Wędrowiec i jego cień - Friedrich Nietzsche (biblioteki internetowe darmowe .txt) 📖
Przemyślenia skupione w krótkich, aforystycznych wypowiedziach w „Wędrowcu” Nietzschego dotyczą przede wszystkim pojęć z zakresu etyki (takich jak wolna wola, sumienie, wina, kara), a także m.in. drogi filozofa ku poznaniu, ku samemu sobie, relacji między mistrzem a uczniem, różnic między sztuką i filozofią, muzyki, krytyki języka oraz teorii poznania, pochwały demokracji i kosmopolityzmu oraz krytyki kultury niemieckiej.
Opublikowany w 1886 r. tom składa się z dwóch części: „Zdania i myśli różne” oraz „Wędrowiec i jego cień”. W poprzedzającym całość wstępie autorskim Nietzsche wskazuje, że publikacja stanowi myślową kontynuację — niekiedy poprzez zaprzeczenie — pierwszego dzieła filozofa, mianowicie „Narodzin tragedii z ducha muzyki” (1872; znanego też jako „Narodziny tragedii, czyli Grecy i pesymizm”), i właściwie drugą część „książki dla duchów wolnych”, czyli „Ludzkiego, arcyludzkiego” (1878–1880). Podobnie też do tej ostatniej przyjęła kształt zbioru pogrupowanych tematycznie aforyzmów, sentencji operujących paradoksem i dowcipem krótkich refleksji. W „Wędrowcu” Nietzsche podejmuje obronę przyjętej przez siebie formy wypowiedzi, przedstawiając ją jako dojrzały owoc długich przemyśleń; podaje też swych wielkich poprzedników: Montaigne'a, La Rochefoucauld'a, Labruyère'a, Fontenelle'a, Vauvenargues'a oraz Chamforta.
- Autor: Friedrich Nietzsche
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Wędrowiec i jego cień - Friedrich Nietzsche (biblioteki internetowe darmowe .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Friedrich Nietzsche
Miłość i dualizm. — Cóż jest innego miłość, jeżeli nie to, iż pojmujemy i cieszymy się, że ktoś inny żyje, działa i odczuwa inaczej niż my? Żeby miłość z radością mogła przerzucić mosty przez przeciwieństwa, nie powinna ani ich znosić, ani zaprzeczać. — Nawet miłość własna, jako warunek, zawiera niewątpliwy dualizm (lub wielorakość w jednej osobie).
76.Sen tłumaczem. — Czego czasami nie wiemy i nie czujemy dokładnie na jawie — czy względem jakiejś osoby mamy sumienie czyste, czy też nieczyste, o tym poucza nas zupełnie niedwuznacznie sen.
77.Rozpusta. — Matką rozpusty nie jest radość lecz brak radości.
78.Karać i nagradzać. — Nikt nie skarży się bez ukrytej myśli o karze i zemście — nawet kiedy skarży się na swój los, ba, na samego siebie. Każda skarga jest oskarżeniem, każda uciecha pochwałą: czy robimy to, czy tamto, zawsze kogoś czynimy odpowiedzialnym.
79.Dwakroć niesprawiedliwie. — Nieraz pomagamy prawdzie za pomocą podwójnej niesprawiedliwości, wtedy mianowicie, kiedy obydwie strony rzeczy, których widzieć jednocześnie nie jesteśmy w stanie, widzimy jedną po drugiej, a przedstawiamy jednak tak, że za każdym razem inną stronę zaniepoznajemy27 i jej zaprzeczamy, w obłędnym przekonaniu, że to, co widzimy, jest cała prawda.
80.Niedowierzanie. — Niedowierzanie samemu sobie nie zawsze występuje niepewnie i lękliwie, czasami czyni to niejako z furią: upaja się, żeby nie drżeć.
81.Filozofia parweniusza. — Jeśli bądź co bądź chce się być osobistością, trzeba i cień swój otaczać szacunkiem.
82.Umieć się myć czysto — Trzeba się nauczyć z brudnych okoliczności wychodzić czystszym, i jeśli trzeba, myć się nawet brudną wodą.
83.Pozwalać sobie. — Im bardziej kto sobie pozwala, tym mniej pozwalają mu inni.
84.Niewinny szubrawiec. — Do występku i łajdactwa wszelkiego rodzaju prowadzi długa i stopniowa droga. U kresu tej drogi roje owadów, lęgnących się z nieczystego sumienia, opuszczają zupełnie tego, kto nią idzie, i odtąd, choć całkiem potępiony, kroczy on w niewinności.
85.Projektować. — Robienie projektów i postanowień przysparza wielu uczuć przyjemnych; i kto by miał siły w ciągu całego swego życia być tylko budowniczym projektów, byłby człowiekiem bardzo szczęśliwym: lecz kiedy niekiedy musiałby wypoczywać po tej działalności, w ten sposób, żeby plan wykonywał — i wtedy by przychodziły nań gniew i wytrzeźwienie.
86.Za pomocą czego widzimy ideał. — Każdy człowiek dzielny zagłębia się w swojej działalności i poza nią nic widzieć swobodnie nie może. I gdyby nie pewna doza niedoskonałości, dla swej cnoty nie byłby zdolny do żadnej duchowej i moralnej wolności. Nasze wady są oczami, przez które oglądamy ideał.
87.Nieszczera pochwała. — Nieszczera pochwała pozostawia więcej zgryzot sumienia niż niesprawiedliwa nagana, prawdopodobnie tylko dlatego, że przesadna pochwała daleko wyraźniej odkrywa słabe strony naszego sądu, niż silna, nawet niesprawiedliwa, nagana.
88.Jak się umiera — obojętne. — Cały sposób, w jaki człowiek myśli o śmierci, znajdując się u szczytu żywotności i w rozkwicie sił wszystkich, jest rzeczywiście bardzo wymowny i znaczący dla tego, co nazywamy charakterem; ale sama godzina śmierci, zachowanie się na łożu śmiertelnym, jest niemal w tym względzie obojętna. Wyczerpanie uciekającego życia, mianowicie kiedy umierają ludzie starzy, nieregularne lub niedostateczne odżywianie mózgu w ciągu tego ostatniego czasu, czasami nader gwałtowny ból, niezwykłe i nowe wrażenia całego stanu i wcale często napad i powrót przesądnych wrażeń i lęków, jak gdyby śmierć była aktem ważnym i trzeba było przekraczać most straszliwego rodzaju — to wszystko nie pozwala używać śmierci jako świadectwa dla żyjącego. Nieprawda też i to, że umierający bywa w ogóle uczciwszy od żyjącego: raczej, niemal każdy, dzięki uroczystej postawie otaczających, powściąganych lub wylewanych strumieni łez i uczuć, daje się pociągnąć do świadomej lub nieświadomej komedii próżności. Powaga, z jaką traktuje się każdego umierającego, z pewnością była dla niejednego pogardzanego biedaka największą rozkoszą w życiu, i rodzajem wynagrodzenia i odszkodowania za wiele niedostatków.
89.Obyczaj i jego ofiary. — Pochodzenie obyczaju sprowadzić można do dwóch myśli: „gmina warta więcej niż jednostka”, i „trwałą korzyść należy przełożyć nad przemijającą”, z czego wypływa wniosek, że trwałą korzyść gminy bezwarunkowo należy kłaść wyżej niż korzyść jednostki, szczególniej nad jej chwilowy dobrobyt, ale także nad jej trwałą korzyść, a nawet życie. Czy jednostka cierpi na takim urządzeniu, które wychodzi na korzyść całości, czy od niego nędznieje i dla niego ginie — obyczaj zachowanym być musi, ofiara złożona. Taki sposób myślenia powstaje jednak tylko u tych, co nie są ofiarą — gdyż ta w swoim wypadku potrafi przekonać, że jednostka mogłaby być więcej warta niż wielu, jak również, że natychmiastowa rozkosz, jedna chwila rajska powinna być może więcej ceniona niż mdłe trwanie w stanie bezbolesnym i zadowolonym. Lecz filozofia ofiary powstaje zwykle zbyt późno: poprzestaje się więc na obyczaju i moralności, która właśnie jest tylko poczuciem całości obyczajów, w których się żyje i zostało wychowanym — i wychowanym nie jako indywiduum, lecz jako członek całości, jako pewna liczba większości. — Przeto zdarza się też ustawicznie, iż jednostka sama siebie, za pomocą swej moralności majoryzuje.
90.Dobro i czyste sumienie. — Sądzicie, że wszystkie rzeczy dobre zawsze miały sumienie czyste? — Nauka, a więc z pewnością coś bardzo dobrego, przyszła na świat bez niego i bez cienia patosu, raczej ukradkiem, drogami okólnymi, z zakapturzoną lub zamaskowaną głową, niby przestępczyni i w każdym razie przynajmniej z uczuciem przemytniczki. Nieczyste sumienie jest stopniem — nie zaś przeciwieństwem sumienia czystego: gdyż każde dobro było z początku nowinką, a więc rzeczą niezwykłą, przeciwną obyczajom, niemoralną, i jak robak toczyło serce nieszczęśliwego wynalazcy.
91.Powodzenie uświęca intencje. — Nie należy lękać się drogi cnoty, chociażby wyraźnie widać było, że tylko egoizm — więc pożytek — osobista wygoda, obawa, wzgląd na zdrowie, opinię lub słabość pobudza do tego. Motywy te nazywa się nieszlachetnymi i interesownymi: zgoda, lecz skoro nas pobudzają do cnoty, np. do wyrzeczenia się, do wierności obowiązkom, do porządku, oszczędności, do miary i umiarkowania, słuchajcież ich, mimo określenia, jakie by im nadawać można! Skoro bowiem osiągnęło się to, do czego powołują, osiągnięta cnota uszlachetnia oddalone motywy postępowania czystym swym powietrzem, którym pozwala im oddychać, i duchowym zadowoleniem, którego im udziela, i w następstwie spełniamy te same czynności już nie z podobnie pospolitych motywów, które nas przedtem do nich prowadziły. — Wychowanie przeto winno, o ile to możliwe, zmuszać do cnót zależnie od natury wychowańca: słoneczna i letnia atmosfera duszy niechaj potem sama spełnia dzieło swoje i przynosi jako dar dodatkowy dojrzałość i słodycz.
92.Chrześcijanizujący, nie chrześcijanie. — To więc jest wasz chrześcijanizm! — Żeby ludzi rozgniewać, wysławiacie swego „Boga i jego świętych”; i znowu, jeśli chcecie ludzi sławić, posuwacie to tak daleko, że Bóg i jego święci gniewać się muszą. — Chciałbym, żebyście się nauczyli przynajmniej układności chrześcijańskiej, jeśli was już nie stać na grzeczność serca chrześcijańskiego.
93.Do czego podobni w przyrodzie ludzie pobożni i niereligijni. — Człowiek pobożny i jednolity powinien być dla nas przedmiotem czci: ale tak samo człowiek jednolity i szczerze, głęboko niereligijny. Jeśli w pobliżu ludzi tego typu czujemy się jakby w pobliżu wysokich szczytów, gdzie potężne strumienie mają swe źródła, to między pobożnymi czujemy się jakby pod soczystymi, bardzo cienistymi drzewami.
94.Morderstwa legalne. — Dwa największe w historii świata mordy legalne, mówiąc bez wykrętów, były zamaskowanymi, i dobrze zamaskowanymi, samobójstwami. W obydwu wypadkach chciano umrzeć; w obydwu wypadkach pozwolono, żeby ręka niesprawiedliwości ludzkiej pierś mieczem przebiła.
95.„Miłość” — Najsubtelniejszym mistrzostwem, które wyróżnia chrześcijanizm spośród innych religii, jest jedno stówko: chrześcijanizm mówi o miłości. Dzięki temu staje się religią liryczną (podczas kiedy w dwóch swoich innych utworach semityzm ofiarował światu religie heroiczno-epiczne). W słowie „miłość” zawiera się coś tak wieloznaczącego, pobudzającego, przemawiającego do wspomnień, do nadziei, że inteligencja najniższa i najzimniejsze serce odczuwa jeszcze coś w blasku tego słowa. Najpodstępniejsza kobieta i najgminniejszy mężczyzna myślą przy tym o względnie bezinteresownych chwilach swego życia, chociażby Eros miał w nich lot bardzo przyziemny; i owi niezliczeni, którzy byli pozbawieni miłości rodziców lub dzieci, lub tych, których ukochali, lecz przede wszystkim ludzie z płciowością zsublimowaną znaleźli skarb w chrześcijanizmie.
96.Chrześcijanizm spełniony. — Nawet w łonie chrześcijanizmu istnieje kierunek epikurejski, wychodzący z założenia, że Bóg może wymagać od stworzonego na podobieństwo swoje tylko tyle, ile ten spełnić może, a więc, że cnota chrześcijańska daje się osiągać i często bywa osiągana. Tak na przykład wiara, iż się kocha swych wrogów — nawet jeśli jest tylko wiarą, złudzeniem wyobraźni i zgoła nierzeczywistością psychologiczną (a więc nie miłością) — czyni bezwarunkowo szczęśliwym, dopóki posiada się ją rzeczywiście (dlaczego? o tym z pewnością psycholog i chrześcijanin będą myśleć różnie). W taki więc sposób, dzięki wierze, to znaczy imaginacji chcę powiedzieć, życie ziemskie mogłoby zadośćuczynić nie tylko temu wymaganiu, żeby kochać swych wrogów, lecz również wszystkim innym wymaganiom chrześcijańskim i przywłaszczyć sobie, wcielić w siebie doskonałość boską w myśl nakazu „bądźcie doskonali, jako ojciec wasz w niebiesiech jest doskonały”, a przez to w rzeczy samej stać się życiem błogosławionym. Błąd tedy może uczynić prawdą obietnicę Chrystusa.
97.O przyszłości chrześcijanizmu. — Można pozwolić sobie na domysły o tym, jak zniknie chrześcijanizm, i w jakich krajach będzie ustępował najpowolniej, jeśli się rozważy, z jakich przyczyn i gdzie protestantyzm szerzył się najgwałtowniej. Jak wiadomo, obiecywał on spełniać taniej to wszystko, co spełniał stary kościół, a więc bez kosztownych mszy za dusze zmarłych, bez pielgrzymek, bez przepychu i zbytku kościelnego; rozpowszechniał się szczególniej u narodów północnych, które nie tkwiły tak głęboko w symbolice i rozkoszowaniu się formami, jak narody południowe: u tych bowiem przetrwał w chrześcijanizmie o wiele silniejszy poganizm, podczas kiedy na północy oznaczał przeciwieństwo i zerwanie z dawną tradycją narodową i dlatego od początku był bardziej umysłowy niż zmysłowy, ale dla tej samej przyczyny, w chwilach niebezpieczeństwa, fanatyczniejszy i upartszy. Jeśli się powiedzie wyrwać korzenie chrześcijanizmu z umysłów, to leży jak na dłoni, gdzie zacznie znikać: tam, gdzie najmocniej będzie się bronić. Gdzie indziej będzie się naginać, lecz nie łamać, tracić liście, lecz nowymi liśćmi się pokrywać — gdyż tam ma za sobą zmysły nie zaś umysły. Lecz zmysły właśnie podtrzymują wiarę, że mimo wszystkich kosztów, jakich wymaga kościół, gospodarowanie z nim zawsze jeszcze będzie tańsze i wygodniejsze, niż wtedy, kiedy zapanują ścisłe stosunki pracy i zapłaty: w jakiejż bowiem cenie ma się wczas28 (lub pół-lenistwo), jeśli się człowiek raz do niego przyzwyczai! Zmysły formułują przeciwko światu odchrześcijanizowanemu zarzut, że trzeba będzie w nim pracować za dużo, i że udział wczasu będzie zbyt mały: stają więc po stronie magii, to znaczy — wolą, żeby Pan Bóg za nich pracował (oremus nos, deus laborabit29).
98.Komedianctwo i uczciwość ludzi niewierzących. — Nie ma książki, która by w takiej obfitości zawierała, z taką prostotą wyrażała wszystko to, co dla każdego człowieka może być błogie — rozmarzoną szczęśliwość najgłębszą, gotową do ofiar i na śmierć w wierze i w rozpamiętywaniu swojej „prawdy”, jako prawdy ostatecznej — jak książka opowiadająca o Chrystusie. Człowiek przebiegły może nauczyć się z niej wszystkich sposobów, za pomocą których książka może się stać książką powszechną, przyjacielem każdego, przede wszystkim owego środka mistrzowskiego, żeby wszystko przedstawiać jako znalezione, nie zaś jako mające przyjść i niepewne. Wszystkie książki wywierające wpływ usiłują pozostawiać podobne wrażenie, jak gdyby właśnie w nich zakreślono najszerszy horyzont umysłowy i moralny, jak gdyby każda widoczna teraźniejszość i przyszła konstelacja musiała obracać się około tutaj świecącego słońca. — Czyż z tej samej przyczyny, z jakiej takie książki wywierają wielkie wrażenie, każda książka czysto naukowa nie musi być małej doniosłości? Czyż nie jest skazana na mizerny między maluczkimi żywot, żeby w końcu zostać ukrzyżowaną, i nie zmartwychwstać nigdy? W porównaniu z tym, co ludzie religijni objawiają w swojej „wiedzy”, o swoim duchu „świętym”, czyż wszyscy prawi słudzy nauki nie są „ubodzy duchem”? Czyż jakakolwiek religia może żądać większego wyrzeczenia się, mniej nieubłaganie wyłączać egoistów niż nauka? — Tak lub podobnie, a jednak zawsze z pewnym komedianctwem możemy mówić, kiedy musimy się bronić wobec ludzi wierzących: albowiem zaledwie jest rzeczą możliwą przeprowadzić jakąś obronę bez komedianctwa. Lecz między nami mowa nasza musi być uczciwsza: pozwalamy sobie na swobodę, której ci, dla własnego już interesu, nawet pojąć nie mogą. Precz więc z kapturem wyrzeczenia się! Maską pokory! O wiele więcej i o wiele lepiej: tak brzmi nasza prawda! Jeśliby nauka nie była związana z przyjemnością poznawania, z pożytkiem rzeczy poznanych, cóż by nam zależało na nauce? Jeśliby naszej duszy nie wiodła do nauki odrobina wiary, nadziei i miłości, cóż by więc nas ciągnęło do nauki? I chociaż w nauce „ja” nie znaczy nic, przecież wynalazcze, szczęśliwe „ja”, ba, nawet już każde sumiennie pilne „ja” znaczy bardzo wiele w rzeczypospolitej ludzi naukowych: szacunek tych, co są szafarzami szacunku, radość tych, którym dobrze życzymy lub których poważamy, w pewnych wypadkach sława i skromna nieśmiertelność osobista jest to zapłata,
Uwagi (0)