Darmowe ebooki » Tragedia » Król Lear - William Shakespeare (Szekspir) (czy można czytać książki w internecie za darmo TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Król Lear - William Shakespeare (Szekspir) (czy można czytać książki w internecie za darmo TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 William Shakespeare (Szekspir)



1 ... 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16
Idź do strony:
class="kwestia">
Nie, panie. 
  KENT
Czy się to działo przed powrotem króla? 
  DWORZANIN
Nie, panie, później.  
  KENT
Biedny Lear jest w mieście, 
Czasami jasno sobie przypomina, 
Co nas tu wiodło, ale żadną miarą 
Nie chce swej córki widzieć. 
  DWORZANIN
A dlaczego? 
  KENT
Dręczony wstydem, gdy sobie przypomni, 
Jak jej odmówił swoich błogosławieństw, 
Przytułku szukać śród obcych przymusił, 
A wszystkie prawa jej okrutnie przelał 
Na dwie jej siostry z wilczym w piersiach sercem; 
Taka zgryzota zatruła mu duszę, 
Że wstydem płonąc, unika Kordelii. 
  DWORZANIN
O nieszczęśliwy! 
  KENT
Czy masz wiadomości 
O ruchach książąt Cornwall i Albany? 
  DWORZANIN
Ciągną tu z wojskiem.  
  KENT
Powiodę cię teraz 
I króla Leara straży twej poruczę. 
Ważne powody jeszcze mnie zmuszają 
Na dłużej w moim ukryciu pozostać; 
Lecz gdy mnie poznasz, nie będziesz żałował, 
Żeś mi te ważne przyniósł wiadomości. 
A teraz, panie, racz mi towarzyszyć. 
 
Wychodzą. SCENA IV
Obóz francuski w bliskości Dover. Namiot.
Wchodzą: Kordelia, Doktor i Żołnierze. KORDELIA
Ach, to on! Właśnie spotkano go teraz, 
Gdy głośno śpiewał, szalony jak morze, 
W wianku dymnicy, łopianu, szaleju, 
Pokrzyw, kąkolu i ze wszystkich chwastów 
Rosnących w zboża polu życiodajnym. 
Wypraw setnika, niech badawczą nogą 
Przebieży niwy bujnie zarośnięte, 
Niech go przywiedzie. Wychodzi Oficer. Zdołaż44 ludzka mądrość 
Wrócić mu znowu rozum obłąkany?  
Kto mu pomoże, wszystko, co mam, weźmie. 
  DOKTOR
Jest jeszcze, pani, nadzieja ratunku. 
Mamką natury naszej jest spoczynek; 
Snu mu potrzeba; by mu sen sprowadzić, 
Mamy lekarstwa, których wpływ potężny 
Samej boleści zamknąć mógłby oczy. 
  KORDELIA
Błogosławione wszystkie cnoty ziemi, 
Dotąd ukryte, pod łez moich rosą 
Na świat wystrzelcie i bądźcie lekarstwem 
Nieszczęśliwego starca obłąkaniu! 
Idźcie go szukać lub szalona wściekłość 
Bez przewodnika żywot jego strzaska. 
 
Wchodzi Posłaniec. POSŁANIEC
Przynoszę wieści. Brytańskie zaciągi 
W tę śpieszą stronę. 
  KORDELIA
Już nam to wiadomo; 
Na ich przyjęcie wszystko tu gotowe. 
O, drogi ojcze, w twojej sprawie walczę! 
Wielki król Francji zlitować się raczył 
Nad mą żałobą, nad moimi łzami. 
Broń nam podaje nie pycha nadęta, 
Lecz święta miłość i prawa ojcowskie. 
Ach, kiedyż ujrzę, kiedyż go usłyszę? 
 
Wychodzą. SCENA V
Izba w zamku Gloucestera.
Wchodzą: Regan i Oswald. REGAN
Czy wyruszyły brata mego wojska? 
  OSWALD
Od dawna, pani.  
  REGAN
A on na ich czele? 
  OSWALD
Z wielką niechęcią. Z siostry twojej, pani, 
Lepszy jest żołnierz. 
  REGAN
Czy w zamku, z twym panem 
Lord Edmund nie miał tajemnej rozmowy? 
  OSWALD
Nie.  
  REGAN
Jakie może zawierać sekreta 
List jej do niego? 
  OSWALD
Nie umiem powiedzieć. 
  REGAN
W ważnych on sprawach tak nagle odjechał. 
Wielkim to było błędem Gloucesterowi 
Zostawić życie po wydarciu oczu; 
Gdzie się pokaże, przeciw nam buntuje, 
Serca mieszkańców. Edmund, jak przypuszczam, 
Pobiegł, z litości nad jego niedolą, 
Dać koniec życiu bez światła, a razem 
Powziąć języka o wrogów zastępach. 
  OSWALD
Z mym listem muszę śpieszyć za nim, pani. 
  REGAN
Jutro wyruszysz razem z naszym wojskiem, 
Dziś zostań; drogi zbyt są niebezpieczne. 
  OSWALD
Nie mogę, pośpiech nakazała pani. 
  REGAN
Ale dlaczego pisze do Edmunda?  
Czy ci nie mogła ustnych dać poleceń? 
Zapewne, nie wiem dla jakich powodów — 
Wdzięczną ci będę, jeśli mi pozwolisz 
List ten otworzyć. 
  OSWALD
Pani, wolę raczej — 
  REGAN
Wiem i zupełnie jestem tego pewna, 
Że swego męża pani twa nie kocha, 
Bo, gdy ostatnią była tutaj razą, 
Dziwnie wymowne ciskała spojrzenia 
Na szlachetnego Edmunda; wiem także, 
Że powiernikiem jesteś jej. 
  OSWALD
Ja, pani? 
  REGAN
Ty, a nie mówię tego bez przyczyny. 
Korzystaj przeto z rady, którą daję. 
Mąż mój nie żyje; są pewne układy 
Między Edmundem a mną; z wielu względów 
Właściwsze jego ze mną jest małżeństwo 
Niż z nią; sam łatwo reszty się domyślisz. 
Jeśli go znajdziesz, oddaj mu ten pierścień. 
Daje mu pierścień. 
A gdy to wszystko pani twej opowiesz, 
Radź, niech przywoła swój rozum na pomoc. 
Bądź zdrów! Jeżeli usłyszysz przypadkiem 
O ślepym zdrajcy, ogłoś, że sowitą 
Otrzyma płacę mąż, który go sprzątnie. 
  OSWALD
Jakżebym pragnął sam go spotkać, pani, 
By złożyć dowód, z którą trzymam stroną! 
  REGAN
Bądź zdrów!  
 
Wychodzą. SCENA VI
Okolica w bliskości Dover.
Wchodzą: Gloucester i Edgar przebrany za wieśniaka. GLOUCESTER
Kiedy wejdziemy na wierzchołek skały? 
  EDGAR
Pniemy się teraz, czujesz, jak mozolnie. 
  GLOUCESTER
Mnie by się zdało, że to jest równina. 
  EDGAR
Straszna spadzistość. Czy słyszysz ryk morza? 
  GLOUCESTER
Nie słyszę wcale.  
  EDGAR
To z twoich ócz stratą 
I reszty zmysłów omdlała potęga. 
  GLOUCESTER
Bardzo być może. I głos twój, mym zdaniem, 
Zmienił się także; we wszystkim, co mówisz, 
Lepsza jest teraz treść i wyrażenie. 
  EDGAR
Mylisz się; tylko ubranie zmieniłem. 
  GLOUCESTER
Zda mi się jednak, że mówisz poprawniej. 
  EDGAR
Oto szczyt skały; wstrzymaj twoje kroki. 
Głowa się kręci, patrząc w straszną przepaść. 
Wrony i kawki dołem szybujące 
Zdają się chrząszcze; na połowę drogi 
Zbieracz rozłupu huśta się na linie; 
Straszne rzemiosło! W takiej odległości, 
Od swojej głowy nie zdaje się większy. 
Na morskim brzegu wędrujący rybak 
Myszą się zdaje. Okręt na kotwicy 
Do swej szalupy skurczył się rozmiarów, 
Sama szalupa beczką się wydaje, 
Ledwo ją widać! Szum morskich bałwanów, 
Z gniewem chłoszczących nadbrzeżne kamyki, 
Do wysokości takiej nie dosięga. 
Odwracam oczy; w głowie mi się mąci, 
A wzrok niepewny pchnąłby mnie za chwilę 
W bezdenną przepaść. 
  GLOUCESTER
Staw mnie, gdzie sam stoisz. 
  EDGAR
Daj rękę; jesteś teraz od krawędzi 
Na jedną stopę. Nie chciałbym tam skoczyć 
Za skarby świata. 
  GLOUCESTER
Puść mi teraz rękę. 
Weź, przyjacielu, drugą tę sakiewkę, 
Znajdziesz tam klejnot godny rąk biedaka, 
Niech ci z nim szczęście Bóg i wróżki dadzą! 
Oddal się teraz; pożegnaj się ze mną. 
Niech twój chód słyszę. 
  EDGAR
Bądź zdrów, dobry panie! 
 
Zda się oddalać. GLOUCESTER
Dzięki ci!  
  EDGAR
Z jego igram tak rozpaczą, 
By ją uleczyć. 
  GLOUCESTER
Wszechmogące bogi, 
Świat ten opuszczam i w waszym obliczu 
Bez gniewu z moich cierpień się otrząsam! 
Gdybym mógł dłużej znosić je bez skargi 
Na waszą wolę nieprzezwyciężoną, 
Czekałbym chwili, w której sam by zagasł 
Knot lampy mego nędznego żywota. 
Waszej opiece polecam Edgara, 
Jeżeli żyje. Bądź zdrów, przyjacielu! 
  EDGAR
Żegnam cię, panie! Czas mi się oddalić. 
Gloucester skacze i upada. 
A przecie łatwo może wyobraźnia 
Skarb życia ukraść, jeśli samo życie 
Zezwala na tę kradzież dobrowolnie. 
Gdyby naprawdę tam był, gdzie być myślał, 
Już by go teraz wszelka myśl odbiegła. 
Żyw czy umarły? Ho, panie! Czy słyszysz? 
Ho, panie! Jak to, czy naprawdę skonał? 
Wraca do zmysłów. Kto ty jesteś, panie? 
  GLOUCESTER
Oddal się, pozwól umrzeć mi w pokoju. 
  EDGAR
Gdybyś był piórkiem, wiatrem, pajęczyną, 
Nie mógłbyś z takiej upaść wysokości 
Niepotrzaskany w kawałki jak jaje. 
Oddychasz przecie; ciało twoje ciężkie, 
A jednak całe; nie tracisz krwi, mówisz. 
Jeden na drugim i dzięsięć by masztów 
Nie sięgło45 szczytu, z którego upadłeś. 
Twe życie cudem; ale przemów jeszcze. 
  GLOUCESTER
Czym spadł naprawdę? 
  EDGAR
Z groźnego wierzchołka 
Wapiennej skały. Podnieś tylko oczy! 
Z tej odległości ucho nie dosłyszy, 
Nie dojrzy oko śpiewnego skowronka. 
Spójrz tylko w górę! 
  GLOUCESTER
Ach, ja nie mam oczu! 
Czyż nędzy zbywa i na tym ratunku, 
By koniec znaleźć w dobrowolnej śmierci? 
Nędzy pociechą było, kiedy mogła 
Oszukać wściekłość dumnego tyrana 
I zawieść woli jego mściwe plany. 
  EDGAR
Podaj mi rękę, wstań! Czy czujesz nogi? 
Widzę, że stoisz. 
  GLOUCESTER
Zbyt dobrze, zbyt dobrze! 
  EDGAR
To cud nad cudy! Na wierzchołku skały 
Kto był przy tobie? 
  GLOUCESTER
Ubogi był żebrak. 
  EDGAR
Gdym stąd spoglądał na was, jego oczy 
Świeciły niby dwa księżyce w pełni, 
Tysiąc miał nosów, krzywe jego rogi 
Jak fale morskie zdały się kołysać. 
To czart być musiał; więc, szczęśliwy ojcze, 
Nie wątp, że ręka opiekuńcza bogów, 
Których jest chwałą zwyciężyć, gdzie mdleje 
Moc ludzka, w tej cię zbawiła potrzebie. 
  GLOUCESTER
Pojmuję teraz. Odtąd zniosę boleść, 
Aż sama powie: już dosyć, umieraj! 
To, o czym mówisz, zdało mi się mężem; 
«Czart! czart!» powtarzał; on mnie tam wprowadził. 
  EDGAR
Bądź dobrej myśli; uzbrój się w cierpliwość! 
Lecz kto się zbliża? 
Wchodzi król Lear, fantastycznie ubrany w kwiaty. 
Nigdy umysł zdrowy 
W ten sposób pana nie ubrałby swego. 
  KRÓL LEAR
Tknąć mnie nie mogą, że biłem monetę; 
Wszak królem byłem. 
  EDGAR
Bolesny widoku! 
  KRÓL LEAR

