Darmowe ebooki » Tragedia » Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Johann Wolfgang von Goethe



1 ... 10 11 12 13 14 15 16 17 18 ... 51
Idź do strony:
im także dać nadzieję — 
więc stworzył i — sposobność! 
A teraz chodźmy! bądź radosny — 
wesoły wzrok i głos! 
masz do komnatki iść miłosnej, 
a przecież nie na stos! 
  FAUST
W słodkich ramionach radość wieczna, 
jej pierś ogrzeje mnie słoneczna! 
Niedole jej i dolę znam: 
jestem wędrowcem i banitą, 
co w parną noc niesamowitą 
u zatrzaśniętych stoi bram. 
 
Jak strumień burzą rozszalały 
rwałem przez góry, bory, skały 
w przepaści straszne dno; 
ona w ufności bożej stała 
na wonnej hali cicha, biała, 
niebieskie za nią tło. 
 
Mały jej świat w tych ścianach chaty, 
lecz jakże wdziękiem przebogaty, 
a ja skradałem się jak wróg. 
Sam nad otchłanią czarną wiszę, 
zabrałem spokój jej i ciszę, 
przeto mną wzgardził Bóg.  
 
Piekło — już znam do ciebie drogę! 
Szatanie — skróć mój czas i trwogę! 
Co stać się ma, niech zaraz stanie się! 
Biorę na siebie los bezwiednej, 
niechaj w przepaści legniem jednej: 
los jeden jej i mnie!!  
  MEFISTOFELES
O, jakże wrze i kipi wrzątek! 
Do niej! — by prędzej smutek szczezł215! 
Tam, gdzie dopiero jest początek, 
rozumek ludzki mówi: kres! 
Odważni żyją! Życie z nami! 
Wszakżeś co nieco przediablony, 
a nic głupszego na tej ziemi 
jak diabeł zrozpaczony! 
  KOMNATKA MAŁGORZATY
Małgorzata. MAŁGORZATA
sama; przy kołowrotku
Spokój mój przeminął, 
w sercu płomień burz, 
nie zaznam spokoju 
nigdy, nigdy już. 
 
Gdzież mój ukochany? 
cóż z szukania prób? 
cały świat bez niego 
czarny, zimny grób. 
 
Płonie moja głowa, 
w myślach wir i szał, 
szczęście i pogodę 
ranny wicher zwiał.  
 
Patrzę przez okienko, 
szkoda moich ócz: 
serce, moje serce, 
pustki ty się ucz.  
 
Puste moje życie, 
pusty jest mój dom; 
przejechał wodami 
z ukochanym prom. 
 
Jego chód wyniosły 
i postaci czar, 
uśmiech ust prześliczny, 
oczu jego war,  
 
mowa jego — pienia 
wenecjańskich bark, 
uścisk jego dłoni, 
słodycz jego warg!  
 
Spokój mój przeminął, 
w sercu płomień burz, 
nie zaznam spokoju 
nigdy, nigdy już!  
 
Piersi moje tęsknią, 
moje piersi drżą, 
bez jego pieszczoty 
usychają, mrą.  
 
