Darmowe ebooki » Tragedia » Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Johann Wolfgang von Goethe



1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 ... 51
Idź do strony:
class="kwestia">
W latach młodzieńczych łatwiej sami 
dajemy sobie radę w świecie, 
lecz kiedy starość już za drzwiami — 
samotność gniecie, bardzo gniecie, 
lecz pewno sami o tym wiecie. 
  MEFISTOFELES
Ze zgrozą czasem myślę o tem.  
  MARTA
Za wczasu zmieńcie się, bo potem...  
 
Przeszli. MAŁGORZATA
Co z serca — z myśli! mówię śmiele, 
choć słowa me prostacze, 
przyjaciół ma pan mądrych wiele, 
cóż ja tam przy nich znaczę. 
  FAUST
Wierzaj, nadobna198, to, co zwą mądrością, 
zbyt często jest szalbierstwem199 i próżnością.  
  MAŁGORZATA
Czy tak?  
  FAUST
Doprawdy: skromność, cnota 
nie umie sycić się swym czarem; 
pokora, ufność i prostota 
największym są przyrody darem. 
  MAŁGORZATA
Panu wciąż nowość myśl odmienia, 
ja mam dość czasu na wspomnienia. 
  FAUST
Pani samotna? 
  MAŁGORZATA
Tak; gospodarstwo jest nieduże, 
lecz wszystko trzeba zrobić samej 
więc tak po prawdzie w domu służę. 
rozkazy spełniam mamy, 
mamusia bardzo drobiazgowa! 
A już jeżeli o tym mowa: 
skąpić nie musim! — mamy własny kątek 
wielu by z nami los swój zamieniło; 
ojciec zostawił dość ładny majątek: 
domek z ogródkiem; schludnie tam i miło. 
Obecnie spokój mam po prawdzie duży. 
siostra umarła, a brat w wojsku służy. 
A z tą siostrzyczką miałam wiele żmudy200. 
lecz po raz drugi poniosłabym trudy 
z radością: — słodka dziecina, kochana! 
  FAUST
Anioł, gdy w ciebie podana. 
  MAŁGORZATA
Samam to dziecko wychowała 
po ojca śmierci narodzone,  
mamusia ciężko chorowała, 
myślałam — wszystko już stracone; 
mama nie mogła karmić wcale 
i tak się przy mnie wychowało, 
i rozwijało się wspaniale 
na mleku z wodą; już się śmiało, 
zaczęło chodzić, paplać — wierzcie, 
maleństwa nigdy nas nie nużą 
— to dziecko właściwie moje. 
  FAUST
Cichego szczęścia miałaś dużo. 
  MAŁGORZATA
Ciężkie przeżyłam z siostrą znoje: 
w nocy, by zawsze mieć ją blisko, 
przysuwałam ją z kołyską 
do swego łóżka: praca trudzi, 
usypiam prędko — już mnie budzi. 
już wstawaj, karm ją, kładź przy sobie, 
już płacze, chodź z nią po komnacie. 
— Czasem płakałyśmy tak obie; 
rano w domowym już kieracie — 
to pranie, na targ znów iść trzeba. 
przynieść jarzyny, mięsa, chleba — 
znów gotuj — i tak do wieczora, 
to samo jutro, co i wczora: 
tak, tak, mój panie, znój był srogi, 
lecz za to jakiż spokój błogi, 
gdy się tak dzień przepracowało, 
jak smakowało, jak się spało. 
 
Przeszli. MARTA
Biedne niewiasty! czyż jest sposób 
na starokawalerstwo? nie!  
  MEFISTOFELES
Więcej podobnych pani osób, 
a byłoby z nami źle. 
  MARTA
Czy pan wciąż lata za czymś nowem? — 
a może pan związany słowem?  
  MEFISTOFELES
Przysłowie mówi: szczęście to rodzina. 
ognisko własne i miłość żonina.  
  MARTA
Chętki nie zaznał pan w swym życiu całem? 
  MEFISTOFELES
Właściwie wszędzie mile czas spędzałem. 
  MARTA
Rzec chciałam: miał pan zamiary uczciwe? 
  MEFISTOFELES
O, z niewiastami żarty niegodziwe!  
  MARTA
Ach, nie rozumie mnie pan? 
  MEFISTOFELES
To mnie rani, 
rozumiem jedno — żeś grzeczna, o, pani! 
 
Przeszli. FAUST
Mówisz — poznałaś, kto ku tobie kroczy, 
gdy z towarzyszem weszliśmy w podwoje?  
  MAŁGORZATA
Wszak zauważył pan: — spuściłam oczy.  
  FAUST
I wybaczyłaś mi natręctwa moje 
z onegdaj, pomnisz, gdy u bram kościoła 
ujrzałem ciebie, ujrzałem anioła?  
  MAŁGORZATA
Wtedy to siebie zapytałam drżącą, 
jak to się stało? przecież nigdy o mnie 
nikt nigdy mówić nie mógł, iż wyzywająco 
stroić się pragnę lub noszę nieskromnie: 
cóż we mnie było, pytałam w obawie, 
co mogło mówić o mojej złej sławie? 
Rzecz najdziwniejsza dla mnie, chociaż pewna: 
żalić się siła wzbraniała nieznana — 
na siebie byłam zła i bardzo gniewna, 
a nie umiałam gniewać się na pana. 
  FAUST
Kochanie!  
  MAŁGORZATA
Chwilkę! 
 
Zrywa margerytkę — obrywa płatki jeden po drugim. FAUST
Cóż to będzie? wian? 
  MAŁGORZATA
Zabawka.  
  FAUST
Jaka? 
  MAŁGORZATA
Wyśmieje mnie pan! 
 
Zrywa i szepcze. FAUST
Co mówisz?  
  MAŁGORZATA
półgłosem
Kocha — nie kocha mnie nic! 
  FAUST
Urzekła mnie, dziewczę, piękność twoich lic!  
  MAŁGORZATA
w dalszym ciągu
Kocha — nie kocha — kocha — nie kocha — 
zrywa ostatni płatek; z słodką radością 
kocha mnie 
  FAUST
Tak, lube dziecię! Słowem tym rozpocznij 
swe nowe życie w tej kwiatów wyroczni: 
on kocha ciebie, czy wiesz, co to znaczy? 
on kocha ciebie — tak! już nie inaczej! 
 
Bierze jej ręce. MAŁGORZATA
Drżę cała!  
  FAUST
Nie drżyj! niechaj w oczu mowie, 
niech w tym uścisku rąk cichszym od cienia 
cud niewymowny serca się wypowie: 
wielkie oddanie, rozkosz współistnienia, 
bezmiar uczucia błękitny, daleki, 
co dnie żywota słońcem opromienia 
i już do końca — na wieki — na wieki! 
 
Małgorzata żegna go uściskiem ręki — zrywa się, wybiega, Faust trwa chwilę w zamyśleniu — idzie za nią. MARTA
wchodzi
Zapada noc.  
  MEFISTOFELES
Już na nas czas. 
  MARTA
Chętnie bym, mili, zatrzymała was, 
lecz trudno, w ciągłym żyjem swarze, 
sąsiedzi straszni to plotkarze! 
nic, jeno śledzą wciąż przez cale dnie, 
a jak, a skąd, a co, a gdzie, 
jakby wdzięczniejszej nie mieli roboty, 
jak brać swych bliźnich w omowne obroty; 
cała ich radość, Boże ty mój słodki, 
zbierać, hodować i wypuszczać plotki. 
Gdzież nasza parka? 
  MEFISTOFELES
O, tam, zakręt mija, 
gruchają sobie!  
  MARTA
Młodzieniec jej sprzyja. 
  MEFISTOFELES
A ona jemu — tak się zawsze splata 
i splatać będzie aż po koniec świata.  
  ALTANA
Małgorzata, Faust, Marta, Mefistofeles. Małgorzata wpada do altany — skrywa się za drzwiami — palec na wargach, patrzy przez szczelinę. MAŁGORZATA
Idzie!  
  FAUST
wchodzi
A tuś mi! szukam małej, 
a ona tu! 
 
Całuje ją. MAŁGORZATA
obejmuje go — oddaje pocałunek
Kocham cię, drogi, z duszy całej! 
 