Natura przechodzi sztukę w tym względzie. Oto wasz jurgielt. Ten wyrostek włada kuszą jak pastuch; wypuść mi strzałę długą jak łokieć sukienniczy. Patrz, patrz, to mysz! Cicho, cicho! Kawałek pieczonego sera wystarczy. Oto moja rękawica, cisnę ją olbrzymowi. Przynieście szare halabardy! — Zaprawdę, pięknie latasz mój ptaszku! W sam cel! W sam cel! Hura! — Zdaj hasło!

EDGAR
Wonny majeranek. 
  KRÓL LEAR
Przechodź!  
  GLOUCESTER
Znam ten głos.  
  KRÓL LEAR

Ha! Goneril! — Na białą brodę! — Głaskały mnie jak psa; mówiły mi, że miałem białe włosy na brodzie, nim czarne puściły. Powtarzały: tak i nie na wszystko, co powiedziałem. Ale to tak i to nie, nie były dobrą teologią. Dopiero gdy deszcz mnie zmoczył, a wiatr kazał mi dzwonić zębami, dopiero gdy piorun nie chciał zmilknąć na mój rozkaz, dopiero wtedy je odkryłem, wtedy je zwąchałem. Ba! Nie są to słowni ludzie; mówili mi, że byłem wszystkim, ale to kłamstwo, nie jestem zahartowany na febrę.

GLOUCESTER
Ach, przypominam sobie ten dźwięk głosu. 
Czy to król? 
  KRÓL LEAR
Zgadłeś, tak, król w każdym calu. 
Patrz, kędy spojrzę, drżą moi poddani! 
Tobie przebaczam. Za coś był skazany? 
Za cudzołóstwo. Śmierć za cudzołóstwo? 
Nie, ty nie umrzesz! Królik cudzołoży, 
W mych oczach złota muszka ta wszeteczni. 
Wiwat parzenie! Toć bękart Gloucestera 
Tkliwszym dla ojca był, niźli me córki, 
Chociaż poczęte w prawych prześcieradłach. 
Śmiało, rozpusto! Trzeba mi żołnierzy. 
Widzisz tę damę mizdrzącą się skromnie. 
Twarz zda się mówić, że z śniegu ma ciało, 
Gra też świętoszkę i potrząsa głową, 
Gdy słowo: rozkosz przy niej kto wymówi; 
Do sprawy jednak klacz albo łasica 
Nie idą z takim jak ona pochopem.  
 

Niżej pasa to Centaury, choć kobiety wyżej. Wszystko co do pasa, do bogów należy, wszystko co niżej, jest diabła własnością; tam jest piekło, tam jest ciemność tam jest siarczysta przepaść, żar, opalenizna, smród i zgnilizna. Fe, fe! Puah, puah! Daj mi łut piżma, dobry aptekarzu, okadź moją wyobraźnię. Oto pieniądze dla ciebie.

GLOUCESTER
O, pozwól dłoń tę pocałować! 
  KRÓL LEAR
Czekaj, 
Niech ją wprzód otrę, czuć ją śmiertelnością. 
  GLOUCESTER
O zrujnowany utworze natury! 
I świat ten wielki tak w nic się obróci. 
Czy znasz mnie? 
  KRÓL LEAR

Przypominam sobie dosyć dobrze twoje oczy. Zerkiem na mnie spozierasz? Nie, rób, co ci się podoba, ślepy Kupidynie, nie zakocham się już więcej. Czytaj to wyzwanie; daj tylko baczność na pismo.

GLOUCESTER
Gdyby litera każda była słońcem, 
Nie
1 ... 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16
Idź do strony:

Darmowe książki «Król Lear - William Shakespeare (Szekspir) (czy można czytać książki w internecie za darmo TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz