Pamiętnik - Stanisław Brzozowski (na czym czytać książki elektroniczne .txt) 📖
Pamiętnik Stanisława Brzozowskiego jest zapisem ostatnich dni życia znanego pisarza i krytyka, zmarłego w 1911 roku. Pośmiertne wydanie zostało przygotowane przez żonę, Antoninę Brzozowską, a redakcją zajął się Ostap Ortwin, przyjaciel autora. Tekst zawiera notatki i refleksje dotyczące lektur i fascynacji intelektualnych Brzozowskiego; zdaje także relację ze stosunków towarzyskich panujących w środowisku literackim, w którym się on obracał.
Pamiętnik został po raz pierwszy opublikowany w 1913 roku w Krakowie.
- Autor: Stanisław Brzozowski
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Pamiętnik - Stanisław Brzozowski (na czym czytać książki elektroniczne .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Brzozowski
*
21 I
Światopogląd takiego poety jak Shelley naraża na niebezpieczeństwa pedantyzmu każdego, kto chce go zdefiniować. Pamiętając o tym, jednak musimy starać się o możliwie najwyższy stopień określoności. Zawsze wydawało mi się, że w umyśle Shelleya idee Platońskie stawały się czymś nowym i nieprzewidzianym, że przeobrażały się one w zmysłowe i namiętne siły. Jeżeli na miejsce Boga Berkeleya postawimy namiętności i upodobania artystycznej natury ludzkiej, zdobędziemy klucz do budowy umysłowej poety.
Wątpię, abym mógł z tymi środkami, jakie mam i będę miał pod ręką, dopracować się do żywego widzenia indywidualności Shelleya. Dowden395 jest „respectable”396, „very nice”397, a wszelkie wybory listów są wyborami.
Nie powinienem dać w siebie wmówić, że tego rodzaju krytyka jak moja, jak ta, do której jestem zdolny, nie ma racji bytu. Moja krytyka wyrasta z filozofii, jest przede wszystkim i bardziej, niż czymkolwiek innym, metodą filozoficzną. Nie filozofia metodą krytyki literackiej, lecz krytyka metodą filozofii. Kto rozumie moje stanowisko filozoficzne, nie może być zdumiony. Krytyka wciąga do współpracy właśnie historycznie ukształtowane życie ludzkości. Tu jednak chciałem zaznaczyć co innego. Manzoni398 od dawna wydaje mi się ważnym przedmiotem studiów. W samej rzeczy, włoski romantyzm różnił się głęboko od niemieckiego, naszego, angielskiego, i gdy odwoływał się do tradycji narodowej — odwoływał się nie do żywiołowego życia duchowego mas bezhistorycznych, lecz właśnie do wysokiej i głęboko świadomej kultury. Manzoni usiłuje stworzyć demokratyczną literaturę, styl bliższy życiu i sercu. Stworzyć. Nie ma tu złudzeń ludowości. Ale na razie wiem bardzo mało o Manzonim.
Spirit of the age399 — czy nie możemy sobie wyobrazić momentu, w którym Shelley i kardynał Newman byli bliscy niemal aż do tożsamości w swym widzeniu świata? Chociażby już w chwili czytania owej Kehamy400, której wciąż nie znam i której np. Lamb już nie był w stanie, nie chciał czy nie umiał, odczuć. Czym są nasze najbardziej zaostrzone przeciwieństwa, zamknięte w granicach naszej generacji — w porównaniu do ludzi innych pokoleń, epok, ludzi nawet, z którymi teoretycznie czujemy się spowinowaceni. Postaw np. kardynała de Retza401 lub Campanellę obok Newmana i Shelleya — a cóż dopiero jakiegoś Egipcjanina, Persa, Hindusa. Właściwie można nabrać lekceważenia dla kulturalnych konstrukcji naszego wnętrza — gdy się zrozumie tragiczną władzę tego ostatniego.
Moja powieść402 na całe okresy czasu staje się dla mnie rzeczą trudną do zniesienia. Zdaje się jednak, że w porównaniu z Płomieniami403 stanowi ona krok naprzód. Znowu wystrzegać się muszę myśli, co też mogą prawdopodobnie mówić o tej powieści „rodacy”, jak oni ją będą widzieć, ale zamknąć się w niej, zamknąć możliwie najszczelniej.
