Inwazja jaszczurów - Karel Čapek (gdzie można przeczytać książkę za darmo .TXT) 📖
Kapitan van Toch to typ bohatera jak z powieści Conrada: łączący w sobie cechy nieco gburowatego mizantropa i nieco infantylnego romantyka. Wiedziony swoistym poczuciem misji cywilizacyjnej, zmieszanym z rozczuleniem czy współczuciem, postanawia pomóc pewnym istotom żyjącym u wybrzeży jednej z wysp w pobliżu Sumatry i sprawić, aby mogły obronić się przed napaściami rekinów. Sytuacja zaczyna rozwijać się zgodnie z prawami powszechnie rządzącymi psychiką ludzką i mechanizmami społecznymi: wkrótce świat staje u progu apokalipsy…
Futurystyczna wizja Karela Čapka była odczytywana jako odpowiedź na drapieżną ekspansję faszyzmu, nacjonalizmu, kolonializmu i kapitalizmu lat 30. Przede wszystkim jednak Inwazja jaszczurów wiele mówi o uniwersalnych problemach ludzkości. Poruszając istotne problemy, pisarz nie traci poczucia humoru i charakterystycznego pogodnego dystansu, właściwego zresztą w ogóle literaturze czeskiej.
Wydana w 1936 r. Inwazja jaszczurów (wcześniej w odcinkach publikował ją dziennik „Lidové noviny” w l. 1935–1936) to nie tylko klasyka światowej powieść fantastycznonaukowej (fantazmatyczne związki ze współczesnym reptilianizmem niech ocenią czytelnicy). Karel Čapek dał w niej również wyraz awangardyzmowi epoki: wykorzystał różne gatunki (depesza, sprawozdanie, reportaż), umieszczając szereg komentarzy również w rozbudowanych przypisach. Tworzy to połączoną dynamicznym montażem całość polifoniczną i błyskotliwą.
- Autor: Karel Čapek
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Inwazja jaszczurów - Karel Čapek (gdzie można przeczytać książkę za darmo .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Karel Čapek
Dzięki upaństwowieniu szkolnictwa Płazów cała sprawa stała się prostsza: w każdym kraju Płazy były po prostu kształcone w języku danego narodu. Chociaż Salamandry uczyły się języków obcych stosunkowo łatwo i z zapałem, ich zdolności językowe przejawiały pewne braki, wynikające z jednej strony ze słabego wykształcenia się ich aparatów mowy, z drugiej zaś z powodów natury psychicznej; na przykład z trudem wymawiały długie, wielosylabowe słowa i próbowały redukować je do jednej sylaby, którą wymawiały krótko i nieco skrzekliwie; mówiły l zamiast r, a przy głoskach syczących lekko sepleniły; pomijały końcówki gramatyczne, nigdy nie nauczyły się rozróżniać „ja” i „my”, i było im wszystko jedno, czy jakieś słowo jest rodzaju żeńskiego czy męskiego (może przejawia się w tym ich oziębłość płciowa poza okresem kopulacji). Po prostu każdy język w ich ustach ulegał charakterystycznemu przetworzeniu i jakiemuś racjonalnemu sprowadzeniu do najprostszych i rudymentarnych form. Jest rzeczą godną uwagi, że ich neologizmy, ich wymowę i gramatyczną prymitywność zaczęły szybko przyswajać sobie z jednej strony ludzkie szumowiny w portach, z drugiej tak zwane wyższe sfery; stąd ten sposób mówienia przedostawał się do gazet i wkrótce spowszechniał. U ludzi też często zatracały się rodzaje gramatyczne, ulatniały końcówki, zanikła odmiana. Złota młodzież ograniczyła użycie spółgłoski r i nauczyła się seplenić. Mało kto z wykształconych ludzi mógłby jeszcze powiedzieć, co znaczy indeterminizm czy transcendencja, po prostu dlatego, że te słowa także dla ludzi stały się zbyt długie i nie do wypowiedzenia.
Krótko mówiąc, dobrze czy źle, potrafiły Płazy mówić prawie wszystkimi językami świata, stosownie do tego, na jakim wybrzeżu żyły. Ukazał się u nas wtedy (bodaj w „Národních listach”) artykuł, którego autor z goryczą (niewątpliwie słuszną) pytał, dlaczego Płazy nie uczą się też czeskiego, skoro już są na świecie Salamandry mówiące po portugalsku, holendersku i w innych językach małych narodów. Nasz naród nie ma wprawdzie niestety swego wybrzeża morskiego, przyznawał autor rzeczonego artykułu, i dlatego nie ma u nas morskich Płazów. Jednakże mimo iż nie mamy swego morza, nie oznacza to, że nie mamy takiego samego, a pod wieloma względami większego udziału w światowej kulturze, jak wiele narodów, których języków uczą się tysiące Płazów. Byłoby sprawiedliwe, gdyby Płazy poznały także nasze życie duchowe; ale jak mogą czerpać o nim informacje, skoro nie ma wśród nich nikogo, kto znałby nasz język? Nie oczekujmy, że ktoś na świecie uzna ten kulturowy dług i założy katedrę języka i literatury czeskiej na którejś uczelni dla Płazów. Jak mówi poeta: „Nie wierzmy nikomu na świecie, nie mamy tam ni jednego przyjaciela54”. Postarajmy się zatem sami o poprawę tej sytuacji — wołał autor artykułu. — Cokolwiek zrobiliśmy na tym świecie, uczyniliśmy to własnymi siłami! Jest naszym prawem i naszym obowiązkiem, żebyśmy starali się pozyskać przyjaciół również wśród Płazów; ale jak się zdaje, nasze ministerstwo spraw zagranicznych nie przejawia zbytniego zainteresowania należytą propagandą naszego kraju i naszych produktów wśród Płazów, chociaż inne, także mniejsze narody, przeznaczają miliony na to, by ukazać Płazom skarby swej kultury, a zarazem wzbudzić ich zainteresowanie swymi wyrobami przemysłowymi.
Artykuł wzbudził spore zainteresowanie, głównie w Związku Przemysłowców, i miał przynajmniej ten skutek, że wydano mały podręcznik Język czeski dla Płazów, z fragmentami z czeskiej i słowackiej literatury pięknej. Brzmi to niewiarygodnie, ale naprawdę sprzedało się ponad siedemset egzemplarzy tej książki; był to więc całkiem spory sukces55.
Jednakże kwestia wychowania i języka była tylko jedną stroną wielkiego Problemu Płazów, który, jak się to mówi, narastał na oczach ludzi. Na przykład wkrótce wyłoniło się pytanie, jak właściwie ma się postępować z Płazami w aspekcie, by tak rzec, społecznym. W pierwszych, niemal prehistorycznych latach Wieku Płazów to towarzystwa ochrony zwierząt gorliwie starały się o to, żeby nie traktowano Płazów okrutnie i nieludzko; dzięki ich wytrwałym zabiegom udało się sprawić, że prawie wszędzie urzędy przyglądały się temu, aby w stosunku do Płazów przestrzegano przepisów policyjnych i weterynaryjnych obowiązujących wobec innych zwierząt hodowlanych. Także zdecydowani przeciwnicy wiwisekcji podpisali wiele protestów i petycji, aby zakazać przeprowadzania na żywych Płazach eksperymentów naukowych; w szeregu państw takie prawo faktycznie zostało wydane56. Jednakże wraz z rosnącym wykształceniem Salamander odczuwano coraz większe zakłopotanie z racji tego, czy należy chronić Płazy tak jak chroni się zwierzęta; wydawało się to z jakichś nie całkiem jasnych powodów trochę niewłaściwe. Powstała wówczas międzynarodowa Liga Ochrony Płazów (Salamander Protecting League) pod protektoratem księżnej Huddersfield. Liga ta, licząca ponad dwieście tysięcy członków, głównie w Anglii, wykonała na rzecz Salamander znaczącą i chwalebną pracę. Jej szczególnym osiągnięciem było to, że na wybrzeżach tworzono boiska dla płazów, gdzie mogły one, nie będąc niepokojone przez ciekawskich widzów, urządzać swe „mityngi i uroczystości sportowe” (prawdopodobnie również tańce przy księżycu); że we wszystkich szkołach (nawet na uniwersytecie w Oksfordzie) kładziono uczniom do głowy żeby nie kamienowali Płazów; że w pewnej mierze dbano o to, by w szkołach dla Płazów nie przeciążano młodych kijanek nauką; i wreszcie — że miejsca pracy i toalety dla Płazów zostały otoczone wysokimi drewnianymi płotami, które chroniły Płazy przed różnego rodzaju napastowaniem, a przede wszystkim w dostatecznej mierze oddzielały świat Salamander od świata ludzi57.
Według wszelkich danych akcja ta nie spotkała się z pożądanym rezultatem. Nic nie wiadomo o tym, żeby Płazy kiedykolwiek zdecydowały się nosić sukienki albo fartuszki. Może przeszkadzały im pod wodą, a może nie chciały się na nich trzymać. A kiedy Płazy zostały odgrodzone od ludzi drewnianymi płotami, zniknęły po obu stronach wszelkie powody do wstydu albo do nieprzyjemnych odczuć.
