Inwazja jaszczurów - Karel Čapek (gdzie można przeczytać książkę za darmo .TXT) 📖
Kapitan van Toch to typ bohatera jak z powieści Conrada: łączący w sobie cechy nieco gburowatego mizantropa i nieco infantylnego romantyka. Wiedziony swoistym poczuciem misji cywilizacyjnej, zmieszanym z rozczuleniem czy współczuciem, postanawia pomóc pewnym istotom żyjącym u wybrzeży jednej z wysp w pobliżu Sumatry i sprawić, aby mogły obronić się przed napaściami rekinów. Sytuacja zaczyna rozwijać się zgodnie z prawami powszechnie rządzącymi psychiką ludzką i mechanizmami społecznymi: wkrótce świat staje u progu apokalipsy…
Futurystyczna wizja Karela Čapka była odczytywana jako odpowiedź na drapieżną ekspansję faszyzmu, nacjonalizmu, kolonializmu i kapitalizmu lat 30. Przede wszystkim jednak Inwazja jaszczurów wiele mówi o uniwersalnych problemach ludzkości. Poruszając istotne problemy, pisarz nie traci poczucia humoru i charakterystycznego pogodnego dystansu, właściwego zresztą w ogóle literaturze czeskiej.
Wydana w 1936 r. Inwazja jaszczurów (wcześniej w odcinkach publikował ją dziennik „Lidové noviny” w l. 1935–1936) to nie tylko klasyka światowej powieść fantastycznonaukowej (fantazmatyczne związki ze współczesnym reptilianizmem niech ocenią czytelnicy). Karel Čapek dał w niej również wyraz awangardyzmowi epoki: wykorzystał różne gatunki (depesza, sprawozdanie, reportaż), umieszczając szereg komentarzy również w rozbudowanych przypisach. Tworzy to połączoną dynamicznym montażem całość polifoniczną i błyskotliwą.
- Autor: Karel Čapek
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Inwazja jaszczurów - Karel Čapek (gdzie można przeczytać książkę za darmo .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Karel Čapek
W epoce historycznej, której nastanie G. H. Bondy ogłosił na pamiętnym walnym zgromadzeniu Kompanii Eksportowej Pacyfiku w swych proroczych słowach o rozpoczynającej się utopii39, nie możemy już mierzyć wydarzeń historycznych stuleciami ani dekadami, jak to było możliwe w dotychczasowych dziejach świata, ale kwartałami, w których ukazują się kwartalne statystyki gospodarcze40.
W tym okresie tworzenie dziejów, jeśli wolno nam tak powiedzieć, szło już pełną parą; dlatego tempo historii niezwykle (wedle szacunków bodaj pięciokrotnie) rosło. Dzisiaj po prostu nie możemy czekać kilkaset lat, żeby świat zmienił się na lepsze lub gorsze. Na przykład wędrówki ludów, które kiedyś ciągnęły się przez całe wieki, przy dzisiejszej organizacji transportu można by zorganizować w ciągu trzech lat; inaczej nie dałoby się na tym zarobić. Podobnie ma się rzecz z podbojem Imperium Rzymskiego, z kolonizowaniem lądów, wymordowaniem Indian i tak dalej. To wszystko dałoby się dziś załatwić znacznie szybciej, gdyby powierzyć to silnym kapitałowo przedsiębiorcom. W tej materii ogromny sukces Syndykatu Płazów i jego olbrzymi wpływ na światowe dzieje niewątpliwie wskazuje drogę przyszłym pokoleniom.
Historia Płazów od początku więc odznaczała się tym, że została dobrze i racjonalnie zorganizowana. Największą, choć bynajmniej nie jedyną zasługę ma w tym względzie Syndykat Płazów. Naturalnie trzeba przyznać, iż także nauka, filantropia, oświata, druk i inne czynniki mają niemały udział w niesamowitej ekspansji i postępie Płazów. Tym niemniej to właśnie Syndykat Płazów, by tak rzec, dzień po dniu zdobywał dla Salamander nowe kontynenty i nowe wybrzeża, pokonując przy tym liczne przeszkody hamujące tę ekspansję41.
Kwartalne biuletyny Syndykatu ukazują, jak Płazy stopniowo zasiedlają indyjskie i chińskie porty; jak jaszczurcza kolonizacja zalewa wybrzeża Afryki i przenosi się na kontynent amerykański, gdzie natychmiast powstają nowe, najnowocześniejsze wylęgarnie Płazów w Zatoce Meksykańskiej; jak niezależnie od tych rozległych fal osiedleńczych wysyłane są mniejsze grupy Płazów jako pionierów przyszłego eksportu. Tak na przykład, do holenderskiego Waterstaat Syndykat Płazów posłał w prezencie tysiąc pierwszorzędnych Płazów; miastu Marsylii podarował sześćset Salamander do oczyszczenia Starego Portu; podobnie w wielu innych miejscach. Po prostu w odróżnieniu od zasiedlania świata przez ludzi, rozprzestrzenianie się Płazów dokonywało się planowo i na wielką skalę. Gdyby pozostawiono je przyrodzie, ciągnęłoby się z pewnością przez całe wieki i tysiąclecia. Przyroda nie jest i nigdy nie była tak przedsiębiorcza i wydajna jak ludzka produkcja i handel. Wydaje się, że sam popyt miał też wpływ na płodność Płazów. Ilość narybku z jednej samicy wzrosła aż do stu pięćdziesięciu kijanek rocznie. Pewne regularne straty, które w populacji Płazów powodowały rekiny, ustały niemal zupełnie, ponieważ Płazy zostały zaopatrzone w podwodne pistolety z nabojami dum-dum do obrony przed drapieżnymi rybami42.
Ekspansja Płazów nie przebiegała jednak wszędzie jednakowo gładko; gdzieniegdzie kręgi konserwatywne ostro sprzeciwiały się wprowadzaniu na rynek nowych sił roboczych, upatrując w nich nieuczciwą konkurencję dla ludzkiej pracy43
Inni wyrażali obawy, że Płazy, żywiące się drobną morską fauną, zagrożą połowom ryb; niektórzy zaś twierdzili, że swymi podmorskimi norami i korytarzami osłabiają wybrzeża i wyspy. Prawdę powiedziawszy, sporo ludzi wprost przestrzegało przed sprowadzaniem Płazów. Ale tak się dzieje od dawien dawna, że każda nowość i wszelki postęp spotykają się ze sprzeciwem i nieufnością. Tak było z maszynami fabrycznymi i powtórzyło się to w przypadku Płazów. Gdzie indziej dochodziło do nieporozumień innego rodzaju44
Jednakże dzięki wydatnej pomocy światowej prasy, która właściwie oceniła zarówno ogromne możliwości tkwiące w handlu Płazami, jak i związaną z nimi dochodową reklamę, instalowanie Salamander na wszystkich kontynentach witano na ogół z żywym zainteresowaniem, a nawet z entuzjazmem45.
Handel Płazami znajdował się w większości w rękach Syndykatu Płazów, który używał do tego własnych, specjalnie w tym celu skonstruowanych statków-cystern. Centrum owego handlu i swego rodzaju giełdą Płazów był Salamander Building w Singapurze46.
Przy rosnących obrotach w eksporcie Płazów powstał jednak także dziki handel. Syndykat Płazów nie mógł kontrolować i prowadzić wszystkich wylęgarni, które nieboszczyk kapitan van Toch rozsiał zwłaszcza po drobnych i odległych wyspach Mikronezji, Melanezji i Polinezji, toteż wiele zatok pozostawiono samym sobie. W rezultacie obok racjonalnego chowu Salamander istniały zakrojone na szeroką skalę połowy dzikich Płazów, przypominające pod wieloma względami dawne wyprawy na wieloryby. Był to połów poniekąd nielegalny, ale ponieważ nie istniały przepisy odnośnie ochrony Płazów, ścigano go najwyżej jako bezprawne wkroczenie na wody terytorialne tego czy innego państwa. Ponieważ jednak Płazy na tych wyspach mnożyły się na potęgę i wyrządzały tubylcom tu i ówdzie pewne szkody na polach i w sadach, te dzikie odłowy Płazów milcząco uważano za naturalną regulację ich populacji47.
Oprócz dobrze zorganizowanego handlu Płazami i szerokiej propagandy prasowej największą zasługę dla rozprzestrzenienia się Płazów miała olbrzymia fala idealizmu technicznego, która w tym okresie zalała cały świat. G. H. Bondy dobrze przewidywał, że duch ludzki zacznie teraz ogarniać nowe kontynenty i nowe Atlantydy. Przez cały Wiek Płazów panował wśród umysłów ścisłych żywy i owocny spór, czy mają powstawać lądy ciężkie, z żelazobetonowymi brzegami, czy lekkie, usypane z morskiego piasku. Niemal codziennie powstawały nowe gigantyczne projekty: włoscy inżynierowie proponowali po pierwsze wybudowanie Wielkiej Italii, zajmującej niemal cały obszar Morza Śródziemnego aż po Trypolitanię, Baleary i Dodekanez, a po wtóre założenie nowego lądu, tak zwanej Lemurii, na wschód od Somali Włoskiego, która zajęłaby cały Ocean Indyjski. W rzeczywistości przy pomocy całej armii Płazów została usypana nowa wysepka naprzeciwko somalijskiego portu Mogadiszu, na obszarze trzynastu i pół akra. Japonia zaprojektowała i częściowo zrealizowała budowę nowej dużej wyspy w miejscu dawnego archipelagu Mariany i przygotowywała połączenie archipelagów Karoliny i Marshalla w dwie wielkie wyspy, które miały się nazywać Nowy Nippon; na każdej z nich miał nawet powstać sztuczny wulkan, który przypominałby przyszłym mieszkańcom świętą Fudżijamę. Mówiono również, że niemieccy inżynierowie budują potajemnie na Morzu Sargasowym ciężki betonowy ląd, który ma być przyszłą Atlantydą i który mógłby ponoć zagrażać francuskiej Afryce Zachodniej; zdaje się jednak, że doszło jedynie do położenia fundamentów. W Holandii zabrano się do wysuszania Zelandii. Francja połączyła na Gwadelupie Grande Terre, Basse Terre i La Désirade w jedną szczęśliwą wyspę. Stany Zjednoczone zaczęły budować na 37 południku pierwszą wyspę napowietrzną (dwupoziomową, z ogromnym hotelem, stadionem sportowym, lunaparkiem i kinem na pięć tysięcy widzów). Po prostu wydawało się, że padły ostatnie granice, które ludzkiemu rozmachowi stawiały światowe morza. Nastała radosna epoka wspaniałych planów technicznych. Człowiek uświadamiał sobie, że dopiero teraz staje się Panem Świata, dzięki Płazom, które wstąpiły na światową arenę we właściwym momencie i, by tak rzec, z dziejową koniecznością. Bez wątpienia nie doszłoby do tego niezmiernego rozprzestrzenienia się Płazów, gdyby nasz techniczny wiek nie przygotował dla nich tylu zadań do wykonania i tak ogromnego pola do stałego zatrudnienia. Przyszłość Robotników Morza zdawała się teraz zapewniona na wieki.
Znaczny udział w korzystnym rozwoju handlu Płazami miała także nauka, która natychmiast zwróciła uwagę na badanie Płazów zarówno od strony cielesnej, jak i duchowej48.
Dzięki temu naukowemu badaniu ludzie przestali uważać Płazy za jakiś cud. W obiektywnym świetle nauki Salamandry straciły wiele z pierwotnego nimbu nadzwyczajności i wyjątkowości. Stawszy się przedmiotem psychologicznych testów, wykazywały bardzo przeciętne i mało interesujące właściwości; ich wielkie zdolności odesłano do krainy bajek. Nauka ukazała Normalną Salamandrę, która okazała się stworzeniem całkiem nudnym i dosyć ograniczonym. Tylko gazety jeszcze czasem donosiły o Cudownym Płazie, który potrafi w pamięci mnożyć pięciocyfrowe liczby, ale to też przestało ludzi bawić, zwłaszcza kiedy się okazało, że przy odpowiednim ćwiczeniu może się tego nauczyć także normalny człowiek. Ludzie po prostu zaczęli uważać Płazy za coś równie oczywistego jak maszyna licząca albo inny automat. Nie widzieli w nich już niczego tajemniczego, co wynurzyło się z nieznanych głębin bóg wie czemu i po co. Ponadto ludzie nigdy nie uważają za tajemnicze tego, co im służy i przynosi korzyść, lecz tylko to, co im szkodzi albo zagraża. A Płazy, jak się okazało, były stworzeniami bardzo — i to wszechstronnie — użytecznymi49.
Koniec końców, jest czymś zgoła naturalnym, że Płazy przestały być sensacją, skoro było ich na świecie kilkaset milionów; powszechne zainteresowanie, które wywoływały, dopóki były jaką taką nowinką, wybrzmiewało jeszcze jakiś czas w filmowych groteskach (Sally i Andy, dwie miłe Salamandry) i na scenach kabaretowych, gdzie śpiewacy i subretki, obdarzeni wyjątkowo kiepskimi głosami, występowali w rolach skrzeczących i gramatycznie nieporadnie wyrażających się Płazów. Gdy tylko Płazy stały się powszednim zjawiskiem, zmieniła się, by tak rzec, ich problematyka50.
To prawda, że wielki szum wokół Płazów wkrótce ucichł, ustępując miejsca czemu innemu i w pewnej mierze poważniejszemu, a mianowicie Problemowi Płazów. Prekursorką w zakresie owego Problemu — jak już nieraz bywało w historii ludzkiego postępu — była kobieta. Była to Mme Louise Zimmermann, dyrektorka pensjonatu dla dziewcząt w Lozannie, która z niezwykłą energią i niesłabnącym entuzjazmem propagowała na całym świecie swe szlachetne hasło: „Dajcie Płazom porządne szkolne wychowanie51!”. Długo spotykała się z niezrozumieniem społeczeństwa, gdy niestrudzenie zwracała uwagę z jednej strony na wrodzoną funkcjonalność Płazów, z drugiej zaś na zagrożenie, które mogłoby powstać dla ludzkiej cywilizacji, gdyby Salamandrom nie zapewniono starannego wychowania moralnego i intelektualnego. „Jak rzymska kultura zanikła na skutek najazdu barbarzyńców, zanikłaby i nasza oświata, gdyby stała się wyspą w morzu stworzeń duchowo ujarzmionych, którym odmawia się udziału w najwyższych ideałach współczesnej ludzkości!”. Tak wołała proroczo na sześciu tysiącach trzystu pięćdziesięciu siedmiu wykładach, które wygłosiła w kobiecych klubach w całej Europie i Ameryce, a także w Japonii, Chinach, Turcji i innych krajach. „Jeśli kultura ma się utrzymać, musi być udziałem wszystkich. Nie możemy w spokoju cieszyć się darami naszej cywilizacji ani owocami naszej kultury, dopóki wokół nas istnieją miliony nieszczęsnych, cichych istot, sztucznie utrzymywanych w stanie animalnym. Tak jak hasłem dziewiętnastego wieku było Wyzwolenie Kobiet, hasłem naszego stulecia musi być: Dajcie Płazom porządne szkoły!” I tak dalej. Dzięki swej erudycji i niewiarygodnemu uporowi Mme Louise Zimmermann zmobilizowała kobiety całego świata i zebrała wystarczające środki finansowe, żeby założyć w Beaulieu (pod Niceą) pierwsze liceum dla Płazów, w którym kijanki Salamander pracujących w Marsylii uczono francuskiego języka i literatury, retoryki, dobrych obyczajów, matematyki i dziejów kultury52.
Nieco mniejszym powodzeniem cieszyła się Dziewczęca Szkoła dla Płazów we francuskim Menton, gdzie głównie lekcje muzyki, kuchni dietetycznej i delikatnych prac ręcznych (przy których Mme Zimmermann obstawała ze względów pedagogicznych) spotykały się z ewidentnym brakiem uległości, o ile nie z konsekwentnym brakiem zainteresowania młodych licealistek. Natomiast pierwsze publiczne egzaminy Młodych Płazów zakończyły się takim zdumiewającym sukcesem, że natychmiast (z funduszy towarzystw ochrony zwierząt) założono Politechnikę Morską w Cannes i Uniwersytet Płazów w Marsylii; tu później pierwszy Płaz uzyskał stopień doktora praw.
Kwestia wychowania Płazów zaczęła się teraz rozwijać szybko i normalną koleją rzeczy. W stosunku do wzorowych Écoles Zimmermann bardziej postępowi nauczyciele podnieśli wiele poważnych zarzutów. Twierdzono zwłaszcza, że przestarzałe humanistyczne szkolnictwo przeznaczone dla ludzkiej młodzieży nie pasuje do wychowania młodych Płazów. Zdecydowanie potępiano nauczanie literatury i historii, doradzając, by jak najwięcej miejsca i czasu poświęcano praktycznym i nowoczesnym przedmiotom, takim jak nauki przyrodnicze, pracy w warsztatach szkolnych, zajęciom technicznym, wychowaniu fizycznemu i tak dalej. Ta tak zwana Szkoła Reformowana czyli Szkoła Praktycznego Życia była z kolei namiętnie zwalczana przez zwolenników klasycznego wykształcenia, którzy głosili, że Płazom można przybliżyć dobra ludzkiej kultury tylko na podstawach łacińskich i że nie wystarczy nauczyć je mówić, jeśli nie nauczymy ich cytować poetów i przemawiać z cycerońską erudycją. Powstał na tym tle długotrwały i dosyć burzliwy spór, który został w końcu rozstrzygnięty w taki sposób, że szkoły dla Salamander zostały upaństwowione, a szkoły dla ludzkiej młodzieży zreformowane tak, żeby jak najbardziej zbliżyły się do ideałów Szkoły Reformowanej dla Płazów.
Naturalnie także w innych krajach rozległo się wołanie o właściwe i obowiązkowe nauczanie dla Płazów pod nadzorem państwowym. Doszło do tego stopniowo we wszystkich krajach nadmorskich (z wyjątkiem Wielkiej Brytanii). A ponieważ szkoły dla Płazów nie były obciążone starymi klasycznymi tradycjami szkół ludzkich, mogły stosować wszystkie najnowsze metody psychotechniki, wychowania technologicznego, szkolenia paramilitarnego i inne osiągnięcia pedagogiczne ostatnich lat. Rozwinęły się one wkrótce w najnowocześniejsze i najbardziej postępowe szkolnictwo na świecie, które słusznie było przedmiotem zazdrości wszystkich pedagogów i uczniów ludzkich.
Równocześnie ze szkolnictwem dla Płazów powstał problem języka. Których światowych języków mają Salamandry uczyć się najpierw? Pierwotne Płazy
Uwagi (0)