Darmowe ebooki » Pamiętnik » Pamiętniki włościanina - Jan Słomka (bibliotek cyfrowa TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Pamiętniki włościanina - Jan Słomka (bibliotek cyfrowa TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Jan Słomka



1 ... 21 22 23 24 25 26 27 28 29 ... 54
Idź do strony:
oświaty to, jak zapamiętałem, w Dzikowie ze starszych ludzi jeden był tylko umiejący czytać i pisać. Nazywał się Franciszek Słomka, mieszkał w przysiołku Podłęże. On tylko potrafił przeczytać pismo, jeżeli je kto z urzędu lub ze świata otrzymał, co zresztą rzadko się wtedy trafiało. Do niego też nieśli ludzie wszelkie pisma i to nie tylko z Dzikowa, ale z całej okolicy; dawał rady we wszystkich sprawach z urzędami, znaczył też wówczas więcej niż obecnie adwokat, sędzia czy inny urzędnik z wyższymi szkołami.

On też pierwszy w Dzikowie miewał kalendarze, ale kupował je głównie dlatego, że były w nich przepowiednie pogody na cały rok, bo według tych przepowiedni gospodarował. Opowiadali o nim, że raz, wybierając się w dalszą drogę, namyślał się, jak się ubrać, a że kalendarz przepowiadał pogodę, więc ubrał się w nowy żółty kożuch. Tymczasem wypadła właśnie niepogoda i powrócił do domu zupełnie spłukany, za co pomścił się na kalendarzu, bo wyrzucił go z domu na deszcz183.

Ale to wcale nie dziwne, że on wtedy trzymał się tych przepowiedni, bo i dzisiaj jeszcze przeważnie kupują kalendarze nie dlatego, że są w nich różne i pouczające i pożyteczne opisy, ale że są przepowiednie pogody, które nie mają żadnej wartości.

Zresztą w żadnym domu chłopskim wówczas nie znalazłby książki czy gazety, a nawet książeczki do nabożeństwa, chowali tylko różne druki, jak wezwania z urzędu i dokumenty, jak testamenty, dekrety dziedzictwa, arkusze gruntowe, książeczki podatkowe, a ponieważ nie umieli rozróżnić kawałków ważnych od nieważnych, więc zarówno potrzebne dokumenty, jak i świstki bezwartościowe, które dziś porzuca się po pierwszym przeczytaniu, przechowywali jednakowo z największą starannością przez długie lata. Wszystko to, razem zwinięte i okręcone w jakąś szmatę, chowali w skrzyniach zamkniętych na dnie pod ubraniami lub w jakichś kryjówkach, bo bali się zawsze, że może im każą kiedy coś płacić lub robić jakąś powinność, a oni dla swojej obrony nie będą się mieli czym wykazać. Jeżeli zaś komu obcemu przyszło papier jakiś pokazać, to czynili to bardzo ostrożnie, patrzyli mu na ręce, żeby czego nie schował i uważali, żeby sami czego nie uronili.

W niektórych wsiach, zwłaszcza nadwiślańskich, gdzie chłopi więcej byli chętni do oświaty, były szkoły zimowe, w których dzieci uczyły się przez zimę zwyczajnie od św. Michała184 do św. Wojciecha185. Uczyli w nich najczęściej chłopi, którzy posiadali sztukę czytania i pisania. Godzeni byli przez ludność wsiową, otrzymując po kilkadziesiąt reńskich za zimę i wikt z każdego domu po kolei. Niektórzy z nich chodzili za tym zarobkiem, gdy zima nastawała.

W Dzikowie — jak już wspomniałem — rozpoczęła pierwszą naukę Pawłowska z poręki hrabiny Tarnowskiej i od tej chwili dopiero ruszyła się oświata w Dzikowie.

*

W Tarnobrzegu w owym czasie była szkółka o jednym nauczycielu. Mieściła się przy ulicy Browarnej w domu wynajętym. W domu tym po jednej stronie znajdowała się sala szkolna, po drugiej mieszkał nauczyciel. Uczył tam za mojej pamięci Karasiński, Fabri, a w końcu Szewczyk.

W roku 1864 stanęła w Tarnobrzegu szkoła publiczna w tym miejscu, gdzie jest obecnie, a plac pod nią i ogród podarował śp. hr. Jan Tarnowski; chodziły do niej dzieci z Dzikowa i dosyć z Miechocina. W nowym budynku pierwszy uczył Gorylewicz, a prowadził jeszcze naukę sam jeden, nie mając nikogo do pomocy. Czy brał on jaką pensję rządową, tego nie wiem, pamiętam tylko dobrze, że w Dzikowie zbierało się składkę na nauczyciela, z numeru po 2 złr na rok, a to po 50 centów kwartalnie. Byłem wtedy wójtem, jak jeszcze Gorylewicz uczył, otóż prawie co drugi dzień zachodził do mnie zawsze z tymi słowy: „Wójcie, możeście co zebrali dla mnie, bo nie mam na chleb”, więc co było dawałem i za każdym razem rachowałem się z nim, żeby rachunki były w porządku.

W roku 1875 nastał śp. Michalik; on już był dyrektorem i nauczycieli było więcej, szkoła za niego zaczęła się prędko podnosić, klas przybywało coraz więcej.

Posyłanie uczniów na dalszą naukę do szkół średnich, do gimnazjów i seminariów nauczycielskich, rozpoczęło się dopiero wtedy, gdy za śp. Michalika nastała czteroklasowa szkoła w Tarnobrzegu i pierwsi uczniowie z niej wyszli. Z samego Dzikowa wyszło wtedy w krótkim czasie kilku uczniów i dalsze nauki kończyli w Rzeszowie lub Krakowie. A pierwszym tym uczniom nie tylko z Dzikowa, ale i z okolicy ułatwiał bardzo kształcenie, wspierając ich materialnie, hr. Stanisław Tarnowski, profesor uniwersytetu i prezes Akademii Umiejętności w Krakowie, który i później zawsze nie przestawał opiekować się uczącą się młodzieżą z naszych okolic186.

Obecnie, tj. w roku 1928, znajduje się w Tarnobrzegu cały szereg szkół. Toteż w niedziele, w czasie wspólnych nabożeństw szkolnych, kościół oo. Dominikanów wypełniony jest przeważnie młodzieżą szkolną.

*

Co do życia politycznego, to przez długi czas po nastaniu konstytucji nie było znaku takiego życia. Wszelkie wybory: do sejmu czy parlamentu bardzo mało chłopów interesowały, mało kto o tym mówił i chciał coś wiedzieć. A gdy kto czasem o tym coś wspomniał, to drudzy zaraz odpowiadali: „Co mnie to obchodzi, kto posłem ostanie, niech ta obiorą, kogo chcą; tam chłop niezdatny, bo nie ma nauki, a pan będzie trzymał z panami i dla chłopów nic tam nie zrobi, więc najlepiej nie zaprzątać sobie tym głowy, bo to nic dobrego”.

Na prawybory w gminie przychodziło zwyczajnie kilku, a najwięcej kilkunastu uprawnionych do głosowania i ci bez żadnego ożywienia dokonywali wyboru, a kiedy znowu miał się odbyć wybór posła, to wyborcy zeszli się w starostwie może w połowie, niejeden zaś powiedział sobie: „Będę ta szedł i czas tracił, najlepiej siedzieć w domu spokojnie”; żona mu to przychwaliła i wyborca przesiedział wybory w domu. Ci zaś, co ściągnęli do miasta, oddawali głosy na tego, kto był ze starostwa w dniu wyborów wysunięty, i poseł był wybrany, a potem we wsi bardzo mało było nawet na tyle ciekawych, żeby się dowiedzieć, kto został posłem, i gdy się kogoś przyszło zapytać: „Kto u was posłem?”,to nie wiedział i cały okres zeszedł i nie dowiadywał się.

Na wsi nie znane były zgromadzenia polityczne, jakie obecnie często odbywają się, jedynie w dniu wyborów w powiecie bywały krótkie narady, na których chłopi dowiadywali się, na kogo głosować będą. Poseł nie urządzał nigdy zgromadzeń sprawozdawczych i nikt od niego sprawozdania nie żądał.

Słowem, poza zebraniami gromadzkimi i prócz zabaw, wesel i chrzcin nie było we wsi, jak i w mieście żadnego innego życia zbiorowego, nie było żadnych towarzystw i stowarzyszeń.

Pierwsza walka wyborcza powstała w roku 1877 przy wyborach uzupełniających do Rady Państwa187 w Wiedniu. Ale i wówczas było jeszcze tak, że wyborcy zjeżdżając się, nie wiedzieli jeszcze, na kogo będą głosowali, tylko na mieście tyle było słychać, żeby wybrać chłopa; nie było jednak zgody, którego chłopa, i co kilkunastu wyborców miało swojego kandydata. W końcu najgłośniej był wymieniany Walenty Bęc, gospodarz z Ostrówka, i chłopi się wzajemnie nawoływali, żeby tylko na niego głosować i głosów nie rozrywać, bo inaczej chłop nie będzie wybrany.

Gdy przyszło do głosowania w starostwie, chłopi jak mur stanęli za Bęcem i on w Tarnobrzegu dostał najwięcej głosów, ale w innych powiatach: w mieleckim i ropczyckim, stanowiących jeden okrąg wyborczy, nie otrzymał nic. Ponieważ jednak głosy były rozstrzelone na kilku kandydatów i należało się spodziewać wyboru ściślejszego, więc chłopi czekali na ogłoszenie wyniku głosowania i żaden nie ruszył się z miejsca, a gdy wieczór zapadł, posiadali i pokładli się na korytarzach, tak że całe korytarze zajęli i czekali cierpliwie. Gotowi byli noc czekać, a wtem ukazał się starosta i zawołał: „Panowie wyborcy, proszę do głosowania! Odbędzie się wybór ściślejszy między Bęcem a Zdankiewiczem, starostą mieleckim”.

Teraz znowu chłopi ławą głosowali na Bęca, a panowie i duchowieństwo, którzy na wynik po kancelariach czekali, na Zdankiewicza, a następnie wszyscy rozeszli się i dopiero z gazet stało się wiadomym, że posłem został Bęc.

Jak się później dowiedziałem, zdobył większość głosów w ten sposób: gdy po pierwszym głosowaniu poszły telegramy z Tarnobrzega, że dostał najwięcej głosów, chłopi w Ropczycach porzucili pierwszych kandydatów, a krzyczeli: „Bęc, Bęc!”, tłumacząc sobie, że musi to być mądry chłop, skoro w swoim powiecie tyle miał głosów, i wszyscy na Bęca głosowali, więc przeszedł znaczną większością. Był posłem do końca okresu, a ponieważ był nieustępliwy, więc przy następnych wyborach była przeciw niemu ostra walka i upadł188.

Znałem go bardzo dobrze, bo zasiadałem z nim w Radzie Powiatowej i prócz tego często się z nim stykałem. Jako gospodarz był pracowity i oszczędny, ale gdzie nie było musu, centa nie wydał, toteż jak pogorzał189, spaliła się mu nawet gotówka, a nie miał nic asekurowane. Sprawie chłopskiej oddany był bardzo i śmiało przy tym wypowiadał to, co myślał.

Ale nie otrząsnął się z tego, co pokutowało w chłopach starej daty, mianowicie: przeciwny był zawsze wydatkom, choćby wypadały na korzyść ludu, np. na lepsze szkoły, i choćby wszyscy powiedzieli, że coś jest potrzebne, a jemu się to nie zdawało, to nie odstąpił od swego zdania i na drugich chłopów się gniewał, że z nim razem nie idą i nie głosują. Nie dał sobie wytłumaczyć, że jeżeli się na coś podatku nie uchwali, to nic się nie da zrobić i wszystko zostanie po dawnemu — będzie dawne zacofanie i bieda.

Trzymał przy tym bardzo stronę rządu austriackiego, mówiąc, że „tylko w rządzie widzi cokolwiek sprawiedliwości, a panowie nasi chcą wszędzie chłopa utrącić i dlatego — jak powiadał — na nic nie chciałem się z nimi zgodzić, a chociaż mój głos między wszystkimi nic nie znaczył, to go im nie dałem, bo moje sumienie na to nie pozwalało”.

Z czasem i pod tym względem się zmieniło, bo już każdy mniej więcej przeglądał na oczy, że rząd wiedeński niczego z łaski nie dawał i trzeba było wszystko z trudnością zdobywać. Dlatego posłowie polscy w Wiedniu łączyli się razem w jedno Koło190, żeby mieć wobec rządu i w państwie większą siłę i prędzej coś wskórać.

Jak się w późniejszym czasie odbywały wybory, jakie było zainteresowanie nimi i naprężenie wśród ludności, tak między młodymi, jak starymi, a nawet między kobietami, to zbytecznym jest spisywać, bo każdy na to patrzył. Dla przykładu wspomnę tylko, że w Dzikowie już w pierwszych wyborach do parlamentu, odbywających się w roku 1907 na podstawie powszechnego prawa głosowania (kiedy z tutejszego okręgu zostali posłami Krempa191 i Wiącek192), przy pierwszym głosowaniu brakowało tylko dwóch z uprawnionych do głosowania i obecnych w gminie, a gdy pierwsze głosowanie nie dało wyniku i nastąpiło drugie ponowne, to i ci dwaj się stawili tak, że nikogo nie brakło.

*

Co do uświadomienia narodowego dawniej, jak zapamiętałem, chłopi nazywali się tylko Mazurami193, a mowę swoją mazurską, żyli tylko sami dla siebie, stanowiąc zupełnie odrębną masę, obojętną zupełnie na sprawy narodowe. Ja np. dopiero wtedy, jak zacząłem czytać książki i gazety, poczułem się Polakiem i uważam, że inni włościanie w ten mniej więcej sam sposób dochodzili do poznania swej narodowości.

Z przeszłych wydarzeń i wypadków znali tylko te, które sami przeżyli i zapamiętali albo o których słyszeli od starszych. Opowiadali najwięcej o pańszczyźnie i strasznie ją malowali, szczególniej polowych i ekonomów i w ogóle oficjalistów194 dworskich, co rozpalało i podtrzymywało ciągle nienawiść do dworów i „panów”.

Słyszałem też, jak dziadkowie i inni starsi mówili o Polsce, o królach polskich i rządach, jakie były, że Polska przez brak zgody i jedności między panami została rozerwana na trzy części i że ta część, w której mieszkamy, z rozebranej Polski pochodzi i dostała się pod panowanie austriackie. Pamiętali oni rozbiór Polski albo słyszeli o tym od swoich ojców.

Z wojen polskich starsi opowiadali najwięcej o tzw. wojnie sandomierskiej z roku 1809195, a nazywali ją sandomierską, bo walka była o Sandomierz i pod Sandomierzem. Mówili, że to była wojna o Polskę, że się biło wojsko polskie z austriackim.

Wojsko austriackie szło wtedy pod Sandomierz różnym drogami, także i przez Dzików, a najwięcej wycierpieli wójci, bo wojsko żądało „forszpanów”, a gdy wójt nie mógł wszystkiego prędko znaleźć i dostawić, to go zbili i ledwie żywego puścili. Kiedy zaś było zdobywanie Sandomierza, to od huku strzałów w Dzikowie ziemia drżała i okna w domach dzwoniły, a Sandomierz stał jakby w ogniu. Ludzie uciekali z domów i kryli się po krzakach nad Wisłą.

A już ja zapamiętałem, że znajdowała się u nas kula armatnia, o której starsi mówili, że była znaleziona po tej wojnie na polach dzikowskich. Była wielkości głowy cielęcej, z jednego końca grubsza, w drugim cieńsza, a w domu taki był z niej użytek, że ją rozpalali na ogniu i używali przy polewaniu bielizny196.

Zaraz po tej wojnie nastąpił rozdział Galicji od późniejszego Królestwa Polskiego197, przedtem bowiem obie strony były razem połączone, a pod Dzikowem przy tzw. Skalnej Górze był przewóz przez Wisłę. Dziadkowie moi i inni, którzy pamiętali, jak Galicja z Królestwem stanowiła jedną całość, nieraz na ten rozdział narzekali, mówili, że im się zdaje, jakby się świat skrócił i jakby stanął wielki mur, który jedną stronę od drugiej odgraniczył. Opowiadali, że wprzódy czy z tej, czy z tamtej strony Wisły każdy był jednakowo wolny, złapał byle koryto i mógł przeprawić się przez Wisłę.

Jeździli też dawniej z jednej strony na drugą swobodnie na odpusty, jarmarki i za innymi sprawami, łączyli się w związki małżeńskie i wzajemnie się pobierali, jakby jedna wielka familia, a później to wszystko ustało i doszło do tego, że rozerwane były wszelkie związki rodzinne jednej strony z drugą, i nawet bliżsi krewni nie znali się, choć ich dzieliła tylko Wisła. Bo granicy tej bez przepustki, czyli „paszportu” nogą nie wolno było przestąpić i przepuszczali za Wisłę tylko przez dalekie komory198 z różnymi trudnościami. Więc też narzekali na wszystko, szczególniej we wsiach nadgranicznych nadwiślańskich i byli za tym, żeby jedną stronę z drugą

1 ... 21 22 23 24 25 26 27 28 29 ... 54
Idź do strony:

Darmowe książki «Pamiętniki włościanina - Jan Słomka (bibliotek cyfrowa TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz