Darmowe ebooki » Reportaż » Listy z Afryki - Henryk Sienkiewicz (mobilna biblioteka .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Listy z Afryki - Henryk Sienkiewicz (mobilna biblioteka .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Henryk Sienkiewicz



1 ... 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41
Idź do strony:
i słyszę trwożne głosy wołające o ratunek. Szczegółów nie mogę się zrazu dopytać i dopiero ktoś z załogi objaśnia, co się stało. Oto jeden z podróżnych drugiej klasy, Niemiec z Zanzibaru, dostawszy trzeciego ataku febry, skoczył w gorączce do morza. Statek staje, ale nim zdołano go zatrzymać, człowiek, jeśli nie zmiażdżyła go śruba, został już jakie kilkaset metrów za nami. Przebiegamy teraz na tył okrętu, skąd będzie można widzieć ratunek. Zanim jeszcze statek stanął, kapitan kazał wyrzucić w morze pływak, mający kształt koła, który umyślnie zapalono. Pływak unosi się teraz jak wieniec ognisty na fali, rozświeca wodę i oddala się szybko. Spuszczają także i szalupę. Tymczasem coraz więcej ludzi, zbudzonych nagłą ciszą, wychodzi na pokład. W nocnych białych giezłach, przy zgaszonych lampach, wyglądają oni jak widma. Wszystko to ciśnie się za koło sternicze i spogląda w trwodze na toń.

Morze jest barwy ołowiu, poorane w bruzdy zupełnie czarne. Gdzieniegdzie chmury rzucają na fale wielkie ciemne plamy; gdzieniegdzie przez szczeliny obłoków przedziera się posępne, rozpierzchłe światło zodiakalne i srebrzy pomarszczoną wodę. Myśl, że tam, w tych czarnych bruzdach, został człowiek z otchłanią pod nogami, a nocą nad głową, napełnia grozą i uciskiem. Ognisty wieniec zaledwie już błyszczy w oddali i pomroce — zdaje się, że tam ktoś chodzi z latarką po owej niezmiernej samotni i szuka tej nieszczęsnej głowy w załamaniach fal. Ale kto ją znajdzie! Może zresztą już ją znalazły rekiny? Na pokładzie czyni się taka cisza, że słychać ponure, podobne do łkań bełkotania fali naokół nieruchomego statku. Wszystkie oczy wytężone w ciemność, wszyscy słuchają, czy z oddali nie zawoła jakiś głos. Czekamy z biciem serca na łódź, która szuka nieszczęśliwego, a która od dawna znikła nam z oczu. Dziwna rzecz! Tego człowieka nikt nie znał, przez te dwa dni chorował on zamknięty w kabinie — nikt go nie widział, a jednak, gdybym go teraz łódź odwiozła, nastąpiłby wybuch radości i posypały się datki nie tylko dla załogi, albo i dla niego samego. Na morzu w takich chwilach serce ludzkie otwiera się i staje się miłosierne.

Czekamy przeszło godzinę — wreszcie słychać w oddaleniu chrobot wioseł. Czyni się jeszcze ciszej, na koniec w pomroce poczyna się rysować sylwetka łodzi. Kapitan przechyla się przez burtę i pyta:

— Znaleźliście?

— Nie! — odpowiadają z dołu.

Ludzie zaczynają się rozchodzić. Łódź windują na pałąki, po chwili zaś śruba bije już po dawnemu wodę i jedziemy dalej. Tylko za kołem sterniczym widzę na ciemnym tle nocy wysoką postać o. Stefana. Stoi on tuż przy poręczy i żegna tę tragiczną pustkę, wśród której fala rzuca trupem topielca.

Nazajutrz dzień cudny, morze jakby uśmiechnięte — wieczorem tańce i muzyka.

Lekki muson południowy popychał nas przez całą drogę, skutkiem tego jechaliśmy i szybko, i jak po stole. Po dwóch dniach zbliżyliśmy się znacznie do brzegu, tak że prawie ciągle widzieliśmy ląd po lewej ręce. Widok to mało ponętny. Pobrzeże Galla jest niskie i zachodzące piaszczystą płaskocią w morze. Wyżej na północ, na pobrzeżu Somali, piętrzą się gdzieniegdzie wzgórza, jako to Hajarab, a jeszcze wyżej Barr-el-Khasain. Statek nie przechodzi tak blisko, by gołym okiem można coś było rozpoznać, ale i przez lunetę morską kraj wydaje się bezpłodny i smutny jak śmierć.

Dopiero mijając przylądek Guardafui, przesunęliśmy się tak niedaleko od wybrzeża, że widać było każde załamanie skały. Róg ten opisywałem już poprzednio wraz z jego ponurymi czarnymi skałami, o które dzień i noc bije i roztrąca się morska potęga. Dzień był śliczny, cichy, a jednak u stóp skał, jak okiem sięgnąć, bieliły się wstęgi spienionych ukropów. Następnego dnia wieczorem ujrzeliśmy Aden.

Dziwna rzecz, do jakiego stopnia wszystko na świecie jest względne. Gdym jechał w tamtą stronę, to spieczone słońcem Aden przedstawiało mi się jako jakaś dziewiąta ziemia, za dziesiątą granicą, gdzie pieprz rośnie i skąd jeden na dziesięciu wraca. Teraz wydaje mi się ono końcem egzotycznej podróży — sienią Europy. A oto ocean już przebyty, te zaś pięć dni Morza Czerwonego to jedno nic. Suez, Kair, Aleksandria i Brindisi — to prawie jedna linia z Warszawą i Zakopanem!

Statek bawił w ostoi adeńskiej pięć lub sześć godzin. Braliśmy węgiel i lód. Był czas na zobaczenie cystern, nie mogłem wszelako tego uczynić, bo febra znów mnie wzięła w obroty. Wiedząc, że to nie może już być atak poprzedniej, tylko jakaś marna nowa edycja, niewiele sobie z niej robiłem, nogi jednak gięły się pode mną, głowa się kręciła i nie miałem siły zejść do łodzi. Młodzi podróżni pojechali prawie wszyscy, wprawdzie nie do cystern, ale do miasta, z którego wrócili późno, każdy z wiązką wspomnień o czarnych jak węgiel abisyńskich pięknościach.

Statek ruszył podczas głębokiej nocy. Między Aden a Obock zaskoczyła nas dziwnego rodzaju burza. Wiei nie było najmniejszej, tylko deszcz lał tak potworny, że podobnego nigdy w życiu nie widziałem. Już nie sznury wody, ale całe rzeki łączyły niebo z morzem. Zdawało się, że po takim potopie zatoka musi wezbrać i zalać wszystkie pobrzeżne kraje. Niebo wyładowywało przy tym całą elektryczność, jaka się w nim od zeszłej wiosny zebrała. Białe, zielone i krwawe błyskawice rozdzierały co chwila ciemność tak grubą, że prawie namacalną. Grzmot nie ustawał wcale, przetaczał się tylko ze straszliwym hukiem, jakby tysiąca dział, między Azją i Afryką. Chwilami miałem wrażenie, że strop nieba zarywa się nad wodami.

Statek stanął. Jedynym zresztą niebezpieczeństwem, jakie mu groziło, była możność zderzenia się w ciemnościach z jakim innym. Zatoka Adeńska roi się zawsze od parowców. By zapobiec nieszczęściu, świstawka poczęła się odzywać co chwila, jakby na alarm, a oprócz tego poczęto dąć w syrenę. Mimo łoskotu gromów i szumu ulewy słyszeliśmy podobne głosy dochodzące nas od innych statków. Wszystko to zlewało się w jeden koncert, ponury jak ta noc, ale tak dziki i potężny, że mógłby wtórować sądowi ostatecznemu.

Staliśmy kilka godzin. Do Obock statek dotarł dopiero następnego dnia po południu. Co za ziemia wygnania! — i czego tu chciał wrzący, zacięty Aszynow346? Brzeg jałowy, niski; nigdzie zieloności ni drzewa. Tu i owdzie tylko w bruzdach piasku widać szare kępy salsolaceów347, wyglądających z dala jak brudna pleśń. Domy stoją w szczerej pustyni, na skwarze słonecznym, spieczone, smutne, czyniące razem wrażenie jakiegoś tymczasowego obozowiska. Jedyną rzeczą wesołą, na której zatrzymuje się wzrok, jest trójkolorowa chorągiew powiewająca na domu komendanta.

Somalisy otaczają statek na kształt stada delfinów, nurkując za pieniążkami rzucanymi z pokładu w wodę. Widowisko to powtarza się w każdym afrykańskim porcie i w końcu staje się nudne. Ale w owych odległych stronach spotykają nieraz wędrowca niespodzianki, wówczas gdy ich zupełnie nie oczekuje. Przed chwilą chciałem już wziąć książkę i odwrócić się od tej niewartej widzenia ziemi, gdy naraz oczom moim przedstawia się jeden z najdziwniejszych obrazów z całej podróży.

Oto od brzegu odrywa się duża łódź i dąży ku „Pei-Ho”. Na przodzie widać Somalisów, których połyskujące czarne grzbiety to zginają się, to prostują, zgodnie z uderzeniami wioseł — z tyłu zaś, koło rudla, stoi na tle błękitnej roztoczy ni mniej, ni więcej, tylko biały posąg Pallas Ateny348.

Ma się już pod wieczór i słońce czyni się czerwonawe. W blaskach jego świeci hełm bogini i białe fałdy szaty spływające miękko do jej stóp. W ręku córy Zewsa349 nie widać, ściśle mówiąc, włóczni „o miednym350 ostrzu”, ale złożoną parasolkę, którą podpiera się jak laską. Wszystkie lornetki i wszystkie oczy z pokładu wpatrują się w nią jak w tęczę: ona zaś zbliża się, wysmukła, uśmiechnięta i wzrokiem wzniesionym w górę szuka jakiegoś szczęśliwego Odysa między podróżnymi.

Łódź staje wreszcie przy schodach, bogini wstępuje na pokład — i czar... nie pryska. Hełm bogini nie jest wprawdzie hełmem greckim, ale angielskim, fałdy szat nie załamują się w marmurze, ale we flaneli, bogini zaś okazuje się być „śmiertelną mieszkanką padołu” — ale zarazem paryżanką czystej krwi, tak wykwintną i tak pełną uroku, że mniejsza o cały Olimp. Dowiadujemy się, że piękna pani jest żoną jednego z oficerów francuskich komenderujących w Obock; przybyła ona w odwiedziny na pokład do znajomych — i do Europy z nami nie wraca. Tym gorzej dla „Pei-Ho!” Może nasze czarnowłose, smagłe Kreolki są rade, że ich mężowie nie będą długo patrzeli w te oczy koloru mórz południowych i na te kasztanowate włosy przeświecające złotem na zgięciach. Między nami wieść robi pognębiające wrażenie. Zjawisko natomiast, im krócej trwa, tym mocniej zostaje w pamięci.

Po dwóch godzinach postoju ruszamy dalej i następnego ranka budzimy się już daleko za Wrotami Łez, na falach Czerwonego Morza. Podróż dłuży się teraz. Chciałoby się być mewą, prześcignąć statek i lecieć jak wiatr. Po pięciu dniach widzimy wprost przed dziobem małą plamkę mgły, która zmienia się stopniowo w obłok, w chmurę, na koniec w ciemne zarysy górskiego lądu. To Synaj! Wpływamy do Zatoki Sueskiej. Ląd widać teraz ciągle z obu stron. Po lewej ręce drgają w słońcu płowe jak lew piaski pustyni egipskiej. Jeszcze parę godzin, a Suez wychyli się ku nam z wód.

Tu urywają się i moje notatki.

Przypisy:
1. Biblioteka Aleksandryjska — największa biblioteka starożytnego świata, założona w III w. p.n.e. przy Muzejonie, ówczesnym instytucie naukowym; zawierała kilkaset tysięcy ksiąg. [przypis edytorski]
2. posyłam wam ten pierwszy, byle uczynić początek — autor zwraca się tu do redakcji „Słowa”, w którym listy te były pomieszczane. (Przyp. wyd.) [przypis redakcyjny]
3. zresztą (daw.) — co do reszty, poza tym. [przypis edytorski]
4. go ehead, właśc. go ahead (ang.) — naprzód, ruszaj. [przypis edytorski]
5. vedere Napoli e poi... (wł.) — zobaczyć Neapol, a potem... (nawiązanie do włoskiego powiedzenia: vedere Napoli e poi mori: zobaczyć Neapol, a potem umrzeć). [przypis edytorski]
6. wilia (daw.) a. wigilia — dzień poprzedzający jakieś wydarzenie, przeddzień. [przypis edytorski]
7. Schliemann, Heinrich (1822–1890) — niemiecki archeolog amator, kupiec, miłośnik antyku. Wbrew panującym poglądom o fikcyjności wydarzeń i miejsc opisanych w poematach Homera w 1870 udał się do płn.-zach. części Azji Mniejszej, gdzie prowadził wykopaliska i odkrył ruiny Troi oraz tzw. skarb Priama; w 1874 rozpoczął wykopaliska w Mykenach w Grecji, gdzie odsłonił kilka bogato wyposażonych grobowców królewskich z epoki brązu, w tym grób z wykonaną ze złota tzw. maską Agamemnona. Jesienią 1890 po operacji przewlekłego zapalenia ucha Schliemann wbrew zaleceniom lekarzy wyjechał w podróż; 25 grudnia w Neapolu stracił przytomność na ulicy, został zidentyfikowany i przeniesiony do pokoju hotelowego na Piazza Umberto (ob. Piazza della Repubblica), gdzie następnego dnia zmarł. [przypis edytorski]
8. Wyspy Liparyjskie — grupa wysp pochodzenia wulkanicznego na M. Tyrreńskim, na północ od Sycylii. [przypis edytorski]
9. Stromboli — wyspa we włoskim archipelagu Wysp Liparyjskich, którą tworzy czynny wulkan o wysokości 926 m. [przypis edytorski]
10. komysz (daw.) — zarośla, krzaki; kryjówka; zwykle w lm: komysze. [przypis edytorski]
11. jeno (daw.) — tylko. [przypis edytorski]
12. Deotyma, właśc. Jadwiga Łuszczewska (1834–1908) — powieściopisarka i poetka publikująca pod pseud.; autorka cyklu poematów epickich o dawnych dziejach Polski pt. Polska w pieśni (m.in. Wanda, 1887); najbardziej znana z powieści historycznych dla młodzieży, np. Panienka z okienka (1898). [przypis edytorski]
13. Scylla i Charybda (mit. gr.) — potwory morskie, opisane przez Homera w Odysei, zagrażające żeglarzom w Cieśninie Mesyńskiej: jeden po jednej, drugi po drugiej stronie cieśniny. [przypis edytorski]
14. opoka — skała. [przypis edytorski]
15. Ereb (mit. gr.) — najciemniejsza część Hadesu, podziemnej krainy zmarłych. [przypis edytorski]
16. Amfitryta (mit. gr.) — żona boga Posejdona, królowa mórz. [przypis edytorski]
17. Dalej są dwie opoki: jednej szczyt się jeży... — Homer, Odyseja XII 73–107, tłum. Lucjana Siemieńskiego. [przypis edytorski]
18. Bab-el-Mandeb (ar.: Wrota Łez) — cieśnina łącząca Morze Czerwone i Ocean Indyjski. [przypis edytorski]
19. misski — żart., z ang. miss: panna, kobieta niezamężna. [przypis edytorski]
20. żenie (daw.) — gna, przegania itp.; daw. forma 3. os. lp od gnać. [przypis edytorski]
21. radża — tytuł lokalnych hinduskich władców w Indiach oraz władców hinduskich i buddyjskich państw w Azji płd.-wsch.; odpowiednik tytułu książęcego. [przypis edytorski]
22. pidżak (daw.) — marynarka; kurtka. [przypis edytorski]
23. kapcan (gw.) — tu: biedak, ktoś bez znaczenia. [przypis edytorski]
24. baby (ang.) — dziecko. [przypis edytorski]
25. great attraction (ang.) — wielka atrakcja. [przypis edytorski]
26. Byron, George Gordon (1788–1824) — czołowy angielski poeta i dramaturg okresu wczesnego romantyzmu. [przypis edytorski]
27. jakoż (przestarz.) — spójnik akcentujący, że coś, o czym mowa wcześniej, jest prawdziwe, zaszło lub spełniło się: i rzeczywiście, i w samej rzeczy. [przypis edytorski]
28. Kandia — dawna, wenecka nazwa wyspy Krety. [przypis edytorski]
29. folga (daw.) — ulga, odpoczynek. [przypis edytorski]
30. Look here! (ang.) — Patrzcie tutaj! [przypis edytorski]
31. Damietta — miasto portowe w Egipcie nad jednym z ramion delty Nilu o tej samej nazwie.
1 ... 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41
Idź do strony:

Darmowe książki «Listy z Afryki - Henryk Sienkiewicz (mobilna biblioteka .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz