Klasztor i morze - Stefan Grabiński (czytać po polsku online TXT) 📖
Przedziwnie mieszają się w tej powieści tematy i języki. Po pierwsze snują się tu dwa romanse: jeden z kręgów arystokracji, a drugi z kaszubskiej wioski rybackiej. Drugim ważnym tematem jest tytułowy klasztor: żeński, ale nawiedzany przez przeklętego mnicha i obarczony mroczną tajemnicą. Po trzecie ważnym bohaterem jest samo morze: z niego wynurzają się różne przedmioty, byty, całe wyspy, ono karmi mieszkańców nabrzeża, ale też nieustannie im zagraża, na nim dokonuje się zbrodnia, ono wreszcie jest chlubą odrodzonego państwa polskiego i jego ważną granicą (tu zaczepiony jest poboczny, choć ciekawy wątek szpiegowski).
Jedną z charakterystycznych cech tej powieści Grabińskiego stanowi obecność języka kaszubskiego, a także szczegółowych opisów codziennego, znojnego życia w różnych porach roku oraz niektórych wierzeń i obyczajów Kaszubów. Pisząc Klasztor i morze (wyd. 1928 r.), autor mógł się w tym względzie po części wzorować na wcześniejszym nieco (z 1924 r.) Międzymorzu Żeromskiego; może zresztą starszy kolega po piórze ośmielił, wskazał ciekawy kierunek. W tej warstwie jest to obyczajowa powieść realistyczna, niepozbawiona zresztą liryzmu.
- Autor: Stefan Grabiński
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Klasztor i morze - Stefan Grabiński (czytać po polsku online TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stefan Grabiński
Za chwilę przesuwała się chwiejnym krokiem wzdłuż korytarza oratorium. Z dala dolatywał już śpiew zakonnic odprawiających poranne Godzinki, płynęła woń kadzidła i płonących świec.
W uszach Agnieszki brzmiał wciąż namiętny szept kusiciela, przed oczyma mieniła się łuną miłości jego twarz. W pewnej chwili zatrzymała się:
— Jeszcze czas zawrócić. Zawrócić, póki pora! On tam czeka wciąż jeszcze! Potem może być za późno! Śpiesz się, zanim odejdzie!
Porwał ją wicher tęsknoty i zaczęła biec z powrotem w stronę terasy. Wtem, gdy mijała ostatnią celę, zastąpiła jej drogę postać siostry Beaty. Wychudła, ascetyczna jej twarz pytała smutkiem wielkich, czarnych oczu:
„Dokąd idziesz, siostro wikario?”
Pod siłą tego spojrzenia Agnes spuściła oczy i skłaniając się nisko przed majestatem cierpienia, wyjąkała:
— Przebacz, siostro!
Gdy po chwili znów podniosła głowę i spojrzała przed siebie, postać Beaty rozpłynęła jej się w oczach. Wtedy krokiem pewnym, zdecydowanym zawróciła do kaplicy.
Godziny klasztorne przesuwały się dnia tego leniwo i ospale. Po nieszporach i komplecie nie poszła Agnes do wspólnego dormitarza, lecz pozostała sama w oratorium. Ogromna boleść przykuła ją do stóp ołtarza i rozkrzyżowawszy ręce, z wielkim płaczem rzuciła się na płyty posadzki. W purpurowej poświacie lampki wieczystej patrzyła na nią umęczona twarz Zbawiciela w cierniowej koronie i siała złoto-krwawe blaski monstrancja tabernaculum. Rozpoczął się męczeński, przebolesny nokturn.
Poprzez uchylone skrzydła witraży wpadał szum wzburzonego morza, wkradał się jęk wichru i skargi ciemnych, nieznanych mocy: zbliżały się niezawodne zwiastuny sztormu. Raz w raz przepruwały niebo lazurowe zygzaki, krzyżowały się w przestworzach olbrzymie, stalowo-błękitne szpady. Głuchy ryk przelewy królował wszechwładnie nad głosami ziemi. Rozhukane tarany uderzały zapamiętale w utwierdź klasztoru i wstrząsały podwalinami samotni. Morze szalało...
I w duszy siostry Agnieszki rozpętała się burza przerażenia i grozy. Nigdy jeszcze nie przejęła jej nawałnica tak bezgranicznym lękiem, jak w tę noc beznadziejnie czarną. Bo zdawało jej się, że przez rozkiełzanie żywiołów przemawia gniew boży, odzywa się piorunowy, nieubłagany, acz sprawiedliwy głos Jehowy. W jaskrawej wyrazistości zarysowała się jej wina. Ona — oblubienica Chrystusa, zakładniczka boża złamała umowę zawartą przed laty. Pocałunek wyciśnięty na jej wargach przez Janka skalał czystość niebiańskiego sojuszu, unieważnił pakt. Zatraciła się, zmalała do zera wartość jej zastawu. Bo czymże była ona, jeśli nie zastawem, poręką? Czyż nie gwarantowała sobą jego życia i zdrowia?
A dziś on przyszedł i świętokradczym pocałunkiem zerwał umowę z Bogiem, zniszczył dzieło jej życia, zniweczył z trudem wzniesioną twierdzę upewnienia.
Okropna myśl wśliznęła się do umęczonego mózgu i rozciągnęła ją na torturach. Broniła się przed nią ze wszystkich sił miłującego serca, odsuwała jak najdalej od siebie złowieszcze wnioski.
— Mnie, Panie, skarz za złamanie przymierza — błagała, obejmując uściskiem ramion stopy krzyża. — Na moją nieszczęsną głowę niech spadnie Twa ciężka, boża ręka! Bo ja tylko tu odpowiadam, ja: Twoja zakładniczka i sługa.
I tarzała się z bólu i trwogi, i przyciskała zbielałe usta do ociekających krwią, przekłutych gwoźdźmi Jego stóp.
Lecz burza szalała dalej z jednakową mocą. Coraz to nowe tabuny deneg wyprowadzało do ataku morze, coraz to wścieklej grały krzywuły orkanów. Jakby wszystkie potęgi piekieł wychynęły z otchłani i sprzysięgły się na noc tę dziką, zatraconą.
A podczas gdy w mrokach kaplicy wiła się w męce i przerażeniu siostra Agnieszka, w odległej, samotnej celi na skrzydle północnym klasztoru rozmawiała z Panem ksieni Anastazja. Przed odczuwającą najlżejsze drgnienia powierzonych sobie dusz matką nie ukryła się rozterka duchowa Agnieszki; spojrzeniem wewnętrznym mocnej, wyjątkowej jaźni ujrzała przepaść, nad którą błądziła wikaria. I zadrżała o nią i o klasztor. W poczuciu odpowiedzialności za tę duszę zbłąkaną i przyszłość klasztornej gminy postanowiła rzucić w poprzek drogi zła swój czyn duchowy i nie dopuścić do powtórnego na tym miejscu triumfu szatana.
I oto teraz we włosiennicy, zlana krwawym potem klęczała na deskach podłogi i modliła się ze wszystkich sił mężnego serca:
— Panie, ulituj się nad sługami Twymi i daj im doprowadzić do końca dzieło pokuty. Nie opuszczaj nas w chwili rozstrzygnienia, nie pozostawiaj samych na rozstajach dróg w błyskawicową noc gromów i grzechu. Nie dozwól, Panie, by w tym przybytku wzniesionym na Twą chwałę miał szatan po raz wtóry odnieść zwycięstwo. Pomnij, Panie, na wieloletnie cierpienia siostry Beaty i racz uwzględnić jej cichą, ni jedną skargą niezmąconą ofiarę. Czyż nie jest godna tego, by zaważyła na szali? Czy obecność jej w naszym domu należy przypisać tylko przypadkowi? Czyż nie powinna wpłynąć i na sprawę ekspiacji, której podjął się nasz klasztor? Wybacz, Panie, śmiałość słów moich i zuchwalstwo języka, lecz nie o mnie tu idzie; lękam się o zbawienie tych, które z rozkazu Twego wypadło mi przez czas pewien ku Tobie prowadzić: lękam się o przyszłość naszego zboru. Lecz nie moja niech będzie wola, tylko Twoja, Panie! Jeśli niezbadana mądrość Twoja uznała wysiłki nasze za niewystarczające i trud nasz za mały, ukarz mię pierwszą i usuń spośród nich jako niegodną urzędu, który tu sprawuję. Jeżeli życie moje potrzebne jest do zadośćuczynienia: zabierz je, Panie, zabierz natychmiast! Z radością odejdę ku Tobie...
Tu ksieni wyciągnęła ramiona ku niebu, jakby oczekując stamtąd gromu. Lecz grom nie uderzył. Wiły się tylko oślepiające wstęgi błyskawic i ryczało morze. Więc znów podjęła modlitwę:
— A jeśli na nic tu moje życie, na nic męka Beaty i nie chcesz przyjąć ofiary podstawienia, to jego, Panie, ukarz, jego, sprawcę zamętu! Tylko nie pozwól na ponowny upadek, nie dopuść pohańbienia. Bo ona niewinna, Panie! Za cóż karać bezbronnego gołębia?
Piekielny łomot przerwał jej słowa. Przeciągła, błękitna szarfa rozdarła kiry nocy za oknem i przy jej blasku ujrzała przeorysza na morzu jakiś statek borykający się z rozwścieczoną falą. Przechylone na burtę maszty ze szczątkami żagli dotykały niemal powierzchni wody, pozrywane doszczętnie wanty i forduny śmigały w powietrzu jak olbrzymie, dzikie lassa. Wtem okręt wyprostował się; odskoczyły w górę elastyczne drzewca foku i grotu, wynurzył się z topieli zalany bakort i na wyżce ukazała się postać mnicha. Patrząc w stronę klasztoru, powoli zbliżał się ku krawędzi burty i nagle skoczył w morze. Zgasło upiorne światło i znów nieprzeniknione kiry zaciągnęły przestwór. Wtedy odezwał się przewlekły, spiżowy jęk dzwonu.
— Panie — szepnęła w przeczuciu wielkiej chwili przeorysza — czyżby dzwon ten wybijał moją godzinę? Czyżbyś przyjął ofiarę z mojego życia?
W tej chwili nowa błyskawica wstrząsnęła złożami nocy i odsłonił się dziwny obraz.
Z wieżycy klasztornej niesiony tchem wichrów leciał ku morzu złowróżbny dzwon; rozchybotane jego serce biło na trwogę, tłukło okresy na alarm — wielki alarm śmierci. A gdy dosięgnął morza i runął w jego odmęty na wieczny spoczynek, nadpłynęła z oddali skromna łódź rybacka przepojona nadziemską światłością. A szła jasność owa od słodkiej postaci Żeglarza, który stojąc w pośrodku botu, kładł ręce na grzywach fal i koił ich gniewy; i pod dotknięciem tych rąk dobrych czyniła się wokół łodzi cisza, szła kręgami w dal i wygładzała morze. A gdy nadjechał cudowny korab na to miejsce, w którym zatonął dzwon, wyciągnął Wielki Żeglarz rękę ku ogromnej, czarnej fali, co szła ku Niemu, potrząsając groźnie grzywą. I rozpękła się fala i wyrzuciła z wnętrza swego pół rybę a pół człowieka w mniszym habicie. Stwór dźwignął się z wodnej pościeli ponury i posępny i nie śmiał Panu spojrzeć w twarz. Ale gdy On nie cofał swej ręki, lecz wciąż podawał mu ją przyjaźnie, uchwycił się jej jak niebieskiej kotwicy, przedostał za burtę i rzuciwszy się na dno łodzi, objął w pokorze stopy Wielkiego Rybaka. A On uśmiechnięty słodko, cały w blaskach i jasności położył mu dłoń na głowie i spojrzał w niebo...
Przeniknięta do głębi, wstrząsana dreszczami ekstazy matka Anastazja straciła przytomność.
Nad ranem, o pierwszym świtaniu wyszła z oratorium siostra Agnieszka. Chwiała się co krok i zataczała na nogach z wyczerpania po bezsennej nocy. Wokół niej panowała cisza uśpienia. Wzdłuż ścian korytarza snuły się szare cienie nocy i skwapliwie wciskały w zaułki i kąty. Poranny chłód wnętrza przenikał przez habit i dojmował do kości. W powietrzu pachniało mirrą i kadzidłem...
Była już pod kolumnadą krużganka. Z bijącym sercem spojrzała na taras... Był pusty; tylko tu i tam na marmurowych taflach posadzki bielały kępy szumów i pian wychlustanych nocą przez burzę. Po ołowianym niebie niby ostatnie wspomnienia sztormu przerzucały się ciężkie, rozczochrane chmury, na morzu cichym już i ukojonym wędrowała mała, lekko pomierzwiona fala...
Co to za flaga z poszarpanym proporcem?!
Agnes pędem podbiega do przedpiersia tarasu i przyciskając ręką łomocące głośno pod szkaplerzem serce, spostrzega drzewce strzaskanego masztu wbite w szczelinę pomiędzy skałami; podarte na strzępy resztki żagla łopocą w podmuchach porannej morki jak bandera śmierci. Badawcze oczy zakonnicy przesuwają się z bolesną ciekawością po rozkali przylądka i odkrywają nowe, coraz wymowniejsze szczegóły.
Oto kawał zmiażdżonej burty. Na oddartej, ostatkiem nitów trzymającej się blasze widnieją złote litery napisu.
— Hanka — odczytuje siostra Agnieszka i nagle robi jej się ciemno w oczach.
Aż odsłania się ostra, nieuchronna prawda. Tam, za tym granitowym blokiem kryła się dotychczas, niemal w zasięgu jej ramienia...
Z ręką zaciśniętą kurczowo na szprychach zdruzgotanego steru leży na wznak na skale kapitan Warmski — spokojny już i o nic niedbający, z uśmiechem wyzwolin w stężałych już rysach. Leży piękny i męski, z zakrzepłą strugą krwi na skroni. Do ust przyciska czarnego kwefu szczątek. Nad nim krążą, kwiląc, morskie mewy, gra pieśń żałoby morski wiatr...
27 VIII 1926 – 15 V 1927.
1. bujowisko — sfalowane morze. [przypis edytorski]
2. spoczyn (neol.) — spoczynek. [przypis edytorski]
3. pażyce, okola — łąki. [przypis autorski]
4. przelewa (neol.) — przelewanie się, wzburzenie. [przypis edytorski]
5. strąd (reg.) — brzeg morski, wybrzeże. [przypis edytorski]
6. snadzizny — mielizny. [przypis autorski]
7. szkwał — gwałtowny wiatr. [przypis autorski]
8. grążyć się — pogrążać się. [przypis edytorski]
9. bełk — topiel wodna. [przypis edytorski]
10. denega — wielka fala. [przypis autorski]
11. grelinga — rodzaj fali (u Kaszubów). [przypis autorski]
12. spychy — urwiste brzegi. [przypis autorski]
13. rotorowiec — statek poruszany wiatrem przy pomocy cylindrów. [przypis autorski]
14. anuncjatki — Zakon Najświętszej Maryi Panny, zał. w 1501 r. w Bourges przez św. Joannę Francuską, tj. Joannę de Valois, drugą córkę króla Francji Ludwika XI i Karoliny Sabaudzkiej, od 1476 r. żonę Ludwika, księcia Orleanu, następnie króla Francji od 1498 r., który w tymże roku uzyskał w Watykanie unieważnienie małżeństwa, obdarzając byłą żonę tytułem księżnej de Berry. Założycielka zakonu zmarła w 1505 r., zaś klasztorowi wsparciem i radą służył nadal powiernik księżnej Joanny, franciszkanin o. Gilbert Nicolas (bł. Gabriel Maria). Nazwa tego zakonu o charakterze kontemplacyjnym pochodzi od annonciade: zwiastowanie; dewiza anuncjatek brzmi: „Naśladować Maryję, aby podobać się Jezusowi”. Mimo że jedno z określeń stosowanych w odniesieniu do tego zgromadzenia „anuncjatki niebieskie”, mniszki noszą wielokolorowe habity, na które składają się: szara suknia (jej barwa oznacza pokutę i ubóstwo), czerwony szkaplerz (nakładany na suknię płat materiału z otworem na głowę; kolor symbolizuje tu mękę Chrystusa, miłość i radość), biały kaptur okrywający czoło, podbródek i spadający szerokim kołnierzem na piersi (biel oznacza czystość Maryi), niebieska wstęga z medalionem Najświętszej Marii Panny, wysuwającym się spod kołnierza, wreszcie czarny welon na kapturze; habity anuncjatek, na wzór franciszkański, są przepasane sznurem z 10 węzłami symbolizującymi regułę 10 ewangelicznych cnót NMP, na której powstał zakon i która była wówczas tożsama z regułą księży Marianów Niepokalanego Poczęcia NMP. W Polsce anuncjatki były nieobecne aż do pierwszego dziesięciolecia XXI w., kiedy został założony ich klasztor w Grąbinie przy sanktuarium w Licheniu. [przypis edytorski]
15. symara — długi, powłóczysty strój wierzchni, noszony w dawnych czasach przez kobiety, niektórych urzędników itp. [przypis edytorski]
16. kompleta — w kościele katolickim ostatnia modlitwa liturgii godzin, odmawiana w nocy, przed udaniem się na spoczynek. [przypis edytorski]
17. Deus in adiutorium meum intende (łac.) — Boże, ku wspomożeniu memu wejrzyj. [przypis edytorski]
18. posowa — sklepienie. [przypis edytorski]
19. Domine, ad adiuvandum me festina (łac.) — Panie, ku ratunkowi memu pospiesz. [przypis edytorski]
20. Te lucis ante terminum (łac.) — do Ciebie przed końcem dnia. [przypis edytorski]
21. k’tobie (starop.) — do ciebie, ku tobie. [przypis edytorski]
22. dormitarzy — sypialń. [przypis autorski]
23. pęcze — pąki, pączki. [przypis edytorski]
24. Empuza (mit. gr.) — demon z orszaku bogini śmierci Hakate, także: uosobienie strachu, widmo zamieszkujące królestwo Hadesa; rodzaj wampira: nocą Empuza miały opuszczać zaświaty, by napadać na podróżnych, zabijać ich, wysysać ich krew i żywić się ich ciałem; imię Empuzy znaczy: „wdzierająca się siłą”; miała jedną nogę oślą, a drugą z brązu (a. spiżu), mogła przybierać dowolne kształty. [przypis edytorski]
25. wszystkoć — skrót od: wszystko ci. [przypis edytorski]
26. pletnia — tu: bicz spleciony z rzemieni. [przypis edytorski]
27. prostracja — skraje wyczerpanie nerwowo-psychiczne; także: praktyki religijne służące poniżeniu, realizowane np. poprzez leżenie krzyżem lub padanie na twarz. [przypis edytorski]
Uwagi (0)