Co się tyczy naszej wzmianki o tym, że trzeba było chronić Płazy przed napastowaniem, mieliśmy na myśli głównie psy, które się nigdy z Płazami nie pogodziły i prześladowały je wściekle również pod wodą, nie bacząc na to, że dostawały zapalenia śluzówek w pysku, kiedy pogryzły uciekającego Płaza. Czasem Płazy się broniły i niejeden rasowy pies został zabity motyką albo kilofem. W ogóle między psami i Płazami rozwinęła się trwała, śmiertelna wręcz wrogość, która się w żaden sposób nie zmieniła — przeciwnie, raczej się nasiliła i pogłębiła — przez postawienie płotów między nimi. Ale tak to już bywa, nie tylko u psów. Nawiasem mówiąc, te smołowane płoty, ciągnące się często setkami kilometrów wzdłuż morskiego brzegu, wykorzystano do celów wychowawczych; na całej długości namalowane były na nich duże napisy i hasła odpowiednie dla Płazów, na przykład:
I tak dalej. Gdy pomyślimy, że te drewniane ogrodzenia otaczały na całym świecie ponad trzysta tysięcy kilometrów morskich wybrzeży, będziemy mogli sobie wyobrazić, ile motywujących i pożytecznych haseł zmieściło się na nich.
Jednakże te godne pochwały prywatne inicjatywy, które starały się przyzwoicie i humanitarnie kształtować stosunek społeczności ludzi do Płazów, szybko okazały się niewystarczające. Wprawdzie stosunkowo łatwo było wdrożyć Salamandry, jak się to mówi, do procesu produkcyjnego, ale znacznie bardziej skomplikowane i trudniejsze okazało się włączenie ich w jakiś sposób w powstające porządki społeczne. Bardziej konserwatywnie nastawieni ludzie twierdzili wprawdzie, że tu nie ma co mówić o jakichś problemach prawnych czy publicznych. Płazy są ponoć najzwyczajniej w świecie własnością swego pracodawcy, który za nie ręczy i odpowiada też za ewentualne szkody, które by jego Płazy wyrządziły. Pomimo swej niewątpliwej inteligencji Salamandry nie są w znaczeniu prawnym niczym innym, jak tylko przedmiotem, rzeczą albo mieniem, i każda specjalna regulacja prawna dotycząca Płazów stanowiłaby rzekomo niepokojącą ingerencję w święte prawa własności prywatnej. Tymczasem druga strona oponowała, że Płazy jako istoty inteligentne i w znacznej mierze odpowiedzialne mogą samowolnie i w rozmaity sposób naruszać obowiązujące prawa. Jakby zareagował właściciel Płazów na to, że ma ponosić odpowiedzialność za ewentualne występki swoich Salamander? Takie ryzyko niewątpliwie podłamałoby prywatną przedsiębiorczość w dziedzinie prac wykonywanych przez Płazy. W morzu nie ma płotów, mówiło się. Płazów nie da się zamknąć, żebyście je mieli pod nadzorem. Dlatego trzeba na drodze prawnej zobowiązać same Płazy, żeby respektowały ludzki porządek prawny i kierowały się przepisami, które zostaną dla nich wydane58.
O ile wiadomo, pierwsze ustawy dla Salamander zostały wydane we Francji. Jedna z nich określała obowiązki Płazów w przypadku mobilizacji i wojny. Druga ustawa (zwana lex Deval) nakazywała Płazom osiedlanie się tylko w tych miejscach na wybrzeżu, które wskaże im ich właściciel albo odpowiedni urząd departamentalny. Trzecia ustawa mówiła o tym, że Płazy są bezwarunkowo zobowiązane do podporządkowania się wszystkim zarządzeniom policyjnym; gdyby tego nie uczyniły, urzędy policyjne mają prawo karać je zamknięciem w suchym i jasnym miejscu albo nawet pozbawieniem pracy na dłuższy czas. W odpowiedzi na to partie lewicowe zgłosiły w parlamencie propozycję, żeby opracowano prawodawstwo socjalne dla Salamander, które by określiło ich pracownicze obowiązki, a na pracodawców nałożyło określone zobowiązania wobec pracujących Płazów (na przykład zgodę na czternastodniowy urlop w okresie wiosennego parzenia). Natomiast skrajna lewica domagała się, żeby Płazy w ogóle zostały wydalone z kraju jako wrogowie ludu pracującego, którzy na usługach kapitalistów pracują zbyt dużo i prawie za darmo, zagrażając tym poziomowi życia klasy robotniczej. Dla wzmocnienia tego postulatu doszło do strajku w Breście oraz do wielkich demonstracji w Paryżu; było wielu rannych, a minister Deval musiał podać się do dymisji. We Włoszech Salamandry zostały podporządkowane specjalnej Korporacji Płazów, złożonej z pracodawców i urzędów, w Holandii były administrowane przez ministerstwo budownictwa wodnego — krótko mówiąc, każde państwo rozwiązywało Problem Płazów po swojemu i odmiennie, ale wiele aktów urzędowych, określających publiczne obowiązki i odpowiednio ograniczających zwierzęcą swobodę Płazów, było wszędzie bardzo podobnych.
Rzecz zrozumiała, że wraz z pierwszymi ustawami dla Płazów pojawili się ludzie, którzy w imię prawnej logiki wnioskowali, że jeśli ludzie nakładają na Salamandry określone obowiązki, muszą też przyznać im pewne prawa. Państwo, które stanowi prawo dla Płazów, uznaje je ipso facto za istoty odpowiedzialne i wolne, za podmioty prawne, ba — wręcz za obywateli ich państwa. A w takim razie trzeba będzie uregulować jakoś ich obywatelski stosunek do państwa, pod którego legislatywą żyją. Można byłoby wprawdzie uznać Płazy za emigrantów, ale w takim przypadku państwo nie mogłoby oczekiwać od nich pewnych usług czy obowiązków w czasie mobilizacji lub wojny, jak to się dzieje we wszystkich (z wyjątkiem Anglii) cywilizowanych krajach. Będziemy zapewne oczekiwać od Płazów, żeby w przypadku konfliktu wojennego broniły naszych wybrzeży, ale wówczas nie możemy pozbawiać ich pewnych praw obywatelskich, na przykład prawa wyborczego, prawa do zgromadzeń, reprezentacji w różnych organach publicznych i tak dalej59. Proponowano nawet, żeby Salamandry miały jaką taką podmorską autonomię, lecz te i inne rozważania miały charakter czysto akademicki. Do żadnego praktycznego rozwiązania nie doszło, przede wszystkim dlatego, że Płazy nigdy i nigdzie nie domagały się praw obywatelskich.
Podobnie bez większego zainteresowania i udziału Płazów przebiegła inna wielka dyskusja, która toczyła się wokół problemu, czy Płazy mogą być chrzczone. Kościół katolicki zajmował od początku konsekwentne stanowisko, że nie. Ponieważ Płazy nie są potomkami Adama, nie zostały poczęte w grzechu pierworodnym, więc nie mogą być poprzez sakrament chrztu od tego grzechu oczyszczone. Kościół święty nie chce w żaden sposób rozstrzygać kwestii, czy Płazy mają nieśmiertelną duszę albo jakiś inny udział w miłosierdziu i zbawieniu bożym. Jego przychylność wobec Płazów może przejawiać się jedynie w tym, że będzie o nich pamiętać w specjalnej modlitwie, która będzie czytana w określone dni obok modlitwy za dusze w czyśćcu cierpiące i wstawiennictwa za niewierzącymi60. Trudniej miały Kościoły protestanckie; przyznawały wprawdzie Płazom rozum, a więc i zdolność do zrozumienia nauki chrześcijańskiej, ale wahały się przed uczynieniem ich członkami Kościoła, a tym samym również braćmi w Chrystusie. Ograniczyły się więc do tego, że wydały (w wersji skróconej) Pismo Święte dla Płazów na nieprzemakalnym papierze i rozprowadziły je w milionach egzemplarzy. Rozważano też stworzenie dla Płazów (w analogii do Basic English) jakiegoś Basic Christian, podstawowego i uproszczonego nauczania chrześcijańskiego, ale próby poczynione w tym kierunku wywołały tyle sporów teologicznych, że ostatecznie zrezygnowano z tego61. Mniej skrupułów miały niektóre sekty religijne (zwłaszcza amerykańskie), które wysyłały do Płazów swoich misjonarzy, aby głosili im Prawdziwą Wiarę i chrzcili je zgodnie ze słowami Pisma: „Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody”. Jednakże tylko niewielu misjonarzom udało się dostać za drewniane ogrodzenie oddzielające Salamandry od ludzi. Pracodawcy bronili im dostępu do Płazów, żeby swymi kazaniami nie odciągali ich od pracy. Widać
Uwagi (0)