Darmowe ebooki » Powieść » Wesele hrabiego Orgaza - Roman Jaworski (dostęp do książek online txt) 📖

Czytasz książkę online - «Wesele hrabiego Orgaza - Roman Jaworski (dostęp do książek online txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Roman Jaworski



1 ... 32 33 34 35 36 37 38 39 40 ... 56
Idź do strony:
surowy zwraca parasolkę.

— To nie wystarcza! Brak fotografii!

Syjamczykowi napastliwa czkawka odbiera mowę. Stróż bezpieczeństwa przewagę zyskuje dialektyczną i bardzo się sroży.

— Ponadto uwagę zwracam ministrowi, że u nas się jada wyłącznie potrawy, które policja uznała za smaczne. Dzikie jagody nie zostały jeszcze upaństwowione w nacjonalistycznie usposobionej, prastarej Hiszpanii. Obcokrajowiec, według ustawy w juncie uchwalonej pamiętnego roku tysiąc pięćsetnego sześćdziesiątego trzeciego, dwunasty maja, liczba porządkowa sto dwadzieścia siedem, Dziennik Państwowy z dwunastego grudnia, strona piętnasta, czwarty wiersz od dołu, musi jak najściślej przepis wykonać: „Na naszym terenie wieprzuchy spożywać może swobodnie, kto skarbowi państwa za dzikie jagody uiści opłatę, a więc konsumpcyjny niezwykły podatek. Kto się wyłamuje, podlega karze, od dwóch lat do czterech, więzienia o głodzie i na zgniłej słomie oraz bez zamiany na grzywnę pieniężną, nawet w walucie wielce wartościowej”. Wobec powyższego od ekscelencji domagać się muszę, by na wieprzuchy okazał mi kwitek ostemplowany władzy podatkowej.

— Pan jest wykształcony, a ja kwitu nie mam, albowiem o prawie obowiązującym wasz dzielny naród nigdy nie słyszałem.

— Nie usprawiedliwia w niczym nikogo, gdy ktoś czegoś nie wie. Naczelnym nakazem ludów wyzwolonych jest w wieku dwudziestym bezczelna wszechwiedza, nieskrępowana analfabetyzmem czy nieświadomością. Wypływa z wszystkiego, że więc ministra muszę aresztować...

— A ja chciałem panu zaproponować, by do Syjamu raczył się udać, gdzie zrobi karierę. Natychmiast mógłby pan objąć posadę w randze ministra na królewskim dworze. Z wielkim powodzeniem tumanić potrafi pan obcych i swoich, nie pozwalając nikomu na to, by się pokusił o docieczenie, czy też przypadkiem i w jakim stopniu nie raczył zbałwanieć sam pan szanowny.

— Urzędnika w służbie starasz się przekupić oraz obrazić! Gardłem odpowiesz...

— Właśnie gardłem moim tłumaczę panu, że muszę najprędzej dobrnąć do stacji i o przejście proszę najkrótsze w tę stronę. Pora ostateczna.

— Żądanie jest śmieszne, sprzeciwia się prawu. A w dodatku jeszcze nie moja to sprawa.

— Przepraszam, a czyja?

— Zwykłych stójkowych964, którzy są opodal.

— A pan nie policjant?

— Komisarz policji!

— Ach, więc takie buty! Subtelnych dystynkcji rozróżniać nie umiem. Lecz jako dygnitarz branży policyjnej tym pewniej pan może wskazać mi drogę.

— Nie mogę i nie chcę. Ja z pierwszym lepszym prowadzić rozmowy nie mam ochoty. Informacyjnym nie myślę być źródłem dla lada przechodnia.

— Ha, w takim razie wcale nie rozumiem, po co pan tu stoi?

— Muszę pilnować...

— Kogo i po co?

— Stojąc, pilnuję stójkowych gromady, aby oni stali. Sam nic nie robiąc, moralnie zmuszam żołnierzy moich, by wszystko robili, co tylko można, co by uczynić zawsze należało, gdyby policji na świecie nie było.

Podsekretarz stanu królestwa Syjamu cywilizowanej tamy nie uznaje. Ma czas wyznaczony w sądzie konkursowym i punktualnie na miejscu się zjawi. Widzi w oddali szare kłęby dymu przez parowozów gardziele miotane. Przestrzeń odmierzył w milczeniu oczami od rzeki do stacji i powziął zamiar. Najbliższy dystans, wykalkulował... poprzez nurty Tajo. W pogardliwym cieniu pleców komisarskich porteczki zsuwa, worek z jagodami, cylinder zdejmuje, w tobołek związuje, na parasola koniuszku zawiesza i ku uciesze szpalerowej zgrai zupełnie nagi po zboczu się zsuwa niby goryl rudy. Krzyk, brawa i śmiechy. Nadbiegli stójkowi. Słychać plusk wody. Rzeka nakryła pana ministra, cylinder, parasol i dzikie jagody.

Komisarz policji jest zdenerwowany i oburzony. Czuje doskonale, że dzikus się wymknął, na swoim postawił, a nie utonie, gdyż niezawodnie wzorowo nurkuje.

Wypływa delikwent na przeciwnym brzegu, gdzie są również tłumy. Ale strzelać trzeba właśnie w tamtą stronę, gdzie kręgi na wodzie i gdzie się ukrywa przestępca szczwany.

Prawo jest prawem i hekatomby965 najbezmyślniejsze składają mu zawsze zawzięte tumany. Daje komisarz rozkaz swym podwładnym, którzy przyklękli na jedno kolano. Gruchnęła salwa. Jak kaczki spłoszone kule podskakują po falach zdziwionych. Trzydzieści trupów i czterdzieści rannych spomiędzy gapiów pokotem się kładzie na pobrzeżne skarpy, jak przy sianowaniu966. Przedziwnie się składa, że sami krajowi ziemię zagryzają, a z obcych jedynie dwóch Japończyków z Urup i Itirup oraz z Trypolisu trzech Murzynów starych. Ludziska ganiają w obłędnym popłochu, szturmują bramy, przeskakują mury, na brzuchach raczkują, wypinają zady i każdy się bliźnim przed kulą osłania. A pukanina, jak oszalała, bryzga na lewo, siecze na prawo. Wzdłuż całej drogi terkoczą strzały.

Zwycięstwo latającego żółwia

Gdzieś ktoś komendy nie zrozumiał wcale i do latawców celując, pudłuje. Niektórzy wrzeszczą, by się opamiętał, lecz on tak trafnie pojął zadanie, iż tym namiętniej problem rozwiązuje. Do Albatrosa przyczepił się sprawnie i bombarduje. W końcu zadrasnął mu prawe skrzydło. Wnet majestatycznie żałobny ptak spływa na rzeki pieluchy, na falach osiada i piersią łabędzią prując tłuste nurty, bez zatrzymania w dalszą drogę sunie. Podziw wywołał i otrzeźwienie. Wszyscy uznają, że aparat cudne ma właściwości błotnego ptaka, cyranki, derkacza. Lata i pływa, pływa i lata. Jest oczywistym nawet dla postronnych, że szanse zwycięstwa w wysokim stopniu typ wodnopłatowca pływakowego dzierży i ustala.

Na miejsce pamiętne, gdzie samolot dzielny o rzeki polewę otarł ranne skrzydło, już przybył z dancingu jakiś augur967 rzymski, pontifex968 uczony w starodawnych tekstach i przepowiada religijną przyszłość z widocznych oznak. Rozkosznie gada ten szczwany haruspex969. Ex avibus970 swoje wywodzi auspicja971 i w signum de coelo972 zmyślnie układa: „Ofiary konieczne przy ciągłej wymianie pomiędzy niebem i pomiędzy ziemią niebawem ustaną. Dalszych mąk ludzkich nie będzie już trzeba, gdyż mózg myślący na stałe pojmie, że wycieczka w niebo o wiele pewniejsza od zbyt dufnego kroczenia po ziemi”. Dwóch widzów, ukrytych za ladą grocernii973, opodal wciąż chicha i szelmowskim szeptem przedrzeźnia wróżbę. Rosenzweig z Łucka, szczeciny eksporter do państwa Sowdepii, twierdzi o proroku, że dostał łapówkę od firmy angielskiej Armstrong et Widworth, by wszystkie zjawiska interpretował ekstraawiatycznie, natomiast importer jaj do Wrocławia, Hans Obergauner, coś przebąkuje o honorarium prawie bajecznym, jakie szalbierzom metafizyczni przyznali uczeni spod znaku Bergsona974 czy Wartenberga975.

Lecz w każdym razie popłoch już stężał, rumor oniemiał, a ludek pobożny znów wyanielał. Budy ratunkowe zabitych i rannych odwiozły do miasta, policja nakryła lufy rozpalone, muzyka marsze ponownie zagrała i kondukt dalej ku dworcowi sunie. Syjamu delegat dawno wylądował pod samą stacją i w zamoczonym poszedł garniturze na posiedzenie komitetu sędziów.

I rzeczywiście Albatros zwyciężył. Ostatni przybył, nie przystanąwszy ani na chwilę. Niemal równocześnie z najmłodszą trumienką nadleciał Laśkiewicz i pośród dzikich nieznaną Polskę rozpropagował. Ten dzielny młodzieniec narodowi swemu stworzył podwaliny do kolonialnej, pomyślnej ekspansji, albowiem umysły na wskroś barbarzyńskie, oporne, niechętne dla rządu jego pragnień nieśmiałych, dobrze usposobił.

Gdy pociąg żałobny odjechał wreszcie i gdy nagrody już rozsądzono za lotną powolność, w powrotną drogę karawaniarską wyrusza trzynastka. Tym razem sieje z obłoków odezwy. Pronunciamento drugie z kolei w ciągu jednej doby. Jest to zaproszenie na walny kongres o godzinie piątej w podwórcu dancingu. Tysiąc delegatów wejdzie do wnętrza, a reszta zaleje ulice i skwery w pobliżu „Posady”. W dwóch załącznikach są wyjaśnienia przedkongresowych wydarzeń głównych.

Dossier976 zawiera komentarz lojalny do korespondencji dyplomatycznej z władzami polskimi. Warszawa poprzednio, jako delegatów swych religijnych, pragnęła wysłać mężów czcigodnych, lecz nieodpowiednich, bo zbyt wyznaniowych. Arcybiskup Ormian, infułat977 unicki, superintendent i rabin naczelny ze sobą zarzewie obrządkowych sporów do obrad spokojnych, wbrew woli najlepszej, wnieść by musieli. Wymiana depesz ustaliła wreszcie, że wcale nie chodzi o ludzi pobożnych, ani o kapłanów bardzo wielebnych, lecz o religiologów. Wyznaczony został elektrotechnik z firmy Siemensa i radca prawny z opieki społecznej. Ci dwaj prywatni badacze wieczności utknęli w drodze, a mianowicie o antysejmowy spisek podejrzani w ostatniej chwili, na pograniczu, zostali wstrzymani. Na koniec dzisiaj, po dwustu notach, uwierzytelniające papiery wręczyli trzej przedstawiciele krainy Lecha: główny referent komisji celnej (fachowiec wybitny w ustalaniu szybkim astronomicznych mnożników rządowych), właściciel wzorowej lecznicy zwierząt (igranie ze śmiercią pacjentów swoich doprowadzić zdołał do wirtuozostwa, do nieprawdopodobnej techniki żonglerskiej) i maszynista pociągów kurierskich (zobojętnienie wobec przestrzeni wyrobił sobie przez zastosowanie tezy romantycznej: jedźmy, nikt nie woła!).

Piętno historyczne posiada również stosunek do Francji. Tam sprawę dancingu, jako ambasador, prowadził Majcherek, hrabia i filozof, mąż stanu dzielny i pomysłowy. Zgrabnym pociągnięciem od razu wskórał, że cała transakcja Havemeyera, czyli nabycie Wyspy Zapomnienia, została protestem rządu francuskiego unicestwiona. Lecz kolekcjoner fait accompli978 stworzył i wśród lodów osiadł, jak u siebie w domu. Dla utrzymania właściwej powagi gabinet paryski nie poddał się faktom złej samowoli, lecz notę siarczystą kropnął do mocarstw oraz do krnąbrnego pana miliardera z żądaniem ostrym, by przedsięwzięcie podbiegunowe wnet zlikwidował, albowiem w wypadku dalszego sporu interwencja zbrojna wymusi posłuch. Tymczasem jednak ważna ewolucja zaszła w stosunku Havemeyera do Yetmeyera, gdyż dotychczasowi antagoniści, czy konkurenci, spisali ugodę. W tej fazie nowej dumny magnat polski dyrektyw koniecznych dancingowego podsekretarza dla spraw zagranicznych, A-to-tso papieża, uwzględnić nie chciał i kursu ostrego swych mocodawców złagodzić nie zdołał. Dlatego tylko trwa dotąd jeszcze nieprzejednana i czysto formalna postawa Paryża. Pan poseł-hrabia Yetmeyerowi dymisję przesłał, a tuż niemal po miej pociągiem osobnym pognał do Toledo, gdzie wprost fanatyczną zajął postawę przeciw kompromisom w sprawach religijnych. Chyba już samo zebranie walne przedstawicieli uczuć religijnych rozstrzygnąć zechce przez głosowanie, jak konflikt z hrabią trzeba załatwić i na czyj ciężar wpisać należy koszt, tak haniebny, luksusowego ekstrapociągu.

Biuletyn zamyka porządek obrad na popołudnie. Najogólniejszy:

1. Kongresu otwarcie, czyli zagajenie.

2. Deliberacje Panów Delegatów, w liczbie i w czasie ograniczone, ściśle do tematów przystosowane, a więc na przykład: twórczość religijna, nieco o wibracjach uczuć religijnych w międzynarodowych, tajemnych układach, uprzemysłowienie pojęć religijnych, państwo religijne a umysłowe, religioskopia, o satanizmie, czyli zwyrodnieniu, czysto seksualnym, metafizycznych potrzeb naturalnych, oraz t. p.

3. Grynderski979 interes, czyli założenie akcyjnej spółki do uruchomienia największych na świecie „proreligijnych, prokulturalnych i prohistorycznych, wytwórczych zakładów” na lodowatej zapomnienia wyspie, z aportem980 dancingu.

4. Wybór komisji nieustających do uruchomienia ziemskiego globu na drogach kosmicznych i do zwalczenia zastoju w historii świadomie twórczej.

5. Szereg rezolucji do Pana Boga.

6. Nagłe wnioski członków.

7. Zamknięcie zjazdu: Symfoniczny koncert, a mianowicie:

a) Niedokończona symfonia Schuberta

b) Serenada Mozarta

c) Concerto grosso Haendla.

Od obrad poczęcia do dnia następnego około północy, czyli do czasu, kiedy się rozegra Wesele Orgaza w „Dancingu Przedśmiertnym”, post obowiązuje, surowy, bezwzględny, każdego i wszystkich. Ani kropli wody do ust wziąć nie wolno. Na widowisko pantomimowe trzeba zawlec ciała zmartwiałe i zwiędłe, by nie przeszkadzały w podpalaniu myśli do zrozumienia wiedzy niedostępnej. Wyjątek z reguły tej, obostrzonej dozorem czujnym, stanowić będzie stu delegatów, wsławionych i znanych pionierów religii, o uczuć wieczystych przeszłości niezłomnej, żarłocznej i płodnej, wiarusów bez skazy, a założycieli wspomnianej „Spółki Wytwórczych Zakładów na Wyspie Północnej”. Ta gwardia żelazna, mniej więcej po jednym z każdej deputacji, zaraz po kongresie, na dancingu dachu w podkowę zasiądzie i udział przyjmie w bankiecie wytwornym, który dla nich wyda Mr Havemeyer ku upamiętnieniu podwójnego paktu: zbawczego z Dawidem, głównym konkurentem, i ryzykownie przyjemnościowego, może małżeńskiego, z baletu gwiazdą... donną Ewarystą.

Kongresowego dnia następnego, czyli postnego, ściśle o godzinie dwudziestej trzeciej, historyczny pokaz Wesela Orgaza z tańcem trzech uśmiechów.

W dniu zaś ostatnim zebrania szumnego opuścić należy gościnne Toledo. Obowiązkowo i bez wykrętów czy zgubnych protekcji. Karnie, przykładnie, uprzejmie, wzorowo. Najpóźniej jednak do godziny szóstej, czyli osiemnastej. Kto nie usłucha, przemocą zostanie z miasta wysiedlony. Taka jest umowa dancingu dyrekcji z władzami miejskimi. Trzeba się poddać, choćby miłość wielka do praktyk kosmicznych miotała się w piersiach. Czas wkrótce nadejdzie, kiedy upojeń pantomimowych i dancingowych dozna, kto zechce, bez europejskich, tępych ograniczeń, już na suwerennie kosmicznym terenie, z dala od zgiełku matołów potężnych, z dala od spisku reptiliów981 żarłocznych, od wgapionego w samego siebie mobu982 powszechnego, z dala od wrzasku wołów nabrzmiałych wolą narodu, od nudnej posuchy rozumów praktycznych, od inteligenckiego, a bezczelnego, zdechlactwa mdłego... Wkrótce już, kto zechce, będzie mógł zamieszkać na obiecanej, uświęconej ziemi, u podnóża zorzy zawsze północnej, za mgłami, wśród lodów, na błogosławionej Wyspie Zapomnienia, gdzie się pochowa dzisiejszej kultury zdechłego chochoła... Kto zechce, z Bogiem... dla Boga... Bogu... Wkrótce bez wątpienia, każdy, kto może i kto zrozumie, z dzisiejszego świata bezmyślnych rozłogów, czym prędzej przemknie, do oziębłego, ale udzielnego i nietykalnego, księstewka Bożego...

Manitou przeciw „Padlinie Cuchnącej”

Indianom wszystkim podczas pogrzebu, nad aeroplanami, Duch się objawił, świata wielkorządca, z pawimi piórami tkwiącymi we włosach na kark spływających, bujnych, granatowych, z oczodołami zionącymi ogniem, jak tramp983 w prawicy dzierżący rewolwer siedmiostrzałowy, repetierowy984, a w lewej garści nóż obnażony do zdzierania skóry z każdej wrogiej głowy. Spodnie wystrzępione, sflażone985 u dołu, brudne, bose nogi... A był siarowy986 ten Manitou... Jak jaguar kroczył ostrożnie, na palcach, po bawełnianych, skudlonych obłokach. Widocznie się czaił, gdzieś przeciw komuś... Dosyć ma nieba i rezerwację987 tę nadto rozległą, a wielce bezludną, odważnie opuścił. Chce zapolować na ziemskich pampasach, na zdrady padole i z teraźniejszym spotkać się człowiekiem, który zwierz najgorszy. Przeciwko niemu tak się uzbroił, przeciw rabusiowi, który jest podły, gdy głód mu doskwiera, a gdy się obucha... jeszcze jest podlejszy, zgrywa bohatera i pyszałkowate androny rzędoli988. Manitou kroczy, Manitou się skrada od strony fortu, zapewne od Rice albo od Yates! Człowiekowi biada! Niezwykła zasadzka nieśmiertelności przeciw doczesności, nie jakaś wyprawa... ziemska, zawadiacka, po skórki bobrowe, po żony czy konie, lecz wyraźne ślady niebiańskiego gniewu i wybuchu

1 ... 32 33 34 35 36 37 38 39 40 ... 56
Idź do strony:

Darmowe książki «Wesele hrabiego Orgaza - Roman Jaworski (dostęp do książek online txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz