Pamiętnik - Stanisław Brzozowski (na czym czytać książki elektroniczne .txt) 📖
Pamiętnik Stanisława Brzozowskiego jest zapisem ostatnich dni życia znanego pisarza i krytyka, zmarłego w 1911 roku. Pośmiertne wydanie zostało przygotowane przez żonę, Antoninę Brzozowską, a redakcją zajął się Ostap Ortwin, przyjaciel autora. Tekst zawiera notatki i refleksje dotyczące lektur i fascynacji intelektualnych Brzozowskiego; zdaje także relację ze stosunków towarzyskich panujących w środowisku literackim, w którym się on obracał.
Pamiętnik został po raz pierwszy opublikowany w 1913 roku w Krakowie.
- Autor: Stanisław Brzozowski
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Pamiętnik - Stanisław Brzozowski (na czym czytać książki elektroniczne .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Brzozowski
Browning dlatego jest tak pożyteczny dla mnie, że jest spokrewniony z Dostojewskim, a przecież o wiele bardziej zabezpieczony. To zabezpieczenie niekoniecznie jest wyższością. W każdym razie zastanowienie się nad tym, gdzie jest granica między tymi dwoma twórcami, jest konieczne.
Krytyk dzisiejszy jest jak Sokrates318, tylko że zamiast małego ateńskiego światka — ma całą ludzkość.
*
5 I
Jedną z przyczyn lekceważenia przez naszych współczesnych literatury francuskiej XVII wieku i analogicznych epok kulturalnych jest hegemonia formy, stylu , sposobu wypowiedzenia nad treścią. Jest niezaprzeczalne bowiem, że my uważamy, skłonni jesteśmy uważać za pewnik, że istnieje pewne co wypowiedzenia, czysta treść, niezależna od tego, jak jest wypowiedziana i ujęta. A jednak wręcz przeciwne twierdzenie jest i słuszniejsze, i kulturalnie zdrowsze, zbawienniejsze jako wychowawcza zasada. Jak — forma zachowania się ludzi w stosunku wzajemnym, obejmująca i całą dziedzinę stylu, jest kategorią powszechną. Wszelkie co daje się zredukować do tej kategorii, jest tu tylko pewną postacią życia, zachowania, funkcją. Stąd może ryzykowne jest wykluczać z filozofii takie nawet umysły, jak M. Arnold. Przeciwnie myślę, że pisma Arnolda dla nikogo nie są tak konieczną szkołą, jak właśnie dla dzisiejszych sans le savoir fanatyków naukowej kultury, muzułmanów determinizmu naukowego, czcicieli faktu etc. Nagie co powstaje tam, gdzie dziedziny naszego życia i zachowania nie wydają się nam pięknymi, swobodnie wypływającymi z naszej istoty, przynoszącymi nam zaszczyt, ujawniającymi jakieś godne miłości i zachwytu strony naszych osobistych uzdolnień. Gdy życie posiada te wszystkie cechy, możemy być pewni, że nastąpi przesunięcie się środka ciężkości od literatury ku nauce. Newman raz na zawsze oswobodził mnie od tych przesądów dzisiejszego mechanicznego barbarzyństwa.
Pojąć nie mogę, jaką rolę odgrywa w umysłowości Wellsa ta jego the beauty319, o której mówi z takim naciskiem. Sama umysłowość nie zasługuje bynajmniej na lekceważenie. Powinniśmy przede wszystkim dokładnie analizować tak bliskie nam umysły. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ludzie Wellsa są jakby nie brudni, ale brudnawi, że jest to człowiek nieuznający zasadniczych barw, czystych tonów w etyce. Nie o to chodzi, że tym ludziom może zdarzyć się coś brudnego, lecz że w tej ogólnej atmosferze nie będzie to wydawało się rzeczą mającą znaczenie. „Wszystko jest plamą”— jest to panteizm oportunizmu, komfortu — i religia świata centralnie ogrzewanego. Wszystko to jest konsekwentne, ale the beauty? Zdaje się, że kiedyś już rozumiałem ten punkt. Krytyk musi być bardzo czujnym i nie ufać pamięci. Pamięć nie zachowuje stanów życiowych — ale wyniki tylko. Wynik nie wystarcza. W krytyce ma znaczenie tylko to, co jest stwierdzeniem obecnego, żywego stanu duszy, pewnej skomplikowanej, błyskawicznej syntezy. Trzeba jeszcze raz będzie bardzo uważnie przeczytać ważniejsze rzeczy Wellsa.
Waham się, czy praca nad panią Du Deffand320 nie jest to czas stracony, a raczej czy będę miał dość spokoju nerwowego do wykonania tej pracy i zużytkowania jej. Od dawna już pociąga mnie wiek XVIII i nigdy nie odważam się zanurzyć się na dobre w jego atmosferze. Zdaje się, że tym razem przemogę skrupuły, które w gruncie rzeczy są subtelną formą lenistwa.
Pisać zacząłem bardzo wcześnie; pamiętam, że w II klasie gimnazjalnej wprowadziłem w zdumienie Gorieła (?), nauczyciela łaciny, gdy odkrył on pomiędzy moimi kajetami gruby zeszyt, przeznaczony na spisywanie moich przekładów z łaciny. Niewątpliwie w karierze nauczyciela rosyjskiego należą do rzadkości fakty, aby uczeń sam z siebie zdradzał jakiekolwiek upodobania osobiste, spontaniczne, do jakiegokolwiek bądź z przedmiotów wykładanych. Jest tu rzeczą ustaloną, że Sofokles321, Homer322, Plato323, ale nawet Пушкин324, Лермонтовъ325 są tylko lekcją, czymś, co jest zadawane i napotyka raczej opór i lenistwo. Jako ew. przedmioty zajęcia nie wchodzą te rzeczy w rachubę — a w każdym razie zasadą pedagogiczną jest, że z natury są one niezajmujące, niezdolne pociągać. Nic nie może być bardziej demoralizującego niż ten rys. Żadne wysiłki rusyfikatorskie w Królestwie, a ogólnego sykofantyzmu326 w całym państwie, nie przynoszą tyle krzywdy, ile ta apatia. Naturalnie jest ona związana z systemem i nie mam zamiaru tego kwestionować, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że groźne są nie jaskrawe i w gruncie rzeczy rzadkie fakty skandalicznej opresji, która systemem panującym staje się tylko w razach wyjątkowych, jak w gimnazjum lubelskim Siengalewicza (nie powinien on być zapomniany i powinien zostać w historii), ile raczej ta urzędowa nuda, która z wolna zatruwa umysły, przyzwyczajając je do tego przekonania, że własna działalność myślowa jest czymś nienormalnym, „nawet niewymaganym”. — Pamiętam, jak naiwnie zdziwił się mój kolega Nikołajew, że ktoś może zajmować się poważnie, osobiście kwestiami logiki. „W gruncie rzeczy wszelka wiedza jest indukcyjna” mówiłem, wtedy darwinista, „jeżeli człowiek jest wynikiem ewolucji — wiedza, którą nawet cały gatunek ludzki znajduje w sobie gotową, była nabyta indukcyjnie przez zwierzęcych przodków — ”. „Nu — jeżeli ty o takich rzeczach będziesz myślał —! —”, a byliśmy wtedy w ósmej klasie i N. musiał mieć lat 20! W czasie epizodu z kajetem i tłumaczeniami usiłowałem pisać wiersze i bazgrałem je ciągle na lekcjach, a że zawsze były „patriotyczne”, łatwo mogłem stać się „męczennikiem”: korepetytor mój, Kruszewski, wziął ode mnie jako curiosum327 zeszycik z kilkoma takimi utworami. Zdaje się, że miały one zbyt mało sensu i rymu nawet dla mego wieku (11 lat). Pisałem wtedy i tragedię, zdaje mi się na temat Orestesa328 — lecz już w jakimś 20. wierszu miałem na scenie tyle trupów, że nie wiedziałem, co z nimi robić. W dwa lata potem pamiętam początek dramatu — o rokoszu Zebrzydowskiego329. Jakiś strażnik królewski przemawiał tak do rokoszanina: „...A milcz, ty ogonie byczy!”. Ale prócz tego ogona nie zostało mi już nic w pamięci. W rok później napisałem pierwszą krytykę, rozbiór Estei330 Kartek z życia kobiety331, zdaje się bardzo pochlebną. Prowadziłem wtedy także dziennik, którego zaniechałem, gdyż ojciec mój czytał go i kilka razy wspomniał z ironią (zasłużoną aż nadto zapewne) jakiś szczegół (zdaje się „mój sceptycyzm religijny”). Może jednak był to tylko dogadzający mi pretekst, a przyczyną zaniechania był brak wprawy, lenistwo i choroba całej mej młodości: rozrzutne niechlujstwo zainteresowań umysłowych.
Berkeley332 niewątpliwie może być przedmiotem żywego, nie akademickiego, studium. Wystarczają po temu całkowicie już te momenty, które znam: 1. bierność idei, 2. tworzenie nie może być ideą; 3. nie może istnieć wystarczający samemu sobie system idei (materia). A przecież ciągle jeszcze pozostaje ogólnym wyobrażeniem i przedostaje się do ogółu tylko to, że Berkeley zaprzeczał istnieniu świata zewnętrznego, więc wszystko było dla niego tylko myślą. Jaka siła zmusza Jowialskich333 do gadania o filozofii, podczas gdy bajeczki i figliki (pręciki?) najzupełniej im wystarczają. Właściwie w Polsce Jowialski jest straszniejszy od inkwizycji hiszpańskiej i swymi rozczłapanymi pantoflami wydeptuje on skuteczniej samą chęć nowinek niż najdrapieżniejszy fanatyzm. I wszystko w zgodzie z „papką i czapką”334. Och Fredro335! Istotnie jest to skarbnica polskości. Kiedyś, pamiętam (byłem jako chłopiec nieznośnie uprzykrzony w wysiłku ciągnięcia swych myśli za włosy i sztucznego dorabiania im wąsów i łysiny), Wojciechowi Rostworowskiemu336, zdaje się, przedkładałem, że Fredro jest wyższy nad Molière’a. Czym był dla mnie Molière wówczas! I właściwie, czym jest on dla nas dzisiaj. Ale Fredro nigdy nie przedostał się aż do tej dziedziny, w której kwestionowany jest sam człowiek, nie miał on zasadniczej (jako poeta) żywej idei człowieka. Molière bliski był tej głębiny lub nawet dosięgnął jej. Teraz zacznę znów go czytać i myśleć o nim, prędzej więc przypomina mi Fredrę to, co wiem o Goldonim337. Chciałbym odświeżyć sobie ideę Hebblowską o komedii i komizmie.
*
10 I
Gdy wydaje się komuś niesłuszne lub przynajmniej dowolne twierdzenie, że katolicyzm jest najbardziej bezpośrednią i głęboką formą, w jakiej żyje obecnie w naszej kulturze świat klasyczny, kultura grecko-rzymska, niech zważy, że rysem wyróżniającym myśl katolicką od innych postaci myśli jest to, że najkonsekwentniej uznaje ona życie nasze, życie konstruktywne ludzkości, kościoła za organ prawdy. By dojść do jakiejkolwiek bądź łączności z bytem, jednostka musi wżyć się w ludzkość jako konstrukcję, jako formę, mającą w sobie więcej niż cokolwiek bądź innego w świecie z archetypu, formy bezwzględnej. Spencer338, buddyzm Lafcadia Hearna339 etc., etc., wszystko to są usiłowania znalezienia prawdy w drodze niezależnej od udziału w konstruktywnym życiu ludzkości. Dlatego też pozornie tylko istnieje rzeczywistość w tych systematach, rdzenny nihilizm założeń musi przemóc. Stosując Blake’owski patos do rozważań kościoła — można by twierdzić, że odłączamy się od katolicyzmu w momencie, gdy zaczynamy szacować dodatnio lub przynajmniej względnie bardziej dodatnio obojętność wobec jakiegoś elementu wszech konstrukcji dziejowej niż samą tę działalność. Dlatego raz jeszcze miałem słuszność w dyspucie z Irzykowskim , raz jeszcze mam słuszność, że zwrot od katolicyzmu do jakiejkolwiek bądź ze znanych mi form myśli i czucia jest upadkiem: zarówno buddyzm, jak spinozyzm, heglizm czy comtyzm. Lista perpetua340. To jest bezwzględne, ale prócz katolicyzmu: kultury jest katolicyzm: droga do świata nadprzyrodzonego. I ta jest dla mnie zamknięta.
Nasi zwolennicy wschodu, wielbiciele buddyzmu etc., ulegają charakterystycznemu nieporozumieniu: uważają oni za zasadniczy moment zachodniej kultury, myśli, zachodniego patosu, zainteresowanie w świecie jako przedmiocie użycia (uważając empiryczne poznanie za pewną jego postać) — temu zainteresowaniu przeciwstawiają wschodnią obojętność — jako swobodę, szerz341 duszy —; od czasu Kanta, co najmniej, ale właściwie od czasów Grecji, Rzymu — rysem zachodnim jest zainteresowanie bezwzględne w świecie jako przedmiocie naszego czynu, jako stworzonym przez nas dziele. Nie to bezwzględnie jest potrzebne, byśmy żyli w takim lub innym gotowym świecie, lecz byśmy tworzyli świat, tworzyli jak największy zakres rzeczywistości uczłowieczonej. Wskutek pomieszania tych dwóch różnych punktów widzenia — zachód tak mało jest zrozumiany, swojski u nas. Ale herbaczewszczyzna342 jest nieprzenikalna dla tej myśli. Swoboda jako niesprawiająca cierpień anemia duszy, cherlactwo woli, żebractwo myśli, skrofuły jako religia. Herbaczewski jest karykaturą, ale karykaturą typową.
Blondel343 w pierwszej części swego dzieła ustalił niewątpliwie kilka prawd fundamentalnych. Nie sądzę, aby wyraz immanentyzm344 oddawał dobrze charakter najogólniejszy i zasadniczy jego myślowego wysiłku. Ważną prawdą z liczby tych, o których dzisiaj myślę, jest jego potencjalna krytyka Schopenhauera345 — dyletantów à la Pater i ówczesny — tj. z czasu, gdy Blondel pisał L’action346 — Barrès. Blondel i Barrès prawdopodobnie musieli byś jednocześnie młodymi ludźmi i w stylu Blondela znać myśli i wątpliwości, ciężkie dylematy i rozdwojenia dialektyki wrastającej w uczuciowość — stan duszy pokolenia, dla którego Kant (przeżyty jak przez Kleista347), Renan, Taine, ogólne wyniki biologicznego zacietrzewienia były chlebem dla duszy.
Juliusz Laforgue pozostanie niewątpliwie najwybitniejszym wyrazem młodej myśli i młodej duszy, wzrastającej w takich warunkach. To nawet jest jego patetyczne znaczenie dla nas i jeszcze na długo. Blondel walczył niewątpliwie w dobrej sprawie, ale walczył głęboko i skuteczną bronią sumiennej przebudowy myśli, więc na powierzchnię jego praca nie przedostawała się niemal całkowicie. Ale to pewne, że dyletantyzm, o ile w ogóle zachowuje on sumienie myślowe, został tu raz na zawsze rozbity i uniemożliwiony. Prawda, której ostrze jest skuteczne w tym kierunku, polega na tym, że nic, co może być kiedykolwiek dla kogokolwiek bądź treścią świadomości, nie może być wolne od etycznych zobowiązań dla tej jednostki. Nie ma świata etycznie nieobowiązującego, lecz przeciwnie — uniewinniającego, gdyż każda zawartość świadomości jest zawsze 1) wynikiem ogólnego życia ludzkości kulturalnej, 2) wynikiem naszego stosunku do tej ludzkości. Heglizm może być uważany jako propedeutyka, jako inicjacja w stosunku do drugiego punktu, wyzwala on nas od iluzji, związanych z nieprzygotowaniem osobistym, chorób i mirażów niedojrzałości i dojrzewania. W każdym
Uwagi (0)