Darmowe ebooki » Wiersz » Biała książka - Bianka Rolando (jak czytać książki przez internet za darmo TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Biała książka - Bianka Rolando (jak czytać książki przez internet za darmo TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Bianka Rolando



1 ... 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24
Idź do strony:
ma kropki 
na końcu jest przecinek 
na końcu nie ma kropki 
na końcu jest przecinek 
na końcu nie ma kropki 
na końcu jest przecinek 
na końcu nie ma kropki 
na końcu jest przecinek 
na końcu nie ma kropki 
na końcu jest przecinek 
na końcu nie ma kropki 
na końcu jest przecinek 
na końcu nie ma kropki 
na końcu jest przecinek 
na końcu nie ma kropki 
na końcu jest przecinek 
na końcu nie ma kropki 
na końcu jest przecinek 
na końcu nie ma kropki 
na końcu jest przecinek 
na końcu nie ma kropki 
na końcu jest przecinek 
na końcu nie ma kropki 
na końcu jest przecinek 
na końcu nie ma kropki 
na końcu jest przecinek  
 
Pieśń trzydziesta ósma. Rysunek III
Zagadka rysunku trzeciego przed nami 
którego punkty nie tworzą żadnej całości 
Wszystkie linie rysunkowe zwiędły 
jak je połączyć ornamentami w czytelny rysunek? 
Poprośmy, może ktoś z widowni nam pomoże 
może komuś uda się to, uda się to uczynić ręcznie 
zgadnąć cokolwiek z domniemanego rysunku 
Trzy szkice w teczkach woskowych noszę 
spoglądam sobie na nie czasem nerwowo 
Próbowałam łączyć te paprochy, te zabrudzenia 
w solidne całości, ale umyka wszystko śpiesznie 
Tych gwiazd w żadne gwiazdozbiory nie złożysz 
umieralność ich największa w przestrzeniach 
Z trzecim rysunkiem były same problemy 
wpierw został zgnieciony, potem zapomniany 
Kryję w spoconych dłoniach jego przechowywanie 
Oto rysunek niemożliwy, lękliwie uciekający 
uciekający samochodami dalekobieżnymi w dal 
Rysunek rwie się, napinany do granic nieprzekraczalnych 
lepi się do wszystkiego, pieczętuje swoją obecnością 
Me pisaki są tu porzucone, wielki śmietnik ustników 
W ogniu pieśni zakrywają swe śpiewne oblicza przed sobą 
wobec tego brunatnego nowotworu tu ulokowanego 
Paczki dobrze sklejone dochodzą do piekła w trzy dni 
Mamo, prześlij mi, proszę, te ciepłe kapcie uszyte z wełny 
do grobu prześlij mi je, bym mogła szurać po parkietach 
woskowanych na wysoki połysk z okazji śmierci wiecznej 
Rysowanie rozpada się mi w rękach, one też się rozpadają 
Nic tu nie bywa odcinkami, odległości uciekły zawstydzone 
Już w sumie próbowałam ciężki rysunek nanosić na ziemię 
za pomocą schodołazu, chodzików dziecięcych, starczych 
za pomocą swych niewidocznych podpórek szkicować jakiś kres 
wszystkie były pokryte białym aksamitem i czekoladą 
tym bardziej były luksusowymi materiałami plastycznymi 
Patrzę przez ich nieszczelne struktury na mą słabość 
na moje potykanie się, czołganie ze wzrokiem ku ziemi 
Chodzę z głową gniecioną do dołu, przyglądając się wykopom 
Te linie prowadzone na końce jak zagony gnilne, zmrożone 
rytmicznie i równo rozkopywane ze znikomymi śladami pulchności 
Zagony rytmiczne umykają teraz już pomału, w zaciemnieniu 
zachodzą z blaskiem słońc schowanych za horyzontami 
liniami się w nas wrysowują, dzieląc nas ozdobnie w okolicach zera  
 
Pieśń trzydziesta dziewiąta. Domknięcie Piekła
Zasklepiane odwierty kiedyś będą powłokami niebieskimi 
Nigdy nie roztopi piekła morska fala, nie zmyje jej gęstości 
W naszym DNA same dna stukające posadzkami śliskimi 
Rozwleczeni jesteśmy między smakiem curry a rozmarynem 
peklowani suszonymi psalmami, one ułatwiają trawienie nasze 
Potępienie dusz schowanych pod kamieniem zostanie na koniec 
zakleszczą się wtedy wszystkie zamki samozatrzaskujące się 
Gdzieś w bielach będzie więc krążyć ziarnko maku słodkiego 
ziarnko piasku wulkanicznego z lawy gniewu spływającego 
Ziemia rozpadnie się na brzegi, połamana różnie wobec morza 
Pozostaną również odpryski ostre, odrzucone przez falochrony 
Rzeźby dekoracyjne w miał się roztopią, kolory spłowieją 
ustąpią kłaniając się niewyrażalnemu, nadchodzącemu 
Będą mu tańczyć zupełnie nowe tańce, on je nauczy 
Wszelkie cukry roślinne i zwierzęce zostaną skarmelizowane 
Świat znów pachnieć będzie nowością, jeszcze opakowaniem 
Będziemy podziwiać pieśni tak piękne, że dzięki nim nie będziemy 
Wtuleni w ich kołyszące łona, oddychając sobą wzajemnie 
Uszczelnione piekło sklei swe dziury, nie ucieknie żadne ciepło 
Już nie będzie męczenników, jak warzyw na rynku wildeckim 
Nie potrzeba będzie poświęcających się ludzi, jak selerów 
Leżą oni wygrzebani z ziemi, zmarznięci z przylepioną ceną 
ceną zawsze w jaskrawym kolorze zdradzającą ich zemdlony odcień 
Płacz zostanie zniweczony płukanką z leczniczych ziół święconych 
Znów spojrzymy na siebie, nie patrząc na naszą nagość niezgodną 
na nadrzędność zdań wielokrotnie złożonych, na ich podrzędność 
Rozbiory gramatyczne światów prawidłowo ułożonych w bukieciki 
rozwiąże je cicho spokojny rytm przypływu, którego nikt nie zauważy 
Niektórzy, zapomniani prorocy jedzący szarańcze jak chipsy, zrozumieją 
Będą podnosić nieco swe głosy i narażać się na śmieszność wobec tłumu 
Nikt nie uwierzy im w ich śmierdzące morzem słowniki 
w kieszeniach mają owoce morza, ostatnie daniny na ołtarz ofiarny 
Będą wyrzucani poza bramy miasta, a tam zajmą się hodowlą 
agroturystyką z możliwością kąpieli w słonej wodzie 
w parkach jordanowskich oblewanie się chrzcielną wodą 
Wokół nich zwierzęta kręcące się, spokojne ich obecnością 
wtulone w siebie, cicho pomrukujące ze szczęścia 
Nie spotka ich wstyd ukryty, głowy zanurzać będą w miskach 
W tej wodzie nie słychać odczytów i prelekcji dydaktycznych 
tylko szum jednostajnie potencjalny w dźwięki dochodzące 
Kwitnięcie inne nastąpi, nieskalanymi pąkami będziemy 
Wszyscy święci wtedy powiedzą: no nareszcie się kończy świat 
całe szczęście, że kończy się świat przed filmem o 20.00 
Załóżmy więc okulary przeciwsłoneczne, teraz porażeni będziemy 
te światła nawigacyjne mają niezwykle silne, krągłe pola rażeń 
Finalnie podnoszę wzrok ponad siebie, wspierając się na łokciach 
Znów te refleksy, wyznaczające mi początek, pojawiają się w kątach 
te światła zwiastują zagaszanie mych śpiewów przed porankiem 
Jutrznia już niedługo, dnieje mleczne światło w ciemnych ujściach 
gdy przebudzę się, w mych ustach pozostanie kwas mlekowy po śnie 
wiecznym 
 
Pieśń czterdziesta. Końce końców
Chodźcie do mnie wilki szaleńczo szare 
nakarmię was pomyjami po ucztach trzech 
Wpychajcie w swe pustki wielkie kęsy 
ja będę was głaskać, korzystając z nieuwagi 
Na koniec zawsze jest najwięcej jedzenia 
na mych obrusach tak wiele pozostaje 
Przyjdźcie do tej, co ciągle się rozdrapuje 
Rozdrapuje swe zrastające się usta do śpiewu 
z nieśmiałości zrastające się, z lęku, z pychy 
Oto przechodziłam między podwojami tajnymi 
twarz może przez to bardziej blada i wysuszona 
Teraz unikam swych odbić w szkłach dekoracyjnych 
w ich połamanych ornamentach widzę potępienie 
Oblubieniec za górami i lasami brzozowymi 
a ja palę papierosy, stojąc znów na trzech nogach 
Stoję w oknie nad brzegiem morza, wypatrując powrotu 
Wszystkie trzy nogi już mi drętwieją przez me pozowanie 
Ciężarna jestem wobec pieśni pęczniejących w przełyku 
Po cóż przechodzić szlakami mglistymi przez lasy? 
Po cóż przechodzić szlakami mglistymi przez siebie? 
W pojedynku pojedynczo ciągle jesteśmy zagubieni 
między kopytami porzucamy się na chwilę, na momenty 
Świadoma relacji barwnych i praw kontrastów jestem 
ciągle rozstrzygana, rozstrzygająca się w wielobarwności 
Przebiegając przez przebieralnie mnogie, w pędzie pochwycę 
w pędzie pochwycę werdykty w kopertach, skradnę je 
W najświętsze wedrę się, ukradnę te werdykty potępienia 
Mój śliniak już cały mokry od opowieści uciekających 
Pogubiłam me wdzięczne diademy, dostojne dodatki 
całą biżuterię wyjściową na błądzenia ślepe 
Czyż nie jestem piękniejsza, bo potłuczona i naga? 
Wytańczę sobie kształt grobu 
będę w nim mogła się pomieścić z mymi zapasami 
ze zbiorami słów i obrazów zupełnie bezcennych 
Nie kładź więc na moje oczy monet dla przewoźnika 
dla tego niewidocznego taksówkarza z czarnym uśmiechem 
Chomikowe policzki napełnię pieśniami, będę je jeść 
gdy chlebak pozostanie pusty i bidony wystygną 
Wtedy złożę z nich kadzidło, złoto, mirrę dla przestrzeni 
dla przestrzeni pytających, zostających w wolnym oddechu 
Teraz szukam swego podobieństwa znów, lecz trzy echa słyszę 
milkną z wolna dźwięki wysokie, niskie 
wyskakują jeszcze przede mnie, bym sobie laurki sama sprawiła 
Laury pachnące na wieczną pamiątkę śmierci moich potakujących 
Potakujące śmierci zgadzające się na datę i godzinę zgonu 
Ja, Lacrimosa wątła, wychodzę więc z mroku głębokiego 
może jakaś barwa wychyli mój kształt z czerni i zabierze mnie 
w kolejne długie historie, ciągle wijące się fraktalami, winem 
Pomyśl, jakże przedziwne są smaki tych koncentratów 
koncentratów z niemotyli z pierwszego, z drugiego tłoczenia 
które wylewają się, burzą, rozwalają wszelkie pojemniki 
do przechowywania naczynia rozwalone na trzy części 
Rozwalają się porcelany z dożywotnimi gwarancjami trwałości 
Jakże to wszystko niepraktyczne i najpiękniej niedokładne 
lepienie z niebytów piętrzących się, przy bytach rozrzucanych 
Kimże jestem teraz, gdy siedzę na kanapie, spijając ostatnie nuty 
kokosowym starcem, karuzelą made in Purgatorium malowaną? 
Może jestem w brunatnym wbiciu ciast ciągle się przypalających? 
Segregując odpady do trzech koszyków, ciągle przymrużam oczy 
Mrużę je, by być sędziną zaprawdę sprawiedliwą i litościwą 
Jakże niepurpurowe są me szaty, lekka biel łasi się do mnie 
Wszystko znów zabiorę do siebie, zlepię grzbiet zbioru pieśni 
Musi być on tłusty, chroniący przed wiecznością uczulającą 
mało ciągle na jej temat w miarę szczegółowych przewodników 
Nikt nie wskaże nam odpowiednich linii autobusowych, nazw ulic 
Nie przeczytamy na miękkich okładkach, jakie są ich przywitania 
jak należy mówić i jakie gesty wykonać, nie obrażając ich? 
Nieśmiało spoglądam, wychylam się na palcach, chcąc dojrzeć więcej 
bujam się w mej niepewności, pewności dalszych panoram 
bujam się w sobie, balansując, przekornie wychylając się na boki 
bujam się, wyśpiewując pieśni poranne, zlepione jeszcze z nocą 
Wtedy me oblicze znów się rozjaśni, znów rozpoznam kształty 
które umiem dobrze nazywać po polsku i włosku i je rysować 
Potrafię je jeszcze narysować swym spojrzeniem, więdnącym 
Rebusy przywrócą swą rozpoznawalną treść schowaną 
Roślinność na parapetach systematycznie odżyje 
całkowicie zdziwiona mą pamięcią i troską nagłą 
W głębokich tłach scenografii będę jednak dostrzegać te niebyty 
wycofają się, ustępując temu imiennemu, foremnemu 
Ruszę na zamorskie wycieczki przepełniona ekwipunkiem 
Zatęsknię do brzegów oddalonych i pójdę na plażę się skremować 
Chłodne rozmycie opłucze mnie i pochwyci mnie dla siebie 
Teraz rozrzucam wam kropki na końce jak confetti czarne 
Cieszmy się więc, posypujmy nimi na zakończenie piekła 
tam tkwią wszystkie zakończenia, same końce właśnie tam 
spalone ich lonty, kruszące się ciągle na obrusach odświętnych 
płaczliwy wosk zaświadcza o ich winie i wysokim płomieniu 
nie pozwoli im na jakąkolwiek restaurację dawnych pomników 
Znów zęby się pokrywają zniszczeniem wyśpiewanym 
Trudny jest ten śpiew odepchnięty, kłócący się ze sobą jednocześnie 
śpiewać już nie chcę tak straszliwego udręczenia wypluwanego 
Zamykam piec nastawiany na temperaturę ciał ich własnych 
Odchodzę, łapiąc swój oddech znów w naturalną rytmikę 
Zamorskie krainy wabią mnie swymi smakami nieznanymi 
Powinnam się więc pożegnać ze wszystkim słowami znajomego 
Arriverderci, brunatni z chwilowymi przebarwieniami ku Bogu 
Kazalnicę mą żelazną ominęłam z daleka, nie wznosząc głosu ponad 
gdyż moja brunatność oczywista, zęby połamane na pieśniach 
co je licznie przed wami wywlekałam, ich kwiecistości zawiłe 
Moja ucieczka przed detergentem zaczyna się dopiero 
Znów rozgorzeje bitwa na śmierć, na życie, o światłocienie 
bitwa o przynależność do zbiorów, określających się wciąż na nowo 
Układy współrzędnych z osiami, z ościami, on znów będzie zerem 
Podmywa stopy, jasność gruntu i uzębienia spłukuje 
Przedostaje się tajemnie przez przerwy między wyrazami 
aby podczas nieuwagi głaskać mój biało-czarny grzbiet. 
Nadchodź więc i zakończ mnie, zakończ mnie sobą 
wyznacz mi wielość nowych początków, na końcu.  
 
Pieśń ostatnia. Czarne confetti
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
............................................................................................................................... 
...............................................................................................................................  
 
Przypisy:

1. Mare (łac.) — morze. [przypis edytorski]

2. Sanctus, sanctus, sanctus (łac.) — święty, święty, święty. [przypis edytorski]

3. pianissimo possibile et fortissimo possibile (wł.) — najciszej jak można i najgłośniej jak można. [przypis edytorski]

4. periplus — ze starogreckiego: „opłynięcie dookoła”, rodzaj pieśni nawigacyjnej dla statków, które pływały przy brzegach w starożytnej Grecji i Rzymie. [przypis autorski]

5. periplus (gr.) — rękopis wyliczający porty i charakterystyczne punkty na wybrzeżu. [przypis edytorski]

6. bambola — z włoskiego: lalka, kukła do zabawy. [przypis autorski]

7. Chiara (wł.) — odpowiednik imienia Klara bądź przymiotnik: jasna, przejrzysta, jednoznaczna. [przypis edytorski]

8. Tisztitószer — z węgierskiego: płyn do czyszczenia. [przypis autorski]

9. piu bella regina (wł.) — najpiękniejsza królowa. [przypis edytorski]

10. Prora — ośrodek wypoczynkowy na wyspie Rugii, zbudowany przez nazistów. [przypis edytorski]

11. Pieśń przekreślona — w druku cała strona przekreślona jest skośną kreską. [przypis edytorski]

12. unde malum (łac.) — skąd [pochodzi] zło. [przypis edytorski]

13. czerwony olbrzym — nazwa gwiazdy będącej na schyłkowym etapie ewolucji. Nazwa pochodzi od ich barwy i zwiększających się rozmiarów/ [przypis autorski]

14. czarny karzeł — hipotetyczny końcowy etap życia gwiazd. Gwiazda przestaje świecić, stając się w ten sposób zimnym czarnym karłem. [przypis autorski]

15. katalog Kehla — spis dzieł Wolfganga Amadeusza Mozarta. [przypis edytorski]

16. zgubione loki — w druku od tego miejsca tekst jest wyrównany do prawej. [przypis edytorski]

17. głosem Rosy — w druku dalsza część tekstu jest wyrównana do prawej. [przypis edytorski]

18. Fenrir (mit. skand.) — olbrzymi wilk, który ma zabić Odyna w dzień Ragnarök. [przypis edytorski]

19. Pieśń interpunkcyjna bruny — w druku wiersz ten przyjmuje kształt koła o 32 szprychach, ktore stanowią wersy, pustego w środku. [przypis edytorski]

1 ... 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24
Idź do strony:

Darmowe książki «Biała książka - Bianka Rolando (jak czytać książki przez internet za darmo TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz