Darmowe ebooki » Pamiętnik » Wyznania - Jean-Jacques Rousseau (jak czytać książki w internecie za darmo txt) 📖

Czytasz książkę online - «Wyznania - Jean-Jacques Rousseau (jak czytać książki w internecie za darmo txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Jean-Jacques Rousseau



1 ... 103 104 105 106 107 108 109 110 111 ... 119
Idź do strony:
oburzeni. Między tą ciżbą pocieszaczy znalazło się kilku z miasta Bienne, małego wolnego staniku, zamkniętego w stanach berneńskich; między innymi młody człowiek nazwiskiem Wildremet, którego rodzina zajmowała tam naczelne miejsce i miała znaczny wpływ w tym miasteczku. Wildremet zaklął mnie żywo w imieniu obywateli, abym obrał miejsce schronienia wśród nich, upewniając, iż pragną gorąco mnie przygarnąć; że będą sobie uważali za chlubę i obowiązek dać mi zapomnieć o prześladowaniach, które wycierpiałem; że nie mam przyczyny obawiać się wśród nich wpływu Berneńczyków; że Bienne jest wolnym miastem, które nie pozwala się wtrącać do swoich spraw nikomu, i że wszyscy obywatele mają stanowczy zamiar nie słuchać żadnych głosów, które by były dla mnie nieprzyjazne.

Wildremet, widząc, iż nie zachwiał mego postanowienia, wezwał do pomocy kilka innych osób, tak z Bienne i jego okolicy, jak z samego Berna, między innymi tegoż samego Kirchbergera, o którym mówiłem, iż szukał mego towarzystwa od czasu mego schronienia się w Szwajcarii i że talenty jego i zasady zwróciły nań moją uwagę. Bardziej nieprzewidzianym i ważkim dla mnie było naleganie pana Barthès, sekretarza ambasady francuskiej, który odwiedziwszy mnie wraz z Wildremetem, zachęcał mocno, abym przyjął zaproszenie i zdziwił mnie serdeczną życzliwością, jaką zdawał się przejęty. Nie znałem zupełnie pana Barthès; ale widziałem, iż mówi przezeń szczera i gorliwa przyjaźń, widziałem, że leży mu prawdziwie na sercu, aby mnie namówić do osiedlenia się w Bienne. Rozpływał się w niebotycznych pochwałach nad tym miastem i jego mieszkańcami, z którymi zdawał się związany tak ściśle, iż po kilkakroć dawał im miano swoich ojców i opiekunów.

Ten krok pana Barthès zachwiał wszystkie moje przypuszczenia. Zawsze podejrzewałem, iż pan de Choiseul jest ukrytym sprawcą prześladowań, które cierpiałem w Szwajcarii. Zachowanie rezydenta francuskiego w Genewie, ambasadora w Solurze aż nadto potwierdzało te podejrzenia. Widziałem, iż Francja wpływa tajemnie na wszystko, co mi się zdarzyło w Bernie, w Genewie, w Neuchâtel, nie sądziłem zaś, bym miał we Francji innego potężnego nieprzyjaciela, prócz księcia de Choiseul. Cóż mogłem tedy myśleć o odwiedzinach Barthèsa i o jego tkliwym, zdawałoby się, zainteresowaniu moim losem? Nieszczęścia nie zniweczyły jeszcze ufności wrodzonej memu sercu, a doświadczenie nie nauczyło mnie widzieć zasadzek pod wylewami przyjaźni. Szukałem ze zdumieniem przyczyn życzliwości Barthèsa; nie byłem dość głupi, aby myśleć, iż uczynił ten krok z własnej pobudki. Powziął go tak jawnie, a nawet z taką afektacją912, iż wszystko to zdradzało ukrytą intencję; nie spotykałem zaś u tego rodzaju podrzędnych agentów owej szlachetnej odwagi, jaka, na podobnym stanowisku, często wzbierała w mym sercu.

Widywałem niegdyś u księstwa de Luxembourg kawalera de Beauteville913; okazywał mi życzliwość. Od czasu swej ambasady dawał mi jeszcze niekiedy jakieś znaki pamięci, nawet zapraszał, bym go odwiedził w Solurze: zaproszenie, które mimo że nie korzystałem zeń, pochlebiało mi bardzo, ponieważ nie przywykłem do takich uprzejmości ze strony panów dygnitarzy. Sądziłem tedy, iż pan de Beauteville, zmuszony trzymać się instrukcji w tym, co tyczyło spraw Genewy, litując się wszelako moich nieszczęść, uzyskał dla mnie przez osobiste wpływy to schronienie w Bienne, abym mógł tam żyć spokojnie pod jego pieczą. Wzruszyła mnie ta życzliwość, nie chciałem jednak z niej korzystać. Zdecydowany stanowczo na podróż do Berlina, czekałem niecierpliwie chwili, gdy znajdę się w pobliżu milorda marszałka, przekonany, że już tylko przy nim czeka mnie prawdziwy spokój i trwałe szczęście.

Kiedym opuszczał wyspę, Kirchberger towarzyszył mi aż do Bienne. Zastałem tam Wildremeta i kilku innych Bieńczyków, oczekujących mnie na wybrzeżu. Zjedliśmy wspólnie obiad w gospodzie; pierwszym mym staraniem było poszukać kolasy, aby nazajutrz ruszyć w drogę. Podczas obiadu panowie ci na nowo wszczęli nalegania, aby mnie zatrzymać u siebie; i to z takim zapałem i tak wzruszającymi zaklęciami, iż mimo wszystkich postanowień serce moje, które nigdy nie umiało się oprzeć dowodom gorącej sympatii, dało się wzruszyć. Skoro tylko ujrzeli, że się chwieję, podwoili wysiłki tak skutecznie, iż wreszcie dałem się zwyciężyć i zgodziłem się zostać w Bienne, przynajmniej do przyszłej wiosny.

Natychmiast Wildremet zakrzątnął się, aby mi znaleźć mieszkanie. Wrócił z poszukiwań, chwaląc się, iż znalazł prawdziwy skarb. Skarbem tym był mały szpetny pokoik od tyłu, na trzecim piętrze, wychodzący na podwórze, gdzie za całą rozkosz miałem wyziewy cuchnących zlewów garbarni. Gospodarz mój był to mały człeczyna o nieszczególnej minie i wątpliwej uczciwości. Dowiedziałem się nazajutrz, iż jest to hulaka, gracz i w ogóle człowiek zażywający bardzo złej sławy w dzielnicy. Nie miał żony, dzieci ani służby; tak iż, żałośnie uwięziony w samotnym pokoju, znalazłem się, w najbardziej uroczym kraju pod słońcem, pomieszczony w sposób zdolny w ciągu kilku dni przyprawić o śmierć z melancholii. Co mnie najbardziej dotknęło, to iż mimo wszystkiego, co mi mówiono o zapale mieszkańców dla mej osoby, nie spostrzegłem, przechadzając się po ulicach, najmniejszej uprzejmości w obejściu ani też życzliwości w spojrzeniach. Miałem wszelako zupełnie stanowczy zamiar zostać tam; tymczasem zaraz następnego dnia dowiedziałem się, ujrzałem i uczułem, iż panuje w mieście straszliwe wrzenie przeciw mnie. Wiele godnych osób przyszło uprzedzić mnie życzliwie, iż nazajutrz miano mi doręczyć, w możliwie najostrzejszej formie, rozkaz opuszczenia natychmiast stanu, to znaczy miasta. Nie miałem kogo się poradzić; wszyscy, którzy mnie zatrzymywali, pochowali się. Wildremet znikł; nie słyszałem już nic o panu Barthès i nie wydaje się, aby jego zalecenie posłużyło mi bardzo w oczach tych „ojców” i „opiekunów”, którymi popisywał się przede mną. Niejaki pan de Vau-Travers, Berneńczyk, który miał ładny domek pod miastem, ofiarował mi wszelako schronienie, mając nadzieję — jak mówił — iż będę mógł w nim uniknąć ukamienowania. Przywilej ten nie wydał mi się dość pociągający, aby mógł starczyć za pokusę przedłużenia pobytu wśród tego gościnnego ludu.

Straciwszy trzy dni na tym opóźnieniu, przekroczyłem już znacznie owe dwadzieścia cztery godziny udzielone mi przez Berneńczyków na opuszczenie ich ziemi. Znając bezwzględność tych panów, nie byłem wolny od obaw co do dalszej podróży, kiedy starosta z Nidau pospieszył w samą porę wydobyć mnie z kłopotu. Ponieważ głośno potępił bezwzględne postąpienie ich ekscelencji, sądził w szlachetności swojej, iż winien mi jest publiczne świadectwo, że nie ma w nim żadnego udziału. Nie zawahał się opuścić swego starostwa, aby mnie odwiedzić w Bienne. Przybył w wilię mego wyjazdu; daleki od szukania incognito, rozwinął nawet niejaki ceremoniał, przybył in fiocchi914 w swojej karocy, wraz z sekretarzem, i przywiózł mi paszport ze swoim podpisem, upoważniający do swobodnego przebycia stanów berneńskich bez obawy szykan. Odwiedziny wzruszyły mnie bardziej od paszportu. Nie mniej byłbym nimi wzruszony, gdyby miały za przedmiot kogo innego niż mnie. Nie znam nic, co by potężniej działało na me serce niż akt odwagi okazanej w sposobną chwilę na rzecz słabego, niesprawiedliwie uciśnionego.

Wreszcie, wystarawszy się z trudem o kolaskę, wyjechałem nazajutrz z tej morderczej ziemi, przed przybyciem deputacji, którą mnie zamierzano uczcić. Nie zdążyłem nawet doczekać się Teresy, którą wezwałem do siebie w przekonaniu, iż zatrzymam się w Bienne, i którą ledwie zdołałem odmówić pospiesznym listem, donosząc o nowej klęsce. Czytelnik ujrzy w trzeciej części, jeśli kiedykolwiek będę miał siłę ją spisać, w jaki sposób, mniemając, iż jadę do Berlina, pojechałem w istocie do Anglii i w jaki sposób dwie damy, które chciały rozrządzić mą osobą, wygnawszy mnie za pomocą swych intryg ze Szwajcarii, gdzie nie dość byłem w ich mocy, zdołały mnie wreszcie wydać swemu przyjacielowi.

*

Odczytawszy to pismo hrabiemu d’Egmont oraz jego małżonce, księciu Pignatelli, margrabinie de Mesme i margrabiemu de Juigné, dodałem te słowa:

„Powiedziałem prawdę: jeżeli ktokolwiek wie rzeczy sprzeczne z tym, co tu przedstawiłem, choćby po tysiąc razy dowiedzione, wie kłamstwa i szalbierstwa; jeżeli odmawia zgłębienia ich i rozjaśnienia ze mną, póki jestem przy życiu, nie kocha ani sprawiedliwości, ani prawdy. Co do mnie, oświadczam głośno i bez obawy: ktokolwiek, nawet nie przeczytawszy moich pism, zbada własnymi oczami mój charakter, obyczaje, skłonności, upodobania, przyzwyczajenia i będzie mnie mógł uważać za nieuczciwego człowieka, sam jest człowiekiem zasługującym, aby go zadławić”.

Na tym dokończyłem czytania; wszyscy trwali w milczeniu. Jedna pani d’Egmont zdawała się wzruszona; zadrżała widocznie, ale opamiętała się szybko i zachowała milczenie, równie jak całe towarzystwo. Oto był owoc, który zyskałem z tej lektury i z mego oświadczenia.

Przypisy:

1. Huron — członek plemienia Indian z Ameryki Płn.; w satyrycznej powieści Woltera prostolinijny Huron, tytułowy Prostaczek, przybywa do Francji, gdzie jego bezpośredni sposób interpretacji rzeczy i nieznajomość społeczeństwa europejskiego prowadzi do wielu nieporozumień i kłopotów, ukazujących negatywne strony instytucjonalnego Kościoła, nietolerancję religijną, hipokryzję, nadużycia władzy, dziwactwa i niesprawiedliwości społeczne. [przypis edytorski]

2. kabalistyczne słowo — kabała: żydowska mistyczna filozofia religii w średniowieczu. Kabaliści stosowali w swych dociekaniach kombinacje liczb i liter, którym przypisywali głębsze znaczenie. [przypis edytorski]

3. butelka lejdejska — urządzenie do gromadzenia ładunku elektrycznego w formie cylindrycznego szklanego naczynia pokrytego obustronnie folią metalową; pierwowzór kondensatora. [przypis edytorski]

4. pewna (daw.) — skrócone: rzecz pewna; dziś: pewne. [przypis edytorski]

5. ekshibicja (z łac.) — obnażanie, wystawianie na pokaz. [przypis edytorski]

6. urwisz (daw.) — urwis, łobuziak. [przypis edytorski]

7. bania Herona — pierwowzór turbiny parowej wynaleziony przez Herona z Aleksandrii (ok. 10–ok. 70): urządzenie w postaci kuli z dwiema przeciwbieżnymi dyszami, zamocowanej na osi i podgrzewanej ogniem ze znajdującego się poniżej kotła. Rousseau wyruszył na wędrówkę z fontanną Herona, inną ciekawostką techniczną tego samego wynalazcy. [przypis edytorski]

8. etc. (łac.) — skrót od et caetera odpowiadający polskiemu: „itd.” lub „i in.”. [przypis edytorski]

9. wylany (daw.) — dziś: wylewny. [przypis edytorski]

10. moral insanity (ang.) — obłęd moralny, hist. termin medyczny oznaczający patologiczny brak naturalnych odczuć, uczuć, skłonności i instynktów moralnych. [przypis edytorski]

11. somnambulik — naukowe określenie lunatyka. [przypis edytorski]

12. gruby — tu: pospolity, prostacki. [przypis edytorski]

13. arrangement (fr.) — urządzenie czegoś, kompozycja, układ. [przypis edytorski]

14. progenitura (z łac.) — potomstwo. [przypis edytorski]

15. konfrontacja Wyznań z tym, co nam obiektywnie wiadomo o życiu pisarza... — najświetniejszą taką konfrontacją są studia Fagueta: Vie de Rousseau i Les amies de Rousseau. Oprócz tych dwóch książek, ogłosił Faguet równocześnie w „roku jubileuszowym” (1912) jeszcze trzy inne: Rousseau artiste, Rousseau penseur i Rousseau contre Molière. [przypis tłumacza]

16. apologia — obrona (a zazwyczaj jednocześnie pochwała) jakiejś osoby lub poglądu. [przypis edytorski]

17. życie prywatne tej wybornej osoby z punktu widzenia oficjalnej moralności przedstawia się więcej niż dwuznacznie — osoba i życie pani de Warens pozostały do dziś dnia w wielu szczegółach zagadkowe. Co się tyczy pozycji jej w stosunku do dworu Sardynii, być może, iż owa pensja wypłacana jej całe życie była rekompensatą jakichś usług oddawanych w pośledniejszych misjach politycznych. Stawiano także wprost hipotezę szpiegostwa. Być może jednak obowiązki te ograniczały się do propagandy religijnej i do „nawróceń” w rodzaju Russa. Nieubłagany skalpel wiedzy próbował również i na życiu wewnętrznym pani de Warens swego ostrza. Temperament jej, „lodowaty”, jak zapewnia Rousseau, stał się przedmiotem dociekań historyczno-literackich, nastrojonych na tym punkcie raczej sceptycznie. Poważna nauka skłania się do przypuszczenia, iż była to, przeciwnie, osoba o zmysłach nader wymagających, a skazana z powodu swej drażliwej, na wpół „duchownej” sytuacji, na ścisłe przestrzeganie pozorów, ograniczyła swoje życie uczuciowe do gromadki zaufanych domowników. Bądź co bądź, kwestia jest jeszcze otwarta i pani de Warens z ostatecznym zwierzeniem tej delikatnej tajemnicy czeka stęskniona na swego Hösicka. [przypis tłumacza]

18. idylliczny — pogodny, spokojny, upływający w atmosferze szczęścia. [przypis edytorski]

19. zresztą (daw.) — co do reszty, poza tym. [przypis edytorski]

20. którego pierwszych trzydzieści lat było wpółsenną [...] wegetacją [...] I to zostanie mu na całe życie — za negatywny, ale wymowny dowód, jak bezwzględnie szczerym jest Rousseau w swoich wrażeniach, może posłużyć fakt, iż opisując kilkunastumiesięczny pobyt w Wenecji, ani jednego słowa nie poświęca pięknościom tej „królowej mórz”. Któryż z nowoczesnych literatów pozwoliłby sobie na to zaniedbanie! [przypis tłumacza]

21. sub dio (łac.) — pod gołym niebem. [przypis edytorski]

22. blanc-manger (fr.) — blamanż: danie deserowe, rodzaj galaretki ze słodzonego mleka zagęszczonego żelatyną i przyprawionego migdałami. [przypis edytorski]

23. opuszcza ostatecznie wpółmacierzyńskie objęcia pani de Warens — omawiając pierwszą część Wyznań, wyraziłem przekonanie, iż pani de Warens oczekuje jeszcze swego biografa. Istotnie, niemal równocześnie pojawiła się obszerna jej monografia (Benedetto: Madame de Warens, Paris 1914), oparta na nowych dokumentach i przynosząca wiele światła w kwestii tej dość zagadkowej egzystencji, której — jak można już na pewno orzec — podstawą był rodzaj agentury mającej na celu połów dusz protestanckich i nawracanie ich, przeważnie za pomocą materialnych usług i nadziei, na katolicyzm. [przypis tłumacza]

24. stadło (daw.) — małżeństwo, związek małżeński; para małżeńska. [przypis edytorski]

25. żabot — ozdoba z marszczonej tkaniny umieszczana pod szyją na przodzie bluzki lub koszuli. [przypis edytorski]

26. Diogenes z Synopy (413–323 p.n.e.) — filozof gr.; głosił, że dla osiągnięcia

1 ... 103 104 105 106 107 108 109 110 111 ... 119
Idź do strony:

Darmowe książki «Wyznania - Jean-Jacques Rousseau (jak czytać książki w internecie za darmo txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz