Wola mocy - Friedrich Nietzsche (czytaj książki .txt) 📖
Wola mocy należy do najważniejszych pojęć dla filozofii Nietzschego, pojęć ewoluujących z czasem i niejednoznacznych.
Nad dziełem o tym tytule Friedrich Nietzsche pracował z przerwami wiele lat, jednak nigdy nie zostało ono ostatecznie ukończone. W Woli mocy jeden z najbardziej znanych i wpływowych myślicieli końca XIX w. śledzi przejawy nihilizmu, odnajdując je zarówno w chrześcijaństwie i buddyzmie, jak w sztuce i filozofii, oraz nawiązuje do frapujących go idei, takich jak wieczny powrót czy idea dionizyjska mająca zastąpić ideę krzyża. Jest to próba syntezy, zebrania swych przemyśleń w rodzaj systemu - zachowuje jednak charakterystyczną formę aforyzmów i fragmentów.
- Autor: Friedrich Nietzsche
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Wola mocy - Friedrich Nietzsche (czytaj książki .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Friedrich Nietzsche
Chcę nauczać myśli, która wielu ludziom da prawo wykreślić się — wielkiej idei hodowli.
378.1. Myśl wiecznego wrotu: jej przesłanki, które by musiały być prawdziwe, jeśli ona jest prawdziwa. Co z niej wypływa.
2. Jako idea najbardziej ważka: prawdopodobny jej skutek, jeśli się mu nie zapobiegnie, tj. jeśli wszystkie wartości nie będą przewartościowane.
3. Środki do zniesienia jej: przewartościowanie wszystkich wartości. Już nie przyjemność z pewności, lecz z niepewności: już nie „przyczyna i skutek”, lecz twórczość ustawiczna; już nie wola zachowania, lecz mocy; już nie zwrot pokorny „wszystko jest tylko subiektywne”, lecz „jest ono też naszym dziełem! — bądźmy dumni z niego!”.
379.Żeby znieść ideę wrotu jest konieczna: wolność od moralności; nowe środki przeciw faktowi bólu (ból pojmować jako narzędzie, jako ojca przyjemności; nie ma świadomości, sumującej przykrości); rozkosz z wszelkiego rodzaju niepewności, próbowania, jako przeciwwaga względem owego krańcowego fatalizmu; usunięcie pojęcia konieczności; usunięcie „woli”; usunięcie „poznania samego w sobie”.
Największe wyniesienie świadomości siły w człowieku, jako w tym, który tworzy nadczłowieka.
380.Jeśliby świat miał cel, musiałby cel ten być osiągnięty. Jeśliby istniał dlań nieprzewidziany kres, musiałby on być również osiągnięty. Jeśliby w ogóle był zdolny do trwania, stałości, „bytowania”, jeśliby w ciągu całego swego stawania się posiadał tylko przez jedną chwilę tę zdolność „bytowania”, i wtedy by od dawna był koniec ze wszelkim stawaniem się, także ze wszelkim myśleniem, ze wszelkim „duchem”. Sam fakt, iż „duch” jest stawaniem się, dowodzi, iż świat nie ma celu, nie ma kresu: że do bytowania jest niezdolny. Lecz dawne przyzwyczajenie wobec wszystkiego, co się dzieje, do myślenia o celu, a wobec świata o Bogu, jako o kierowniku i twórcy, jest tak silne, iż myśliciela kosztuje wiele trudu, żeby bezcelowości świata nie wyobrażać sobie znowu jako zamiaru. Na ten pomysł — że świat rozmyślnie unika celu i nawet umie sztucznie zapobiegać ruchowi kołowemu — muszą wpaść wszyscy ci, którzy by chcieli zadekretować dla świata zdolność wiecznego odnawiania się, tzn. posiadającej kres, określonej, niezmiennie jednakowej sile, jaką jest „świat”, przypisać cudowną zdolność do nieskończonego odnawiania form i stanów. Chociaż Bóg przestał istnieć, świat ma jednak być zdolny do boskiej siły twórczej, do nieskończonej zdolności przemiany; ma sobie z własnej woli zabraniać wpadania w jedną ze swoich form dawnych; ma mieć nie tylko zamiar, lecz i środki do zabezpieczania siebie od wszelkiego powtarzania; może więc przeto kontrolować w każdym momencie każdy swój ruch w tym celu, żeby unikać celów, warunków, kresów, powtórzeń — i wszelkich skutków, jakie tak niewybaczalnie szalony system myślenia i życzeń pociągnąć może. Jest to jeszcze wciąż dawny religijny sposób myślenia i system pragnień, rodzaj tęsknoty za wiarą, że w czymś przecież świat jest tym samym, co stary, ukochany, nieskończony, nieobjęty Bóg twórca — iż w czymś przynajmniej „stary Bóg żyje jeszcze” — owa tęsknota Spinozy, wyrażająca się w słowach „deus sive natura209” (on odczuwał nawet „natura sive deus”). Lecz jakież jest twierdzenie i wiara, w których najlepiej formułuje się decydujący zwrot, przewaga, osiągnięta obecnie, ducha naukowego nad duchem religijnym, tworzącym bogi? Czyż nie należy rzec: świat, jako siła, nie powinien być wyobrażany jako nieograniczony, ponieważ tak pomyślany być nie może — zabraniamy sobie pojęcia siły nieskończonej jako z pojęciem siły niedającym się pogodzić. Przeto — brak też światu zdolności do wiecznego odnawiania się.
381.Twierdzenie o stałości energii wymaga wiecznego wrotu.
382.Że stan równowagi nigdy nie bywa osiągany, dowodzi, iż jest niemożliwy. Lecz w jakiejś przestrzeni nieokreślonej osiągnięty mógłby być. Również w przestrzeni kulistej. Kształt przestrzeni musi być przyczyną wiecznego ruchu i ostatecznie wszelkiej „niedoskonałości”.
Iż „siła” i „spokój”, trwanie w swoistej „niezmienności” wyłączają się wzajemnie. Miara siły (jako wielkość) jest stała, istota jej jednak płynna.
„Poza czasem” do odrzucenia. W określonym momencie siły zawiera się absolutne uwarunkowanie nowego podziału wszystkich jej sił. Siła nie może się zatrzymać. „Zmiana” stanowi część jej istoty, więc także i charakter czasowy: czym jednak tylko stwierdzamy abstrakcyjnie konieczność zmiany.
383.Jeśliby ruch świata miał kres celowy, ten by osiągnięty być musiał. Lecz jedynym faktem podstawowym jest to, że nie posiada kresu celowego: i wszelka filozofia lub hipoteza naukowa (na przykład mechanistyczna), zawierająca stan taki, zostaje obalona przez ten fakt podstawowy... Szukam takiej koncepcji świata, która ten fakt uwzględnia: stawanie się winno być objaśnione bez uciekania się do takich zamiarów finalnych: stawanie się musi się wydawać usprawiedliwionym w każdym momencie (lub nieocenialnym: co na jedno wynosi); absolutnie nie należy usprawiedliwiać teraźniejszości ze względu na to, co będzie, lub przeszłości gwoli temu, co istnieje teraz. „Konieczność” nie istnieje w postaci interweniującej i panującej władzy powszechnej lub motoru pierwotnego; jeszcze mniej, żeby warunkować coś cennego. Dlatego konieczna zaprzeczyć istnienia świadomości powszechnej stawania się, istnienia „Boga”, żeby tego, co się dzieje, nie rozważać z punktu widzenia istoty, która współczuje, wie, lecz nie posiada woli. „Bóg” jest bezpożyteczny, jeśli niczego nie chce, a z drugiej strony byłby zsumowaniem nieprzyjemności i nielogiczności, która by obniżyła wartość powszechną „stawania się”. Szczęśliwym trafem brak właśnie takiej sumującej mocy (Bóg, który cierpi i obejmuje wszystko spojrzeniem, „świadomość powszechna” i „duch powszechny” byłby największym zarzutem przeciw istnieniu). Ściślej: nie należy w ogóle przypuszczać, iż coś bytuje — ponieważ wtedy stawanie się traci swą wartość i wydaje się wprost niedorzecznym i zbytecznym. Należy przeto zapytać siebie: jak mogły (musiały) powstać iluzje, iż coś byt posiada; również: jak pozbawione są wartości wszystkie sądy o wartości, które spoczywają na hipotezie, iż bytowanie istnieje. Lecz w ten sposób uznaje się, że ta hipoteza bytu jest źródłem wszelkiego oczerniania świata („świat lepszy”, „świat prawdziwy”, „tamten świat”, „rzecz sama w sobie”).
1) Stawanie się nie ma kresu celowego, ujściem jego nie jest „byt”.
2) Stawanie się nie jest stanem pozornym; być może świat bytujący jest pozorem.
3) Stawanie się w każdym momencie posiada jednakową wartość: suma jego wartości pozostaje niezmienna: wyrażając się inaczej: nie posiada ono żadnej wartości, ponieważ brak czegoś, czym by je mierzyć można i ze względu na co słowo „wartość” posiadałoby znaczenie. Wartość powszechna świata nie daje się ocenić, a przeto pesymizm filozoficzny należy do rzeczy komicznych.
384.Nowa koncepcja świata. Świat istnieje; nie jest on czymś, co się staje, czymś, co przemija. Lub raczej: staje się, przemija, lecz nigdy nie zaczynał stawać się: nigdy nie przestawał przemijać — utrzymuje się w jednym i drugim... Żyje sam sobą: ekskrementy jego są jego pożywieniem...
Hipotezą świata stworzonego nie powinniśmy zaprzątać się ani przez chwilę. Pojęcie „tworzyć” zupełnie nie daje się obecnie zdefiniować, zrealizować; jest już tylko słowem, słowem rudymentarnym z czasów przesądu; za pomocą wyrazu nie objaśnia się nic. Ostatnią próbę koncepcji świata mającego początek podejmowano wielokrotnie w ostatnich czasach za pomocą procedury logicznej — przede wszystkim, jak można się domyślić, z ukrytym zamiarem teologicznym.
W ostatnich czasach chciano wielokrotnie znaleźć sprzeczność w pojęciu „nieskończoność” czasu w przeszłości (regressus in infinitum): znaleziono ją nawet, wprawdzie za cenę, iż wzięto głowę za ogon. Nic nie może mi przeszkodzić, żebym zaczął od tej chwili rachować wstecz i rzekł do siebie „w ten sposób nigdy do końca nie dojdę”: jak mogę w tej samej chwili zacząć rachować naprzód do nieskończoności. Dopiero kiedy bym chciał popełnić błąd — będę się strzegł tego — i utożsamić to poprawne pojęcie regressu in infinitum ze zgoła niewykonalnym pojęciem postępu dotychczas, dopiero kiedy zacznę uważać kierunek (naprzód lub wstecz) jako logicznie obojętny chwycę głowę — tzn. tę chwilę — jako ogon: pozostawiam to tobie, mój panie Dühring210!...
Z ideą tą spotkałem się u dawniejszych myślicieli: za każdym razem spowodowały ją inne myśli ukryte (najczęściej teologiczne, gwoli creator spiritus211). Jeśliby świat w ogóle mógł zakrzepnąć, wyschnąć, obumrzeć, stać się niczym lub gdyby mógł osiągnąć równowagę, lub gdyby w ogóle miał jaki cel, zawierający w sobie trwanie, niezmienność, jakieś „raz na zawsze” (krótko, metafizycznie mówiąc: jeśliby ujściem stawania się mógł być byt lub nic), tedy stan ten musiałby był być osiągnięty. Lecz osiągniętym nie został, z czego wniosek... Jest to nasza jedyna pewność, którą trzymamy w ręku, żeby się nią posługiwać jako korelatywem przeciw mnóstwu hipotez kosmicznych, w istocie możliwych. Jeśli np. mechanizm nie może uniknąć konsekwencji stanu kresowego, jaki mu wykreślił Thomson, tedy mechanizm tym samym jest obalony.
Jeśli świat należy sobie wyobrażać jako określoną wielkość siły i określoną ilość ognisk siły — a wszelkie inne wyobrażanie pozostaje nieokreślonym i przeto niezdatnym do użytku — tedy wypływa stąd, że musi on niby w grze w kostki przerobić obliczalną ilość kombinacji przy tej wielkiej grze istnienia. W nieskończenie wielkim okresie czasu każda możliwa kombinacja kiedyś musiałaby być osiągnięta; więcej jeszcze: osiągana by była nieskończoną ilość razy. I ponieważ między każdą kombinacją i jej najbliższym powtórzeniem się musiałyby się spełnić wszystkie w ogóle jeszcze możliwe kombinacje i że każda z tych kombinacji warunkuje całe następstwo kombinacji tego samego rzędu, tedyby dowiedziono ruchu kołowego szeregów absolutnie identycznych: świat jako ruch kołowy, który powtarzał się już nieskończoną ilość razy i który grę swoją gra in infinitum212. Koncepcja ta nie jest po prostu koncepcją mechanistyczną: albowiem jeśliby nią była, tedyby nie wprowadzała nieskończonego powrotu wypadków identycznych, lecz stan kresowy. Ponieważ świat go nie osiągnął, mechanizm musi być dla nas hipotezą niedoskonałą i tylko tymczasową.
385.A wiecie też, czym „świat” jest dla mnie? Mamże pokazać go wam w moim zwierciadle? Świat ten: potwór siły bez początku, bez końca, stała, spiżowa wielkość siły, która ani się zwiększa, ani się zmniejsza, nie zużywa, lecz przemienia, jako całość niezmiennie wielki, gospodarstwo bez wydatków i strat, lecz także bez przyrostu, bez dochodów, opasany „nicością” niby granicą, nic przy tym rozpływającego się, nic trwoniącego się, nic nieskończenie rozciągłego, lecz jako określona ilość siły, włożona w określoną przestrzeń i nie w przestrzeń, która by gdziekolwiek była „próżna”. Raczej jako siła wszędy, jako gra sił i fal ich, jeden zarazem i mnogi, piętrzący się tu i jednocześnie tam się zmniejszający, morze sił wzbierających, które samo jest dla siebie burzą, wiecznie wędrujące, wiecznie się cofające, o niezmiernych okresach powrotu, z odpływem i przypływem form, od najprostszych do najbardziej złożonych, od największego spokoju, sztywności, chłodu do największego żaru, dzikości, sprzeczności ze sobą i następnie z pełni powracające do prostoty, z gry sprzeczności do przyjemności współdźwięku, przytakujące sobie samemu nawet w monotonii swych dróg i okresów, błogosławiące samo siebie, jako to, co wiecznie powracać musi, jako stawanie się, nieznające sytości, przesytu, znużenia — ten mój świat dionizyjski, sam wiecznie stwarzający się, sam wiecznie niweczący się, ten świat tajemniczy podwójnych rozkoszy, to moje „poza dobrem i złem”, bez celu, jeśli celem nie jest szczęście w kole, bez woli, jeśli koło nie jest dobrą wolą obracania się na własnej starej drodze wkoło siebie i tylko wkoło siebie: ten mój świat — kto jest dość jasny na to, żeby weń spojrzeć i nie życzyć sobie przy tym ślepoty? Dość silny, żeby z duszą swoją stanąć przed tym zwierciadłem? Z własnym zwierciadłem przed zwierciadłem Dionizosa? Z własnym rozwiązaniem przed zagadką Dionizosa? A kto by zdolen był do tego, czyby nie musiał uczynić jeszcze więcej? Poślubić siebie samego „pierścieniowi pierścieni”? Ślubami własnego powrotu? Pierścieniem wiecznego samobłogosławieństwa, samopotwierdzenia? Wolą chcenia zawsze i jeszcze raz? Do powrotnego chcenia wszystkich rzeczy, które były kiedykolwiek? Do porywającego się chcenia ku wszystkiemu, co kiedyś być musi? Wiecież teraz, czym dla mnie jest świat? I czego ja pragnę, skoro tego świata pragnę?
Silni przyszłości. Co osiągał tu i ówdzie po części docisk konieczności, po części przypadek, warunki do wytworzenia rasy silniejszej: to możemy obecnie pojąć i chcieć tego naukowo: możemy tworzyć warunki, w których podobne wzmożenie daje się urzeczywistnić.
Dotychczas „wychowanie” miało na oku pożytek społeczeństwa: nie jak największy pożytek przyszłości, lecz pożytek społeczeństwa, istniejącego w danej chwili. Chciano mieć „narzędzia” dla niego. Przypuściwszy większe bogactwo sił, można by wyobrazić sobie pewne uszczuplenie tych sił, których celem nie byłby bezpośredni pożytek społeczeństwa, lecz przyszłości.
Tym bardziej postawienie takiego zadania byłoby potrzebne, im bardziej pojmuje się, jak dalece obecna forma społeczeństwa ulega tak silnym przemianom, iż kiedykolwiek nie będzie mogła istnieć gwoli sobie samej: lecz tylko jako środek w rękach rasy silniejszej.
Wzrastające skarlenie człowieka jest właśnie bodźcem do myślenia o hodowli rasy silniejszej: która by miała właśnie nadmiar tego, w czym species skarlała staje się słabą i coraz słabszą (wola, odpowiedzialność, pewność siebie, możność stawiania sobie celu).
Środki byłyby te, których naucza historia: izolowanie przez stworzenie interesów samozachowawczych odwrotnych od przeciętnie dziś panujących; wćwiczenie w odwrotnym szacowaniu wartości; dystans jako patos; wolność sumienia wobec tego, co
Uwagi (0)