Bachantki - Eurypides (gdzie można czytać książki online za darmo .txt) 📖
Krótki opis książki:
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Eurypides
- Epoka: Starożytność
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Bachantki - Eurypides (gdzie można czytać książki online za darmo .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Eurypides
miłe po wiek!
*
Bożych wyroków potęga
Z wolna, lecz pewno dosięga
Grzesznego w świecie człowieka,
Który z poprawą przewleka.
W nieuchronności swojej
Sądzi go, sądzi,
Gdy błądzi,
Gdy bóstw się wcale
W swym szale
Nie boi,
Kiedy swawolnie czci bożej,
Tej świętej ich chwały nie szerzy,
Nie mnoży.
Z swymi obieży
Długo się nieba,
Gdy trzeba,
Taić umieją w swej chęci,
Lecz w końcu się łotr nie wykręci!
Niech nikt nie wyrzeka się wiary,
Niech ma w pamięci —
Niech święci
W nim się ta myśl, że ofiary
Nie trzeba zbyt wielkiej, by wierzyć
I szerzyć
Wraz,
Co cała
Przyroda wspaniała uznała,
A czego pokoleń nawała
Nie zmiotła od wieka do wieka,
Że Bóg ci jest wszystkim dla człeka,
Że wszystko, co mamy, sprowadza
Ta jego wieczysta władza!
Więc niechże nam włada,
A ty mu, duszo, bądź rada,
I wszędy
Należne poświęcaj obrzędy!
Gdzież jakaś mędrsza jest rzecz,
Gdzież jaki piękniejszy dar Boga,
Niż gdy nad głową wroga
Silniejszy w swej dłoni miecz
Może potrzymać człek?
Co piękne, to miłe po wiek!
*
Szczęśliwy, kto z morskiej fali
W przystani życie ocali!
Szczęśliwy, kto życia mozoły
Przetrwał i żyje wesoły!
Ten nad tym, a tamten znów bierze
Górę nad tamtym bądź w mierze
Dobytku, bądź władzy! Tysiące
Nadzieje znów mają gorące
Tysiączne! Szczęśliwi są jedni,
Gdy się im ziszczą, zaś biedni
Ci z ludzi,
Których nadziei blask złudzi...
Tego ja chwalę sobie,
Co szczęsny w każdej jest dobie.
Na scenę wraca
DIONIZOS
O ty, który źrenice zwracasz ku widokom,
Co nie są do widzenia, i folgujesz krokom
Ku temu, k’czemu kroczyć nie przystało wcale,
Wyjdź z domu, pokaż mi się w swej niewieściej chwale:
Przybrałeś strój bachancki szalonej menady,
By śledzić twojej matki i jej kobiet ślady.
(Na widok wchodzącego w dom Pentheja:)
Na jedną z cór Kadmowych wyglądasz mi w końcu.
PENTHEUS
Przyglądam się — ha! cóż to?! — podwójnemu słońcu
I dwa tebańskie widzę siedmiobramne grody,
A ty mi zaś się widzisz jako byczek młody
I rogi na tej głowie, haha! też dostałeś!
Więc w zwierzę się zmieniłeś! O, tak jest! Zbyczałeś!
DIONIZOS
Bóg, który przedtem krzyw był, teraz jest — o nieba!
Przychylny. Teraz widzisz już, co widzieć trzeba.
PENTHEUS
He? Jak ci się wydaję? Wyznajże łaskawie;
Inonie ja podobny, czy matce Agawie?
DIONIZOS
Widzący cię, wrażenie mam, że widzę obie.
Lecz włos nie na swym miejscu, poprawże go sobie —
Nie leży, jak ma leżeć — o tu, pod przepaską!
PENTHEUS
Zapewnem go poruszył, wywijając laską
Bachancką, wyskakując w szalonej uciesze.
DIONIZOS
Na twe jestem usługi, pozwól, że zaczeszę
Ten pukiel. Podaj głowę!
PENTHEUS
Podaję! Podaję!
DIONIZOS
I pas ci się rozluźnił i sukni okraje
Do kostek nie spadają tak, jak się należy.
PENTHEUS
Dyć prawda, zwłaszcza prawy fałd mojej odzieży
Nie całkiem jest w porządku, w krąg się stóp nie ściele.
DIONIZOS
Pewnikiem mnie policzysz między przyjaciele,
Gdy wbrew oczekiwaniu skromne ujrzysz dziewy.
PENTHEUS
Chcąc dobrą być bachantką, czy mam trzymać w lewej,
Czy w prawej ten mój pręcik wśród naszej zabawy?
DIONIZOS
Potrząsać trzeba prawą i na nodze prawej
Opierać. Bardzo pięknie, żeś tak zmienił zdanie.
PENTHEUS
A toć ja kithajrońskie wszystkie jary, panie,
Udźwignąłbym na plecach razem z bachantkami!
DIONIZOS
Tak, gdybyś chciał. Lecz przedtem, mówiąc między nami,
Nie byłeś snać przy zmysłach, teraz mózg masz zdrowy.
PENTHEUS
Potrzeba jakiejś dźwigni? Podpory jakowej?
Czy górę tymi bary własnymi podważę?
DIONIZOS
Daj spokój! Jakże można burzyć nimf ołtarze,
Przybytki one święte, gdzie Pan grywa sobie.
PENTHEUS
Tak, słusznie! Nic ja gwałtem kobietom nie zrobię.
Ukryję się pod jodłą, to będzie najlepiej.
DIONIZOS
Ukryjesz się, jak musi — tam cię nikt nie czepi —
Postąpić, kto menady podpatruje chytrze.
PENTHEUS
Przypuszczam, że jak ptaszki, i od nich nie brzydsze —
W ciepłych się gniazdkach tulą, w krzaczkach, w cichym lesie.
DIONIZOS
Aha! A więc ciekawość po to cię tam niesie?
Podejdziesz je, tak myślę, lub podejdą ciebie!
PENTHEUS
No, prowadź mnie przez Teby! W największej potrzebie
Nikt by się nie odważył, ja tylko jedyny!
DIONIZOS
Tak, sam dla dobra miasta ważysz się na — czyny,
Dlatego też czekają godne cię przeboje!
Chodź! Ja cię na zbawienie poprowadzę twoje,
Z kim innym zaś tak wrócisz —
PENTHEUS
Może wrócę z matką?...
DIONIZOS
— Że wszyscy cię zobaczą.
PENTHEUS
Po to na tę rzadką
Wybieram się wyprawę?...
DIONIZOS
I to szybko, duchem
Przyniosą cię —
PENTHEUS
Czy myślisz, żem jest niewieściuchem?
DIONIZOS
— Ramiona matki właśnie...
PENTHEUS
Zmuszasz do wygody?
DIONIZOS
Oj! prawda! do wygody!
PENTHEUS
Czym nie wart?
DIONIZOS
Choć młody,
Wart jesteś i to bardzo!... (Pentheus wychodzi.)
Zaiste! Wspaniałej,
Do nieba sięgającej dostąpisz tu chwały!
Agawo, ściągnij rękę! Wy, córki Kadmosa,
Ściągnijcie ją — wy, siostry! Prowadzę młokosa
W bój wielki! Zwycięzcami ja i Szumnik boży
Będziemy, a zaś reszta sama się ułoży!
CHÓR
Huzia! hu! wściekłe psy!
Huzia! W ostępy gór,
Gdzie tyrsos radośnie drży
W dłoni Kadmowych cór!
Huzia my, huzia na szpiega,
Co strój niewieści wdział
I ujrzeć menady zabiega —
Taki nim miota szał!
Pierwsza go matka spostrzeże
Czatującego z wierzchołka
Świerku lub turni i głośno
Na tłum bachantek zawoła:
«Któż z Kadmejczyków, któż,