Nieuniknione jest i będzie oskarżenie o cynizm. Nie wybaczą mi ani Jadwigi, ani Gertrudy. A przecież są to postacie traktowane modo geometrico404.
O zgorszeniu nie może być mowy.
Przeciwnie, zarzutem jest brak pierwiastka della voluttà405. Natalia Trawka i Flavel odgrywają wielką rolę. Scena między nią a księżną milcząca w oranżerii. Domenico Giava — obok. Ten dygnitarz zakonu Jezusowego.
Następca tronu. To są tony sympatii. Z nich trzeba wydobyć silny ton Swiftowski. Ten rozdział ma wielkie znaczenie, jeden z kluczów. Klotylda w Rzymie.
Pius IX 406— Nie bać się i być swobodnym.
Tak samo z Garibaldim407.
Mazzini mnie niepokoi, gdyż nie chciałbym go ani skrzywdzić, ani pozostawić w stanie papierowym. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że go nie lubię. Myślę, że nie lubię także Garibaldiego.
Co do Cavoura408 nie mam tych wątpliwości: sympatia jest tu bliska i łatwa dla mnie. Cattaneo409? Nie znam go. Myślę, że był naprawdę uczciwie borné410 poza czystym intelektem. Tu miał jednak więcej krwi i mięśni niż Ferrari411, choć Ferrari jest o tyle świetniejszy.
Renan mnie ciągnie. Gdybym miał jego dzieła — napisałbym o nim dobre studium. Papini412 wtedy w części miał tylko słuszność. Mojej izolacji i ogołocenia nie umiałby sobie on wyobrazić.
Jak szczęśliwy mogłem być jeszcze w tych czasach, gdy czytałem po raz pierwszy Renana dialogi, dramaty, inne pisma filozoficzne w Otwocku413. Matka moja jest nieszczęśliwa, to niezaprzeczalne. Nieszczęśliwa tak tragicznie, że boli sama myśl o niej, że nie wystarcza sił, by ją sobie wyobrazić. Czuję to wszystko. Moi biografowie (będę ich miał, to już nieuniknione i zresztą dla mnie obojętne) będą mówili o mojej obłudzie. To nie będzie całkiem słuszne. Szczerze cierpię. Od czasu gdyśmy się rozstali w ciągu roku 1901, przed dziesięciu laty, nie myślałem o niej nigdy bez bólu. Jednocześnie nie zrobiłem tysiąca rzeczy, które zrobić byłem powinien. Niektóre z nich były w mojej mocy.
Gdy rodzice w 1897 roku przyjechali do Warszawy, los mój był postanowiony. Już był tylko wybór formy zguby i ta trwała aż do roku 1901. Gdybym nie był spotkał Toni, najprawdopodobniej fizycznie bym nie żył, a może wyrósłbym na zbrodniarza i zgnił w kryminale, w szpitalu wariatów. Przy matce nigdy nie zacząłbym pisać — a raczej nigdy bym nie doszedł do poważnego traktowania pisania. Myśl była tu czymś komicznym. Czymś, o czym nie można było mówić w jej spojrzeniu, nie czując się zażenowanym — to mi pozostało. Dlatego mój biograf, który mnie potępi, niech raczej podziękuje Bogu, że nie był mną.
Ostatecznie nie samo moje postępowanie, lecz jego forma gorączkowa, nerwowa, zohydzona przez śmieszne ubóstwo, jest tu najboleśniejsza. Poza tą formą, ja tylko się broniłem. Matka nigdy nie postępowała tak despotycznie z Feliksem414 jak ze mną, bo wiedziała, że on jest nerwowo odporniejszy. Ja przecież nie mam do niej żalu, przeciwnie, jestem ja winien, ale twierdzę, że nie mogłem nie być winien. .....415
A jednak wiem, że nigdy nie zaznam chwili wolnej od wyrzutów sumienia, że jest to słuszne. Tylko tak się już splątało, zwikłało wszystko, że nie wiem nic — czy mam chęć poprawy, skruchy? Nie wiem. Wiem że cierpię, że nie chcę cierpieć, więc staram się nie myśleć. To jest w tej chwili najprawdziwsze o tym.
*
22 I
Starając się zachować spokojną ocenę faktów, zastanówmy się, czym była polska literatura rzeczpospolitej niepodległej, pojęta jako manifestacja natury ludzkiej i źródło głębokiej wiedzy o człowieku. Lękam się, że ani jedno nazwisko nie wytrzyma najwyższej miary, że co najwyżej Skarga416 ma prawo do bezwzględnego uznania w swoim zakresie, bo Kochanowski417 nie zastąpi ani Shakespeare’a, ani Dantego, ani zapewne nawet Spensera418 lub Ariosta419 czy Tassa420. Ale jeżeli już, to najwyżej może rościć sobie prawo do miejsca obok tych ostatnich.
Jak zimnie i płytko intelektualną wydaje się nam cała „mitologizująca” twórczość Shelleya w zestawieniu z Blake’em. Mamy tu właściwie zawsze do czynienia tylko ze wzruszeniami, wrażeniami zmysłowej przyrody, które stają się potęgami intelektualnego świata, dzięki zasadniczym właściwościom tej transpozycji — berkeleizmu i platonizmu, która stanowiła filozoficzny światopogląd Shelleya. Prometeusz421 musi rozczarować każdego, kto podda czar analizie. Czar tego poematu nie jest zdrowy: nie jest to męska radość myśli. W gruncie rzeczy Shelley, który bronił bukolików422 i idyllików423 z czasu upadku — nie całkiem był bezinteresowny. Jest to po części i jego własna sprawa. Nie sądzę, aby można było mówić z zupełną ścisłością o poezji przestrzeni. Nie wiemy, w jaki sposób została ona tu wytworzona. Gdyż psychika jest tu bierna. Charakterystyczną już jest zaczarowana wędrówka Azji424 i jej siostry do jaskini Demogorgonu425. Ale to jeden tylko rys. Trudno zdać sobie sprawę z praw tego świata. Naturalnie nie idzie o żadne poznawcze zgodne „z rzeczywistością” prawa, tylko o to, że nie jestem pewny, czy świat ten jest jednolity, czy nie powstał on przez nie całkiem organiczne sumowanie właściwości, z których każda oddaje tylko pewną stronę natury Shelleya, jego wymagań i interesów. W Prometeuszu w każdym razie grunt nie jest pewny pod nogami.
Naturalnie trzeba być przygotowanym, że będzie to uważane za nowy dowód moich reakcyjnych instynktów, jeżeli moje Shelleyowskie studia nie doprowadzą mnie do bardziej pocieszających wyników.
Można twierdzić wszystko, co się podoba, o Prometeuszu Shelleya, za wyjątkiem tego, że jest to dramat. Nie tylko w znaczeniu bardziej formalnym, ale wprost, istnieje tu jakby anty-dramatyczny, dominujący ton. Proszę rozważyć np. to, co się dzieje z Azją i Panteą426 — coś w nich się dzieje, nachodzi na nie: tak samo jak i na cały świat. Dlaczego w tym właśnie momencie? Dlaczego w ogóle? Trudno o słabsze upozorowanie nawet związku, budowy. Niewątpliwie utwór powinien być rozważany porównawczo: z Pastor fido, z Marinim427 itp. Warto pamiętać, że zmysłowość, lubieżność w odczuciu amorka (?) seicentystów428, nie jest znowu tak obca Fourierowskiemu prądowi i typowi rewolucyjnej myśli. Powinowactwa z furieryzmem są u Shelleya nieustanne. To naturalnie nie będzie się wydawało bluźnierstwem: przeciwnie. Dla mnie to ponowne odczytanie Prometeusza było wielkim rozczarowaniem, na które me byłem przygotowany. Myślowo jest to utwór całkowicie bezpłodny, nie wychodzimy poza ogólniki; ani jednej głębszej intuicji. Pozostaje Shelleyowska przyroda, odurzająca i fałszywa. Jak strasznie niżej stoi Prometeusz w zestawieniu z Nie-Boską429, Kordianem430 — nie mówię o III części Dziadów431. Ale przecież nawet z Kainem432 nie można go porównywać. Co zaś już mówić o Ajschylosie433. Chora to poezja, chora myśl, słaba dusza. Oczywistością jest, że świat S. T. Coleridgea, poetycki świat zrealizowany w nielicznych utworach, jest zjawiskiem zgoła innej potęgi. Cecchi434 jest blagierem. Powtarza on, a nawet wymyśla, ograne, stęchłe zestawienia, które dezorientują.
Nie należy mieć litości — trzeba być brutalnym w prawdomówności.
Czytałem także wczoraj po raz drugi Sułkowskiego Żeromskiego435 . Nimem wziął tę książkę do ręki, przerzucałem dwa Zrębowiczowskie wybory pism Norwida. Naturalnie dzięki temu Sułkowski wypadł jeszcze fatalniej, chociaż nie sądzę, aby można było skrzywdzić tę rzecz najostrzejszym sądem. Czy jest możliwe, aby Żeromski łudził się? Co znaczy ta opętana „Muzyka” w pewnych momentach? Czy istotnie przypuszcza on, że „to” ma być nową formą, w ogóle formą?
Pomimo wszystko, co mam do zarzucenia Micińskiemu436, jest wprost coś żałosnego, że w tym samym czasie obok takiej Teofano437 może ukazywać się Sułkowski.
— Ani jednej żywej postaci, marionetki poruszane niezręcznie i niemające własnej historii.
Ani widzenia dusz, ani tragicznej myśli o epoce. Tego samego rzędu rzecz jak owe bajki Sieroszewskiego, w których kretyniczne zwierzęta leśne i domowe z pewnością opłacają składki na PPS.
W porównaniu z Różą438, nawet z Dumą439, upadek. Ani jednej stronicy, do której chciałoby się wrócić. Nic, zupełnie nic.
Myśli są u Żeromskiego tylko po to, by budzić echa. Nie służą do poznania, ale wywołują wzruszeniowe następstwa.
W rezultacie nie mamy ani świata, ani osób, tylko cienie sugestionujące uczucia cieniom; a ci jego Włosi. Ta najnudniejsza w świecie Agnesina440.
Naturalnie jednak Sułkowski będzie miał kilka wydań: to dobrze. Nawet — niechby Żeromski miał choć żyć z czego, nie jak polski pisarz, ale będzie uważany za literaturę — poezję w wielkim stylu.
Od czegóż Feldman, publiczność, która szanuje fakty dokonane własnych swych baranich zacietrzewień.
Nudno i smutno; najzupełniej bezcelowo.
Jasne jak słońce, że trzeba myśli, filozofii, entuzjazmu i fanatyzmu myślowego i jednocześnie takie już znużenie, takie straszliwe znużenie.
Ci panowie z Kasy Mianowskiego do 25. nie przysyłają swej kwartalnej „pomocy”441.
*
26 I
Wiek XVIII był właściwie stuleciem czystej towarzyskości. Była ona żywiołem zasadniczym, w którym rozstrzygały się najważniejsze sprawy. Niewątpliwie w tym świecie toczyły się walki o byt również śmiertelne, ale broń była osobliwa. Ginęło się wskutek niepowodzenia towarzyskiego typu. Dało to połączenie miękkości i perfidii. Można zrozumieć, że dziwny dywanowy fałsz tego życia, w którym istotnie uśmiech, szept za wachlarzem zabijał, mógł doprowadzić J J. Rousseau442 do szaleństwa. Tu jest jeden z punktów, co do którego zgodzić się nie mogę z Ortwinem443. Rousseau jest i nam potwornie bliski. To nie Tołstoj. Pod żadnym względem. Ale wracając do XVIII wieku — to stulecie wytworzyło przepysznych magnatów życia, ludzi, których nigdy nie można było zaskoczyć w stanie towarzyskiej bezpłodności, którzy promieniowali nieustannie energią i byli nie do zwyciężenia. To Sheridan444, to Mirabeau445, to zapewne Burke446, do pewnego stopnia, to Beaumarchais447. To jest dla mnie najpiękniejszy typ ludzki tego stulecia.
Tołstoj powiada, że Król Lear448 nie może się nikomu podobać, kto nie jest w stanie pewnej sugestii. Ale przecież cała sztuka, cały artyzm jest
Uwagi (0)