Darmowe ebooki » Powieść » Inwazja jaszczurów - Karel Čapek (gdzie można przeczytać książkę za darmo .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Inwazja jaszczurów - Karel Čapek (gdzie można przeczytać książkę za darmo .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Karel Čapek



1 ... 20 21 22 23 24 25 26 27 28 ... 35
Idź do strony:
był anonimowy angielski pamflet, który ukazał się pod tytułem X ostrzega. Ta broszura zyskała znaczną popularność, ale tożsamość jej autora nie została nigdy ujawniona. Wielu ludzi uważało, że napisał ją jakiś wysoki dostojnik kościelny, sądząc na podstawie tego, że w języku angielskim X jest skrótem imienia Chrystusa.

W pierwszym rozdziale pisarz sporządził statystykę Płazów, zaznaczając jednak, że dane liczbowe, które podaje, mogą być niedokładne. Już sam szacunek ogólnej liczby wszystkich Salamander wahał się w owym czasie między siedmiokrotnością a dwudziestokrotnością łącznej liczby wszystkich ludzi na świecie. „Równie niepewne są nasze wiadomości na temat tego, ile mają Płazy podmorskich fabryk, szybów naftowych, plantacji wodorostów, farm hodowli węgorzy, ilości wykorzystywanej siły wodnej i innych źródeł naturalnych. Nie mamy nawet przybliżonych danych o tym, jaka jest zdolność produkcyjna ich przemysłu. A już najmniej wiemy, jak wygląda uzbrojenie Płazów. Wiadomo wprawdzie, że Salamandry w ich zapotrzebowaniu na różne metale, części maszyn, materiały wybuchowe i wiele chemikaliów są uzależnieni od ludzi. Lecz z jednej strony wszystkie państwa ukrywają, jaką broń i ile innych produktów dostarczają swym Płazom, z drugiej zaś bardzo mało wiemy o tym, co właściwie Płazy produkują w morskich głębinach z półproduktów i surowców, które kupują od ludzi. Pewne jest, że Salamandry nie życzą sobie nawet, żebyśmy to wiedzieli. W ostatnich latach zginęło wskutek utopienia albo uduszenia tylu nurków spuszczonych na dno morza, że nie można przypisać tego zwykłemu przypadkowi. Jest to w najwyższej mierze zjawisko alarmujące, zarówno pod względem przemysłowym, jak i w aspekcie wojskowym.

Trudno jednak sobie wyobrazić — kontynuował X w dalszych rozdziałach, co by Płazy mogły czy chciały od ludzi wziąć. Nie mogą żyć na lądzie, a my nie możemy przeszkadzać im w tym, jak żyją pod wodą. Nasze i ich środowiska życiowe są od siebie ściśle i na zawsze oddzielone. Wprawdzie żądamy od nich określonej wydajności w pracy, ale za to w znacznej mierze żywimy je i dostarczamy im surowców i towarów, których bez nas w ogóle by nie miały, na przykład metali. Ale choć nie ma praktycznego powodu do jakiegoś antagonizmu między nami i Płazami, mamy tu do czynienia, rzekłbym, z pewnym kontrastem metafizycznym: naprzeciw stworzeń powierzchniowych stoją stworzenia głębinowe (abysal); istoty nocne naprzeciw istot dziennych; ciemne tonie wód naprzeciw jasnej i suchej ziemi. Granica między wodą i lądem jest jakoś ostrzejsza niż dawniej. Naszej ziemi dotyka ich woda. Moglibyśmy po wieczne czasy żyć doskonale obok siebie i wymieniać się tylko pewnymi usługami i produktami, ale trudno pozbyć się przykrego uczucia, że to się chyba nie uda. Czemu? Nie mogę podać wam dokładnych powodów, ale to poczucie jest tu obecne. To jakby przeczucie, że kiedyś wody same obrócą się przeciwko ziemi, żeby rozwiązać problem genezy.

Przyznaję się do niepokoju poniekąd irracjonalnego — powiada dalej X — ale poczułbym wielką ulgę, gdyby Płazy wystąpiły przeciwko ludzkości z jakimiś żądaniami. Można by z nimi przynajmniej pertraktować, zawierać rozmaite koncesje, umowy i kompromisy. Ale ich milczenie jest straszne. Boję się ich niezrozumiałej powściągliwości. Mogłyby na przykład domagać się dla siebie określonych politycznych awantaży. Szczerze mówiąc, prawodawstwo dla Płazów jest w wielu krajach nieco przestarzałe i niegodne już stworzeń tak cywilizowanych i tak silnych liczebnie. Wypadałoby ustalić nowe prawa i obowiązki Płazów i to w bardziej korzystnej dla nich formie. Można by rozważyć jakiś zakres autonomii dla Salamander. Gwoli sprawiedliwości należałoby poprawić ich warunki pracy i stosowniej tę pracę wynagradzać. Można by więc pod wieloma względami poprawić ich los, gdyby się tylko tego domagały. Moglibyśmy też poczynić na ich rzecz pewne ustępstwa i potwierdzić je umowami kompensacyjnymi. W najgorszym razie moglibyśmy znacznie zyskać na czasie. Jednak Płazy niczego nie żądają. Podnoszą tylko swoją wydajność i swoje zamówienia. Dziś musimy sobie wreszcie zadać pytanie: gdzie leży tego kres? Mówiło się nieraz o żółtym, czarnym albo czerwonym niebezpieczeństwie. Ale wówczas chodziło o ludzi, a w przypadku ludzi możemy sobie mniej więcej wyobrazić, czego mogą chcieć. Choć nie mamy jeszcze pojęcia, jak i przeciwko czemu właściwie ludzkość będzie zmuszona się bronić, to jedno musi być jasne: jeśli po jednej stronie znajdą się Płazy, po drugiej stanie cała ludzkość.

Ludzie przeciwko Płazom! Już czas, żeby tak to sformułować. Przecież, szczerze mówiąc, normalny człowiek instynktownie nienawidzi Salamander, brzydzi się ich — i boi się ich. Na całą ludzkość pada coś jakby lodowaty cień grozy. Bo czymże innym jest ten frenetyczny konsumpcjonizm, to nieugaszone pragnienie zabawy i rozkoszy, ta orgiastyczna rozwiązłość, które opanowały współczesnych ludzi? Podobnego upadku obyczajów nie było od czasów, gdy imperium rzymskiemu groziła inwazja barbarzyńców. To jest nie tylko skutek niebywałego dobrobytu materialnego, ale rozpaczliwie zagłuszany lęk z powodu rozpadu i zaniku. Wznieśmy puchar po raz ostatni, zanim nadejdzie nasz koniec! Jakaż to hańba, jakież szaleństwo! Wydaje się, że Bóg w swym bezgranicznym miłosierdziu pozwala podupadać narodom i klasom, które dążą ku zagładzie. Chcecie przeczytać ogniste »mane tekel fares« napisane nad głowami ucztującej ludzkości? Spójrzcie na neony, które całymi nocami świecą na murach biesiadujących i rozwiązłych miast! Pod tym względem my, ludzie, upodabniamy się już do Płazów — żyjemy intensywniej w nocy niż za dnia.

Gdyby chociaż te Salamandry nie były takie przeciętne! — wykrzyknął w końcu przygnębiony X. — Owszem, są jako tako wykształcone, ale przez to są jeszcze bardziej ograniczone, bowiem przyswoiły sobie z ludzkiej cywilizacji tylko to, co jest w niej przeciętnego i użytecznego, mechanicznego i powtarzalnego. Stoją u boku ludzkości, jak famulus Wagner u boku Fausta. Uczą się z tych samych książek co ludzki Faust, z tą tylko różnicą, że im to wystarcza i że nie rodzi się w nich żadna wątpliwość. A najstraszliwsze jest to, że rozmnożyły ten użyteczny, bezmyślny i ograniczony typ cywilizowanej przeciętności na wielką skalę, w milionach i miliardach takich samych egzemplarzy. Albo nie, mylę się, najbardziej przerażające jest to, że odnoszą taki sukces. Nauczyły się używać maszyn i liczb, i okazało się, że to wystarczy, by stały się panami całego świata. Usunęły z ludzkiej cywilizacji wszystko, co było w niej niecelowe, żartobliwe, fantastyczne albo archaiczne. W ten sposób pozbawiły ją tego, co w niej było ludzkie, i przejęły jedynie jej praktyczną, techniczną i utylitarną stronę. I ta żałosna karykatura ludzkiej cywilizacji zalała cały świat; buduje cuda techniki, odnawia naszą starą planetę i zaczyna fascynować samą ludzkość. Od swojego ucznia i sługi będzie się Faust uczyć tajemnicy sukcesu i przeciętności. Albo ludzkość zmierzy się z Płazami w dziejowym konflikcie na śmierć i życie, albo nieodwracalnie zamieni się w Jaszczury. Jeśli o mnie chodzi — kończył X melancholijnie — widziałbym raczej to pierwsze.

A więc X was ostrzega — kontynuował jeszcze nieznany autor. — Jeszcze możecie strząsnąć z siebie tę zimną i śliską obręcz, która nas wszystkich obejmuje. Musimy pozbyć się Salamander. Jest ich zbyt wiele. Są uzbrojone i mogą obrócić przeciwko nam arsenał wojenny, o którego sile nie wiemy prawie nic. Lecz groźniejsze niebezpieczeństwo dla nas ludzi tkwi nie w ich sile, a w ich skutecznym, ba — zwycięskim niedowartościowaniu. Nie wiem, czego powinniśmy się bardziej obawiać — ich ludzkiej cywilizacji czy ich podstępnego, chłodnego i zwierzęcego okrucieństwa. A te dwie rzeczy razem wzięte dają coś niewyobrażalnie przerażającego i niemal diabelskiego. W imię kultury, w imię chrześcijaństwa i ludzkości musimy uwolnić się od Płazów.

Idioci — wołał anonimowy apostoł — przestańcie wreszcie karmić Płazy! Przestańcie dawać im pracę, zrezygnujcie z ich usług, zostawcie je, niech się wyniosą dokądkolwiek, gdzie się same wyżywią, tak jak inne wodne stworzenia! Sama przyroda zrobi porządek z ich nadmiarem. Byle tylko ludzie, ludzka cywilizacja i ludzka historia nie pracowały dłużej na rzecz Salamander!

I przestańcie dostarczać Płazom broń, wstrzymajcie im dostawy metali i materiałów wybuchowych, nie wysyłajcie im już maszyn i towarów przeznaczonych dla ludzi! Nie dostarczajcie tygrysom zębów i jadu wężom. Nie podsycajcie wulkanicznego ognia i nie burzcie tam powstrzymujących powodzie. Uchwalcie zakaz dostaw do wszystkich mórz. Niech Płazy zostaną wyjęte spod prawa, niech będą przeklęte i wykluczone z naszego świata! Niech powstanie Liga Narodów przeciw Płazom! Cała ludzkość niech będzie gotowa bronić swego życia z bronią w rękach. Niech pod protektoratem Ligi Narodów, króla szwedzkiego albo papieża zostanie zwołana światowa konferencja wszystkich cywilizowanych państw, która powoła światową unię albo przynajmniej związek wszystkich narodów chrześcijańskich do walki z Salamandrami! Dzisiaj jest moment przełomowy, gdy pod straszliwym naciskiem zagrożenia ze strony Jaszczurów i ludzkiej odpowiedzialności może udać się to, do czego nie zdołała doprowadzić wojna światowa ze wszystkimi jej ogromnymi ofiarami — do stworzenia Stanów Zjednoczonych Świata. Daj Boże, by tak się stało! Gdyby się to powiodło, Płazy nie pojawiłyby się nadaremnie i byłyby narzędziem Boga”.

Ten patetyczny pamflet wywołał żywą reakcję w szerokich kręgach społecznych. Starsze panie zgadzały się zwłaszcza z tym, że nastał niebywały upadek obyczajów. Natomiast rubryki gospodarcze gazet słusznie wskazywały na to, że nie można ograniczać dostaw dla Płazów, ponieważ spowodowałoby to znaczny spadek produkcji i poważny kryzys w wielu gałęziach przemysłu. Również rolnictwo bardzo liczy dziś na olbrzymi zbyt kukurydzy, ziemniaków i innych płodów przeznaczonych na paszę dla Płazów. Gdyby została obniżona ilość Salamander, nastąpiłby znaczny spadek cen na artykuły spożywcze, przez co rolnicy znaleźliby się na skraju bankructwa. Związki zawodowe robotników podejrzewały pana X o reakcjonizm i oświadczały, że nie dopuszczą do tego, by został zahamowany eksport jakiegokolwiek towaru dla Płazów. Ledwie zlikwidowano bezrobocie wśród ludu pracującego, który wywalczył ponadto premie zadaniowe, a pan X chce mu wyrwać chleb z ręki. Klasa robotnicza współczuje Płazom i protestuje przeciwko wszelkim próbom obniżenia ich poziomu życia i wydania zubożałych i bezbronnych w ręce kapitalistów. Co się tyczy Ligi Narodów przeciw Płazom, wszystkie poważne instytucje polityczne były zgodne co do tego, że nie jest ona potrzebna. Mamy przecież Ligę Narodów, a także Konwencję Londyńską, w której państwa morskie zobowiązały się, że nie będą wyposażać swych Salamander w broń ciężką. Niełatwo jednak żądać takiego rozbrojenia od państwa, które nie ma pewności, że inna morska potęga nie zbroi potajemnie swych Płazów i nie zwiększa w ten sposób swego wojennego potencjału kosztem swoich sąsiadów. Żadne państwo ani kontynent nie może też zmuszać swych Płazów, żeby się przeprowadziły gdzie indziej, po prostu dlatego, że przez to w sposób niepożądany zwiększyłby się z jednej strony zbyt towarów przemysłowych i rolniczych, z drugiej zaś siła obronna innych państw czy kontynentów. I takich zarzutów, z którymi każdy rozumny człowiek musiał się zgodzić, padało wiele.

Pomimo tego pamflet X ostrzega nie przeszedł bez echa i miał swoje poważne następstwa. Prawie we wszystkich krajach szerzył się ludowy ruch antyjaszczurczy i zakładano związki dla zwalczania Płazów, kluby antysalamandrytów, komitety ochrony ludzkości i wiele innych organizacji tego rodzaju. Delegaci Płazów w Genewie zostali znieważeni, gdy wybierali się na tysiąc dwieście trzynaste posiedzenie Komisji do Badania Problemu Płazów. Drewniane ogrodzenia na wybrzeżu morskim zamalowano napisami z pogróżkami takimi jak: „Śmierć Płazom!”, „Precz z Salamandrami!” i tym podobnymi. Wiele Płazów zostało ukamienowanych. Żadna Salamandra nie odważyła się w ciągu dnia wytknąć łba z wody. A mimo to z ich strony nie dochodziło do żadnych przejawów protestu ani do czynów odwetowych. Były po prostu niewidoczne, przynajmniej w ciągu dnia. A ludzie, którzy zaglądali przez ogrodzenia, widzieli tylko bezkresne i huczące obojętnie morze. „Patrzcie — mówili z nienawiścią — te potwory nawet się nie pokażą!”.

I w tej złowieszczej ciszy zadudniło tak zwane trzęsienie ziemi w Luizjanie.

7. Trzęsienie ziemi w Luizjanie

Tego dnia — było to 11 listopada o godzinie pierwszej w nocy — w Nowym Orleanie dało się odczuć silne trzęsienie ziemi. W dzielnicy czarnoskórych zawaliło się kilka baraków. Ludzie w panice wybiegali na ulice, ale wstrząsy już się nie powtórzyły. Z ogromną siłą uderzył tylko krótkotrwały huragan, który wybił szyby w oknach i zerwał dachy tamtejszych nędznych chałup. Kilkadziesiąt osób zostało zabitych. Potem lunął gwałtowny błotnisty deszcz.

Podczas gdy orleańscy strażacy wyjeżdżali na pomoc do najbardziej dotkniętych rejonów, nadchodziły telegramy z Morgan City, Plaquemine, Baton Rouge i Lafayette: „SOS! Wyślijcie ekipy ratunkowe! Trzęsienie ziemi i huragan zniszczyły pół miasta! Zapora na Missisipi grozi przerwaniem! Wyślijcie natychmiast koparki, karetki i wszystkich mężczyzn zdolnych do pracy!”. Z Fort Livingstone doszło tylko lakoniczne pytanie: „Halo, czy u was też taki bajzel?”. Potem dotarła depesza z Lafayette: „Uwaga! Uwaga! Najbardziej dotknięta New Iberia. Zerwana łączność między Iberią i Morgan City. Poślijcie tam pomoc!”. Zaraz potem telefon z Morgan City: „Nie mamy łączności z New Iberia. Prawdopodobnie zniszczona droga i tory kolejowe. Wyślijcie okręty i samoloty do Vermillion Bay! My już niczego nie potrzebujemy. Mamy około trzydziestu zabitych i stu rannych”. Następnie telegram z Baton Rouge: „Dostaliśmy wiadomość, że najgorzej w New Iberia. Zatroszczcie się przede wszystkim o nich. Nam potrzeba tylko ludzi do pracy, ale szybko, bo nam pękną wały. Robimy, co możemy”. Po chwili: „Halo, halo, Shreveport, Natchitoches, Alexandria wysyłają pociągi ratownicze do New Iberia. Halo, halo, Memphis, Winana, Jackson wysyłają pociągi via Orleans. Wszystkie auta wiozą ludzi nad zaporę Baton Rouge”. „Halo, tu Pascagoula. Mamy kilka ofiar. Potrzebujecie pomocy?”.

Tymczasem wyjeżdżały już wozy, karetki i pociągi ratownicze w kierunku Morgan City — Patterson — Franklin. Po godzinie czwartej rano dotarła pierwsza dokładniejsza wiadomość: „Tory kolejowe między miejscowościami Franklin i New Iberia, siedem kilometrów na zachód od Franklin, przerwała woda. Zdaje się, że na skutek trzęsienia ziemi powstała tam głęboka rozpadlina, połączona z Vermillion Bay i zalana przez morze. Na ile da się ustalić, ta rozpadlina powiększa się, biegnąc od Vermillion Bay w kierunku wschodnio-północno-wschodnim, w pobliżu Franklin skręca na północ, łączy się z Grand Lake, po czym ciągnie się dalej na północ, aż do linii Plaquemine–Lafayette, gdzie kończy się w starym jeziorku.

1 ... 20 21 22 23 24 25 26 27 28 ... 35
Idź do strony:

Darmowe książki «Inwazja jaszczurów - Karel Čapek (gdzie można przeczytać książkę za darmo .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz