorobie przyszedł go odwiedzić jego były uczeń rabi Meir. Zaraz po przekroczeniu progu mieszkania rzekł do Eliszy:
— Zawróć ze złej drogi!
— Nie wiem, czy w niebie mnie przyjmą. Czy nie jest aby za późno?
— Nie. Jest przecież napisane: „Wołałem do Ciebie i uzdrowiłeś mnie. Podniosłeś z otchłani duszę moją”.
Elisza na dźwięk tych słów rozpłakał się i zaraz umarł.
— Zdaje mi się — oświadczył rabi Meir — że Elisza opuścił ten świat ze skruchą i żalem.
Kiedy go chowano, nagle spadł na jego grób słup ognia. Powiadomiony o tym rabi Meir natychmiast pobiegł na cmentarz i płaszczem nakrywszy płonący grób, powiedział:
— Dopóki ja jestem na tym ciemnym jak noc świecie, możesz spokojnie leżeć do rana. Kiedy zaś nastanie dzień, nadejdzie ów jasny, świetlisty świat, i jeśli miłosierny Bóg użyczy ci zbawienia, to, rzecz jasna, wszystko będzie w porządku. Jeśli natomiast Bóg nie zechce cię zbawić, ja to uczynię. Klnę się na Boga, że to zrobię. Śpij spokojnie do rana.
I ogień natychmiast zgasł.
Raba bar Szila spotkawszy kiedyś Eliszę, zapytał go:
— Jak myślisz, co porabia Bóg, oby był błogosławiony?
— Ustala halachy, powołując się przy tym na opinie mędrców z wyjątkiem rabiego Meira.
— Dlaczego Bóg pomija rabiego Meira?
— Ponieważ rabi Meir uczył się Tory u Achera.
— Co w tym złego? Rabi Meir dostał od Achera jakby owoc granatu. Miąższ wyssał, a skorupę wyrzucił.
— Myślę, że teraz Bóg na pewno już mówi: „Meir, mój syn, tak powiada”.
W południowym regionie Ziemi Izraela pewien właściciel zajazdu wszedł w spółkę z rozbójnikami. Budził w nocy swoich gości i tak do nich powiadał:
— Zbierajcie się w drogę. Teraz jest najlepsza pora. Słońce nie parzy. Powietrze jest świeże i rześkie. W sam raz do odbywania podróży. Zresztą ja wam będę towarzyszył.
Zachęceni jego słowami goście ubierali się, brali swoje bagaże i wyruszali w drogę. Kiedy znaleźli się w sporej odległości od domu zajezdnego, napadali na nich rozbójnicy i ogołociwszy ich do cna, dzielili się ich mieniem z właścicielem zajazdu.
Traf chciał, że pewnego dnia zatrzymał się w tym zajeździe rabi Meir. Właściciel jak zwykle obudził w środku nocy rabiego Meira, namawiając go do wyruszenia w drogę. Rabi Meir, tknięty przeczuciem, rzekł do niego:
— Nie mogę teraz wyruszyć w drogę, ponieważ czekam tu na mego brata.
— Gdzie jest twój brat?
— W bożnicy.
— Powiedz mi, jak się nazywa twój brat, to pójdę po niego.
— Nazywa się Ki tow94.
Właściciel zajazdu nie zwlekając poszedł do bożnicy i zaczął wołać:
— Ki tow! Ki tow!
Daremnie wołał, bo nikt się nie odezwał.
Nad ranem rabi Meir wstał, odwiązał osła i wyruszył w drogę. Gospodarz zapytał go:
— Gdzie jest twój brat, na którego czekałeś?
— Już jest tu. Już świeci słońce. „I widział Bóg, że to było dobre”.
Pewnego razu w wieczór kończący sobotę, podczas kazania rabiego Meira w bet ha-midraszu, umarli nagle w domu jego dwaj synowie. Matka położyła obu synów na jednym łóżku, po czym przykryła ich prześcieradłem.
Przyszedłszy do domu, rabi Meir zapytał żonę, gdzie są synowie?
— Poszli do bet ha-midraszu.
— Właśnie stamtąd wracam. Ich tam nie było.
Był już czas odprawienia hawdali95. Żona podała Meirowi kielich wina. Ten pożegnawszy sobotę, znowu zapytał o synów. Tym razem głosem wyrażającym zniecierpliwienie:
— Co to ma znaczyć, że nie ma ich w domu? Gdzie mogą teraz być?
— Wiem, że mają takie miejsce, do którego często chodzą. Uspokój się, zaraz wrócą.
I powiedziawszy to, postawiła przed nim kolację na stole. Czekała, aż skończy jeść i wtedy zapytała, czy może mu zadać pytanie.
— Możesz pytać — odpowiedział.
— Wczoraj jakiś człowiek dał mi pewną rzecz do przechowania. Dzisiaj ma ją odebrać. Jak myślisz, czy powinnam mu ją zwrócić?
— Co za pytanie? Oczywiście, że tak. Rzecz przyjętą w zastaw należy bezzwłocznie oddać.
— Musiałam czekać na twoją zgodę. Bez niej nie zwróciłabym jej.
I powiedziawszy to, wzięła go za rękę i zaprowadziła do pokoju, w którym pod prześcieradłem leżeli obaj zmarli synowie. Odchyliła prześcieradło i oczom rabiego Meira ukazały się martwe ciała synów.
Wybuchnął gwałtownym płaczem i zaczął lamentować:
— Oj, dzieci moje! Oj, synowie moi! Mistrzowie i nauczyciele moi! Swoim zachowaniem zasłużyliście na moją miłość. Przez swoją wiedzę staliście się moimi nauczycielami. Znajomością Tory rozjaśniliście moje oczy.
— Mężu mój, dopiero przed chwilą powiedziałeś mi, że zastawioną rzecz należy bezwzględnie zwrócić właścicielowi. Bóg dał i Bóg odebrał. Niech będzie błogosławione Jego Imię.
Rabi miał za sąsiadów bardzo złych i mocno zdemoralizowanych ludzi, którzy przysparzali mu tak wielu zmartwień, a nawet cierpień, że zaczął modlić się o śmierć dla nich. Jego żona, Bruria, usłyszawszy, o co jej mąż się modli, powiedziała do niego:
— Nie, mężu mój! Uważam, że nie należy się modlić o śmierć dla grzeszników, ale o śmierć dla samych grzechów. Chodzi o to, żeby grzechy przestały istnieć. Żeby ustały i zniknęły na zawsze. Już w słowach Dawida zawarty jest sens tego, co mówię: „Niech znikną grzechy, wtedy nie będzie grzeszników”. Lepiej, mężu mój, módl się o to, żeby nasi sąsiedzi stali się lepsi.
I rabi Meir postąpił tak, jak radziła mu żona.
I modlitwa odniosła skutek. Sąsiedzi stali się z dnia na dzień porządnymi, uczciwymi ludźmi.
Opowiada rabi Jochanan:
— Rabi Meir zwykł był w swoich wykładach dla szerszej publiczności posługiwać się w jednej trzeciej halachą, w jednej trzeciej agadą i w jednej trzeciej przypowieścią. Przypowieści zaś miał bez liku, a mówiąc dokładnie, znał ich trzysta. Ze wszystkich tych przypowieści zachowały się trzy: „Ojcowie jedli cierpkie grona. A synom ścierpły zęby”. „Rzetelna waga — rzetelne odważniki”96, „Sprawiedliwy z nieszczęścia się uwolni. Nieszczęście zaś dotknie niesprawiedliwego”.
„Ojcowie jedli cierpkie grona”. — Pewnego razu głodny wilk napadł na lisa, aby go pożreć. Powiada wtedy lis do wilka:
— Na ile ci wystarczę? Chyba na jeden ząb. Popatrz na mnie. Sama skóra i kości. Jeśli chcesz mieć prawdziwą przyjemność, to posłuchaj mnie. Niedaleko stąd, na podwórzu znanego mi Żyda, w związku z nadchodzącą dziś sobotą przygotowuje się smaczne jadło do sobotniej uczty. Zgłoś się na ochotnika do pomocy w ich przygotowaniach i przypadnie ci w udziale smaczny kęsek.
Posłuchał wilk rady lisa i pobiegł na podwórze żydowskiego gospodarza. Na widok wilka wybiegli z domu Żydzi z kijami w rękach i dotkliwie go poturbowali. Ledwo uszedłszy z życiem, wilk dopadł lisa i zaczął go z wściekłości besztać i grozić zemstą:
— Ty — ryknął — taki, owaki! Chciałeś mnie wystrychnąć na dudka! Zaraz dostaniesz za swoje. Rozszarpię cię na strzępy.
— Nie gniewaj się — uspokajał go lis. — Wiedz, że zostałeś pobity tylko z powodu sprawek twego ojca, który kiedyś pomagał na tym podwórzu Żydom przy przygotowaniu uczty sobotniej i nadmiernie się przy tym obłowił.
— No to jak? Mam pokutować za grzechy ojca?
— A jak myślisz, głuptasie? Tak już jest na tym świecie. „Ojcowie jedzą kwaśne, a dzieciom cierpną zęby”. Widzę, żeś bardzo głodny i zmęczony. Chodź ze mną, to ci wskażę miejsce, gdzie się najesz do syta.
I powiedziawszy to, zaprowadził go do studni, na której leżał wałek z nawiniętym na obu końcach sznurem, do którego przyczepione były dwa wiadra. Kiedy podciągało się do góry jedno wiadro, drugie opuszczało się w dół i można było zaczerpnąć wody. Wsiadł lis do górnego wiadra i opuścił się na dół. Dolne wiadro poszło wtedy w górę. Nachylił się wilk nad studnią i zawołał do lisa:
— Hej, lisie, co tam robisz?
— Znalazłem tu smaczny kąsek. Kawał świeżego, białego sera. Sama rozkosz. Po prostu rozpływa się w gębie. Musisz to sam zobaczyć!
Spoziera wilk w głąb studni. Odbijający się w wodzie księżyc wygląda rzeczywiście jak okrągły, sprasowany kawałek sera.
— Lisie — woła wilk — powiedz mi, jak mam się do niego dobrać?
Pyta i zawczasu oblizuje się na myśl o czekającej go rozkoszy.
— Bardzo prosto — odpowiedział lis. — Wsiądź do wiadra na górze i sprawę masz załatwioną.
Wsiadł wilk do górnego wiadra, które od razu zaczęło opuszczać się w dół. W tym czasie drugie wiadro z lisem w środku wjechało do góry.
— Nażryj się! Nażryj! — krzyknął do wilka lis z góry. — Niech ci to pójdzie na zdrowie.
— Nie ma tu nic do żarcia! Oszukałeś mnie, ty chytra bestio! Powiedz mi lepiej, jak się stąd wydostać?
— A siedź sobie tam bez końca. Jako że jest napisane: „Sprawiedliwy uwolni się od nieszczęścia, niesprawiedliwy zaś znajdzie się na jego miejscu”. Jest także inny werset: „Rzetelna waga — rzetelne odważniki”.
— Gdybym był wśród stojących na górze Synaj — powiedział rabi Szymon bar Jochaj — tobym poprosił Boga o to, żeby stworzył człowieka o dwóch ustach. Jedne do nieustannego uczenia się Tory, a drugie do zwykłych czynności.
Szybko
Uwagi (0)