Ze skarbnicy midraszy - Autor nieznany (czytanie ksiazek online txt) 📖
Midrasze to przypowieści i anegdoty, które dzięki swojej łatwej w opowiadaniu formie, były przekazywane z pokolenia na pokolenie nauczając prawd judaizmu.
Według tradycji żydowskiej są one częścią Tory, którą Mojżesz otrzymał od Boga, a którą zaczęto spisywać dopiero w pierwszych wiekach naszej ery. Niniejszy wybór 270 midraszy, dokonany przez Michała Friedmana, przybliża kulturę żydowską, jej zwyczaje i prawa przy pomocy niejednokrotnie zabawnych, a często przerażających, opowieści rabinicznych. Znajdziemy tu historie komplementarne do tych z chrześcijańskiego Starego Testamentu, jak również opowieści z życia żydowskich mędrców.
- Autor: Autor nieznany
- Epoka: Starożytność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Ze skarbnicy midraszy - Autor nieznany (czytanie ksiazek online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Autor nieznany
— Dobrze postąpiłeś — oświadczył król. — W Psalmach jest wyraźnie napisane „Bóg nie pogardza darem biedaka”.
Rzecz, o której będzie mowa, wydarzyła się dawno temu w Erec Israel710. Pewien kupiec wybrał się w interesach swego przedsiębiorstwa w podróż statkiem do dalekiego kraju. W domu pozostał jego syn jedynak, który całymi dniami zajęty był studiowaniem Tory711. Tymczasem traf chciał, że kupiec nagle ciężko zachorował na statku. W przeczuciu zbliżającej się śmierci sporządził testament, w którym całe swoje mienie zapisał towarzyszącemu mu w podróży służącemu. Na mocy tegoż testamentu synowi wolno było wybrać z tego mienia tylko jedną rzecz.
Po śmierci kupca służący zabrał wszystkie jego pieniądze i powrócił do kraju. Wszedłszy do domu, od razu pokazał synowi kupca testament ojca i powiedział:
— Ojciec twój umarł podczas podróży. Cały swój majątek zapisał mnie, tobie zaś pozwolił wybrać z niego tylko jedną rzecz.
Zaskoczony tym syn nie wiedział, co począć. Poszedł do swego nauczyciela rabbiego i opowiedział mu całą historię. Rabbi wysłuchał dokładnie swego ucznia, który stał się sierotą. Po dłuższym rozważeniu całej sprawy oświadczył:
— Twój ojciec był wielkim mędrcem i doskonale znał się na przepisach prawa. Postaram się pójść śladami jego myśli przed śmiercią. Z pewnością tak pomyślał: jeśli nie zostawię po sobie testamentu, mój służący ukradnie całe mienie, jeśli zaś zapiszę mu w testamencie majątek, będzie go pilnował jak oka w głowie. Memu synowi wystarczy z pewnością jedna rzecz z całego mego majątku. Kiedy razem ze służącym staniecie przed sądem, który zatwierdzać będzie testament, powiesz tak do sędziów: „Wysoki Sądzie! Ojciec w testamencie pozwolił mi wybrać z całego mienia jedną rzecz, otóż wybieram tego właśnie służącego. W ten sposób niewolnik ojca przechodzi na moją własność z tym wszystkim, co posiada”.
Sąd w myśl zapisu w testamencie orzekł, że zgodnie z prawem niewolnik wraz z majątkiem przechodzi na własność syna zmarłego kupca.
Pewien mężczyzna ożenił się z kobietą, która pod każdym względem stała wyżej od niego. Z okazji ślubu wydał wielkie przyjęcie. Stoły uginały się pod ciężarem wielu różnych wyszukanych potraw. Zasiadających przy stołach przyjaciół i znajomych bez przerwy zachęcał do jedzenia i picia.
Ci patrząc na suto zastawione stoły, na kipiące wprost bogactwo w jego domu, zaczęli coś podejrzewać. Szeptem wymieniali poglądy:
— Coś nam się wydaje, że gospodarzowi nie chodzi tu o ucztę, ale o coś zupełnie innego, znacznie ważniejszego.
— Racja — odezwał się oblubieniec, który to usłyszał — chciałem wam pokazać, że nie moje bogactwo, ale moja żona jest w moim życiu najważniejszą osobą.
*
Pewien Ateńczyk przyjechał w odwiedziny do Jerozolimy712. Zwiedziwszy miasto, poczuł się głodny i postanowił wstąpić do restauracji. Nie znając jednak miasta, przystąpił do pierwszego mijającego go chłopaka i powiedział:
— Chłopcze, uczyń mi grzeczność i kup mi coś do jedzenia, bo jestem bardzo głodny. Nie wydaj wszystkich pieniędzy. Daję ci na to tyle to i tyle pieniędzy, a to, co pozostanie, zwróć mi, aby mi starczyło na dalszy pobyt.
Chłopiec spełnił jego prośbę, wszedł do sklepu i przyniósł mu woreczek soli. Grek na widok tego, co mu chłopiec kupił, wpadł w gniew.
— Czy kazałem ci kupić sól?
— Nakazałeś mi kupić coś dla zaspokojenia głodu i żeby coś z pieniędzy jeszcze zostało. Przysięgam więc, mój panie, że soli tej starczy ci nie tylko na zaspokojenie głodu, ale też na dalszy pobyt.
*
Pewien przybysz z obcego kraju powiedział do spotkanego na ulicy chłopca żydowskiego:
— Masz tu kilka groszy i kup mi kilka jajek i kawałek sera.
Kiedy chłopak przyniósł zamówione jajka i ser, przybysz zapytał go:
— Czy potrafisz mi powiedzieć, jaki ser pochodzi od mleka czarnej krowy, a jaki od białej?
— Odpowiem ci, jeśli potrafisz mi wyjaśnić, jakie jajko pochodzi od czarnej kury, a jakie od białej.
*
Pewien człowiek z Aten znalazł na ulicy w Jerozolimie połamaną drewnianą listwę, która służyła za krawiecką miarę. Zaniósł ją do pierwszego lepszego krawca i powiedział:
— Zszyj mi tę miarę, a dobrze ci zapłacę.
Krawiec nabrał w rękę piasku i odparł:
— Upleć z tego piasku trochę nici, wtedy ja ci zszyję miarę.
Pewien kupiec jerozolimski wyjechał w handlowych sprawach do odległego miasta. Tam nagle ciężko zachorował. Czując, że zbliża się śmierć, przywołał do łóżka właściciela domu, w którym się zatrzymał, i oświadczył:
— Po mojej śmierci niech pan przechowa u siebie wszystkie pieniądze i resztę rzeczy stanowiących moje mienie, aż przyjedzie tu z Jerozolimy713 młody człowiek, który się o nie upomni. Jeśli w trzech wypadkach mądrze postąpi, będzie to znak, że to jest mój syn, któremu należy przekazać moje mienie. Jeśli nie potrafi tego dokonać, to rzecz jasna nie powinien mu pan go przekazywać.
Tymczasem syn kupca w Jerozolimie, nie mogąc się doczekać powrotu ojca, wyczuł, że coś niedobrego musiało się stać. Nie zwlekając wyruszył do owego miasta, w którym ojciec miał przebywać. Wprawdzie znał nazwisko właściciela domu, w którym jego ojciec zwykł był się zatrzymywać, ale o jego adresie nie miał pojęcia. Znalazłszy się w obcym mieście, zaczął wypytywać przechodniów o ten adres. Wszyscy jednak zbywali go milczeniem, bo kiedyś mieszkańcy miasta przyjęli uchwałę, aby obcym przybyszom nie podawać tego rodzaju informacji. Młodzieniec znalazł się w kłopocie. Zaczął zastanawiać się, co w tej sytuacji ma uczynić. Nagle zauważył idącego w jego kierunku mężczyznę z wiązką drewna opałowego na ramionach. Szybko przystąpił do niego i powiedział:
— Czy drewno, które pan niesie jest na sprzedaż? Jeśli tak, to proszę powiedzieć, za ile.
— Owszem, jest na sprzedaż, kosztuje tyle a tyle.
Dobili targu, młodzieniec zapłacił i poprosił sprzedawcę drewna o zaniesienie go do domu, którego właściciela znał z nazwiska.
Sprzedawca drewna znał oczywiście adres owego człowieka i skierował kroki do jego domu. Młodzieniec zaś poszedł za nim. Doszedłszy na miejsce, handlarz drewna głośno zawołał:
— Panie gospodarzu, przyniosłem drewno, proszę je wziąć.
Zdziwiony gospodarz otworzył drzwi, spojrzał na niego i zapytał:
— Jakie drewno? Co za drewno? Czy ja je zamówiłem u pana?
— W istocie nie pan je zamówił, ale ten młody człowiek, który stoi za mną z tyłu. On je zakupił i polecił zanieść panu.
Była to pierwsza rzecz, która świadczyła o mądrości młodzieńca.
— A kim pan jest, młodzieńcze?
— Jestem synem człowieka, który zmarł w pańskim domu.
Gospodarz serdecznie go przywitał i zaprosił na obiad do mieszkania. Służący podali do stołu pięć pieczonych gołębi. Gospodarz poprosił młodzieńca, aby rozdzielił gołębie na porcje dla każdego z biesiadników.
— Nie mogę, pan jest gospodarzem domu, więc panu należy się ten zaszczyt.
— Ale ja ceduję714 ten zaszczyt na pana, młodzieńcze.
Młody człowiek przystąpił do dzielenia gołębi. Jednego gołębia dał gospodarzowi i jego żonie. Drugiego gołębia przydzielił dwóm synom gospodarza, trzeciego dwóm jego córkom, dla siebie wziął dwa.
Po raz drugi młodzieniec mądrze postąpił. Gospodarz o nic go nie pytał i sam od siebie też nic nie powiedział.
Wszyscy biesiadnicy spożyli obiad w milczeniu.
Na kolację podano do stołu faszerowaną kurę. I tym razem gospodarz poprosił młodzieńca o dokonanie podziału na porcje dla każdego z biesiadników.
Młodzieniec zabrał się do roboty. Głowę kury przydzielił gospodarzowi. Podroby przydzielił jego żonie, udka synom, skrzydełka córkom, a sobie wziął największą część.
Po raz trzeci wywiązał się dobrze ze swego zadania. Gospodarz chciał jednak, aby młodzieniec wyjaśnił mu, dlaczego tak postąpił. Zapytał go więc po prostu:
— Czy u was w Jerozolimie zawsze praktykują taki podział?
— Proszę sobie przypomnieć, panie gospodarzu, co powiedziałem na samym początku. Czy nie powiedziałem, że lepiej będzie, jeśli pan jako gospodarz rozdzieli gołębie? Pan zlecił mnie to zadanie. Podano wtedy pięć gołębi. Dałem wtedy panu i pańskiej żonie jednego gołębia. Razem czyni to trzy. Dwaj synowie i jeden gołąb tworzą również trzy. Dwie córki i jeden gołąb to też trzy. Ja z dwoma gołębiami również tworzę trzy. Znaczy to, że podział był równy.
— A co z kurą?
— Z kurą rzecz ma się tak: pan jest głową domu, a więc dostał pan głowę kury. Pańska żona otrzymała to wszystko, co jest w brzuchu kury, ponieważ z jej brzucha wyszły wasze dzieci. Synowie to filary tego domu, więc dałem im udka, córkom zaś, które z czasem odlecą z waszego domu, dałem skrzydełka. Dla siebie wziąłem ciało kury, które wygląda jak statek, którym jutro odjadę do swego kraju. Sądzę, że teraz przekonał się pan, jak mądrze postąpiłem, więc proszę mi przekazać spadek po ojcu.
Gospodarz domu pełen uznania dla mądrości młodzieńca i pewny, że to jest syn zmarłego, przekazał mu pozostawione przez niego mienie.
Pewien mieszkaniec Jerozolimy715 przybył do Aten i chciał zatrzymać się na noc w zajezdnym domu. Wszystkie pokoje były jednak zajęte. Zwrócił się do właściciela zajazdu ni to z prośbą, ni to z wyrzutami.
— Czy w takim zajeździe jak pański doprawdy nie znajdzie się nocleg dla zmęczonego przybysza z zagranicy?
— Oddzielnego pokoju doprawdy nie mam. Jeśli zgodzi się pan przespać noc w wieloosobowym pokoju, to bardzo proszę. W tym pokoju jest już trzech gości, ale jedno łóżko jest wolne.
Gość z Jerozolimy, rzecz jasna, się zgodził. Wszedłszy do wskazanego pokoju, zastał w nim trzech osobników, którzy siedzieli przy stole i spożywali kolację. Jedli, pili i weselili się. Służącego, który wnosił potrawy do pokoju, poprosił o podanie jemu również czegoś do picia i jedzenia. Po spożyciu posiłku chciał się położyć do łóżka. Trzej osobnicy nie chcieli znosić jego obecności w pokoju i zmówili się, aby szybko się go pozbyć.
— Zróbmy mu — powiedzieli — kawał i wywalmy go z pokoju. Bez niego będzie nam wygodniej się spało.
I to rzekłszy, przystąpili do rzeczy. Jeden z nich podszedł do gościa z Jerozolimy i oświadczył:
— U nas panuje taki zwyczaj, że każdy przed snem musi wykonać trzy skoki do przodu.
— Chętnie zastosuję się do tego, ale żem nietutejszy i nie wiem, jak się to robi, proszę, abyście pokazali mi, jak należy te skoki wykonać. Ja postaram się was naśladować.
Trzej osobnicy wymienili między sobą znaczące spojrzenia. Gość z Jerozolimy był w ich oczach kompletnym naiwniakiem. Sprawa pójdzie gładko. Jeden z nich wykonał po kolei dwa skoki. Na przeszkodzie trzeciemu stały drzwi. Otworzyli więc je i ten, wykonawszy trzeci skok, znalazł się na podwórzu. Pozostali dwaj wyszli, żeby zobaczyć, co się z nim stało. Wtedy Żyd z Jerozolimy zamknął drzwi na klucz i nie wpuścił ich do pokoju. Sam zaś spokojnie ułożył się do snu i dobrze przespał całą noc.
Pewnego razu jerozolimski kupiec razem z synem wyruszył w interesach do zamorskiego kraju. Zabrał ze sobą na statek całą beczułkę złotych denarów716. Otrzymali od kapitana statku małą ciemną kajutę pod pokładem. Z powodu ciasnoty nie mogli zasnąć. Wiercąc się na hamakach usłyszeli przez ścianę, jak marynarze zmawiają się, żeby ich na pełnym morzu zabić i zagarnąć beczułkę z denarami. Sytuacja stała się groźna. Wiele czasu do namysłu nie było. Po chwili zastanowienia kupiec wpadł na pomysł, aby odegrać przed marynarzami scenę zatargu z synem. Wyszedł z synem na pokład i zaraz wszczął z nim kłótnię. Udając gniew złapał beczułkę i tak cisnął ją w stronę syna, że wpadła do morza. W ten sposób marynarze nie mieli już powodu, by ich zabić.
Po przybiciu statku do portu kupiec udał się do pałacu panującego tam króla, żeby złożyć skargę na niedoszłych morderców.
Król polecił sprowadzić marynarzy statku przed swoje oblicze. Sam objął przewodnictwo w kolegium sądowym, które rozpatrzyło sprawę. Zapadł surowy wyrok. Marynarze skazani zostali nie tylko na długoletnie więzienie, ale również na zapłacenie odszkodowania za poniesioną przez kupca stratę.
W chwili, kiedy wrogowie Izraela wdarli się do Świątyni Pańskiej, Azaf zaintonował pieśń, której początkowe słowa brzmiały: „O Boże, najeźdźcy wdarli się do Twego Przybytku...”.
Usłyszawszy śpiew, Żydzi zgromili go: „Jak to, nasza świątynia płonie, a ty śpiewasz?”.
W odpowiedzi Azaf przytoczył im taką przypowieść:
— Byłem kiedyś świadkiem, jak pewien król postanowił wybudować dla swego syna jedynaka wspaniały pałac. Zebrał architektów i rzeźbiarzy z całego kraju i polecił im upiększyć pałac dziełami sztuki. Artyści wykonali polecenie króla z nawiązką. Pałac lśnił od pięknych dekoracji, wspaniałych dywanów, zasłon, rzeźb i obrazów. Stworzyli wspaniałe, cudowne dzieło. Kiedy syn wraz ze swoim nauczycielem wprowadził się do pałacu, król wydelegował do jego obsługi całą rzeszę służących i urzędników, których zadaniem było spełnienie wszystkich pragnień syna. Przekonawszy się, że wszystkie jego zachcianki zostają natychmiast spełnione, ten zapomniał o ojcu i o powinnościach syna. Zaczął się źle prowadzić. Zszedł z dobrej drogi. Król nie mogąc tego znieść polecił zniszczyć pałac, podrzeć dywany, zasłony i wszystkie inne ozdoby. Nauczyciel syna wziął flet i zaczął grać. Ci, którzy usłyszeli jego granie, zapytali:
— Jak to? Król zniszczył pałac syna, a ty grasz?
— Dlaczego nie miałbym grać — odpowiedział nauczyciel — skoro król zniszczył pałac i wylał swój gniew na drogocenne rzeczy, ale syna nie ruszył?
Jeśli dobrze pomyślicie, bracia moi, to dojdziecie do wniosku, że dobrze
Uwagi (0)