Wędrowiec i jego cień - Friedrich Nietzsche (biblioteki internetowe darmowe .txt) 📖
Przemyślenia skupione w krótkich, aforystycznych wypowiedziach w „Wędrowcu” Nietzschego dotyczą przede wszystkim pojęć z zakresu etyki (takich jak wolna wola, sumienie, wina, kara), a także m.in. drogi filozofa ku poznaniu, ku samemu sobie, relacji między mistrzem a uczniem, różnic między sztuką i filozofią, muzyki, krytyki języka oraz teorii poznania, pochwały demokracji i kosmopolityzmu oraz krytyki kultury niemieckiej.
Opublikowany w 1886 r. tom składa się z dwóch części: „Zdania i myśli różne” oraz „Wędrowiec i jego cień”. W poprzedzającym całość wstępie autorskim Nietzsche wskazuje, że publikacja stanowi myślową kontynuację — niekiedy poprzez zaprzeczenie — pierwszego dzieła filozofa, mianowicie „Narodzin tragedii z ducha muzyki” (1872; znanego też jako „Narodziny tragedii, czyli Grecy i pesymizm”), i właściwie drugą część „książki dla duchów wolnych”, czyli „Ludzkiego, arcyludzkiego” (1878–1880). Podobnie też do tej ostatniej przyjęła kształt zbioru pogrupowanych tematycznie aforyzmów, sentencji operujących paradoksem i dowcipem krótkich refleksji. W „Wędrowcu” Nietzsche podejmuje obronę przyjętej przez siebie formy wypowiedzi, przedstawiając ją jako dojrzały owoc długich przemyśleń; podaje też swych wielkich poprzedników: Montaigne'a, La Rochefoucauld'a, Labruyère'a, Fontenelle'a, Vauvenargues'a oraz Chamforta.
- Autor: Friedrich Nietzsche
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Wędrowiec i jego cień - Friedrich Nietzsche (biblioteki internetowe darmowe .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Friedrich Nietzsche
Poeta jako wskaziciel przyszłości. — Ile tylko zostaje siły poetyckiej między ludźmi teraźniejszymi, niezużytej na kształtowanie życia, wszystka, bez wyjątku, winna być poświęcona jednemu tylko celowi, i bynajmniej nie odmalowywaniu teraźniejszości, ożywianiu i wywoływaniu przeszłości, lecz wskazywaniu przyszłości: i to nie w znaczeniu, jak gdyby poeta, na podobieństwo obdarzonego fantazją ekonomisty społecznego, miał z góry malować obraz korzystniejszych warunków ludowych i społecznych. Przeciwnie, będzie raczej, jak to poeci robili niegdyś z postaciami bogów, pracował nad piękną postacią człowieka i odgadywał, gdzie wśród naszego świata nowoczesnego i rzeczywistości, gdzie bez żadnej sztucznej obrony i uchylania się od nich, możliwe jest jeszcze istnienie duszy pięknej, gdzie i dziś jeszcze może się wcielać w harmonijne, stosowne warunki, gdzie przez nie staje się widoczna, trwała, nabiera wzorowości, a przez zachętę do naśladowania i zawiść, pomaga do tworzenia przyszłości. Utwory takich poetów będą się tym wyróżniały, że ukazywać się będą jako niedostępne i zabezpieczone od atmosfery i żaru namiętności: niedający się naprawić krok fałszywy, rozstrojenie całej liry ludzkiej, śmiech szyderczy i zgrzytanie zębów, wszelki tragizm i komizm w starym zwykłym znaczeniu odczuwane by były w bliskości tej nowej sztuki jako archaizujące pogrubienie obrazu człowieka. Siła, dobroć, łagodność, czystość, mimowolna, wrodzona miara w osobach i ich postępkach: wyrównana powierzchnia, dająca nodze wypoczynek i ochoczość: jasne niebo, odbijające się w obliczach i zjawiskach: wiedza i sztuka zlane w nową jedność: umysł bez zarozumiałości i zazdrości, zamieszkujący razem ze swoją siostrą, duszą, i wywołujący z samych przeciwieństw wdzięk powagi, nie zaś niecierpliwość waśni — wszystko to byłoby powłoką, złotym tłem ogólnym, na którym teraz dopiero delikatne różnice wcielonego ideału malowałyby właściwy obraz — coraz bardziej rosnącej wielkości ludzkiej. — Niejedna droga prowadzi od Goethego do tej poezji przyszłości: ale trzeba dobrych przewodników i przede wszystkim o wiele większej siły, niż posiadają poeci dzisiejsi, to znaczy niebaczni twórcy pół-zwierzęcia z jego niedojrzałością oraz brakiem miary, którą utożsamiają z siłą i naturą.
100.Muza jako Pentezilea30. — „Raczej zniknąć, niż być kobietą, która nie czaruje”. Kiedy muza zacznie myśleć w ten sposób, koniec jej sztuki znowu będzie bliski. Ale może to się zakończyć tragedią lub komedią.
101.Co bywa drogą okólną do piękna. — Jeśli piękno jest identyczne z tym, co raduje — i tak właśnie śpiewały niegdyś muzy — pożytek bywa często drogą okólną do piękna i może słusznie odeprzeć krótkowzroczną naganę ludzi żyjących chwilą, niechcących czekać i wierzących, iż wszystko, co dobre, da się osiągnąć bez krążenia drogami okólnymi.
102.Na uniewinnienie niejednego błędu. — Nieustające pragnienie tworzenia i wypatrywanie na zewnątrz nie pozwalają artyście jako osobie stać się piękniejszym i lepszym, a więc siebie samego stworzyć — chyba, jeśli posiada ambicję dość wielką, żeby go zmusiła do okazywania się i w życiu z innymi zawsze na równi z wzrastającym pięknem i wielkością swych dzieł. W każdym wypadku posiada określoną ilość siły: co z tego na siebie zużyje — jakże jeszcze może udzielić dziełu swemu? — I odwrotnie.
103.Najlepszych zadowolić. — Jeśli sztuką swoją „zadowala się najlepszych swego czasu”, to jest to oznaką, że najlepsi czasów następnych nie będą zadowoleni: „żyło się” wprawdzie przez to za „wszystkie czasy” — poklask najlepszych zapewnia sławę.
104.Z tej samej materii. — Jeśli się jest z tej samej materii, co książka lub dzieło sztuki, to posiada się wewnętrzne przekonanie, że one muszą być doskonałe, i czuje się dotkniętym, kiedy inni uważają je za przesolone lub przesadzone.
105.Mowa i uczucie. — Że mowa nie była nam dana do udzielania uczuć, widać z tego, iż wszyscy ludzie prości wstydzą się szukać słów dla swych poruszeń głębokich: zdradzają je tylko w postępkach i nawet w tym wypadku rumienią się, jeśli kto inny zdaje się odgadywać motywy tych postępków. Spośród poetów, którym w ogólności bóstwo odmówiło tego wstydu, bardziej szlachetni są w mowie uczuć jednosylabowi i zdradzają pewien przymus: kiedy tymczasem właściwi poeci uczuciowi w życiu praktycznym bywają najczęściej bezwstydni.
106.Błąd co do odczuwania braku. — Kto przez długi czas nie odzwyczaił się był zupełnie od sztuki, kto ciągle z nią z bliska obcuje, nie może pojąć z oddalenia, jak mało odczuwa się braku, jeśli się żyje bez tej sztuki.
107.Trzy czwarte siły. — Dzieło, mające pozostawić wrażenie zdrowia, powinno być wykonane nakładem najwyżej trzech czwartych siły swego twórcy. Jeśli autor posunie się do ostatecznych granic, dzieło podnieca widza i wywołuje w nim lęk przez swe napięcie. Wszystkie rzeczy dobre mają w sobie coś niedbałego i leżą jak krowy na łące.
108.Głód jako gościa odprawić. — Ponieważ głodnemu delikatniejszy pokarm smakuje tak samo i wcale nie lepiej niż najordynarniejszy, tedy artysta z większymi wymaganiami ani pomyśli, żeby głodnego do swego stołu zaprosić.
109.Żyć bez sztuki i wina. — Z dziełami sztuki rzecz się ma jak z winem: lepiej, jeśli nie potrzebuje się ani jednego, ani drugiego, wody tylko używać i wodę mocą ognia wewnętrznego, wewnętrzną słodyczą duszy wciąż samemu w wino zamieniać.
110.Geniusz drapieżny. — Geniusz drapieżny, umiejący nawet umysły bystrzejsze w błąd wprowadzać, powstaje wtedy, kiedy ktoś od młodości patrzy jako na zdobycz na wszystko dobro niestrzeżone jako własność osoby określonej. Lecz oto wszelkie dobro czasów minionych i dawnych mistrzów leży dostępne, otoczone i chronione lękiem pełnym czci nielicznych, którzy je znają: tym nielicznym, dzięki bezwstydowi, stawi czoło ów geniusz i gromadzi bogactwa, które z kolei wytwarzają wokół niego cześć i lęk.
111.Do poetów miast wielkich. — Po ogrodach poezji dzisiejszej spostrzega się, że kloaki wielkomiejskie znajdują się w zanadto wielkiej bliskości: wśród woni kwiatów wyczuwa się coś, co zapowiada wstręt i zgniliznę. — Z bólem pytam: czyż tak bardzo potrzebujecie, o poeci, kpiny i błoto brać za rodziców chrzestnych, ile razy macie chrzcić jakieś niewinne i piękne uczucie? Czyż koniecznie musicie nakładać swej szlachetnej bogini maskę diabelską i wykrzywioną? Skąd ta konieczność i ten mus? — Stąd właśnie, że mieszkacie zbyt blisko kloaki.
112.O soli wymowy — Nikt jeszcze nie objaśnił, czemu pisarze greccy tak nadzwyczaj oszczędny czynili użytek z tych środków ekspresji, które w takiej obfitości i sile były do ich rozporządzenia, iż każda książka pogrecka w porównaniu wydaje się krzycząca, pstra i przesadzona. — Wiadomo, iż w bliskości północnego bieguna lodowego, podobnie jak w krajach najgorętszych spożycie soli staje się coraz oszczędniejsze i że, przeciwnie, mieszkańcy równin i wybrzeży w pasie umiarkowanym czynią z niej użytek najobfitszy. Mieliżby Grecy z dwojakich powodów, iż intelekt ich był chłodniejszy i jaśniejszy, a namiętny grunt ich natury o wiele bardziej zwrotnikowy, niż nasz, nie potrzebować soli i korzeni w tej mierze, co my?
113.Pisarz najwolnomyślniejszy. — Jakżeby w książce dla duchów wolnych miał być niewspomniany Wawrzyniec Sterne31, on, w którym Goethe uczcił najwolniejszego ducha swego stulecia! Niechaj miłym sercem przyjmie tutaj hołd, że go nazwiemy najwolnomyślniejszym pisarzem wszystkich czasów; w porównaniu z nim wszyscy inni okazują się sztywni, niezdarni, nietolerancyjni, prawdziwie chłopscy. Nie należałoby wychwalać w nim skończonej, jasnej melodii, lecz „melodię nieskończoną”: jeśli można tym mianem ochrzcić styl w sztuce, w którym forma określona ustawicznie rwie się, zmienia, przechodzi w nieokreśloność, tak iż oznacza jednocześnie i to, i co innego. Sterne jest wielkim mistrzem dwuznaczności — biorąc ten wyraz, jak należy, w znaczeniu o wiele szerszym, niż to czynią pospolicie, kiedy mają na myśli stosunki płciowe. Gubi się czytelnik, który chce zawsze wiedzieć dokładnie, co Sterne myśli właściwie o pewnej rzeczy, czy ma przy tym wyraz poważny, czy uśmiechnięty: albowiem umie on jedno i drugie zawrzeć w tym samym grymasie twarzy, umie też, i nawet chce, mieć jednocześnie słuszność i nie mieć słuszności, w jedno złączyć głębokość i krotochwilę32. Jego odbiegania od przedmiotu są jednocześnie kontynuowaniem i dalszym rozwijaniem opowiadania; jego sentencje zawierają jednocześnie ironię na wszystko, co ma w sobie coś z sentencji, jego wstręt do powagi wiąże się ze skłonnością, która nie pozwala mu brać żadnej rzeczy wyłącznie ze strony płaskiej i powierzchownej. W ten sposób wywołuje u sumiennego czytelnika uczucie niepewności: czy idzie, czy stoi, czy też leży: uczucie, najbardziej pokrewne z szybowaniem. On, autor najbardziej giętki, udziela też czytelnikowi coś ze swej giętkości. Ba, niepostrzeżenie Sterne zamienia role i nieraz bywa zarówno czytelnikiem, jak jest autorem; książka jego podobna jest do widowiska w widowisku, do publiczności teatralnej przed inną publicznością teatralną. Trzeba się oddać na łaskę i niełaskę kaprysom Sterne’a — i można zresztą oczekiwać, że te kaprysy będą łaskawe, zawsze łaskawe. — Rzecz szczególna i pouczająca, w jaki sposób pisarz tak wielki jak Diderot33 zachował się względem tej ogólnej dwuznaczności Sterne’a: mianowicie również dwuznacznie — i na tym właśnie polega humor w znaczeniu wyższym, humor prawdziwie Sternowski. Czy go naśladował, podziwiał, wyśmiewał, czy parodiował w swoim Jacques le fataliste34? — nie można dojść tego z pewnością — i, być może, właśnie tego chciał autor. Właśnie ta wątpliwość czyni Francuzów niesprawiedliwymi względem dzieła jednego z pierwszych swoich mistrzów (który przed żadnym starym i nowym wstydzić się nie potrzebuje). Lecz Francuzi są za poważni do humoru — a szczególniej do tego humorystycznego traktowania samego humoru. — Czyż trzeba jeszcze dodawać, że ze wszystkich wielkich pisarzy Sterne jest najgorszym wzorem, autorem właściwie nie do naśladowania i że nawet Diderot musiał przypłacić swe śmiałkostwo? To, czego dobrzy autorowie francuscy, a przed nimi niektórzy pisarze greccy i rzymscy chcieli i mogli dokazać, jako prozaicy, jest wprost przeciwieństwem tego, co chce i może Sterne: jako mistrzowski wyjątek wznosi się on ponad to, czego wymagają od siebie wszyscy pisarze artyści: ponad karność, zwięzłość, charakter, stałość zamiarów, przejrzystość, prostotę, postawę w rozwoju i układ. — Niestety, Sterne jako człowiek, zdaje się, był zanadto pokrewny Sterne’owi jako pisarzowi: jego dusza wiewiórcza z niepohamowanym niepokojem przeskakiwała z gałęzi na gałąź; co tylko zawiera się między wyniosłością a nikczemnością, było mu znane; siadywał on na każdym miejscu, zawsze z bezwstydnymi załzawionymi oczami i czułym wyrazem twarzy. Był on, jeśli język nie przerazi się takim zestawieniem, człowiekiem dobrodusznym z twardym sercem i pośród rozkoszy barokowej, ba, zepsutej wyobraźni zachowywał niemal skromny wdzięk niewinności. Takiej dwuznaczności w ciele i duszy, takiej wolnomyślności, przenikającej wszystkie fibry i mięśnie ciała, jaką posiadał on, nie posiadał, być może, żaden inny człowiek.
114.Obrana rzeczywistość. — Podobnie jak dobry prozaik używa tylko tych wyrazów, które należą do mowy codziennej, lecz bynajmniej nie wszystkich — wskutek czego powstaje właśnie styl wybrany — tak dobry poeta przyszłości będzie przedstawiać tylko rzeczywistość i pomijać zupełnie wszystkie przedmioty fantastyczne, utkane z przesądów, na pół szczere i przebrzmiałe, na które poeci czasów dawniejszych zużywali swą siłę. Tylko rzeczywistość, lecz bynajmniej nie każda rzeczywistość! — Raczej tylko rzeczywistość wybrana!
115.Zwyrodniałe kierunki w sztuce. — Obok prawdziwych rodzajów sztuki, sztuki wielkiego spokoju i wielkiego ruchu, istnieją rodzaje zwyrodniałe, sztuka tęskniąca za spokojem i zblazowana i sztuka podniecona: obydwie pragną, żeby słabość ich brano za siłę i żeby je uważano za rodzaje prawdziwe.
116.Brak obecnie barw do odmalowania bohatera. — Prawdziwi poeci i artyści współcześni lubią malować swoje obrazy na jaskrawym tle czerwonym, zielonym, szarym lub złotym, na tle zmysłowo nerwowym: albowiem dzieci tego stulecia rozumieją się na nim. Ma to złą stronę — mianowicie jeśli się nie patrzy na owe malowidła oczami stulecia — iż największe postaci, odmalowane przez nich, zdają się mieć w sobie coś motylkowatego, migawkowego, drżącego, tak iż postępków właściwie heroicznych niepodobna im przypisywać, lecz co najwyżej występki chełpliwe.
117.Styl przeładowany. — Przeładowanie stylu w sztuce jest skutkiem zubożenia siły organizującej przy jednoczesnym nadmiernym bogactwie środków i zamiarów. — W początkach sztuki spotykamy się nieraz z faktem zupełnie przeciwnym.
118.Pulchrum est paucorum hominum
Uwagi (0)