Mefistofeles puka. FAUST
zły
Kto tam?  
  MEFISTOFELES
Przyjaciel! 
  FAUST
Zwierzę! 
  MEFISTOFELES
Na nas czas! 
  MARTA
wchodzi
Już bardzo późno.  
  FAUST
Czy mogę odprowadzić was? 
  MAŁGORZATA
Nie, nie! Idź sam! Matka by zaraz do sumienia...  
  FAUST
Więc muszę iść już? — do widzenia! 
  MARTA
Adiu201!  
  MAŁGORZATA
Do zobaczenia! 
 
Faust i Mefistofeles wychodzą. MAŁGORZATA
Boże! Cóż on pomyśli o mnie, 
drżę przed nim jak schwytany ptak 
i odpowiadam nieprzytomnie, 
na wszystko mówię: tak! 
Jak dziecko stracham się i trwożę, 
a on — cóż we mnie widzieć może?  
 
Wychodzi. JASKINIA W LESIE
Faust, Mefistofeles. FAUST
sam
Dałeś mi wszystko, o, duchu potężny, 
O co prosiłem. W tajemne ogniska 
wzrok skierowałeś, wzrok mój niebosiężny, 
I tam ujrzałem cud przyrody z bliska: 
i panowanie dałeś mi nad światem, 
poczucie siły, poczucie użycia, 
iż mogłem stać się powiernikiem, bratem 
i słyszeć bicie serca w piersi życia! 
Szeregom przemian nakazałeś oto, 
aby przed wzrokiem mym przeszły w pochodzie 
i pozwoliłeś, bym ducha tęsknotą 
poznał mych bliźnich w krzach202, ogniu i wodzie. 
A jeśli burza uderzy szalona 
o rozjęczoną czarną lasu ścianę, 
jeśli grom runie w kłąb zbitego łona 
i strzaska dębu gałęzie rozwiane, 
a on w upadku niezbłagany, srogi, 
obala w wichrów zaplątany chórze 
drzewa bliźniacze w dno śmiertelnej trwogi, 
i echo huku góra rzuci górze — 
i idzie jęk ten, to burzy wołanie 
przez ziemię całą, w wieczności otchłanie — 
wtedy mnie wiedziesz w cichych jaskiń łono 
i każesz spojrzeć w swoje własne lice 
i własną duszę poznać nieskończoną, 
jej ból i radość — sny i tajemnice. 
Wtedy przed okiem moim księżyc wstaje, 
ziemię okrywa kojącą poświatą 
i ożywają przeszłości rozstaje, 
drzwi otwierają się ku wszystkim światom, 
mrok ócz umarłych kirem nie zasłania 
w wielkiej godzinie myśli i poznania. 
A jednak baśnią ludzka doskonałość, 
widzę to jasno w tej chwili upojnej, 
gdyś mi dał boskie dojrzenie203 i źrałość204 
i wraz205 pchnął w lęku odmęt niespokojny. 
Za towarzysza i za powiernika 
wieczną ironię mam, wyrzut sumienia, 
co zimnym wzrokiem czyny me przenika 
i twe owoce w szary popiół zmienia. 
On to czarami z pamięci wyłania 
postać barwioną marzeniami skrycie. 
Tak żyję w kręgu wiecznego wahania: 
żądza mnie spala i kusi użycie. 
  MEFISTOFELES
wchodzi
No — może dość już ukrywania; 
przez jakiś okres można — owszem, 
lecz dłużej życie samo wzbrania 
i każe tęsknić za czymś nowszem! 
  FAUST
Czyż nic lepszego nie masz do roboty, 
jak206 dręczyć mnie codziennie? 
  MEFISTOFELES
Przeszkadzać nie mam ci ochoty, 
zwłaszcza żeś ciągle zły niezmiennie. 
Miły towarzysz z ciebie! — Bracie! 
wciąż strzec się trzeba — stać na czacie, 
co cię umęczy, co zamroczy — 
jak pies trza patrzeć w pańskie oczy.  
  FAUST
Oto właściwy tenor207 mowy! 
Mamże dziękować za udręki?  
  MEFISTOFELES
Cóż byś ty, synu mój globowy208, 
bez mej pomocnej czynił ręki? 
Jakżebyś żyć potrafił?! Z mrzonek 
imaginacji wybuchowej 
zleczyłem cię w ów piękny dzionek, 
w który, sam sobie będąc katem, 
chciałeś się żegnać już ze światem; 
a waść się teraz w norze chowa 
jak gacek209, lelek210 albo sowa; 
mchem i pleśniami karmisz ducha 
jak gad obmierzły lub ropucha: 
ach, pozazdrościć cnej osobie, 
wciąż doktor pokutuje w tobie.  
  FAUST
Gdybyś zrozumiał, jakie życia siły 
na tej pustelni we mnie się zrodziły, 
gdybyś mógł pojąć! — gniew by diablej mości 
imał211 się srogi — gniew pełen zazdrości. 
  MEFISTOFELES
O, wielkie szczęście — nadświatowe! 
na rośnej nocy złożyć głowę, 
ziemię i niebo wziąć w ramiona 
i u bożego spocząć łona; 
miąższ ziemi przeczuć nieświadomie, 
dni genezyjskie w ich ogromie; 
użyć w poczuciu sił, w ich dumie — 
lecz co? sam dobrze nie rozumiem; 
to znów miłosnym rozemdleniem 
rozpłynąć się w wszechświecie cieniem, 
znika syn ziemi w snów rozmachu, 
a potem — intuicji gmachu 
gest niechlujny 
jak, już nie powiem, zamknąć drzwi! 
  FAUST
Precz, obrzydliwcze! 
  MEFISTOFELES
A — nie dogadza ci? 
W tym rzecz! 
O tak! z słusznością mówisz: „precz”! 
Często cnotliwe uszka parzy, 
o czym cnotliwe serce — marzy! 
Sądzisz, że zazdrość widzisz we mnie?! 
Okłamuj siebie — to przyjemnie! 
O — kłam przed sobą — kłam nadzieje!! 
Zresztą — nie wytrwasz tutaj długo, 
już się stanowczość twoja chwieje, 
trwogi i strachu nędzny sługo! 
Lecz dosyć! — Luba twa panienka 
samotnie, tęsknie spędza czas 
i wypatruje u okienka, 
czyli nie zoczy212 nas. 
Najpierw twa miłość tak wezbrała 
jak wiosną zalew rzek, 
gdy lubą siła fal porwała, 
strumyczek zmalał — suchy brzeg. 
Zamiast królować tutaj w lesie, 
raczej — ukoić tęskny żar! — 
niech wielki pan w jej domek wniesie 
miłosny, wdzięczny dar. 
Biedactwo małe liczy chmury — 
jedna za drugą w dale mknie, 
tam poza smutne. miejskie mury... 
samotne noce, puste dnie — 
i jeno213 śpiew ten: „gdyby ptaszkiem, 
skrzydlatym ptaszkiem chwilę być” 
snuje się pod gontowym daszkiem, 
by się z powrotem w sercu skryć! 
Dzień jeden — w nagłym zweseleniu! 
Dzień drugi — deszczem łez owiany! 
Dzień trzeci — w głuchym drżeniu! 
A każdy tobą rozkochany! 
  FAUST
Żmijo podstępna! 
  MEFISTOFELES
Już w potrzasku!  
  FAUST
Przeklęty! mowa twa zbyt śmiała! 
Jej imię czyste, białe! 
Nie rzucaj na łup żądz jej ciała 
przed zmysły oszalałe. 
  MEFISTOFELES
Nic nie rozumiem! Do tej chwili 
ona jest pewna, żeś ją rzucił, 
sądzę, że zbytnio się nie myli: 
nie wierzę, abyś wrócił. 
  FAUST
Z nią jestem myślą rozkochaną, 
bez niej mi ziemia pusta, 
zazdroszczę Chrystusowym ranom, 
które całują jej usta! 
  MEFISTOFELES
Zazdrość mnie gryzła w swoim czasie 
— tak mówiąc między nami — 
o parę jagniąt, co się pasie 
pod wonnych róż pąkami. 
  FAUST
Rajfurze214!  
  MEFISTOFELES
Wyzywasz! ja się śmieję! 
Bóg, tworząc płci osobność, 
musiał
1 ... 9 10 11 12 13 14 15 16 17 ... 51
Idź do strony:

Darmowe książki «Faust - Johann Wolfgang von Goethe (czy można czytać książki w internecie za darmo .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz