Pamiętnik - Stanisław Brzozowski (na czym czytać książki elektroniczne .txt) 📖
Pamiętnik Stanisława Brzozowskiego jest zapisem ostatnich dni życia znanego pisarza i krytyka, zmarłego w 1911 roku. Pośmiertne wydanie zostało przygotowane przez żonę, Antoninę Brzozowską, a redakcją zajął się Ostap Ortwin, przyjaciel autora. Tekst zawiera notatki i refleksje dotyczące lektur i fascynacji intelektualnych Brzozowskiego; zdaje także relację ze stosunków towarzyskich panujących w środowisku literackim, w którym się on obracał.
Pamiętnik został po raz pierwszy opublikowany w 1913 roku w Krakowie.
- Autor: Stanisław Brzozowski
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Pamiętnik - Stanisław Brzozowski (na czym czytać książki elektroniczne .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Brzozowski
Myślę, że byłem zakochany w Dybczyńskim, i teraz, czytając dzienniki i listy Byrona, doznawałem wrażenia niejednokrotnie, że znam ja przecież tego rodzaju dąsy i fochy myślowe. Dybczyński stoi mi przed oczami, gdy myślę o Byronie. Sądzę, że był to istotnie niepospolity młodzieniec.
Ojciec198 mój raz jeden — biedaczysko — musiało to być w jednym z jego rozczuleń poobiednich — kupił mi za jakieś 40 rubli książek, jakie mu wepchnął księgarz — ale szkoda, że nie umiałem wtedy korzystać z tych książek, jakie były w ojca mojego zbiorze. Mogłem był z nich wynieść o wiele żywszą znajomość polskiej historii i literatury. Dziś skarbem byłby dla mnie Szajnocha199, Siemieński200, Bartoszewicz201, Bobrzyński202, Baliński203, wówczas nie umiałem z tego korzystać. Nie umiałem w tym okresie wyczuć żadnego związku między Polską a moimi nowymi ideami. Przeciwnie: idee odprowadzały mnie coraz dalej od polskości i postępy mierzyłem tą odległością. Ale gdyby był ktoś naprawdę zainteresował się moimi myślami i troskami — może mógłby był pozyskać wpływ. Właściwie jako umysłem interesował się mną tylko mój nauczyciel rosyjskiej literatury, który i dzisiaj jeszcze podobno mnie wspomina — Filip Andrejewicz Werowski — a także mam wrażenie, że o wiele wcześniej jakiś artystyczny interes musiałem wzbudzać w Wasyliewie, nauczycielu w Lublinie. Psychologia tego ostatniego zajmuje mnie teraz często; myślę, że gdybym miał wytrwałość — zaczynam wierzyć, że mam pomimo niegodziwego wychowania i rabunkowej gospodarki — więcej talentu, niż skłonny byłem ostatnio mniemać i to może właśnie powieściopisarskiego, a raczej duszotwórczego à la R. Browning talentu — mógłbym z tej postaci stworzyć coś trwałego. Nawiasem: Browning, niewątpliwie on jest mi bliski. Daj mi Boże siły i wytrwania, pozwól nie myśleć o drobnych ukłuciach, o braku sympatii, o gorzkiej samotności, a może przecież zrobię coś jeszcze, co w moich własnych oczach da mi trwałe zadowolenie, nie chwiejne poczucie siły, to znowu zupełne unicestwienie dumy.
Browning, Blake, Hegel, przecież czuję, a nawet wiem, że mam o tych ludziach dużo do powiedzenia, że ich znam, że są to dla mnie żywi ludzie. Lemański204! Krytyk też jest twórcą. Głęboko stwarza swój świat — ale u nas za dużo jest krytyki. Wiem, że mam mnóstwo braków — ale przecież nie może być moim złudzeniem, że jako pisarz-myśliciel nigdy nie jestem zasadniczo w złej wierze. To nie może nie być wyczuwane. Gdybym mógł rok czasu przeżyć, mając wszystkie książki, jakichbym pragnął, i spokój, nie napisałbym może dużo, ale napisałbym jakieś kilkadziesiąt stronic, które dałyby moją miarę.
Wstydź się. Wstydź się naprawdę. Ale taka jest prawda: długo i bardzo, śmiesznie długo jątrzy się we mnie każdy dowód złej woli wobec moich pism — i to chyba nie jest złudzenie, chociaż przemawia to na moją korzyść, że boli mnie to właściwie, co godzi w moją filozofię i krytykę, tj. to, o czym wiem na pewno, że jest pracą. Chciałbym być pewnym tego uczucia, byłoby to zdrowie na dnie słabości, ale nigdy nie można wyczuciom tego rodzaju ufać.205
Bo nigdy nie prowadzi do dobrego tego rodzaju zgłębianie: myśleć tylko o zdrowiu, o jego prawach, zatapiać się myślą w surowe prawa zdrowia myślowego i życiowego: ambicja nie da się stłumić, powinno się ją wyzyskać w tym kierunku. Nie zaszkodzi cieszyć się ze słabych chociaż oznak zdrowia, jeżeli się ma o tym ostatnim pojęcie prawdziwe. Nie trzeba się bać tego rodzaju wewnętrznego snobizmu. Pani czy panna How czy Hove miała rację: Chesterton206 ma przykrą manierę, ale mówi on nieraz w formie paradoksów rzeczy głębokiej prawdy. Teraz myślę o jego obrazie próżności w zestawieniu z dumą.
Snobizmem jest teraz znaczna część mojego zadowolenia z czytania Bena Jonsona — ale nim dojdę do końca I tomu, niewątpliwie będę miał już głębsze i uczciwsze związki i zainteresowania w jego świecie.
*
30 XII
Czy Byron tylko pozował, przeciwstawiając Pope’a207 swojej generacji poetów? Aby na to pytanie odpowiedzieć, trzeba przede wszystkim znać Pope’a, a znać nie znaczy to czytać, jak miałem to niedawno sposobność zanotować w tym dzienniku, pisząc o historycznym i krytycznym sposobie czytania. W ogóle pewien pseudoklasycyzm i banicja umysłowa związana z nim ustąpić muszą i ustępują wszędzie prócz głów niedobitków radykalizmu jeszcze pasożytujących na naszej nędzy. Kogo np. dziś obchodzi, czy Swift208 był pseudoklasykiem. Z prawdziwą niecierpliwością czekam chwili, gdy w Everymans Library209 zostanie wydrukowana i stanie się przez to dostępna dla mnie proza krytyczna Drydena210. Szczególniej, właśnie pewna grupa umysłów, pisarzów pozostających niejako na pograniczu, jak Dryden, jak Monti211 nawet, nie mówiąc już o Alfierim212, bezwzględnie stawiają w mej myśli opór przeciwko schematycznemu klasyfikowaniu i przechodzeniu do porządku. Więc i Pope. Ale pomijam już to, pomijam, że powinniśmy nauczyć się odnajdywania osobistości poza przedmiotowymi nieosobistymi sposobami wypowiadania. Przecież taki Swift po prostu wibruje namiętnością, przeraża skoncentrowaniem i intensywnością osobistości. Jakim przepysznym okazem ludzkiej natury, jaką wspaniałą indywidualnością jest Dr. S. Johnson, dzięki nieocenionemu Boswellowi, który w rzeczy samej ma prawo do mojej przynajmniej wdzięczności, nie o wiele mniejsze niż Saint-Simon213 — mówię o ducu214 — jak Cellini215, Gozzi216, i w każdym razie, choć z dala tegoż rzędu co Balzac. Ale tu o Byronie. Otóż: czy Byron był w tym samym znaczeniu romantykiem, co np. Shelley lub Coleridge. Nie. Shelley jest bliski Coleridge’owi. Byron prawie całkowicie obcy. Również Blake’owi. Byłoby dobrze doprowadzić do jasności to określenie romantyzmu, które teraz zarysowało się którejś nocy w moim umyśle. Ma ono analogię z Paterowskim217 — ale jest inne. Jest inne, ponieważ kwestionuje w tych punktach, które dla Patera były stałe. Pater podkreśla interes treści, pierwiastek ciekawości, jako moment rozstrzygający. Sądzę, że intelektualizuje on. Nie w tym stopniu, w jakim mogą mniemać ludzie niezdający sobie sprawy z tego, jak życiowym, w jakie doświadczenia wnikającym jest intelektualizm Paterowski, co dla niego jest faktem, elementem doświadczenia. Niewątpliwie faktami są dla niego, nie tracąc swego żaru, swej chemicznej, silnie działającej na duszę natury, takie przeżycia, jak tęsknoty moralne, nostalgie, wartości poznawcze prawdy, dążenie do niej: wszystko to w charakterze przeżycia jest zarazem faktem i to połączenie bardzo silnej osobistej kultury wzruszeniowej z tego rodzaju stanowiskiem sprawia, że styl Patera jest tak malaryczny, że są w nim dreszcze, gorączka podskórna, błogie pragnienie, niepokojąca duszna rozkosz — słowem, że wszystko tu jest po wierzchu i tylko myślą, w głębi jest to świat chory, gorączkowy, okrutny i zły. Jest tu niewątpliwy dla mnie ten pierwiastek. Benson218 (biograf W. P. ) i, zdaje się, Shadwell219 nie umieli ocenić portretu Watteau220, nie chcieli zrozumieć. Tu już prawie dostojewszczyzną pachnie. Istnieje tu sadyzm dziwnej odmiany: w odbarwianiu z krwi i wzruszenia postaci tej, która pisze. Potem Sebastian Storck221. W ogóle jest to seria, którą trzeba analizować inaczej, pamiętając o Dostojewskim lub chociażby o Baudelairze. Chciałem wymienić Nietzschego, ale postanowiłem unikać go, póki nie poddam się nowej konfrontacji z jego pismami. Jestem w fazie umyślnego, ale pozornie tylko umyślnego, krytycyzmu wobec niego. To zjawisko pozornej umyślności jest dla mnie charakterystyczne: zanalizowałem je w jakimś fragmencie Starej kobiety222, ale właśnie jako nazbyt i całkowicie osobisty będzie on usunięty. Szczere dążenia i uczucia występują, jako udane i jako takie, zyskują władzę, dostęp, legitymację wewnętrzną. Więc, gdy Pater mówi o ciekawości pomnażającej świat treściowo, ma on na względzie i te treści, które zazwyczaj uważane są za coś o tyle głębszego od ciekawości, że gdy tu następuje zmiana, nie ma czasu i siły psychicznie myśleć, że tu jest coś nowego jako fakt, jako poznanie, bo zmienia się nie tylko poznanie, ale sam poznający. Ale Pater chciał żyć w znaczeniu baudelairowskim, dajmy na to — i to w sutannie (?) Spinozy223. Jak to się może przedstawić? (Strzec się mereżkowszczyzny224).
Otóż romantyzmem jest dla mnie twórczość zainteresowująca przeważnie tożsamość twórcy: klasycyzm nie kwestionuje tej tożsamości.
Z tego punktu widzenia Byron wyrażał stan duszy, umożliwiający romantyzm — kwestionował to, co stawiało opór indywidualnym procesom i nadawało raz na zawsze określone znaczenie życiu ludzkiemu — ale poza tym, samego procesu romantycznego, twórczości zmieniającej w nim samą treść człowieka, życie ludzkie, nie można odnaleźć w tym znaczeniu, co np. u Blake’a, Coleridge’a, nawet Wordswortha225, nawet Lamba. Romantycznym był jego temat, on sam, ale twórczość jego podobniejsza była do procesów umysłowych Pope’a, Montiego, Alfieriego, potem Włochów XVI stulecia, niż do współczesnych. Co myśleć o tym powiedzeniu Norwidowskim: Sokrates poetów226? Nie pozwolić, by w umyśle moim Norwid stał się martwą, frazeologiczną fikcją. Analizować. Tu jest obecnie jedno z dojrzałych moich zadań.
*
31 XII
Z pewnością mylnie dotąd układałem plany opracowania Newmana227, mylnie, gdyż — zawsze ulegam instynktownie działającym a zakorzenionym, gdyż wyrobionym przez nieustanne spostrzeżenia dnia powszedniego, przez cały tryb polskiego życia — pojęciom o życiu. Chrześcijaństwo, katolicyzm, kościół, religia, są w naszym życiu obecnym sprawami istniejącymi bezwzględnie na zewnątrz literatury, filozofii, nauki, wszystkiego, co stanowi kulturę. Możemy mówić o stosunkach kultury do chrześcijaństwa, kościoła etc. — ale gdy mamy do czynienia z typami życia, w których związek ten jest organiczny, gdy mamy do czynienia z typami, w których zostaje zrealizowana cała potężna idea chrześcijaństwa, kościoła, jest to dla nas świat, w którym nie umiemy się orientować. Newman uważał kościół za sumę życia ludzkości, z niego brało źródło wszystko, co jest życiem, wszystko, co jest człowiekiem. Kościół bvł jego definicją człowieka, gdyż tylko fakt kościoła odpowiadał mu na pytanie: czym jest człowiek we wszechświecie, jak możliwe jest coś takiego jak życie ludzkie. Toteż gdy w moim artykule — dopiero w 2–3 miesiące po przeczytaniu go nauczyłem się go cenić — i jeżeli jest słuszne, jak myślę, że tego rodzaju powolne dojrzewanie myśli, wrażeń, jest cechą rzetelności myśli — Newman w stosunku do mnie działa zawsze w ten sposób. Nie zdaję sobie sprawy przy czytaniu, co zachodzi we mnie, a nawet, że coś zachodzi, ale po długim czasie odnajduję w sobie myśli, które dopiero po analizie i zastanowieniu wykazują swój rodowód z dzieł Newmana. Nie jest to już powierzchowne życzenie mieć i znać Newmana w zupełności. Teraz już wiem, że gdy dyskutuje on o kwestiach angielskiej organizacji kościelnej, angielskiego życia umysłowego, to nie zmienia to nic w tej niezawodnej prawdzie, że właściwie zajmuje się on tylko w sposób dojrzały, wyrobiony, a więc subtelnie konkretny — całkowitym zagadnieniem człowieka. Teraz więc już nie jestem w stanie traktować poezji Newmana ani tych jego pism o kulturze uniwersyteckiej, których nie znam, jako czegoś przypadkowego. Myślę, że strasznie skrzywdziłbym ten umysł. Kościół był dla niego prawem życia umysłu ludzkiego, ale nie będzie rzeczą słuszną przedstawić samą tylko jego pracę nad wyjaśnieniem i upodstawowaniem tego prawa, pomijając jego wyniki, przykłady jego chrześcijańskiej kultury in concreto228. Także trzeba zająć się jego studium o Cyceronie229.
B. B. i jego T. z pogardą mówili o Cyceronie. Ile potrzeba czasu, by zrozumieć, jak trudną, rzadką, jak głęboko ważną i jak przedziwnie moralną rzeczą jest „urbanité”230, wytworna uprzejmość myśli. Newman wiedział, że chrześcijaństwo ze swoim „moi est haïssable”231, obcinaniem dzikich pędów starego Adama, jest w gruncie rzeczy attyckie, humanistyczne; chrześcijaństwo, a przynajmniej katolicyzm, jest najrzetelniejszą, o wiele rzetelniejszą i o wiele zupełniejszą niż renesans, spuścizną klasycznej starożytności. Ile głupstw i to głupstw, które stają się nietykalnymi, obarcza umysły nasze. Lemański jednak będzie i nadal wyrzekał na krytykę, uważał ją za zbyteczną, szkodliwą, niepłodną.
Trzeba, nie odkładając, zacząć czytać Pastora232 i, o ile się da, Sarpiego i Pallavicina233. Trzeba zdobyć prawa zabrania głosu w tej sprawie, najważniejszej dzisiaj może dla nas.
Przy przerzucaniu zapisanych kartek wpadło mi w oko nazwisko Michajłowskiego; jak pięknie byłem młody, gdym go czytał. Nie zmieni już nic tego faktu, że dużo najświeższych moich wzruszeń, najmłodszych, najszczerszych moich myśli zrosło się z tymi nazwiskami. Zresztą krzywdzimy tych ludzi. Pisariew234 wart jest niemniej niż Stirner235, zapewne dużo więcej. Michajłowskiego można czytać obok Proudhona236, Carlyle’a. Bielinski237, Dobrolubow238, Czernyszewski239, mniej niewątpliwie genialni, mniej świetni myślowo (może teraz krzywdzę Bielinskiego), nie mniej zasługują na uwagę i studia niż eseiści angielscy lub francuscy. A drogi mój Gleb Uspienski. Stałoby się to z krzywdą mej duszy, gdybym dał ich sterroryzować i zapomniał o tych pierwszych moich nauczycielach. Pamiętam jeszcze wrażenie przy czytaniu Ojców i dzieci240 Turgieniewa241. Co za książka! Nie znam rzeczy tak harmonijnie tragicznej
Uwagi (0)