Wielki Testament - François Villon (biblioteki publiczne .TXT) 📖
Po zwolnieniu z więzienia François Villon postanawia spisać testament. Nie było jego zamiarem zapisywanie dóbr ziemskich najbliższym, ale sformułowanie podsumowania swojego życia, refleksji egzystencjalnych oraz wielu przestróg i rad dla potomnych.
Nie jest żadną ważną osobistością — to przeciętny człowiek, paryski nędzarz. W swoim wywodzie opowiada o swojej przeszłości — na postawie swoich przeżyć udziela rad, jak korzystać z młodości i jakich błędów nie popełniać m.in. w miłości i karierze. Wyraża jednak ogromną tęskontę za minionymi czasami, realizując motyw ubi sunt? (gdzież są?). W utworze Villon przypomina wciąż o tym, że wobec śmierci każdy jest równy, a ta — nieuchronna.
François Villon to jeden z najsłynniejszych francuskich poetów średniowiecznych. Znany przede wszystkim jako autor autobiograficznych utworów Mały Testament i Wielki Testament. W jego twórczość wpisane są echa długiego pobytu w więzieniu, będącego karą za awanturniczy styl życia, udziały w bijatykach i napadach. Jego utwory były inspiracją dla wielu artystów, zarówno kultury wysokiej, jak i popularnej.
- Autor: François Villon
- Epoka: Średniowiecze
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Wielki Testament - François Villon (biblioteki publiczne .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 François Villon
Dlatego to, kiedy Villon wyjazd swój do Angers, po spełnieniu jednej kradzieży a celem przygotowania nowej, odnosi do motywów miłości, przyczyną tego może nie jest chęć upiększenia własnych pobudek, ale istotny związek między rozpaczliwą decyzją poety a sprawami jego serca. Od tego czasu, od kradzieży w kolegium Nawarskim i podejrzanej wyprawy do Angers, Villon wykoleja się bezpowrotnie; z lekkomyślnego trochę, utalentowanego studenta, podejmowanego mimo swych wybryków w kołach uczciwego mieszczaństwa, staje się włóczęgą i opryszkiem, tym samym w miłostkach swoich nie sięgającym poza sferę „grubej Małgosi”... Ale wspomnienie owej miłości, w której utopił wiarę i pragnienia młodych lat, nawiedza go tak silnie i tak żywo stoi przed oczyma poety, że kiedy, w godzinie bezwzględnej szczerości — „kto zdycha, wszytko lża mu gadać!” — Villon kończy swój Testament słowami, iż „miłości pomarł męczennikiem”, mamy może, mimo wszystko, prawo widzieć w tych słowach coś więcej niż stylistyczny ornament...
„Gruba Małgosia” również niemało kłopotu sprawiła niektórym bogobojnym komentatorom Villona, a to dla tonu tej ballady, który, mimo wszelkie swobody zapatrywań, jakim poeta daje upust w Wielkim Testamencie, odbija od reszty dzieła bezwzględnym już cynizmem. Konstruowano wytłumaczenie — niewątpliwie zbyt sztuczne i dziś już poniechane — w ten sposób, iż Gruba Małgosia było to jakoby godło oberży (istotnie tytuł ten służył dość często za godło podejrzanym gospodom) i że ballada Villona nie odnosi się do realnej osoby, lecz stanowi opartą na tym dwuznaczniku igraszkę literacką. Możliwszym już jest inne wytłumaczenie: mianowicie, w średniowiecznej literaturze, na przekór czułostkowym wylewom poezji miłosnej, wytworzyła się przez jakiś czas moda opiewania miłostek z kobietami starymi, brzydkimi, pokracznymi etc. Może z tej mody literackiej — przełożonej na walory moralne — urodziła się ballada o Grubej Małgosi: wobec jednak właściwej Villonowi bezpośredniości w czerpaniu swych tematów nie ma stanowczych powodów, aby wątpić, iż oryginał jej istniał i był żywą z krwi i kości kobietą.
Trzecia, nieco wyraźniej rysującą się fizjognomia kobieca, to owa Marta (imię jej wypisał poeta tylko za pomocą początkowych liter jednej ze strofek ballady), której Villon poświęcił ową balladę z refrenem: Nie dręczyć, ale wspomagać biedaka i poprzedzające ją, brutalnym zgrzytem zakończone oktawy. I w tej miłości Villon przeszedł snadź podobne zawody, co i w swym pierwszym uczuciu, jednakże charakter tych zawodów oraz ton, jakim mówi o nich, są tutaj już o wiele niższego typu.
Tak więc, miłość i śmierć, żal za zmarnowanym życiem i skrucha, wreszcie nienawiść do swych „dręczycieli” wypełniają ten wzruszający poemat. Nienawiść ta wybucha raz po raz wśród żartobliwych strof Testamentu i pogłębia je w akcenty wprost złowrogie, ilekroć poeta wspomni męczarnie, jakie wycierpiał.
A życie mogłoby być tak piękne! I tak łatwo! Gdyby tylko każdemu dano tyle „złota”, ile mu trzeba! Ta nad wyraz prosta socjologia — poeta nie przeczuwa niemal, aby mogła istnieć inna — podsuwa Villonowi owe rozkoszne w swym naiwnym anarchizmie strofy:
W Testamencie Villona najmniej dziś dla nas interesującym jest to, co jest — samym testamentem. Poeta podejmuje jeszcze raz dawny koncept z Legatów; tylko że to, co tam było niewinnym żartem paryskiego urwisa, tu staje się jadowitym sarkazmem ciężko doświadczonego tułacza i więźnia. Ale te strofy, poświęcone samym „zapisom”, najeżone są aluzjami tak związanymi z osobami i chwilą, iż miejscami zaledwie instynktem możemy wyczuwać, ile w nich tkwiło werwy i gryzącego konceptu i jak bardzo musiały bawić i drażnić współczesnych. Kiedy Klemens Marot, w początku XVI wieku, zatem dwoma zaledwie pokoleniami oddzielony od epoki Villona, podejmuje, na zlecenie króla Franciszka I, pierwsze poprawne, oficjalne niemal wydanie dzieł poety, czyni uwagę, iż aluzje te są zupełnie ciemne i że, aby je rozumieć, trzeba by żyć w Paryżu współcześnie z autorem i w jego środowisku. Dzisiejszym znawcom Villona aluzje te stały się o wiele zrozumialsze i dostępniejsze, a to dzięki olbrzymiemu nakładowi pracy i talentu, jaki szereg badaczy włożył w imponującą wprost pracę rekonstrukcyjną w tym kierunku. Dzięki gruntownemu przewertowaniu archiwów i aktów epoki, znane są dziś wszystkie osobistości, z którymi zbliżył się Villon i którym poświęcił swe strofy w Testamencie; znane są ich stosunki, niemal właściwości charakteru i słabostki; tak, iż większość aluzji i konceptów Villona da się przy pomocy tego klucza odcyfrować, co oczywiście nie zdoła im przywrócić życia. Na szczęście Testament, poza tą aktualną igraszką, zawiera dość strof i wierszy żywych i dzisiaj i po wszystkie czasy.
Pośmiertne losy spuścizny Villona znaczą się nader interesującą linią. W czasie, gdy poeta tworzył, druk nie był jeszcze rozpowszechniony we Francji; Testament musiał krążyć w odpisach lub przekazywany z ust do ust. Klemens Marot w r. 1533 zaznacza, iż za jego czasu wielu starych ludzi recytowało całe ustępy Villona jedynie z ustnej tradycji. Pierwsze znane wydanie w druku ukazuje się w r. 1489: jak wielkim było powodzenie książeczki, świadczy, iż od r. 1489 do 1533, pojawia się jej dwadzieścia wydań. W r. 1533 podejmuje Marot, jak już wspomniano, na zlecenie Franciszka I, któremu zaszczyt przynosi ta pieczołowitość, pierwszą poprawną edycję pism poety, przedrukowaną, od r. 1533 do 1542, dziesięć razy. Tutaj urywa się nić łącząca Villona z nowo kształtującym się społeczeństwem Francji292. Od r. 1542, przez dwa wieki blisko, nie spotykamy ani jednego wydania Villona: pamięć jego przepada wśród publiczności zupełnie, przechowuje się jedynie u poetów, zaglądających tu i ówdzie do starego tomiku (Boileau). Odkrywają go na nowo romantycy, wyrażając swój podziw wymownymi ustami Teofila Gautier293; wzrasta jeszcze kult Villona w drugiej połowie XIX wieku, w związku z Beaudelaire’owska poezją grzechu, więziennymi perypetiami Verleaine’a, poezją paryskiego bruku i gościńca, literaturą szukającą ożywczej nuty w gwarze apasza 294i w akcentach ostatecznego poniżenia ludzkiej istoty. Przez kult Villona, dawno zapomniana forma ballady wraca do czci (Banville); Richepin, pieśniarz bosaków i włóczęgów (La chanson des gueux), w balladzie poświęconej Villonowi składa hołd swemu protoplaście z XV wieku tą inwokacją:
Równolegle z kultem poetów wzrasta i naukowe zainteresowanie tak długo zaniedbanym pisarzem. Chmara uczonych bada każdy ślad smutnego życia i czynów genialnego obwiesia, które, dzięki niezmordowanej pracy wilonologów296, raz po raz odsłaniają rąbek tajemnicy. Słowem, po czterech przeszło wiekach, Villon bezspornie zdobywa sobie miejsce wśród pierwszych poetów Francji. Równy jest im z pewnością szczerością i siłą, a góruje nad wieloma samorodnością talentu.
Trudności, jakie nastręczał przekład Villona, były znaczne. Dążeniem moim była, jak zawsze, najściślejsza wierność, ale przede wszystkim wierność ducha. Że cały szereg ustępów, które i w oryginale są dziś najzupełniej martwe, tym bardziej musiał ujawnić martwość swą w przekładzie, z tym trzeba było się z góry pogodzić; pocieszałem się tym, iż znajdą się inne, które i w przekładzie dadzą dość wierne pojęcie o tonie i charakterze utworu. Formę oryginału zachowałem wszędzie ściśle; z wyjątkiem prawidła ballady, które każe opierać wszystkie strofy na identycznych rymach. Warunki rymu w polskim wierszu są zupełnie odmienne niż we francuskim; gdyby nawet swobodne powtórzenie czternaście razy w 28 wierszach tegoż samego rymu było możliwe, wywołałoby ono, miast harmonijnej asonancji, jak w języku francuskim, po polsku wrażenie słuchowe przykre.
Co do wyboru utworów, postąpiłem następująco: przekładu Legatów, z przyczyny ich wyłącznie niemal aktualno-lokalnego charakteru, poniechałem zupełnie. Wielki Testament przełożyłem w całości; skreśliłem jedynie jakie 20 oktaw, niepodobnych297 prawie do tłumaczenia, tak najeżonych igraszką słowną, opartą na osobistych aluzjach, zupełnie dziś pozbawionych soli. Pozostało w polskim przekładzie aż nazbyt wiele takich, zachowanych dla dania pojęcia o charakterze całego utworu. Z luźnych ballad zachowałem w Kodycylu cztery; kilka innych, mało interesujących, pominąłem, aby uniknąć balastu. Ogółem, to polskie wydanie zawiera prawie wszystko, co posiadamy ze spuścizny Villona, wszystko zaś bezwzględnie, co z niej pozostało żywym.
Boy.
Epitaphe du dit Villon
„Lecz proście dla nas wszytkich odpuszczenia...”
Ballada wisielców, facsimile299 z I-go wydania pism Villon’a (Paryż, 1489).
Uwagi (0)