Przy nim mego życia 
ostateczny schron; 
przecałować życie! 
Przecałować zgon!  
  OGRÓD MARTY
Małgorzata, Faust, Mefistofeles. MAŁGORZATA
Wybacz, Henryku —  
  FAUST
Powiedz proszę.  
  MAŁGORZATA
Dawno się już z myślami noszę, 
czy się zapytać, jak twa sprawa 
z religią — jesteś grzeczny 
i dobry człowiek, i serdeczny, 
lecz w tym względzie na niedowiarstwo coś zakrawa.  
  FAUST
Daj temu spokój! Znasz mnie przecie, 
wiesz, jak cię kocham, drogie dziecię, 
a już gdy kocham — oddam krew i życie! 
a przecież nie przeszkadzam wam, którzy wierzycie.  
  MAŁGORZATA
Niedobrze mówisz, jeszcze trzeba wierzyć!  
  FAUST
Trzeba?  
  MAŁGORZATA
Ach! gdybym mogła wiarę twą rozszerzyć! 
Wiem to, że nie czcisz świętych sakramentów!  
  FAUST
Czczę je.  
  MAŁGORZATA
Bez pragnień duch się próżno biedzi! 
Nie chodzisz na mszę ani do spowiedzi, 
Wierzysz ty w Boga? 
  FAUST
A któż bez wykrętów 
rzec może śmiele: Tak! ja w Boga wierzę! 
Kapłan czy mędrzec odrzeknąż ci szczerze? 
Mogąż powiedzieć: tak czy nie?  
  MAŁGORZATA
Nie wierzysz w Boga! 
  FAUST
Nie chciej mnie źle rozumieć, wysłuchaj mnie, droga! 
Któż nań imieniem zawoła? 
Któż Go ogarnąć zdoła 
i rzec: ja w Boga wierzę?! 
Któż się ośmieli, 
zważy, rozdzieli — 
by rzec: ja weń nie wierzę?! 
On — wszechogarniający, 
On — wszechpodtrzymujący, 
czyż nie ogarnia zarazem mnie, ciebie 
i samego siebie?! 
Nad nami dale błękitnieją, 
pod nami twardy ziemski glob, 
nocą się wieczne gwiazdy śmieją 
jak złote ziarna wsiane w strop. 
Patrzą me oczy w twoje oczy — 
oto ku sercu i ku myślom 
wieczność się święta garnie, tłoczy — 
tajemne znaki w mgle się kryślą — 
i cały bezmiar sił wszechświata 
świetlistym skrzeniem cię oplata — 
już tęczą przed tym wzrokiem legł; 
napełń swe czucie aż po brzeg 
i nazwij to przed wiary progiem 
miłością! szczęściem! sercem! Bogiem! 
Ja nazwy nie mam na to! 
Uczucie to najwyższa władza, 
a nazwa to czczy dym, 
który świetlistość ćmi, zaczadza. 
  MAŁGORZATA
Z radością słucham twojej mowy; 
ksiądz także tak mniej więcej mówi, 
jeno innymi słowy. 
  FAUST
Pod tym słonecznym, ziemskim niebem 
tak samo każde serce powie, każde na sposób swój, 
więc i ja w swojej mówię mowie.  
  MAŁGORZATA
Upajam się słów twoich winem, 
lecz jest w nich to, czego nie słyszysz: 
nie jesteś ty chrześcijaninem... 
  FAUST
Dziecino...  
  MAŁGORZATA
I jeszcze jeden ból ci zdradzę: 
czemu on ma nad tobą władzę? 
czemu ty z nim się towarzyszysz?  
  FAUST
Z kim?  
  MAŁGORZATA
Z człowiekiem, który chodzi z tobą; 
czy wiesz co o nim? czy go znasz? 
ja lęk przed jego mam osobą, 
to człowiek zły i złą ma twarz! 
Serce powtarza, wciąż ostrzega: 
to człowiek zły i zły kolega. 
  FAUST
Nie lękaj się go, moja mała!  
  MAŁGORZATA
Od czasu, gdym go wtedy tu poznała, 
obecność jego boli mnie i trwoży; 
ja, która w ludziach zawsze dobro widzę, 
tego człowieka z duszy nienawidzę; 
na ciebie z dnia na dzień działa coraz gorzej! 
Gdy stoi przy mnie, jakiś głaz mnie gniecie; 
że się z nim wdajesz, pełnam jest rozpaczy; 
jeśli go krzywdzę, niech mi Bóg wybaczy. 
  FAUST
Takie kaduki216 bywają na świecie.  
  MAŁGORZATA
Nie chciałabym z nim żyć pod jednym dachem! 
ilekroć wchodzi, przejmuje mnie strachem: 
zawsze z drwinami i zawsze zę złością, 
a nigdy z sercem, prostotą, szczerością. 
Spode łba patrzy jakoś chytrze, wrogo — 
tacy pokochać nikogo nie mogą; 
przeczuwam franta217 w nim i łgarza! 
W twoich ramionach tak słonecznie 
i tak swobodnie, i bezpiecznie — 
jego obecność serce moje zmraża. 
  FAUST
Przeczucia twoja myśl powtarza.  
  MAŁGORZATA
Tak lękiem jestem spętana, 
że gdy się do nas zbliża, 
nie wiem, czy kocham, czym kochana — 
myśl trwogą się naniża — 
gdy na mnie wzrok swój zły wyszczerza, 
to zapominam słów pacierza; 
ty pewno też tak czujesz. 
  FAUST
To antypatia.  
  MAŁGORZATA
Iść już muszę. 
  FAUST
Czyż nigdy prośbą cię nie wzruszę? 
Tak pragnę chwilę przemilczeć z twym śnieniem 
i kochającym objąć cię ramieniem — 
serce me stopić z twoim — w duszę wtopić duszę. 
  MAŁGORZATA
Ach, gdybym, widzisz — w domu spała sama, 
drzwi byłyby otwarte, nie zamknięta brama. 
Lecz, wiesz, matka śpi ze mną, sen ma bardzo lekki, 
lada szmer ją przebudzi: otwiera powieki, 
a gdyby nas we dwoje ujrzała! O, wstydzie! 
żyć bym nie potrafiła w tak strasznej ohydzie!! 
  FAUST
Na to jest rada, mój aniele, 
oto jej trzeba w napój wlać 
trzy krople tego: całkiem śmiele, 
a będzie twardo spać. 
  MAŁGORZATA
A co to jest? — czy tak się godzi?  
  FAUST
Nic jej to, miła, nie zaszkodzi!  
  MAŁGORZATA
Niczego odmówić ci nie zdolę218 
w tym miłującym dziele; 
coś mnie przymusza pełnić twoją wolę, 
choć mogę tak niewiele. 
 
Wychodzi. MEFISTOFELES
zbliża się
Poszła turkawka219?  
  FAUST
Szpiegowałeś? 
  MEFISTOFELES
Dokładnie doszło do mych uszu 
doktorskie katechizowanie; 
dobregoś pełen animuszu! 
Mają w tym swój interes panie, 
nie bez kozery tak mniemają 
— wniosek zupełnie słuszny: 
kto skromnie podda się zwyczajom, 
ten w domu będzie też posłuszny. 
  FAUST
Tego nie widzisz już, potworze, 
że serce to ofiarnie 
ogniem miłosnej wiary gorze, 
że zanim rozpacz je ogarnie, 
broni tą wiarą i sumieniem 
mnie! mnie! przed wiecznym potępieniem! 
  MEFISTOFELES
Duchowa zmysłowości maska! 
O, już ty wisisz u jej paska! 
  FAUST
Pomiocie piekielnego smrodu!  
  MEFISTOFELES
Ą jaka ona już za młodu 
fizjonomistka220! jak ją wzrusza 
mej obecności moc nieznana — 
wyczuwa we mnie i geniusza, 
a może nawet i — szatana — 
pod maskę tak się wejrzeć stara! 
Więc dzisiaj będzie po harapie221? 
  FAUST
Tobie od tego wara! 
  MEFISTOFELES
Kąsek uciechy i ja złapię!  
  PRZY STUDNI
Małgorzata, Halszka. Obie z konewkami. HALSZKA
Ależ się Basia nam spisała!  
  MAŁGORZATA
Nic nie wiem. 
  HALSZKA
Lecz ja wiem na pewno! 
Tak! „Żeby kózka nie skakała...” 
I tak się Basia doigrała, 
a chciała być królewną! 
  MAŁGORZATA
Jak to?  
  HALSZKA
To wszystko z tej pańskości przecie; 
a gdzie jest dwoje, tam jest trzecie, 
to już tak bywa — na tym świecie.  
  MAŁGORZATA
Co ty powiadasz?  
  HALSZKA
Nie żałuję, 
nic nie żałuję, sama chciała! 
ciągle się z drabem swym swędrała222 
— jak cień się za nim, bywa, snuje: 
przechadzki, tańce i zabawy 
przez tyle nocy, tyle dni, 
a ino223 aby zażyć sławy, 
że to jest pierwsza w całej wsi: 
a on wciąż znosi jadło, wino 
i baraszkuje wciąż z dziewczyną — 
a ona dufna w siebie, śmiała 
— bezwstydny zatraceniec — 
z śmiechem podarki przyjmowała — 
no, i na kołku zawisł wieniec224. —  
  MAŁGORZATA
Biedna dziewczyna!  
  HALSZKA
Co? żałować? 
Nie! — to my musimy pracować? 
Nas matka nie wypuszcza z domu 
— siedź jedna z drugą przy kądzieli! 
a ona idzie po kryjomu — 
czasem pół nocy przesiedzieli 
z gaszkiem to w sieni, to na przyzbie225, 
a nigdy w domu! nigdy w izbie! 
Jaka zasiadka, taki łup! 
Pewnie, że szatę wdziać pokutną 
po kozaczeniu trochę smutno! 
  MAŁGORZATA
Powinien wziąć z nią ślub.  
  HALSZKA
Nie głupi! Szwarny226 — to w okolu227 
inną dziewczynę znajdzie snadnie228, 
a zresztą — szukaj wiatra w polu! 
  MAŁGORZATA
A to nieładnie!  
  HALSZKA
Choćby ją zechciał jej kochanek, 
my się rozprawim z kochaneczką; 
chłopcy jej zerwą z głowy wianek, 
a próg jej obsypiemy sieczką.  
 
Wychodzi. MAŁGORZATA
zmierza do domu
O, jakżem łatwo przewinienia 
dziewczęce potępiała — 
starczył mi drobiazg, ba, cień cienia, 
skaza nieznaczna, mała, 
już mnie raziło to, gniewało — 
z wyśmiewem i pogardą 
mówiłam: „grzesznaś” i szłam śmiało, 
podnosząc głowę hardo! 
Dziś by mi szukać trza pociechy 
za własne winy, własne grzechy; 
lecz jestże winą, co miłością 
jest, szczęściem jeno i radością? 
  ZAUŁEK
Małgorzata.
We wnęce muru obraz Matki Boskiej Bolesnej, przed obrazem kwiaty w dzbankach. MAŁGORZATA
stroi kwiatami obraz
Przed tobą stoję 
grzeszna i drżąca, 
spójrz na mnie, Matko! 
O, Bolejąca! 
 
Miecz w twojej piersi, 
Matko Jedyna! 
Patrzysz na męki 
swojego Syna!  
 
„Ojcze w niebiesiech229” 
szepczą Twe wargi — 
ukój mą boleść, 
Usłysz me skargi. 
 
Takam zstrachana 
i taka biedna — 
Matko Bolesna, 
Ty wiesz to jedna! 
 
Wieczny ból we mnie, 
ból za mną, ze mną — 
oczy spłoszone 
już się nie zdrzemną. 
 
Samotna jestem 
i przeto płaczę — 
łzami dróg nędzę 
skraplam i znaczę. 
 
A w Twoim sercu 
rany wieczyste — 
a na Twych kwiatach 
łzy me rzęsiste.  
 
Rwałam je tobie 
w dzisiejsze rano, 
godziną wczesną 
i zapłakaną.  
 
Jeszcze złocista 
nie zeszła zorza — 
rozpacz mnie gnała 
z zimnego łoża. 
 
Spójrz na mnie, Matko, 
z gwiaździstej drogi, 
ochroń od śmierci, 
od hańby srogiej.  
 
Przed Tobą stoję 
grzeszna i drżąca, 
spójrz na mnie, Matko! 
O, Bolejąca! 
  ULICA
Żołnierz Walenty — brat Małgosi,Faust, Mefistofeles Małgorzata, Marta; Mieszczanie. Noc. Przed domem Małgorzaty. WALENTY
Gdy się tak w knajpie tęgo piło. 
siedziało, grało i gwarzyło, 
koledzy, pełni już ochoty, 
chwalili dziewczyn swoich cnoty. 
Przy pełnej flaszy i kielichu 
spokojniem patrzył w głośny krąg 
i uśmiechałem się po cichu 
do tych wiwatujących rąk. 
Jeden z drugiego się natrząsa, 
ten mówi to, a tamto ów, 
a ja podkręcam w górę wasa 
i mówię sobie: gadaj zdrów! 
I biorę w garście pełny kielich 
i mówię dziarsko, jak to młody, 
a któż mej siostrze cnót anielich 
nie pozazdrości — jej urody? 
— a oni mówią: rację masz! 
kto co innego twierdzi: łgarz! 
hura! i brzęk, i brzęk o szkło — 
Zdrowie Małgosi! — toż to szło!! 
A teraz — włosy z głowy rwać — 
palce ogryzać aż do krwi! 
Gdzież się podziała dziarska brać? 
już
1 ... 10 11 12 13 14 15 16 17 18 ... 51
Idź do strony:

Darmowe książki «Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz