Ze skarbnicy midraszy - Autor nieznany (czytanie ksiazek online txt) 📖
Midrasze to przypowieści i anegdoty, które dzięki swojej łatwej w opowiadaniu formie, były przekazywane z pokolenia na pokolenie nauczając prawd judaizmu.
Według tradycji żydowskiej są one częścią Tory, którą Mojżesz otrzymał od Boga, a którą zaczęto spisywać dopiero w pierwszych wiekach naszej ery. Niniejszy wybór 270 midraszy, dokonany przez Michała Friedmana, przybliża kulturę żydowską, jej zwyczaje i prawa przy pomocy niejednokrotnie zabawnych, a często przerażających, opowieści rabinicznych. Znajdziemy tu historie komplementarne do tych z chrześcijańskiego Starego Testamentu, jak również opowieści z życia żydowskich mędrców.
- Autor: Autor nieznany
- Epoka: Starożytność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Ze skarbnicy midraszy - Autor nieznany (czytanie ksiazek online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Autor nieznany
Po uroczystości Judyta udała się do Jerozolimy, aby rozdzielić część łupu zdobytego na wrogu. Po krótkim pobycie wróciła do Betulii. Przeżyła sto pięć lat. Pochowana została obok swego męża Manassesa. Cały lud serdecznie i długo ją opłakiwał.
Za życia Judyty kraj nie zaznał już wojen. Nad krajem długo świeciło słońce pokoju.
Pewien filozof, czując zbliżającą się śmierć, zapytał syna, ilu zdobył w życiu przyjaciół? Syn bez wahania odparł:
— Mam już stu przyjaciół.
— Przyjaciel nierówny przyjacielowi. Trzeba każdego przyjaciela najpierw sprawdzić. Ja, synu mój, jestem starszy od ciebie nie tylko wiekiem, ale również doświadczeniem. W ciągu całego życia udało mi się pozyskać tylko jednego i to półprzyjaciela. Dlatego radzę ci, żebyś każdego ze swoich stu przyjaciół poddał próbie. Może spośród tej całej setki uda ci się znaleźć jednego prawdziwego.
— W jaki sposób mam ich sprawdzić?
— Zarżnij cielaka, potnij go na kawałki. Włóż te kawałki do worka wysmarowanego krwią i pójdź do jednego z twoich przyjaciół. Kiedy znajdziesz się w jego domu, powiedz mu tak: „Zabiłem na twoim podwórzu człowieka. Poćwiartowane zwłoki są w worku. Jeśli jesteś moim przyjacielem, zakop worek ze zwłokami po cichu, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Wybawisz mnie z wielkiego kłopotu”.
Syn posłuchał ojca i udał się do jednego z przyjaciół. Pokazał mu zakrwawiony worek i poprosił o zakopanie go. Ten usłyszawszy, o co chodzi, zawołał:
— Mój drogi! Zabierz natychmiast trupa i wynieś się stąd. Zakop go gdzie indziej, byle daleko od mego domu.
Udał się syn filozofa do następnego przyjaciela. Ten zachował się tak samo jak jego poprzednik. Tak samo zachowali się bez wyjątku wszyscy następni. Rozczarowany odmową przyjaciół syn z żalem opowiedział o tym ojcu.
— Synu — powiedział ojciec — to, co ci się przytrafiło, nie jest dla mnie żadną nowiną. W dobrych czasach człowiek ma wielu przyjaciół, ale w złych czasach, w biedzie, rzadko trafia się przyjaciel. Udaj się teraz do mego półprzyjaciela, o którym ci już kiedyś mówiłem. Przekonasz się, co on ci powie.
Syn posłuchał rady i udał się do tak zwanego półprzyjaciela ojca. Pokazał mu zakrwawiony worek i poprosił o zakopanie go.
— Chodź ze mną. Wejdziemy do ostatniego pokoju. Nie chcę, żeby cię sąsiedzi widzieli.
Pod jakimś pretekstem wyprosił z domu żonę i dzieci i zabrał się do kopania grobu na podwórzu. Kiedy grób już został wykopany, syn filozofa powiedział mu, co jest w worku, i wyjaśnił, że chodziło mu tylko o wypróbowanie przyjaciela. Teraz, kiedy przekonał się o prawdziwej jego przyjaźni, pozostało mu tylko serdecznie za nią podziękować. Po tym wydarzeniu syn poszedł do ojca i opowiedziawszy mu o zachowaniu się półprzyjaciela, zapytał:
— Czy jest na świecie człowiek, który zdobył sobie stuprocentowego przyjaciela?
— Sam — odpowiedział ojciec — tego nie doświadczyłem, ale słyszałem o takim przyjacielu.
— Opowiedz mi o nim. Może uda mi się zdobyć takiego.
Ojciec nie dał mu długo czekać i opowiedział mu następującą historię:
— Przed laty było dwóch młodych kupców. Jeden mieszkał w Egipcie, drugi w Babilonii695. Znali się tylko ze słyszenia. Za pośrednictwem podróżujących ajentów dokonywali wymiany towarowej. Pewnego dnia kupiec z Babilonii wyprawił się z towarem do Egiptu. Na wieść o tym kupiec zamieszkały w Egipcie wyszedł mu na spotkanie, przywitał go serdecznie i zaprosił do siebie do domu. Oddał do jego dyspozycji najlepsze pokoje i najlepszych służących. Pokazał mu całe swoje bogactwo i starał się jak najlepiej umilić jego pobyt. Po ośmiu znakomicie spędzonych dniach kupiec z Babilonii nagle ciężko zachorował. Gospodarz domu sprowadził najsłynniejszych lekarzy kraju. Ci go dokładnie od stóp do głowy przebadali i żadnej choroby nie stwierdzili. Odbyli konsylium i doszli do wniosku, że przyczyną boleści kupca z Babilonii może być tylko wielka miłość. Gospodarz domu dyskretnie zapytał go, w kim jest zakochany.
— Pozwól mi — odpowiedział chory z miłości — obejrzeć kobiety znajdujące się w twoim domu, wskażę ci wtedy tę, dla której bije moje serce.
Gospodarz najpierw przyprowadził do niego wszystkie dziewczęta, które służyły w jego domu, ale żadna nie znalazła uznania w oczach Babilończyka. Wtedy gospodarz przedstawił mu sierotę, którą wychowywał w swoim domu. Z tą właśnie dziewczyną sam miał zamiar się ożenić. Na jej widok Babilończyk zawołał:
— Ta dziewczyna zawojowała moje serce. Od niej zależy moje życie.
Gospodarz domu po krótkim wahaniu zgodził się na ślub dziewczyny z gościem. Dał jej dużą sumę pieniędzy i obdarzył licznymi prezentami. Chory natychmiast wyzdrowiał, po czym wraz z poślubioną dziewczyną udał się w drogę do Babilonii.
Po jakimś czasie fortuna się obróciła i kupiec egipski stracił cały majątek. Co robić? Myślał i myślał, aż doszedł do wniosku, że jedynym ratunkiem dla niego może być pomoc ze strony przyjaciela, którym był kupiec babiloński. Nim przebył daleką pustynną drogę, jego ubranie zdążyło się wystrzępić, a buty bez podeszwy ledwo trzymały się na nogach. Zakurzony i zmęczony drogą obawiał się, że przyjaciel go nie pozna. Dlatego też postanowił przenocować. Odpocznie, umyje się, doprowadzi jako tako do porządku i wtedy pokaże się w domu Babilończyka. Udało mu się znaleźć w mieście opustoszały dom. Ostrożnie, żeby nikt nie widział, wszedł i zamknął za sobą rozbite drzwi. Przez otwór w ścianie mógł widzieć to, co działo się na ulicy. W pewnej chwili zauważył, jak dwaj mężczyźni zaczęli się kłócić. Kłótnia przybrała gwałtowny charakter. I oto jeden z kłócących się wyciągnął z kieszeni nóż i śmiertelnie ugodziwszy przeciwnika, szybko uciekł. Natychmiast znaleźli się ludzie, którzy zaczęli szukać sprawcy mordu. W czasie poszukiwania weszli również do pustego domu, w którym nocował kupiec z Egiptu. Posypały się pytania:
— Czy ty zabiłeś tego człowieka? Gadaj!
Kupiec, któremu życie już zbrzydło, postanowił wybrać śmierć.
— Tak, ja zabiłem tego człowieka.
Wsadzili go do więzienia i następnego dnia odbył się sąd. Zapadł wyrok skazujący go na śmierć przez powieszenie.
Całe miasto zebrało się przed szubienicą. Wśród obecnych znalazł się też kupiec babiloński. Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby poznał w skazańcu przyjaciela z Egiptu. Bez namysłu wystąpił przed sędziami i zawołał:
— On nie jest mordercą. Chcecie powiesić niewinnego człowieka. To ja go zabiłem.
Sędziowie byli zaskoczeni, ale po krótkiej naradzie postanowili:
— Skoro tak, to ty zawiśniesz na szubienicy.
Wśród zebranych ludzi był też morderca. Kiedy zobaczył, jak wygląda prawdziwa przyjaźń, jak człowiek gotów jest oddać życie za przyjaciela, tknęło go sumienie. Zdał sobie sprawę, że jeśli dopuści do powieszenia niewinnego człowieka, spotka go straszna kara na tamtym świecie. Wystąpił wtedy przed sędziami i zawołał:
— Ani ten, ani tamten nie popełnili tego mordu. Jeden z nich wziął winę na siebie, dlatego że życie mu zbrzydło, drugi zaś uczynił to z przyjaźni. Ja zabiłem tego człowieka i mnie skażcie na śmierć.
Tak też się stało.
Pewien bogaty człowiek przysiągł, że zanim zbliży się kres jego życia, zapisze każdemu ze swoich dziesięciu synów po sto złotych denarów696. Upłynęło trochę czasu i z pieniędzy przeznaczonych dla synów również trochę ubyło. Przed samą śmiercią pozostało mu dziewięćset złotych denarów. Dał więc każdemu z dziewięciu starszych synów po sto denarów, a najmłodszemu nic nie dał.
— Co ja — poskarżył się najmłodszy — pocznę bez grosza? Dlaczego mnie jednego pominąłeś przy rozdziale majątku?
Ojciec na to tak rzekł:
— Przysiągłem, że każdemu z synów dam po sto denarów, ale wystarczyło mi tylko dla dziewięciu. Pozostało zaś pięćdziesiąt denarów. Trzydzieści muszę wydać na śmiertelny całun. Tobie mogę dać pozostałe dwadzieścia.
Syn, rzecz jasna, nie miał powodu do radości. Ojciec zaczął go pocieszać:
— Za to, że dałem ci tylko dwadzieścia denarów, powierzę cię opiece dziesięciu moich przyjaciół. Oni się tobą zajmą. Lepiej mieć dziesięciu przyjaciół niż tysiąc denarów. Oni są więcej warci.
To rzekłszy, wręczył synowi ostatnie dwadzieścia denarów, po czym zawiadomił swoich przyjaciół o sytuacji, w jakiej się znalazł i poprosił o zajęcie się synem. Uspokojony co do losu najmłodszego syna, zaraz potem umarł.
Po śmierci ojca starsi synowie rozjechali się po kraju w sprawach handlowych. Najmłodszy pozostał na miejscu. Był sam i bał się jutra. Z czego będę żył? — zadawał sobie pytanie. Z dwudziestu denarów pozostał mu już tylko jeden. Przypomniał sobie wówczas o przyjaciołach ojca. Mieli być lepsi niż tysiąc denarów, ale jakoś nie zjawili się. Wpadł wtedy na pomysł, żeby za ostatni denar urządzić ucztę i zaprosić na nią przyjaciół ojca. Zaproszeni przyjaciele stawili się co do jednego. Przy biesiadnym stole zaczęli wymieniać zdania na temat gospodarza. Doszli do wniosku, że najmłodszy syn jest lepszy od pozostałych, ponieważ podtrzymuje przyjaźń, jaką zawarł z nimi jego ojciec.
— Należy go — stwierdzili zgodnie — wynagrodzić za to.
Jedni dali mu krowy, drudzy pieniądze. On sam rozwinął gospodarkę i wkrótce stał się bogaczem.
— Ojciec — powiedział wówczas — miał rację. Lepsi przyjaciele niż pieniądze.
Rabbi Jozue ben Lewi697 przez długi czas pościł i modlił się, żeby przyszedł do niego prorok Eliasz698. I tak się stało. Eliasz spełnił jego prośbę i pewnego dnia zjawił się przed nim.
— Widzę, że chcesz czegoś ode mnie — oświadczył prorok — powiedz, jakie masz życzenie, a spełnię je.
— Chciałbym chodzić z tobą przez jakiś czas po świecie, zobaczyć, co czynisz. To przyniesie mi ogromną korzyść. Od ciebie bowiem nauczę się wielu mądrych rzeczy.
— Nie wszystko, co czynię, przypadnie ci do gustu — powiedział prorok. — Kiedy zobaczysz, co robię, twoje serce wypełni się bólem. Na dodatek nie wolno ci będzie zadawać pytań, dlaczego tak postępuję.
— Zgoda, mój panie. Nie będę ci zadawał pytań i w niczym nie będę przeszkadzał. Będę jeno biernym obserwatorem i milczącym słuchaczem.
Umowa została zawarta i prorok zabrał rabbiego Jozuego do domu pewnego biedaka. Bieda tam aż piszczała. Żył właściwie dzięki jednej jedynej krowie, która dostarczała mu trochę mleka. Kiedy prorok z rabbim podchodził do domu biedaka, ten właśnie siedział razem z żoną na podwórzu. Na widok gościa podniósł się i serdecznie ich pozdrowiwszy, zaprosił do środka. Tu oddał im do dyspozycji najlepszy pokój i ugościwszy kolacją, pościelił im łóżka, żeby mogli się dobrze wyspać.
Skoro świt goście wstali, umyli się i odmówili modlitwę. Prorok Eliasz dodał do słów zwykłej porannej modlitwy prośbę do nieba, żeby zesłało śmierć na krowę biedaka. I prośba proroka natychmiast się spełniła. Rabbi Jozue nie mógł znieść tego niesprawiedliwego postępku. Jak to — zapytywał sam siebie w duchu — biedak pięknie nas ugościł, okazał życzliwość i szacunek, a prorok odpłacił mu złem. I chociaż przyrzekł, że będzie milczał, nie wytrzymał i zapytał:
— Panie mój! Dlaczego uśmierciłeś krowę tego biedaka? Czy nie okazał nam czci i szacunku?
— Nie zapominaj o naszej umowie. Twoim obowiązkiem jest patrzeć. Ale jeśli chcesz się ze mną rozstać, to ci wyjaśnię.
Nie chcąc się rozstać z prorokiem rabbi Jozue zamilkł i dalej za nim podążył. Wieczorem obaj doszli do domu pewnego bogacza. Ten nie udzielił im najmniejszej uwagi. Wpuścił ich tylko do domu, ale nie poczęstował ani jadłem, ani napojem. We dworze bogacza jedna ściana budynku zawaliła się i gospodarz miał właśnie przystąpić do jej postawienia. Nad ranem prorok odmówił modlitwę, w której prosił o to, żeby ściana sama się naprawiła. I stało się tak, jak chciał prorok. Serce Jozuego zawyło z bólu. Jak to? Za złe traktowanie gości taka nagroda? Ale nic nie powiedział. Musiał milczeć.
I znowu wyruszyli w drogę. Cały dzień wędrowali i dopiero wieczorem zatrzymali się w pewnym mieście przed synagogą.
Synagoga była duża i bogaty miała wystrój. Ławki były ze złota i srebra. Obsadzone były w zgodzie z pozycją społeczną, jaką każdy z uczestników nabożeństwa zajmował. Na widok przybyszy jeden z notabli zapytał:
— Kto udzieli gościny tym biedakom? Kto ich zaprosi na kolację? Kto im użyczy noclegu?
W odpowiedzi rozległ się głos:
— Wystarczy, że ktoś przyniesie im tu do synagogi kawałek chleba, trochę soli i trochę wody.
Nikt z uczestników nabożeństwa nie okazał im szacunku i przyjaźni należnej gościom. Prorok Eliasz i rabbi Jozue zmuszeni byli sami wyszukać sobie jakieś miejsce do przenocowania. Nad ranem, przed wyruszeniem w drogę, prorok Eliasz pobłogosławił notabli z miasta prosząc Boga o to, żeby każdy z nich uzyskał zaszczytne stanowisko gabaja699. I znowu rabbi Jozue musiał, wbrew swemu oburzeniu, milczeć.
W dalszej drodze dotarli do innego miasta. Słońce miało się już ku zachodowi, kiedy gospodarze miasta wyszli im na spotkanie. Serdecznie się z nimi przywitali i zaprosili do najpiękniejszego domu, gdzie podano im dobrą kolację i wskazano wygodne łóżka do spania. Noc przespali w spokoju, tak że wypoczęci mogli nad ranem wyruszyć dalej. Przed opuszczeniem gościnnego domu prorok Eliasz pomodlił się o to, żeby miasto miało tylko jednego gabaja. Tym razem rabbi Jozue już nie zdzierżył:
— Panie mój, teraz musisz mi już wyjaśnić tajemnicę swego postępowania.
— Skoro koniecznie chcesz się rozstać ze mną, wyjaśnię ci wszystko. Otóż biedak, którego krowę uśmierciłem, miał stracić żonę. Poprosiłem więc Boga, żeby raczej uśmiercił krowę niż ją. I tak ofiara krowy uratowała życie biednej żonie. Bogacza zaś, któremu odbudowałem ścianę w zrujnowanym budynku,
Uwagi (0)