Wola mocy - Friedrich Nietzsche (czytaj książki .txt) 📖
Wola mocy należy do najważniejszych pojęć dla filozofii Nietzschego, pojęć ewoluujących z czasem i niejednoznacznych.
Nad dziełem o tym tytule Friedrich Nietzsche pracował z przerwami wiele lat, jednak nigdy nie zostało ono ostatecznie ukończone. W Woli mocy jeden z najbardziej znanych i wpływowych myślicieli końca XIX w. śledzi przejawy nihilizmu, odnajdując je zarówno w chrześcijaństwie i buddyzmie, jak w sztuce i filozofii, oraz nawiązuje do frapujących go idei, takich jak wieczny powrót czy idea dionizyjska mająca zastąpić ideę krzyża. Jest to próba syntezy, zebrania swych przemyśleń w rodzaj systemu - zachowuje jednak charakterystyczną formę aforyzmów i fragmentów.
- Autor: Friedrich Nietzsche
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Wola mocy - Friedrich Nietzsche (czytaj książki .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Friedrich Nietzsche
Ale to jest nisko pomyślane: obawa bólu, skalania się, zepsucia nawet, jako motyw wystarczający, by wszystkiego poniechać... To jest ubogi sposób myślenia, znamię rasy wyczerpanej. („Bądźcie jako dzieci”. Natura pokrewna: Franciszek z Asyżu, neurotyk, epileptyk, wizjoner jak Jezus.)
144.Zobaczmy, jak „prawdziwy chrześcijanin” poczyna sobie z tym wszystkim, czego mu jego instynkt odradza. Zbrukanie i posądzanie tego, co piękne, lśniące, bogate, dumne, pewne siebie, poznające, potężne — in summa75 całej kultury: zamiarem jego jest pozbawić ją czystego sumienia...
145.Chrześcijanizm jest możliwy jako najprywatniejsza forma istnienia; w założeniu wymaga małej, odosobnionej, zupełnie niepolitycznej społeczności — tajemna schadzka to właściwe miejsce dla niego. Natomiast „państwo chrześcijańskie”, „chrześcijańska polityka” jest bezwstydem, kłamstwem, takim, jak na przykład chrześcijańskie dowództwo armią, które w końcu „Pana zastępów” traktuje jako szefa sztabu jeneralnego. Papiestwo także nigdy nie było w stanie prowadzić polityki chrześcijańskiej; a jeśli reformatorowie uprawiają politykę, jak Luter, to wiadomo, iż są oni takimi samymi zwolennikami Machiavella, jak jacykolwiek immoraliści lub tyrani.
146.„Wiara” czy „uczynki”? Ale że z „uczynkami”, że z nawyknieniem do pewnych uczynków łączy się wytworzona przez nie pewna ocena wartości, a w końcu i sposób myślenia, jest to tak naturalne, jak nienaturalnym jest, iżby „uczynki” wynikały z samej tylko oceny wartości. Trzeba się ćwiczyć nie w wzmacnianiu uczuć wartości, lecz w czynieniu; trzeba wpierw coś móc... Chrześcijański dyletantyzm Lutra. Wiara jest oślim mostem. Tło stanowi głębokie przekonanie Lutra i jemu podobnych o ich niezdolności do uczynków chrześcijańskich, fakt osobisty, ukryty pod zasłoną krańcowej nieufności do tego, czy w ogóle wszelki czyn nie jest aby grzechem i diabelskiego pochodzenia: tak iż wartość egzystencji przypada na poszczególne stany bezczynności, posiadające wysokie napięcie (modlitwa, efuzja76 itd.). Ostatecznie miałby on słuszność: instynkty, które wyrażają się w całej działalności reformatorów, są to instynkty najbrutalniejsze, jakie istnieją. Tylko przy zupełnym odwróceniu się od siebie i pogrążeniu się w przeciwieństwie, tylko jako iluzja („wiara”) istnienie było dla nich możliwym do wytrzymania.
147.Chrześcijanie nigdy nie praktykowali tych postępków, które Jezus im nakazał i bezczelne gadanie o „usprawiedliwieniu przez wiarę” i o jej najwyższym i jedynym znaczeniu jest tylko następstwem tego, że kościół nie miał ani odwagi, ani woli przyznać się do uczynków, których Jezus żądał.
Buddysta postępuje inaczej aniżeli nie-buddysta: chrześcijanin postępuje jak cały świat i posiada chrześcijanizm ceremonii i nastrojów.
Głęboka i na wzgardę zasługująca kłamliwość chrześcijanizmu w Europie: staniemy się rzeczywiście przedmiotem pogardy dla Arabów, Hindusów, Chińczyków... Proszę przysłuchać się mowom pierwszego niemieckiego męża stanu o tym, co teraz lat 40 właściwie zaprzątało Europę...
148.Humor kultury europejskiej: to uważa się za prawdę, ale czyni się tamto. Na przykład, cóż pomoże wszelka umiejętność czytania i krytyki, jeśli kościelna interpretacja Biblii, protestancka równie dobrze jak i katolicka, tak potem, jak i przedtem utrzymywana jest w niewzruszonym stanie!
149.Ogół nie zdaje sobie dostatecznie sprawy z tego, w jakim barbarzyństwie pojęć my Europejczycy jeszcze żyjemy. Że też dziś można wierzyć w to, iż „zbawienie duszy” jest przywiązane do jakiejś księgi!... A powiadają mi, że są tacy, co wierzą w to dziś jeszcze.
Cóż pomoże wszelkie naukowe wychowanie, wszelka krytyka i hermeneutyka, jeśli tak niedorzeczny wykład Biblii, jak ten, który przez kościół jest utrzymywany w niewzruszonym stanie, rumieńca wstydu nie uczynił jeszcze barwą ciała.
150.Jest to szczytem psychologicznej kłamliwości człowieka wykombinować sobie jakąś istotę jako początek i jako „samą przez się”, na miarę tego, co mu się akurat dobrym, mądrym, potężnym i cennym wydaje — i przy tym usunąć z myśli całą przyczynowość, dzięki której w ogóle jakakolwiek dobroć, jakakolwiek mądrość, jakakolwiek potęga istnieje i wartość posiada. Jednym słowem elementy najpóźniejszego i najbardziej warunkowego pochodzenia uważać za „same przez się”, a nie za powstałe, i o ile możności nawet za przyczynę wszelkiego powstawania w ogóle... Jeśli weźmiemy za punkt wyjścia doświadczenie, każdy wypadek, w którym jakiś człowiek wzniósł się znacznie ponad miarę tego, co ludzkie, to widzimy, że każdy wysoki stopień mocy zawiera w sobie wolność od dobra i zła tak samo, jak wolność od „prawdy” i „fałszu”, i że z tym, co chce dobroci, wcale nie może się liczyć: pojmujemy to samo jeszcze raz wobec wszelkiego wysokiego stopnia mądrości — dobroć jest w niej tak samo zniesiona, jak prawdomówność, sprawiedliwość, cnota i inne ludowe zachcianki w ocenie wartości. Ostatecznie każden77 wysoki stopień dobroci samej: czyż nie jest to widoczne, iż z góry wymaga umysłowej krótkowzroczności i niesubtelności? Również i niezdolności do odróżniania na dalszą metę między prawdą a fałszem, między tym, co pożyteczne a tym, co szkodliwe? Nie mówiąc już wcale o tym, że wysoki stopień mocy w ręku najwyższej dobroci przyniósłby najfatalniejsze skutki („usunięcie zła”)? W rzeczy samej, proszę tylko spojrzeć, jakie tendencje poddaje swym wyznawcom „Bóg miłości”: rujnują oni ludzkość na korzyść „dobrego”. In praxi78 tenże sam Bóg w obliczu rzeczywistej postaci świata okazał się Bogiem najwyższej krótkowzroczności, diabelskości i bezsilności: z czego się okazuje, co jest warta jego koncepcja.
Same przez się wiedza i mądrość nie mają żadnej wartości; równie mało jak dobroć: zawsze trzeba mieć wpierw jeszcze i cel, skąd te przymioty otrzymują wartość lub jej nie otrzymują — mógłby istnieć cel, z którego krańcowa wiedza mogłaby przedstawiać wysoką wartość ujemną (na przykład gdyby krańcowe złudzenie było jednym z niezbędnych warunków wzmożenia życia; również gdyby dobroć była w możności sparaliżować i pozbawić odwagi na przykład sprężynę wielkiej żądzy)...
Biorąc nasze życie ludzkie takim, jakie jest, wszelka „prawda”, wszelka „dobroć”, wszelka „świętość”, wszelka „boskość” w stylu chrześcijańskim okazały się dotychczas wielkim niebezpieczeństwem — jeszcze teraz ludzkość jest w niebezpieczeństwie obrócenia się w niwecz z powodu idealizmu sprzecznego z życiem.
151.Wysunąwszy na pierwszy plan naukę o bezinteresowności i miłości, chrześcijanizm przez to samo bynajmniej jeszcze nie postawił interesu gatunku wyżej od interesu jednostki. Jego właściwie historycznym działaniem, fatalnością jego działania pozostaje odwrotnie właśnie spotęgowanie egoizmu, egoizmu jednostki aż do krańcowości (aż do krańcowości polegającej na nieśmiertelności indywidualnej). Chrześcijanizm brał jednostkę tak serio, nadał jej tak absolutne znaczenie, iż nie można już było jej poświęcać: ale gatunek istnieje tylko przez ofiary ludzkie. Wobec Boga wszystkie „dusze” są równe: ale to jest właśnie najniebezpieczniejsza ze wszystkich możliwych ocen wartości! Stawiając jednostki na równi, poddaje się w wątpliwość gatunek, sprzyja się praktyce, która zmierza do ruiny gatunku: chrześcijanizm jest przeciwieństwem zasady selekcji. Jeśli człowiek zwyrodniały i chory („chrześcijanin”) ma mieć tyleż wartości, co zdrowy („poganin”), a może nawet więcej, według sądu Pascala o chorobie i zdrowiu, to naturalny bieg rozwoju został pokrzyżowany i przeciwność naturze stała się prawem... Ta powszechna miłość ludzi in praxi79 jest oddawaniem pierwszeństwa wszystkim cierpiącym, upośledzonym, zdegenerowanym: w rzeczy samej obniżyła ona i osłabiła siłę, odpowiedzialność, wysoki obowiązek poświęcania ludzi. Według schematu chrześcijańskiej miary wartości pozostało jeszcze tylko samemu się poświęcić: ale ten ostatek poświęceń ludzkich, na który chrześcijanizm przyzwolił i który nawet zalecił, nie ma żadnego sensu z punktu widzenia hodowli ogólnej. Dla rozkwitu gatunku jest to obojętne, czy jakieś jednostki poświęcają same siebie (czy to na sposób mniszy i ascetyczny, czy też za pomocą krzyżów, stosów i szafotów, jako „męczennicy” błędu). Gatunkowi potrzeba zaniku nieudanych, słabych, zdegenerowanych: ale właśnie do nich zwracał się chrześcijanizm, jako potęga konserwująca; spotęgowała ona ten już sam przez się potężny instynkt słabych do oszczędzania się, zachowania się, do trzymania się wzajemnie. Czymże jest „cnota” i „miłość ludzi” w chrześcijanizmie, jeśli nie tą właśnie wzajemnością utrzymywania się, tą solidarnością słabych, tym przeszkadzaniem selekcji? Czymże jest chrześcijański altruizm, jeśli nie gromadnym egoizmem słabych, odgadującym, że jeśli wszyscy nawzajem o siebie się troszczą, każden80 z osobna najdłużej się zachowa?... Jeśli takiego zamiaru nie odczuwa się jako krańcowej niemoralności, jako zbrodni względem życia, to należy się do chorej bandy i samemu ma się jej instynkty... Prawdziwa miłość do ludzi wymaga ofiary dla dobra gatunku — jest twardą, jest pełną samoprzezwyciężenia się, ponieważ potrzeba jej ofiar ludzkich. A ta pseudo-humanitarność, która zwie się chrześcijanizmem, chce właśnie dopiąć, żeby nikogo nie poświęcano...
152.Nie byłoby nic pożyteczniejszego i bardziej zasługującego na poparcie niż konsekwentny nihilizm czynu. Tak jak ja pojmuję wszystkie te fenomeny chrześcijanizmu, pesymizmu, wyrażają one: „jesteśmy dojrzali do tego, by nie być; dla nas jest rzeczą rozumną nie być”. Ta mowa „rozumu” byłaby w tym wypadku także mową natury selekcyjnej.
Co natomiast ze wszech miar należy potępić, to dwuznaczną i tchórzliwą połowiczność takiej religii, jak religia chrześcijanizmu; dokładniej, kościoła: która zamiast zachęcać do śmierci i do samozniweczenia, ochrania wszystko, co nieudane i chore i powoduje rozkrzewianie siebie samej.
Problemat: za pomocą jakich środków można by osiągnąć nieugiętą formę wielkiego zaraźliwego nihilizmu, taką, która z naukową sumiennością głosi i w czyn wprowadza śmierć dobrowolną (a nie słabowite wegetowanie w dalszym ciągu z widokiem na fałszywą egzystencję potem)?
Nie można dość potępić chrześcijanizmu, ponieważ przez pomysł nieśmiertelnej jednostki unicestwił on wartość takiego oczyszczającego wielkiego ruchu nihilistycznego, jaki był może wszczęty: uczynił to również przez nadzieję na zmartwychwstanie: jednym słowem, zawsze przez wstrzymanie od czynu nihilistycznego, od samobójstwa... chrześcijanizm podstawił zamiast tego samobójstwo powolne; z czasem małe, biedne, ale trwałe życie; z czasem całkiem zwykłe, mieszczańskie, życie mierne itd.
153.Chrześcijanizm jako wynaturzenie moralności zwierzęcia stadnego, przy zupełnym niezrozumieniu i zaślepieniu co do siebie samego. Demokratyzacja jest naturalniejszą postacią tegoż, mniej kłamliwą.
Fakt: uciśnieni, ludzie niskiej kondycji, cały wielki tłum niewolników i półniewolników, wszyscy oni chcą mocy.
Pierwszy stopień: robią się wolnymi — wykupują się, najpierw w imaginacji; uznają się wzajemnie; wybijają się.
Drugi stopień: rozpoczynają walkę; chcą uznania, równouprawnienia, „sprawiedliwości”.
Trzeci stopień: chcą przywilejów (przeciągają na swoją stronę przedstawicieli władzy).
Czwarty stopień: chcą władzy dla siebie wyłącznie i posiadają ją...
W chrześcijanizmie należy odróżniać trzy żywioły: a) uciśnionych wszelkiego rodzaju, b) miernoty wszelkiego rodzaju, c) niezadowolonych i chorych wszelkiego rodzaju. Łącząc się z pierwszym żywiołem, walczy on przeciwko ludziom politycznie znakomitym i ich ideałowi; łącząc się z drugim, żywiołem walczy on przeciwko wszelkiego rodzaju jednostkom wyjątkowym i uprzywilejowanym (umysłowo, zmysłowo); łącząc się z trzecim żywiołem, walczy on przeciwko naturalnemu instynktowi ludzi zdrowych i szczęśliwych.
Skoro zwycięstwo zostaje osiągnięte, drugi żywioł występuje na plan pierwszy; albowiem wtedy chrześcijanizm nakłania do siebie zdrowych i szczęśliwych (jako bojowników za swoją sprawę), podobnież i potężnych (jako zainteresowanych z powodu przezwyciężenia tłumu) — a teraz jest to instynkt stadny, ta pod każdym względem cenna natura średniej miary, która otrzymuje przez chrześcijanizm najwyższą swą sankcję. Ta natura średniej miary w końcu tak dalece uświadamia się sobie (nabiera śmiałości siebie), że także i politycznie przyznaje sobie moc...
Demokracja jest chrześcijanizmem unaturalnionym: pewnego rodzaju „powrotem do natury”, kiedy wskutek krańcowej antynaturalności mógł on być przezwyciężony przez wręcz przeciwne ocenianie wartości. Następstwo: ideał arystokratyczny wynaturza się odtąd („człowiek wyższy”, „wytworny”, „artysta”, „namiętność”, „poznanie”; romantyka jako kult wyjątku, geniusza itd.).
154.Ewangelia: wieść, że dla poniżonych i biednych szczęście stoi otworem — że pozostaje tylko uwolnić się od instytucji, tradycji i opieki warstw wyższych: o tyle pojawienie się chrześcijanizmu nie jest niczym więcej, jak typową nauką socjalistyczną.
Własność, zarobkowanie, ojczyzna, stan i godność, trybunały, policja, państwo, kościół, nauczanie, sztuka, wojskowość: wszystko to same tylko przeszkody do szczęścia, same błędy, sidła, dzieła diabelskie, którym Ewangelia sąd obwieszcza — wszystko to cechuje naukę socjalistów.
W głębi rozruch, eksplozja wezbranej niechęci do „panów”, instynktowne wyczucie tego, jak wiele szczęścia mogłoby tkwić w samym już czuciu się wolnym po tak długim ucisku... (Przeważnie symptomat tego, że warstwy niższe były zbyt ludzko traktowane i że czują już na języku przyjemny smak szczęścia zakazanego... Rewolucje wywołuje nie głód, lecz to, iż lud en mangeant81 nabrał apetytu...).
155.Kiedy „panowie” także mogą stać się chrześcijanami. Leży to w instynkcie społeczności (pokolenia, rodu, stada, gminy), że odczuwa ona jako cenne same przez się te stany i pożądania, którym zawdzięcza swoje istnienie, np. posłuszeństwo, wzajemność, wzgląd na drugich, umiarkowanie, współczucie — i że zatem tłumi ona wszystko, co stoi im na drodze lub przeczy.
Podobnież w instynkcie panujących (czy to jednostek, czy to stanów) leży popieranie i wyróżnianie cnót, na których podstawie podlegający są potulni i oddani (popieranie i wyróżnianie stanów psychicznych i afektów, które własnym stanom i afektom mogą być zgoła obce).
Instynkt stadny i instynkt panujących zgadzają się w chwaleniu pewnej ilości przymiotów i stanów — ale z różnych powodów: pierwszy czyni to z egoizmu bezpośredniego, drugi z egoizmu pośredniego.
Poddanie się rasy pańskiej chrześcijanizmowi jest głównie następstwem przeświadczenia, że chrześcijanizm jest religią stadną, że nakazuje posłuszeństwo: jednym słowem, że nad chrześcijanami łatwiej jest panować niż nad niechrześcijanami. Dając
Uwagi (0)