Darmowe ebooki » Tragedia » Dziewica Orleańska - Fryderyk Schiller (książka czytaj online txt) 📖

Czytasz książkę online - «Dziewica Orleańska - Fryderyk Schiller (książka czytaj online txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Fryderyk Schiller



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 17
Idź do strony:
lub na skał urwisku, 
Na wpół ukryta w mgły porannej chmurach, 
Duma, podobna wietrznemu zjawisku. 
Jest coś w jej twarzy, w postaci, w jej ruchach. 
Co mimowolną cześć i trwogę budzi, 
I mimowolna myśl o wyższych duchach 
Łączy ją z niemi i wznosi nad ludzi. 
  TEOBALD
I to jest właśnie, co mię trwoży o nią. 
Obca śród swoich; smutna, gdzie się śmieją; 
Posępne lasy, odludne ustronie, 
To jej zabawa. Nim kury zapieją, 
Zrywa się z łoża i w strasznej godzinie, 
Gdy każdy człowiek rad szuka człowieka, 
Cóż ją tak ciągnie w najdziksze pustynie, 
Że jak ptak nocny od ludzi ucieka? 
I wiem, że nieraz na rozstajnych drogach 
Rozmawia z echem, czy z wiatru powiewem; 
I nie pamięta o ojca przestrogach, 
Godziny trawi pod tem zgubnem drzewem, 
Gdzie przed wiekami swe krwawe ofiary 
Święcił druida, a dziś nikt z sąsiadów 
Za skarby świata nie siadłby w mrok szary. 
Bo któż nie słyszał od ojców i dziadów 
Strasznych powieści i podań? Kto nie wie, 
Jakie tu szatan widziadła i mary 
Wywodził nieraz lub jakie na drzewie 
Słyszano głosy? Mógłbym nie dać wiary, 
Lecz sam, pamiętam, gdym był jeszcze młody, 
Wracając tędy — ja, ja sam widziałem 
Widmo-niewiastę olbrzymiej urody, 
Cała okryta jakby płótnem białem, 
Stała pod drzewem i skinieniem dłoni 
Zwała mię k’sobie2; lecz ufałem w Bogu, 
Szybko, nie patrząc, przebiegłem koło niej 
I na pół martwy padłem na mym progu. 
  RAJMUND
wskazując na obraz w kaplicy
Lecz skąd wiesz, ojcze, że ów obraz święty, 
Źródło niebieskiej łaski i otuchy, 
Nie ma dla córki twej większej ponęty 
Niż to złowrogie drzewo z swemi duchy? 
  TEOBALD
Nie, nie, niestety! Długo tak mniemałem, 
Lecz sen mi odkrył prawdę tajemnicy. 
Trzykroć się zdało, że ją w Reims widziałem, 
Zasiadającą na królów stolicy. 
Siedm gwiazd jej skronie otaczało kołem, 
A z berła w ręku trzy lilije białe, 
Jak z pnia żywego wykwitały społem. 
Biskupi, wodze, wojsko zda się całe, 
Ja, sam król nawet, bili przed nią czołem, 
A okrzyk ludu ogłaszał jej chwałę. 
Skądże to? Czyliż spodziewać się mogę, 
By w mej lepiance taki blask się zjawił? 
Nie! Bóg to we śnie zesłał mi przestrogę, 
W widzeniu pychę myśli jej objawił. 
Wstyd jej niskiego stanu poniewierki 
I, że zbyt wiele wzięła z ręki Pana, 
Że się zna wyższą nad inne pasterki, 
Nie chce znać granic duma rozigrana. 
A grzech to przecież, co aniołów chóry 
Potrącił w przepaść i najpierwszych ludzi 
Wygnał z bram raju, i aż do tej pory 
Przezeń to szatan najłatwiej nas łudzi. 
  RAJMUND
Mylisz się, ojcze! Bo w czemże jej pycha? 
Kto tu jej równy? A przecież znajdź drugą, 
Co by tak skromna, pokorna i cicha, 
Zdała się wszystkich najuboższych sługą! 
Kto z nas ją widział, by, w pracy leniwa, 
Od powinności zraziła się trudem? 
Czyż pod jej ręką twe trzody i żniwa 
Jakby widocznym nie mnożą się cudem? 
W każdym jej czynie znać wpływ łaski bożej, 
Co na nią zlewa szczęście niepojęte. 
  TEOBALD
Tak, niepojęte! I toć to mię trwoży, 
Nie wszystko bowiem nadludzkie jest święte. 
Lecz dosyć o tem! Chciałżebym oskarżać, 
Ojciec swe dziecię? Lecz milczeć nie mogę. 
Nie! Jedno zawsze będę ci powtarzać: 
Pomnij na Boga, na ojca przestrogę! 
Nie chodź tu sama ni we dnie, ni w nocy, 
Nie błądź po polach przy księżyca blasku; 
Nie zbieraj nocnych ziół, nie śledź ich mocy, 
Ani kreśl znaków na wietrze, ni piasku! 
Bo wiedz, o córko, że ducha jaskini 
Każda występna myśl nasza ośmiela. 
Nie stroń od ludzi! Pomnij, że w pustyni 
Szatan śmiał nawet zwodzić Zbawiciela. 
  SCENA III
Ciż i Bertrand (wchodzi, trzymając hełm w ręku) RAJMUND
Patrz! Bertrand wraca! Cóż to? Z hełmem w dłoni? 
  BERTRAND
Dziwno wam, widzę, że wracam tak zbrojny. 
  TEOBALD
Skąd masz ten szyszak? W spokojnej ustroni 
Znakiem złej wróżby zda się godło wojny. 
 
Joanna, która dotąd milcząco i obojętnie stała na stronie, zbliża się i słucha z uwagą. BERTRAND
Słuchajcie! Jest w tem jakby trochę cudu. 
Byłem w Vaucouleurs. W mieście, na ulicy, 
Na rynku, wszędzie tłum i ciżba ludu: 
Orlean bowiem napadli Anglicy, 
I, kto mógł, stamtąd ucieka w te strony. 
Patrząc więc na nich, idę zamyślony; 
Aż na zakręcie zjawia się przede mną 
Jakaś Cyganka; urody olbrzyma, 
Czarna, okryta jakąś płachtą ciemną, 
Idzie wprost do mnie, a hełm w ręku trzyma 
I, wzrok swój we mnie wlepiwszy, powiada: 
«Wiem, szukasz hełmu, masz! Tanio go przedam». 
«A mnież to na co? — rzekłem — co mi nada? 
Jam, Bogu dzięki, nie żołnierz, nic nie dam». 
A ona znowu: «Bracie, czas wojenny! 
Hełm dziś pewniejszą ochroną dla głowy 
Niż dach miedziany albo mur kamienny!» 
I krok w krok za mną, z podobnemi słowy, 
Idzie przez miasto i hełm swój podaje. 
Zniecierpliwiła mię w końcu: więc staję, 
Biorę go w ręce: myśląc, że jak zganię, 
Da mi już spokój; lecz patrzę, robota 
Cudna, i kruszec, i droga pozłota. 
Rycerz go mógłby użyć za ubranie. 
Gdy go więc ważę i próbuję dźwięku, 
Coś mi się nagle migło przed oczyma; 
Spojrzę: Cyganki przede mną już nie ma; 
Szukam, na próżno! Hełm został w mem ręku. 
  JOANNA
szybko i gwałtownie sięgając po niego
Daj mi go! 
  BERTRAND
Na co? Blask wojennej stali 
Dziko odbija na dziewiczem czole. 
  JOANNA
wyrywając mu hełm
Daj mi go, mówię! Dla mnie go przysłali! 
  TEOBALD
Co tej dziewczynie? 
  RAJMUND
Zostaw jej swą wolę, 
Strój ten rycerski przystoi dziewicy, 
W której też piersiach tchnie serce rycerza. 
Któż nie pamięta w naszej okolicy, 
Jak dzieckiem prawie pokonała zwierza, 
Wilka-hienę, który tak bezkarnie 
Pustoszył nasze trzody i owczarnie? 
Z rąk młodzi naszej wypadała dzida 
Na widok jego; pierzchali, a ona, 
Jakby w nią z góry wstąpił duch Dawida; 
Dziewica, sama, lecz nieustraszona, 
Z pasterską tylko łaską w słabej ręce, 
Puszcza się w pogoń za mordercą trzody 
I młode jagnię, co już niósł w paszczęce, 
Beczącej matce powraca bez szkody! 
O, czyjekolwiek hełm ten zdobił skronie, 
Godniejszych nie mógł! 
  TEOBALD
do Bertranda
Cóż opowiadali 
Ci z Orleanu? Gdzie król? W jakiej stronie 
Jest wojsko nasze? 
  BERTRAND
Bóg się niech użali 
Ziemi francuskiej, bo dłoń Jego kary 
Cięży nad nami! Znowuśmy przegrali 
Dwie krwawe bitwy. Anglik wzdłuż Loary 
Stanął obozem... rabuje i pali, 
I obiegł zewsząd mury Orleanu. 
  TEOBALD
Boże, strzeż króla!  
  BERTRAND
Mówią, co widzieli, 
Że jak szarańcza, gdy padnie śród łanu, 
Jak pszczoły w ulu, rój nieprzyjacieli 
Nieprzeliczony, jak oko zasięga, 
Zaczernił wkoło równiny i wzgórza. 
Cała Burgunda zebrana potęga, 
Od gór szwajcarskich do zimnego morza: 
Ludzie różnego narodu i stanu, 
Różnych języków, zgromadzeni razem, 
Przysięgli, mówią, zgubę Orleanu 
I chcą go zniszczyć ogniem i żelazem. 
  TEOBALD
O, straszne czasy! Gdy się brat krew brata, 
Ziomek krew ziomka przelewać ośmiela! 
Mściwy Burgundzie! 
  BERTRAND
Gorszy wzór dla świata: 
Matka królewska, dumna Izabela, 
Jest też z Filipem. Konno, w pełnej zbroi, 
Przejeżdża szyki; błaga i zaklina 
Wszystkich o pomstę niby krzywdy swojej. 
Matka!... o pomstę przeciw swego syna3!... 
  TEOBALD
Oby skończyła jak owa, do której 
Tak jest podobną z pychy i imienia, 
Sprośna Jezabel! 
  BERTRAND
Straszny Salisbury 
Stoi na czele wojsk i oblężenia. 
Przy nim Lionel i tygrys, niesyty 
Krwi naszej, Talbot. Trzy wysokie wieże 
Wznieśli przed miastem: na jednej rozbity 
Namiot ich wodza, z którego on strzeże 
Poruszeń miasta; z dwóch drugich dzień cały 
Ogniste kule miota na kształt gromów. 
Połowę miasta gruzy zasypały, 
Mieszkańcy giną pod zwaliskiem domów. 
Sam katedralny ów kościół wspaniały 
Najświętszej Panny od gęstych wyłomów 
Grozi upadkiem; a prochowe miny, 
Ten wymysł piekieł, podkopane wszędzie. 
I nikt tam nie wie dnia ani godziny, 
Gdy na sąd straszny powołany będzie. 
 
Joanna przysłuchuje się z natężoną uwagą i wkłada hełm na głowę. TEOBALD
Lecz gdzież są nasi waleczni obrońcy, 
La Hire i Santrailles, i niezwyciężony 
Dunois? Gdzie są, że tryumfujący 
Wróg tak się wdziera w nasz kraj opuszczony? 
Gdzie król? Czyż zawsze jako zimny świadek 
Patrzy na państwa, na miast swych upadek? 
  BERTRAND
Król z dworem bawi w Chinon, lecz snać4 nie ma 
Dość wojska z sobą, by wyjść przeciw wroga. 
Lecz, choćby wyszedł, czyż garstka dotrzyma 
Pola tysiącom, gdy strach, jak od Boga, 
Jako zaraza powiał w serca ludzi 
I w najmężniejszych krew i zapał mrozi? 
Próżno głos wodzów nadzieję w nich budzi, 
Ojczyzna błaga i monarcha grozi. 
Jak trzoda owiec, gdy ją zwierz napadnie, 
Francuz, niepomny swej sławy od wieka, 
Kupi się5 tylko i pierzcha bezładnie, 
Lub, zgiąwszy szyję, na miecz wroga czeka! 
Jeden się tylko znalazł, jak słyszałem, 
Co zebrał kilka chorągwi konnicy, 
I, w pomoc króla z tym małym oddziałem 
Ciągnąc, po naszej błądzi okolicy. 
  JOANNA
prędko
Jak imię jego? 
  BERTRAND
Baudricour. — Lecz czyli 
Zdoła się przerznąć i pogoń omyli?... 
Wątpię, bo zewsząd ściskają go wrogi. 
  JOANNA
Wiesz, gdzie on teraz? 
  BERTRAND
O dzień ledwo drogi 
Od Vaucouleurs’u. 
  TEOBALD
do Joanny
Skąd ci to pytanie 
W rzeczach, co wcale nie tyczą się ciebie? 
  BERTRAND
Że wróg tak mocny, a król nasz nie w stanie 
Dać nam odsieczy ni wsparcia w potrzebie, 
W Vaucouleurs przeto dziś mają uchwalić, 
Że Burgundowi poddać się należy. 
Bo tak i miasto może się ocalić 
Od angielskiego jarzma i łupieży, 
I nam spod władzy pokrewnego księcia 
Łatwiej powrócić do prawego pana, 
Gdy, sytych wreszcie wspólnego zawzięcia, 
Złączy znów kiedyś zgoda pożądana. 
  JOANNA
z zapałem
Żadnych układów! Żadnego przymierza! 
Bo przyszła chwila, że wstanie obrońca. 
Pod Orleanem wróg kresu domierza. 
Dzień chwały jego chyli się do końca! 
Dojrzał na zgubę, jako plenna niwa, 
I już żniwiarka z krwawym sierpem w ręce 
Zbliża się... Przyjdzie... i z wzgardą pozrywa 
Z gwiazd dumy jego rozwieszone wieńce! 
Nabierzcież serca, ludzie małej wiary, 
Bo nim ten księżyc dojdzie pełni swojej, 
Żaden angielski koń z nurtów Loary, 
Żaden krwią naszą wróg się nie napoi! 
  BERTRAND
Minął czas cudów! 
  JOANNA
Nie! Przyszedł czas cudu! 
Biała gołąbka wzleci orła lotem, 
Spadnie na sępów, chciwych krwi jej ludu, 
Skruszy Burgunda zdrajcę i z Talbotem, 
Bluźniercą nieba, i z owym ponurym 
Łupieżcą świątyń, dzikim Salisburym, 
I z tym Fastolfem, i z tymi wszystkiemi 
Najezdnikami naszej pięknej ziemi 
Łamać się będzie — i wszystkich wyżenie6, 
Jako lew trzody lub tygrys jelenie! 
Bo Pan z nią będzie, bo, jak wiatr palący, 
Duch Jego przed nią, bo On jej prawicy 
Da siłę śmierci i w słabej dziewicy 
Okaże światu, że On wszechmogący! 
  TEOBALD
Co za duch, przebóg! opętał dziewicę? 
  RAJMUND
Hełm to w niej budzi ten zapał wojenny. 
Ale patrz, ojcze! Patrz na jej źrenice, 
Co w nich za jasność! Co za blask promienny! 
  JOANNA
Kraj by nasz upadł? Kraj zwycięstw i chwały, 
Raj krajów świata, wybrany od Boga? 
Dzieci by jego wiecznie dźwigać miały 
Hańbiące więzy zamorskiego wroga? 
Nie! Tu runęła moc poganów dzika, 
Krew męczenników oblała tę ziemię; 
Tu leżą prochy świętego Ludwika, 
Skąd odzyskano grób w Jeruzalemie!... 
  BERTRAND
z podziwieniem
Któż by nie wierzył, że mówi natchniona? 
Bóg ci, sąsiedzie, dał cudowne dziecię! 
  JOANNA
Naszychże królów odwieczna korona 
Pójdzie w pogardę lub zniknie na świecie? 
Gdzie są królowie, by jej byli godni, 
Prócz królów naszych? — Rolnika obrońcy, 
Opiekunowie wszystkiego, prócz zbrodni; 
Dawce i Stróże swobód; panujący 
Z Bogiem po ludzku; sędziowie łagodni, 
Straszni rycerze, lecz nienastający 
Na właść sąsiada, ni ludu szczęśliwość! 
W cieniu ich tronu trzy lilije białe 
Rozkwitły: Wiara, Miłość, Sprawiedliwość, 
A woń ich święta tchnie na państwo całe!... 
Czyliż król, obcej wychowaniec ziemi, 
Którego przodków nie tu prochy leżą, 
Co dzieckiem z dziećmi nie igrał naszemi, 
Młodzieńcem z naszą nie kochał młodzieżą, 
Któremu słowa naszej pięknej mowy 
Czczym tylko dźwiękiem, pamięć wielkich czynów 
Przeszłości naszej, chwały narodowej, 
Nie zabrzmi w duszy jak pieśń cherubinów: — 
Będzież on ojcem swej ojczyźnie nowej? 
Lub czyż w niej dla się znajdzie miłość synów? 
  TEOBALD
Boże, zachowaj Francyję i króla! 
Lecz nie nam dumać o losach mocarzy: 
Wieśniak pilnuje swej chaty i pola 
I czeka, komu Bóg zwycięstwo zdarzy. 
Bo losem bitew boska rządzi wola, 
Bo los narodów Bóg w swej ręce waży. 
Dla nas ten będzie pomazaniec boży, 
Kto w Reims koronę królów naszych włoży! 
Lecz czas do pracy! — W naszym niskim stanie 
Dość myśleć tylko o jutrze. Królowie 
I radcy królów niech myślą o zmianie 
Przyszłości świata, bo na ich to głowie 
Leży świat cały. Mniejsza nasza troska. 
Co bądź się dzieje, my możem spokojnie 
Patrzeć na przyszłość, bo ta ziemia boska, 
Co nam uprawiać kazał, choć ją zbrojnie 
Najdzie i zdepce wróg, choć dom
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 17
Idź do strony:

Darmowe książki «Dziewica Orleańska - Fryderyk Schiller (książka czytaj online txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz