Joyzella - Maurice Maeterlinck (biblioteka darmowa online txt) 📖
Otoczony przez tajemniczą mgłę statek uderza o podwodne skały przy nieznanych brzegach. Tonącą piękną Joyzellę ratuje stary czarnoksiężnik Merlin, który mieszka na wyspie razem ze służącym mu, niewidzialnym dla innych duchem, Ariellą. Jakiś czas później dziwna burza sprawia, że na wyspę trafia Lanceor. Joyzella i Lanceor zakochują się w sobie… Czy to nasuwa na myśl Burzę Szekspira? Nic dziwnego: inspiracją dla autora Joyzelli była sztuka angielskiego dramaturga. Maurice Maeterlinck ograniczył w swoim utworze liczbę postaci, pominął elementy groteskowe i komediowe, snując przypominającą sen historię wielkiej miłości wystawionej na trudne próby.
Uhonorowany literacką Nagrodą Nobla za „utwory dramatyczne wyróżniające się bogactwem wyobraźni i poetycką fantazją”, autor rozpoczyna sztukę od ukazania Merlina zwracającego się do śpiącej Arielli:
„Śpisz, moja młoda wróżko, uległa i pojętna, a twoje włosy rozwiane jak błękitna para, niewidzialne ludziom, mieszają się z promieniami księżyca, z zapachami nocy, ze światłem gwiazd, z pękającymi różami i przypominają nam, że wszystko się łączy ze sobą, że nic nie dzieli nas od wszystkiego, co istnieje, i że myśl nasza nie wie, gdzie się zaczyna światło, do którego dążymy, i gdzie się kończy ciemność, od której uchodzimy…”
- Autor: Maurice Maeterlinck
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Joyzella - Maurice Maeterlinck (biblioteka darmowa online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Maurice Maeterlinck
Lanceorze!... O, on mnie już nie słyszy!... Oczy ma szeroko otwarte!... Lanceorze! Tu jestem, jestem przy tobie, patrzę w twoje oczy. Spójrz na mnie, spójrz! Nie, on mnie nie widzi... Lanceorze, miej litość nade mną!... Jeżeli głos twój za słaby, daj jakiś znak życia... Ramionami cię obejmuję, kochającymi ramionami... Przyjdź, o przyjdź do siebie w naszej wielkiej miłości... Patrz, patrz, rękami podnoszę ci głowę... Czy poznajesz me ręce, które ci pieszczą włosy?... Mówiłeś mi często, gdyśmy byli szczęśliwi, mówiłeś mi często, że najmniejsza pieszczota tych rąk ukochanych przywoła twą duszę, nawet wówczas, gdyby w najwyższej błogości żyła w głębi raju, w najczarniejszej nocy głębi... Nie, nie, ona nie jest tam... Ale głowa jego się chyli, ramię opada bezwładnie, a palce jego zimne jak marmur...
Nie, to co innego... Ale muszę wiedzieć... A jego oczy już nie są...
Ach, czy to jego oczy, czy też moje oczy tak się mroczą... Nie, to niemożliwe... Nie, nie, ja nie chcę... Otworzę te usta...
Lanceorze, Lanceorze! Cały ogień mego życia wejdzie do twojego serca... Nie lękaj się, nie lękaj! To płomień, co zbawia, to życiodawcze życie... Wdechnij je całkowicie aż do ostatniej treści tego oddechu, co ciebie kocha... Chciałabym własną duszę zatracić, aby wymienić nasze dwa żywoty... Przelewam na ciebie moje siły, moje godziny, moje lata... Oto je masz, oto one! Uczyń tylko gest, otwórz usta... To musi być... Musi być możliwe takie wskrzeszenie tych, których kochamy więcej niż siebie... Ponieważ oddaje się im wszystko, oni muszą przyjąć...
Upada!... Oddala się!...
Na pomoc!... To za wiele!... Na pomoc! Przybywajcie!... Ach, nie, ja wiem dobrze, wiem, wiem — to nie ona! Ona nie przychodzi, gdy miłość jej tak grozi!... Nie, nie, ja się nie lękam niczego, nie, nie, ja nie chcę... Ale wołam pomocy, ratunku! Nie mogę być sama, nie mogę walczyć sama przeciw wszystkim potęgom nadchodzącej Śmierci! Jeżeli nikt nie przyjdzie, ona zwycięży! Pomocy, wołam!... Musi ktoś przyjść na pomoc!... Życie musi mi pomóc, bo ja już nie mogę, nie mogę i... upadniemy.
Joyzello, oto jestem.
JOYZELLAAch, to ty!... Więc to ty!... Nareszcie pomoc i życie nadchodzi!... Spójrz, czy widzisz?... Już czas, on upada!... Do stóp ci się chylę!... Tak, tak, ty możesz wszystko: widziałam to jasno!... Ach, w takiej chwili dusza bywa jasnowidząca nawet w najgłębszą noc, której gwiazdy żadne nie oświetlają... Błagam cię, mów, co mam czynić?... Już nie jestem Joyzellą, już nie jestem nieokiełznana, nie mam już dumy! Złamana jestem, półmartwa, ścielę się u twych nóg! I nie ma teraz mowy o tym, ani owym, o miłości i pocałunkach, ani o żadnych drobiazgach... Życie i śmierć stoją tu oko w oko, walczą tu wobec nas i trzeba je rozdzielić! A ty nic nie czynisz?... Ach, znam twoją nienawiść i złość do tego bezbronnego człowieka... Tak, masz słuszność, on jest wszystkim, czym chcesz, jest nikczemnikiem, przecherą, twoim wrogiem, zdrajcą dziesięciokrotnym, jeżeli ci o to idzie... Tak, wyznaję, nie miałam racji i już go nie kocham, bo ty nie życzysz sobie tego, i jestem gotowa na wszystko, abyś tylko go ratował... Ale to jest konieczne, tylko to jest ważne, a wszystko inne jest szaleństwem... Zbliż się, zbliż, bo mówię ci, że ona tryumfuje i że zwycięży!... Patrz, jak zsiniały te ręce, jak te oczy blask utraciły, a to jest przerażające...
MERLINJoyzello, nie lękaj się niczego; życie jego jest w moich rękach i uratuję go, jeżeli chcesz, aby go uratować...
JOYZELLAJeżeli chcę, by go uratować?... Ależ czy nie wiesz, że gdybyś się wahał... Ale czy nie wiesz, że gdyby dla niego było trzeba... Nie, nie, chciałam powiedzieć... przygnębienie plącze mój umysł... On już nie oddycha, nie słyszę bicia jego serca... Tyś tak powolny!... Czy sądzisz, że nie ma niebezpieczeństwa, że pośpiech nie jest konieczny?... Nie będę już mówiła więcej; przeze mnie tracisz minuty, w czasie których może mógłbyś go uratować... Jeżeli nie chcesz mu dopomóc sam — i rozumiem to, bo ty go nienawidzisz — powiedz mi po prostu, co mam uczynić, by go uratować... Potrafię to zrobić... Ale widzę i pewna jestem, że już nie można czekać i że należy się śpieszyć...
MERLINPowiedziałem ci, Joyzello, życie jego jest w moim ręku i nie może się wymknąć, jeżeli się na to nie zgodzę. Uprzedziłem cię o tym. Trucizna czyni swoje, rozpoznaję to. Ja tylko jeden mogę go wyleczyć, wyrwać z objęć śmierci, przywołać jego siłę i urodę, co gasną, i oddać ci go takim, jaki był, zanim...
JOYZELLAAch, błagam cię, nie zwlekaj!... Cóż mnie jego uroda obchodzi, gdy jego życie zanika... Zwróć mi go takim, jakim jest — cóż mi znaczy uroda — abym go tylko miała z powrotem, aby tylko oddychał...
MERLINDobrze, zwrócę ci go... Już to zrobiłem dwa razy — i żałowałem tego — i po raz ostatni to zrobię, ponieważ tak bardzo tego pragniesz; ale jest to ofiara, jakiej by nie uzyskał nikt prócz ciebie. Zwracając mu życie, stawiam na kartę swoje własne. Aby przebudzić jego siłę, aby jego duszę przywołać do życia, muszę mu oddać część swojej siły, część swojej duszy. Być może, że on zabierze mi więcej, niż mi pozostało, i że martwy upadnę koło rywala, któregom obudził do życia... Niegdyś ryzykowałem tak moje życie, aby ratować przechodnia, prawie bez namysłu i nie żądając za to żadnej nagrody... Ale dziś jestem mędrszy i rozważniejszy. Ponieważ ofiaruję życie, słusznym jest, aby mi zapłacono i aby mi zapłacono z góry — i nie oddam mu życia, jeżeli mi nie złożysz obietnicy najdroższego momentu twojego...
JOYZELLAJak to? Cóż mam uczynić?
MERLINO biedne, przeczyste dziecię!... A wy, moje czyste myśli, nie mieszajcie się do ohydnych słów, jakie mój głos wypowie obok ich miłości... Rumienię się wobec tej próby i wstydzę się słów, których mam użyć... Przebaczysz mi, kiedy się dowiesz o wszystkim... To nie ja mówię, to mówi przyszłość, której człowiek znać nie powinien, przyszłość bez wstydu, bez litości, która objawia jeden dzień i rozświetla przeznaczenie po to jedynie, aby ukryć resztę, i która chce, abym poznał, czy to ty jesteś tą wskazaną...
JOYZELLACo ty mówisz?... Czemu się wahasz?... Nie ma na świecie nic — na próżno badam — nie ma nic na świecie, na tym i na tamtym, czego można by ode mnie żądać, a nie byłabym na to gotowa...
MERLINOto ona: nie będę już mówił zagadkami... Człowiek, którego tu widzisz i którego obejmują twe ramiona, leży rozciągnięty, a tak bliski śmierci, jakby już leżał na grobowej desce... Jeden gest przywoła go na stronę życia, jeden gest strąci go tam w otchłanie... Otóż w tej samej chwili, w której ty powiesz „tak”, i zanim echo drzemiące w cieniu łuków marmurowych znajdzie czas na powtórzenie twojego „tak”, uczynię gest nieomylny, który go wydobędzie z mroku, jeżeli tylko przyrzeczesz mi, że tej nocy przyjdziesz tu do tej sali, gdzie ci go zwrócę, i że na tym samym łożu, gdzie teraz leżysz przechylona, bez wstydu, bez zastrzeżeń, oddasz mi się cała...
JOYZELLAJak to?... Ja mam ci się oddać?...
MERLINTak.
JOYZELLAJa, mam oddać się tobie, kiedy on mi zostanie zwrócony?...
MERLINAby ci został zwrócony.
JOYZELLANie, nie zrozumiałam... Są zapewne słowa, których nie rozumiem... Nie, to niepodobna, aby człowiek, który nie jest księciem piekieł, zjawił się w taki sposób w chwili, kiedy najwyższy ból serdeczny już nie wie, czego się może spodziewać i co ma przedsięwziąć... Nie, ja źle słyszałam i obelgi w twarz ci rzucam... Musisz mi przebaczyć, jestem dziewicą nieświadomą i nie zupełnie rozumiem, co znaczyły twoje słowa... Ale teraz widzę... Tak, masz słuszność. Tak, ty chcesz powiedzieć, że i ja powinnam wziąć udział w tym niebezpieczeństwie, i chcesz moje życie na chwilę połączyć ze swoim, aby stworzyć inne życie, mające go ożywić... Ale ten udział chcę mieć tylko dla siebie, chcę cały, ile można największy, i nie przypuszczałam, że mogę go otrzymać...
MERLINJoyzello, czas ucieka... Nie szukaj niczego innego, wiesz, czego chcę od ciebie, a słowo moje wyraża jasno to, w co nie chcesz wierzyć...
JOYZELLAA zatem mam w tej samej chwili, kiedy on powróci do życia, kiedy znów oddychać zacznie w mych ramionach i uśmiechać się do miłości, którą odnajdzie na nowo, mam w tej samej chwili odebrać mu wszystko, co mu dałam?... Ale cóż mu pozostanie, gdy ty nam wszystko zabierasz, i cóż ja mu powiem, gdy mnie uściśnie?...
MERLINNic mu nie powiesz, jeżeli istotnie pragniesz jego szczęścia...
JOYZELLAAle ja muszę powiedzieć mu wszystko, ponieważ go kocham... Nie, nie, ja to widzę dobrze... To niemożliwe, to nie istnieje... I muszą być bogowie czy demony, co przeszkodzą temu: inaczej nie wiem, po co pragnąć życia... Ufam im, ufam tobie... To była tylko próba, i wszystko to jest sen, nie rzeczywistość... I zdaje mi się nawet, że już z mniejszą złością patrzysz na mnie... Patrz, błagam cię, rzucam się do twych nóg i całuję twe ręce... Wyznam ci wszystko... Nie kochałam cię, boś go zbyt nienawidził, ale nie przypuszczałam nigdy, abyś był tak niesprawiedliwy i tak niegodny miłości. Kiedy tu wszedłeś, nie wahałam się; poszłam ku tobie, błagałam cię, abyś wyrwał śmierci jedynego człowieka, którego kocham; a przecież wiedziałam, że ty kochasz mnie także... Ale — nie wiem dlaczego — instynkt mówił mi, że jesteś szlachetny i zdolny uczynić to, co bym ja uczyniła dla ciebie, co by on sam uczynił; a gdy uczynisz to, co my byśmy uczynili, w sercach naszych będziesz miał cząstkę naszej miłości, cząstkę nie najmniej dobrą, nie najmniej piękną i nie najmniej przemijającą...
MERLINO tak, wiem o tym. Kiedy mu zwrócę życie za cenę własnego życia, on otrzyma pocałunki i usta, i oczy, i dni, i noce, słowem wszystko, co stanowi przemijające i próżne szczęście miłości... Ale ja zyskam więcej... Czasami, przypadkowo, uzyskam przy spotkaniu życzliwy uśmiech, który nie przepadnie, abym tylko nie chciał zbyt często się go dopominać... Nie, Joyzello, w moim wieku już się nikt nie zadowala złudzeniami tego rodzaju ani resztkami urojenia. Minęła dla mnie godzina bohaterskiego kłamstwa. Chcę mieć to, co on będzie miał. Mało mi zależy na twoim uśmiechu, który wiem, że jest niemożliwy, ciebie samej pragnę... Całej cię pożądam, choćby na jedną chwilę; ale tę chwilę będę miał; tę chwilę mi daj...
Patrz, Joyzello, twarz jego się rozkłada, zwlekaliśmy za długo, a niebezpieczeństwo rośnie z każdą chwilą... Czy przyjdziesz?...
JOYZELLAI nic nie grzmi, nic się nie wali, a ja jestem sama na świecie!...
MERLINNiebezpieczeństwo straszne, poznaję symptomy...
JOYZELLAA więc dobrze, przyjdę! Przyjdę tej nocy! Przyjdę wieczorem!... Ale naprzód ratuj go, zwróć mu życie!... Patrz, te oczy się zapadają, te usta więdną, a ja tu się targuję o jego życie, jakby szło...
MERLINZwrócę ci go. Ale pamiętaj, Joyzello, że gdybyś nie była wierna swej obietnicy, ręka, co go leczy, uderzyłaby go bez litości...
JOYZELLANie, będę wierna słowu i na kolanach pójdę na drugi świat, aby być wierna... Przyjdę, mówię ci... Cała ci się oddam, cała jestem twoja... Czego chcesz więcej?... Nic mi już nie pozostaje...
MERLINDobrze. Mam twą obietnicę. Wypełnię swoją.
Przebacz mi, synu mój, w imieniu twych przeznaczeń, które się domagają tej męczarni.
Oto powraca z krain bez światła... Życie mu zwrócone, ale przebudzi się tylko w twoich gorących ramionach. Zostawiam cię twemu zadaniu. Pamiętaj o swym słowie!...
Lanceorze!... Oczy jego się otwarły i znowu zamknęły, i widziałam światło, kąpiące się w błękicie... A teraz jego ręce zdają
Uwagi (0)