Darmowe ebooki » Powieść » O czym szumią wierzby - Kenneth Grahame (biblioteka dla dzieci .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «O czym szumią wierzby - Kenneth Grahame (biblioteka dla dzieci .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Kenneth Grahame



1 ... 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24
Idź do strony:
zastał skorupki od jaj, resztki grzanek, zimnych i twardych jak podeszwy, maszynkę kawy w trzech czwartych próżną i niewiele więcej. Nie wpłynęło to dodatnio na jego humor, zważywszy iż ten dom był mimo wszystko jego własny. Przez oszklone drzwi jadalni widział Kreta i Szczura siedzących na trawniku w trzcinowych fotelach; opowiadali sobie najwidoczniej dykteryjki53, gdyż ryczeli ze śmiechu i wymachiwali krótkimi łapkami. Borsuk, który był zagłębiony w porannym dzienniku, ledwie podniósł oczy i skinął łebkiem, gdy Ropuch wszedł. Lecz Ropuch znał go dobrze, zasiadł więc do stołu i starał się jak najlepiej wyzyskać resztki śniadania. Powiedział sobie tylko, że wcześniej czy później porachuje się z przyjaciółmi. Gdy prawie już skończył, Borsuk podniósł oczy i oświadczył dość oschle:

— Bardzo mi przykro, Ropuchu, ale obawiam się, że masz przed sobą ciężką pracę na dzisiejszy ranek. Bo widzisz, trzeba koniecznie wyprawić zaraz bankiet dla uczczenia zwycięskiej wyprawy. Wszyscy się tego po tobie spodziewają, właściwie taki jest zwyczaj.

— Doskonale! — rzekł Ropuch z gotowością. — Zrobię wszystko, co może komukolwiek sprawić przyjemność. Chociaż niech mnie licho porwie, jeśli domyślam się, dlaczego chcesz rano wyprawiać bankiet. Ale wiesz, że ja nie żyję dla własnej przyjemności, a tylko odgaduję życzenia swoich przyjaciół i staram się je zaspokoić, mój kochany, stary Borsuku.

— Nie udawaj głupszego, niż jesteś — odparł zirytowany Borsuk — i nie śmiej się, i nie pluj w kawę, bo to oznaka złego wychowania. Ja chcę oczywiście powiedzieć, że bankiet odbędzie się wieczorem, ale zaproszenia muszą być napisane i wysłane natychmiast, i to ty musisz je napisać. Siadaj więc przy tym stole; leżą tam stosy papieru ze złoconym i niebieskim napisem „Ropuszy Dwór” — wystosuj zaproszenia do wszystkich naszych przyjaciół. Jeśli się do tego porządnie przyłożysz, będziemy je mogli rozesłać jeszcze przed drugim śniadaniem. Ja ci także pomogę i wezmę na siebie część trudów: wydam zarządzenia co do bankietu.

— Co? — zawołał Ropuch z przerażeniem. — Ja mam siedzieć w pokoju i pisać nudne listy w taki rozkoszny poranek, kiedy chciałbym obejść moje dobra i zaprowadzić porządek we wszystkim i ze wszystkimi, i puszyć się, i bawić! Ani myślę! Niech mnie... To jest... Poczekaj... Ależ oczywiście, drogi Borsuku! Czymże jest moja przyjemność czy wygoda w porównaniu z przyjemnością czy wygodą innych! Życzysz sobie tego, niech i tak będzie. Idź, Borsuku, wydaj, jakie chcesz, rozporządzenia co do bankietu, a potem przyłącz się do naszych młodych przyjaciół, dziel ich niewinną wesołość, nie pomnąc na moje trudy i troski. Poświęcę ten piękny ranek na ołtarzu obowiązku i przyjaźni!

Borsuk spojrzał na Ropucha z niedowierzaniem. Lecz widząc jego szczerość, trudno było przypisywać tę zmianę jakiejś niskiej pobudce. Wyszedł więc z pokoju, kierując się do kuchni, a gdy tylko drzwi zamknęły się za nim, Ropuch pośpieszył do biurka. Podczas rozmowy z Borsukiem przyszła mu do głowy doskonała myśl. Napisze zaproszenia i nie zapomni zamieścić w nich wzmianki o wybitnej roli, jaką odegrał podczas bitwy, i o tym, jak powalił Wodza Tchórzów. Napomknie przy tym o swoich przygodach, o szeregu triumfów, o jakich zamierza opowiedzieć, a na osobnej kartce wypisze jakby program wieczoru — ułożył sobie w głowie coś w tym rodzaju:

„MOWA, wypowie ROPUCH.

(Ropuch w ciągu wieczoru wypowie jeszcze inne mowy).

ODCZYT, wygłosi ROPUCH.

Konspekt: — Nasz system więzienny — Wodne szlaki Anglii — Handel końmi i sposób, w jaki należy prowadzić ów handel — Własność, jej prawa i obowiązki — Powrót do ziemi — Typ angielskiego ziemianina.

PIEŚŃ (własnej kompozycji) odśpiewa ROPUCH.

INNE KOMPOZYCJE ROPUCHA odtworzy autor w ciągu wieczoru”.

Pomysł ten bardzo się Ropuchowi podobał, pracował więc bardzo pilnie i skończył wszystkie listy do południa. O tej właśnie godzinie dano mu znać, że mały tchórzyk, dość nędznie wyglądający, stoi przed drzwiami i pyta nieśmiało, czy nie mógłby czymś się panom przysłużyć. Ropuch wyszedł z dumną miną i poznał jednego z wczorajszych więźniów. Tchórz okazywał głęboki szacunek i chęć przypodobania się. Ropuch pogłaskał go po łebku, wsunął mu w łapę stos zaproszeń, kazał mu szybko biec i roznieść je jak najprędzej. Jeśli chce, niech wróci wieczorem, znajdzie się być może jakiś szyling dla niego, ale niech na to nie liczy! Biedny Tchórz zdawał się doprawdy wdzięczny i wyruszył gorliwie spełnić polecenie.

Gdy inne zwierzęta wróciły na drugie śniadanie, rześkie i rozdokazywane po ranku spędzonym na Rzece, Kret, którego sumienie trochę gryzło, spojrzał niepewnie na Ropucha, spodziewając się, że będzie nadąsany lub przygnębiony. Tymczasem Ropuch był tak nadęty i butny, że Kret zaczął coś podejrzewać, Borsuk zaś i Szczur zamienili znaczące spojrzenia.

Po skończonym posiłku Ropuch zagłębił łapy w kieszeniach od spodni i zauważył od niechcenia:

— Rozgośćcie się, chłopcy! Każcie sobie dać, czego wam tylko potrzeba!

I z dumną miną odszedł w stronę ogrodu, aby ułożyć swoje mowy, lecz Szczur chwycił go za ramię.

Ropuch domyślał się, czego Szczur od niego chce i dokładał starań, aby się wyrwać, ale kiedy Borsuk ujął go stanowczo za drugie ramię, musiał uznać sprawę za przegraną. Zwierzęta wzięły Ropucha między siebie i zaprowadziły go do małego gabinetu, zamknęły za sobą drzwi, posadziły Ropucha na krześle, potem stanęły przed nim, a Ropuch w milczeniu patrzył na nie nieufnie i z gniewem.

— Posłuchaj no, Ropuchu — powiedział Szczur — chodzi nam o ten bankiet i bardzo mi przykro, że jestem zmuszony przemawiać do ciebie w ten sposób. Ale chcemy, abyś zrozumiał raz na zawsze, że nie będzie żadnych mów ani śpiewów. Staraj się sobie uświadomić, iż w tym wypadku nie dyskutujemy z tobą, tylko po prostu wydajemy ci polecenie.

Ropuch zrozumiał, że wpadł w pułapkę. Przejrzeli go i przewidzieli zawczasu jego zamiary. Miły sen rozwiał się!

— Może mógłbym zaśpiewać choć jedną króciutką piosenkę? — prosił żałośnie.

— Nie, ani jednej piosenki — odparł Szczur stanowczo, choć serce krajało mu się, gdy zauważył drżenie warg biednego, zawiedzionego Ropucha. — To na nic, Ropuszku! Wiesz, że twoje pieśni pełne są zarozumiałości, pychy i przechwałek, a twoje mowy to samochwalstwo i... i... i gruba przesada i... i...

— I nabieranie — wtrącił Borsuk ordynarnie, po swojemu.

— To dla twego dobra, Ropuszku — ciągnął Szczur dalej. — Wiesz, że musisz wcześniej czy później zacząć nową kartę życia. Teraz nadarza się po temu doskonała sposobność, będzie to pewnego rodzaju punkt zwrotny w twojej karierze. Wierz mi, że mówienie ci tego wszystkiego sprawia mi większą przykrość niż tobie słuchanie.

Ropuch myślał długo. Wreszcie podniósł łebek, a na jego pyszczku malowało się silne wzruszenie.

— Zwyciężyliście, przyjaciele — odezwał się drżącym głosem. — To, o co prosiłem, było drobnostką: pragnąłem za waszym pozwoleniem wypowiedzieć się w ciągu jednego, ostatniego wieczoru. Chciałem wywnętrzyć się i posłyszeć grzmot oklasków, które, jak mi się zdaje, wydobywają na jaw największe moje zalety. Jednakże wiem, iż to wy macie słuszność, a nie ja. Odtąd stanę się zupełnie innym Ropuchem. Już nigdy, drodzy moi, nie będziecie potrzebowali za mnie się rumienić. Ale, o Boże! Boże! Jakie to życie jest ciężkie!

I Ropuch wyszedł chwiejnym krokiem, przyłożywszy chustkę do pyszczka.

— Borsuku — powiedział Szczur — mam wrażenie, że postąpiłem jak bydlę. Ciekawe, jak ty się czujesz?

— Cóż robić! — westchnął chmurny Borsuk. — Trzeba to było jednak przeprowadzić. Ten zacny chłopak musi tu mieszkać, przestać trwonić mienie i zasłużyć sobie na powszechny szacunek. Czy chciałbyś, aby stał się ogólnym pośmiewiskiem, przedmiotem kpin i drwin Tchórzów i Łasic?

— Oczywiście, że nie — odparł Szczur. — Ale kiedy już jesteśmy przy Tchórzach, co za szczęście że spotkaliśmy małego tchórzyka w chwili, kiedy zaczynał roznosić zaproszenia Ropucha! Powziąłem już pewne podejrzenia z tego, coś opowiedział, i przeczytałem parę zaproszeń. Były po prostu haniebne. Skonfiskowałem cały ich stos, a teraz poczciwy Kret siedzi w niebieskim saloniku i wypełnia zwykłe, proste karty zaproszeniowe.

*

Nadeszła wreszcie godzina wyznaczona na bankiet, a Ropuch, który opuściwszy przyjaciół, schronił się do swej sypialni, siedział tam jeszcze, smętny i zamyślony. Czoło oparł na łapie i rozważał coś długo i głęboko. Stopniowo zaczął się rozpogadzać, a na jego pyszczku wykwitł z wolna uśmiech. Potem Ropuch zachichotał nieśmiało. Wreszcie wstał, zamknął drzwi, spuścił zasłony w oknach, zgromadził krzesła z całego pokoju, ustawił je w półkole i stanął przed nimi, nadymając się tak, że rósł i rósł w oczach. Następnie skłonił się, odkaszlnął dwukrotnie i zaczął śpiewać podniesionym głosem przed zachwyconym audytorium, które widział jasno w wyobraźni.

OSTATNIA PIOSENKA ROPUCHA

Ropuch powrócił do domu! 
W holu ktoś zawył, w salonie zakrzyknął: „O Boże!”, 
Płacze i krzyki rozległy się w stajni, oborze... 
Gdy Ropuch wrócił do domu. 
 
Ropuch powrócił do domu! 
Tu brzęk tłuczonej szyby, drzwi się wyłamały, 
Tam piski łasic, które ze strachu omdlały, 
Gdy Ropuch wrócił do domu. 
 
Psst — wystrzela raca... 
Huk ciężkich dział i ryk wszystkich aut, 
Trąbią trębacze, salutują żołnierze na gwałt: 
To bohater wraca! 
 
Hej, kto żyw, niechaj słucha! 
Wołajmy co sił i jeszcze głośniej 
I szerzmy sławę jego donośnie — 
Dziś wielki dzień Ropucha!54 
 

Śpiewał bardzo głośno, z wielkim namaszczeniem i uczuciem, a gdy skończył piosenkę, zaczął ją od początku.

Potem z jego piersi wyrwało się westchnienie, długie, długie, długie westchnienie...

Następnie zanurzył szczotkę w dzbanku z wodą, zrobił przedziałek na środku łebka, wygładził włosy, równo z obu stron pyszczka i otworzywszy drzwi, zszedł spokojnie ze schodów, aby powitać swych gości, którzy, jak wiedział, zgromadzili się już w salonie.

Gdy Ropuch wszedł, wszystkie zwierzęta wiwatowały na jego cześć i zebrały się wokół niego, aby mu powinszować. Mówiły o jego odwadze i mądrości, i umiejętnych sposobach prowadzenia walki, a Ropuch uśmiechał się blado i szeptał:

— Ależ skąd!

A czasem dla odmiany:

— Ależ przeciwnie!

Wydra, która stała przed kominkiem w kole przyjaciół i opisywała dokładnie, jak to ona zabrałaby się do rzeczy, gdyby się tu znalazła, podeszła z okrzykiem do Ropucha i zarzuciła mu łapy na szyję, usiłując oprowadzić go dokoła pokoju, lecz Ropuch osadził ją na miejscu z pewnym lekceważeniem i oswobodził się z jej uścisku, mówiąc łagodnie:

— Borsuk był umysłem, który nami kierował. Kret i Szczur walczyli w pierwszym szeregu, ja nie zrobiłem nic lub prawie nic, tyle co zwykły szeregowiec.

Zwierzęta były zdumione i zaskoczone tym niezwykłym zachowaniem się Ropucha. A Ropuch poczuł, że wzbudza ogólne zainteresowanie, gdy przechodzi od jednego gościa do drugiego i odpowiada skromnie na pytania.

Borsuk zarządził wszystko jak najlepiej i bankiet udał się doskonale. Było dużo gadania i śmiechów, i żartów, ale Ropuch — który, ma się rozumieć, przewodniczył — miał przez cały czas oczy spuszczone i szeptał komplementy zwierzętom siedzącym obok niego. W przerwach spoglądał na Borsuka i Szczura, a kiedy tylko na nich popatrzył, widział, że wlepiają w siebie oczy, otwierając pyszczki ze zdumienia. Sprawiało mu to wielką przyjemność.

Niektóre młodsze zwierzęta weselszego usposobienia zaczęły szeptać do siebie późno wieczorem, że jakoś nie jest tak zabawnie, jak bywało za dawnych dobrych czasów; dało się słyszeć tu i ówdzie stukanie w stół i okrzyki:

— Ropuch niech mówi! Chcemy mowy Ropucha! Piosenek! Piosenek pana Ropucha!

Ale Ropuch kręcił przecząco łebkiem, podnosił łapkę, protestując łagodnie, zapraszał gości do jedzenia i dzięki pogawędkom na różne tematy i gorliwemu rozpytywaniu się o członków rodziny zbyt młodych, aby mogli brać udział w życiu towarzyskim, zdołał wzbudzić w swych gościach przeświadczenie, że bankiet odbywa się ściśle według przyjętego zwyczaju.

Był to zaiste Ropuch zupełnie odmieniony.

*

Czterej przyjaciele po owym szczytowym punkcie swej kariery życiowej dalej prowadzili z pełnym zadowoleniem radosny żywot, tak brutalnie przerwany wojną domową. Żadne powstania ani najazdy nie zakłócały już ich spokoju. Ropuch, po naradzie z przyjaciółmi, wybrał piękny złoty łańcuch i medalion wysadzany perłami i wysłał go córce dozorcy więziennego wraz z listem, który zyskał poklask nawet u Borsuka, za słowa pełne uznania, wdzięczności i skromności. Z kolei maszynista otrzymał należne podziękowania i wynagrodzenie za podjęte trudy i kłopoty. Pod surowym naciskiem Borsuka odszukano także, z pewnym trudem, właścicielkę barki i zwrócono jej dyskretnie sumę pokrywającą wartość konia, mimo że Ropuch gwałtownie się temu przeciwstawiał. Uważał się za narzędzie losu, zesłane, by karać tłuste baby o piegowatych ramionach, baby, które nie potrafią poznać prawdziwych dżentelmenów, kiedy się z nimi zetkną. Wypłacenie zakwestionowanej sumy nie było, prawdę powiedziawszy, zbyt uciążliwe, ponieważ miejscowi taksatorzy55 uznali, iż ocena Cygana była mniej więcej sprawiedliwa.

Czasami, podczas długich letnich wieczorów, przyjaciele udawali się razem do Puszczy, która nie przedstawiała już dla nich niebezpieczeństwa. Przyjemnie było patrzeć, z jakim szacunkiem witali ich mieszkańcy Puszczy, jak matki-tchórze wynosiły swe dzieci do wylotów nor i mówiły do nich:

— Patrz, dzidziu, tam idzie wielki pan Ropuch, a obok niego kroczy dzielny Szczur Wodny, straszliwy zabijaka. A tam, widzisz, to słynny pan Kret, o którym twój ojciec często opowiada.

A jeśli dzieci były krnąbrne i nie chciały słuchać, uspakajano je groźbą, że jeśli się nie ustatkują i nie przestaną martwić starszych, przyjdzie po nie przerażający szary Borsuk. Było to podłe oszczerstwo wobec Borsuka, który lubił dzieci, choć nie bardzo dbał o towarzystwo. Lecz skutek tych słów nigdy nie zawodził.

Przypisy:

1. pens — drobna moneta brytyjska. [przypis edytorski]

2. gościniec — utwardzona, szeroka droga. [przypis edytorski]

3. mila angielska — miara odległości równa ok. 1,6 km. [przypis edytorski]

4. szyper — dowódca mniejszego statku lub dużej łodzi.

1 ... 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24
Idź do strony:

Darmowe książki «O czym szumią wierzby - Kenneth Grahame (biblioteka dla dzieci .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz