Darmowe ebooki » Nowela » Cztery kobiety - Paul Heyse (książki czytaj online za darmo txt) 📖

Czytasz książkę online - «Cztery kobiety - Paul Heyse (książki czytaj online za darmo txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Paul Heyse



1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 25
Idź do strony:
mój ojciec jest jego najlepszym przyjacielem... Czułam, że na te słowa mąci mi się w głowie, miga mi przed oczyma — gdy oprzytomniałam, nie było ich więcej... Przeorysza ani słowem nigdy potem nie wspo­mniała o tych odwiedzinach, zakazała wymawiać na­zwisko hrabiego de Gaillac. Nie słyszałam też tego nazwiska do dnia dzisiejszego... aż własny ojciec mi oświadczył, że nieszczęsnej nocy, gdy już resztkę ma­jątku przegrał do tego człowieka... zagrał raz jeszcze w kości o bardzo wysoką stawkę... o rękę swej córki... i również przegrał...

Krzyk oburzenia i rozpaczy dobył się z piersi młodzieńca. Potem jednak ciało jego jakby znierucho­miało, głos uwiązł w gardle... W izbie zapanowała ci­sza...

— Nienawidzisz mego ojca, wiem o tym — rzekła wreszcie dziewczyna. — Wiem o tym od wielu lat i zawsze srodze się tym martwiłam. Ale to, co ci te­raz powiedziałam, niech nie pomnaża twej nienawiści. Gdyż jeśli istnieje na świecie nieszczęśliwiec, który już tu znosi wszystkie udręki piekła i pokutuje za swe grzechy, to jest nim, wierz mi, Geoffroy, pan de Ma­laspina, który chętnie zamieniłby się z każdym że­brakiem u bramy zamku przystającym, gdyby mógł cofnąć to, co się stało. Wijąc się jak wąż rzucony do ognia, kryjąc twarz w poduszce, by nie spojrzeć mi w oczy, ojciec opowiedział mi, jak się to wszystko sta­ło, jak go na zamku de Gaillac spojono winem, jak mu wciśnięto w rękę puchar z kośćmi. Gdy usłyszał szyderczy śmiech hrabiego, oprzytomniał i ujrzał prze­paść, w którą wtrącił swe ostatnie dobro: szczęście je­dynego dziecka... Usiłował na wszelkie sposoby odwieść zwycięzcę od domagania się wygranej, ofiarował mu się za pachołka, jeśliby tym mógł okupić długi... Na próżno. Hrabia roześmiał się szyderczo. Co? — powie­dział — chcesz wdać się ze mną w handel? Chcesz mi dać starego koguta za młode kurczątko? Mam dosyć pachołków; brak mi młodej żony; starzeję się, a ża­dnej z mych przyjaciółek tak nie miłuję, bym jej zapi­sał moje ziemie i zamki; a zresztą wiem, że każda z mych kochanek z młodszymi ode mnie chłopakami wychyliłaby kielich na wiadomość o mym wcze­snym zgonie. Wasza córka, panie de Malaspina — mó­wił de Gaillac — jest pobożna i cnotliwa; dobrze w klasztorze chowana, nawróci mnie, starego grzesz­nika, skłoni do bogobojnego życia. Nie oddałbym skar­bów całego świata za jej rękę, która otworzy mi wrota niebiańskie. I dlatego wzywam was, hrabio de Malas­pina, byście w ciągu trzech tygodni z nią tu przybyli i byli świadkiem naszego ślubu. Jako upominek ślub­ny dla mej narzeczonej a waszej córki ofiaruję wam z powrotem wszystkie pola i lasy, dwory i za­grody, które w ciągu lat od was wygrałem, byście nie jako biedak wydawali córę swą za mąż i na stare lata żyli znowu w dostatku... Po tych sło­wach pan de Gaillac wezwał służącego, aby mu po­świecił w drodze do sypialni, i zostawił mego ojca samego.

Geoffroy poruszył się, jakby chciał coś powiedzieć, Garcinda wstała, przystąpiła do niego i położyła swą drżącą rękę na jego dłoni.

— Kuzynie — rzekła — wiem, co chcesz powie­dzieć: że lepiej jest opuścić zamek i uciec w świat da­leki niż znosić hańbę i oddać diabłu ciało i duszę. Ale zważ, że ojciec mój nie posiada nic więcej prócz swe­go honoru, swego słowa rycerskiego. Czy wolno mi, córce jego, nakłaniać go do złamania słowa? Żywię je­dnak nadzieję, mój przyjacielu, że zdołam zapobiec nieszczęściu. Mam zamiar napisać list do tego, który do mnie nabył prawo, a ty... ty, jeśli mi dobrze życzysz, musisz list ten osobiście wręczyć panu de Gail­lac... i to dziś jeszcze; nie mogłabym bowiem spokoj­nie zasnąć, zanim nie otrzymam odpowiedzi. Wypocznij tu nieco i pokrzep się jedzeniem. Ja pójdę i napiszę list... W klasztorze zawsze chwalono mój kunszt pisa­nia... oby Bóg zezwolił, by teraz mi się ten kunszt przydał! Patrz, odchodzę stąd o wiele spokojniejsza, niźli przyszłam, chociaż nie powiedziałeś mi ani słowa pocieszenia. Ale tu, w tym miejscu, gdzie jako dzieci byliśmy tak szczęśliwi, tu nie mogę sobie wyobrazić, aby ten szatański plan mógł się ziścić i honor ojca okupiony został hańbą córki!

Geoffroy głęboko westchnął, przycisnął jej rękę do swych ust na znak, że godzi się na wszystko, co mu zleciła.

Wtedy Garcinda położyła swą rękę na jego ramie­niu i rzekła:

— Aigleta przyniesie ci list. Żegnaj, przyjacielu, oby Bóg cię prowadził!

Potem przystąpiła do obrazu Matki Boskiej, wiszą­cego na ścianie, złożyła ręce i szeptem modliła się:

Maires de Crist, ton filh car  
Prega per nos, quens ampar  
E quens garde de cazer  
A la fin en desesper.15 
 

Po czym wyszła.

*

Dzień i noc minęły; znowu minął dzień i noc. Geoffroy nie wracał.

Pan Hugo niezbyt się tym przejmował. Był przyzwyczajony do tego, że młodzian chadzał własnymi drogami i przez całe tygodnie był nieobecny. A teraz nienawistny był mu widok ludzi w ogóle. Godzinami całymi siedział nieporuszony na jednym miejscu w swej izbie; pokarmów, które mu przynoszono, prawie nie tykał, pił natomiast wiele wina, jakby w nim szukał zapomnienia tego wszystkiego, co się stało i stać się miało w najbliższej przyszłości.

Wieczorem pierwszego dnia przyszła do niego Garcinda. Nie odważył się spojrzeć na swe własne dziecko; gdy przystąpiła i dotknęła lekko ręką jego ramienia, całe jego ciało wstrząsnęło się, zsunął się z krze­sła na podłogę i, czoło przyciskając do jej stóp, objął rękami jej kolana; z trudem zdołała go podnieść i od­prowadzić na łoże. Odtąd nie przestępowała progu je­go komnaty.

Trzeciego dnia o świcie Garcinda obudziła spoczy­wającą obok niej Aigletę.

— Słyszysz? Moja droga, słychać na moście dudnie­nie kopyt... tak... coraz bliżej... słyszę, otwierają bra­mę... to on! Matko Boska, co mi przyniesie? Życie czy śmierć?

Wyskoczyła z łóżka i szybko wdziała płaszcz. Ró­wnież Aigleta pośpiesznie opuściła łoże.

Do izby sączyło się czerwone światło wschodzącego słońca i barwiło blade policzki hrabianki.

Byłaby wybiegła naprzeciw Geoffroy, gdyby miała na tyle sił; nagle uczuła bezwład w nogach; jakby je obciążono i przykuto do podłogi.

Stała na środku izby, gdy wszedł.

Również i on był blady, a gdy na powitanie pochylił głowę, Aigleta zauważyła, że nie zdjął skórzanej czap­ki, która sięgała do połowy czoła. Natomiast Garcinda nic nie widziała prócz jego smutnych, głęboką melan­cholią owianych oczu...

— Wracasz ze złymi wiadomościami... — rzekła.

Potem usiadła na ławce obok okna i słuchała jego relacji:

Tego samego wieczora przybył do zamku Gaillaka; popędzał konia do szybkiego biegu, by czasu nie tra­cić. Gdy go wprowadzono do sali, hrabia siedział wła­śnie przy wieczerzy: towarzyszyło mu kilku kompanów i jedna z jego przyjaciółek. Na niskim stołeczku u stóp hrabiego siedział karzeł. Piękna kobieta nalewała wciąż do srebrnego puchara czerwone wino i spijała odrobinę słodkiego napoju, po czym podawała puchar hrabiemu, który go wychylał do dna.

— Wręczyłem hrabiemu list — ciągnął Geoffroy — nie mówiąc ani słowa; podczas gdy czytał, myślałem, jak by przy tym stole wyglądała ta, która list napi­sała... Na tę myśl krew uderzyła mi do twarzy, czu­łem, że mąci mi się w głowie; musiałem oprzeć się na rękojeści miecza, by nie upaść. Jeden z gości spostrzegł­szy to, zawołał, by mię odprowadzono do izby zajmowanej przez służbę i tam nakarmiono, gdyż zapewne jestem wygłodzony po całodziennej jeździe. Na to rze­kłem: — Poczekam tu na odpowiedź i natychmiast wrócę do domu. — Tymczasem hrabia przeczytał list. Podał go, nie mówiąc ani słowa, sąsiadce. Ledwo ta przeczytała pierwsze słowa, poczęła się głośno śmiać.

— Kazanie! — zawołała. — Hrabio, dostajesz za żo­nę świętą kobietę!

Po czym zaczęła głośno odczytywać list. Słowa, któ­re kamienie wzruszyłyby do łez, w sali tej wywołały tylko szydercze śmiechy. Po odczytaniu listu kobieta ta dumnym wzrokiem po­wiodła po całej sali i rzekła:

— Niech przyjedzie tu ta świętoszka! Nienawidziłam jej, gdyż myślałam, że opanuje cię, hrabio, i bę­dzie tu władała. Ale jeśli jest podobna do listu, któ­ry napisała, nie lękam się jej! Nie tobie, Peire de Gaillac, przystoi włosiennica i pas nabity kolcami. Przy­wykłeś do żaru piekielnego, marzłbyś w atmosferze niebiańskiej. W piekle radość wielka panuje, gdy szatan widzi ludzi grzeszących, kipiących życiem! Piję za twe zdrowie, hrabio, oby twa cnotliwa i święta bog­danka niebawem pomnożyła nasze grono!

List, który krążył tymczasem po wszystkich obec­nych, dostał się teraz w ręce karła.

— Nie tak trzeba ten list odczytać! — zawołał bła­zen. — Zważcie, jak to zrobić należy!

I począł wyśpiewywać głowo w słowo tonem, jakim w kościele odczytuje się litanię.

Nie mogłem się więcej opanować. Przyskoczyłem do bezwstydnika, wyrwałem mu list z ręki i uderzy­łem z taką siłą w głowę, że potoczył się i upadł na po­dłogę.

— Jeśli nie mam otrzymać odpowiedzi godnej da­my, która mnie wysłała, to niechby zamilkły bezczel­ne usta, naigrawające się z szlachetnej dziewicy i ściągające w błoto jej słowa.

Przez chwilę panowała w sali cisza. Potem przysko­czyli do mnie pachołkowie... Oprzytomniałem znowu w lochu, na wilgotnej słomie; krew spływała mi po twarzy, czułem dotkliwy ból na całym posiniaczonym ciele; dziękowałem jednak Bogu, że nie muszę więcej słyszeć bezecnych słów miotanych na ciebie, Garcindo.

Nie wiem, co się działo w ciągu nocy i następnego dnia. Popadłem bowiem w ciemnym lochu w głęboki sen. Około godziny dwunastej następnej nocy obudził mnie nagle blask pochodni; uczułem dotknięcie mięk­kiej ręki kobiecej. Obok mego łoża stała kochanka hra­biego i uczyniła znak, bym milczał i szedł za nią. Po­prowadziła mnie przez kamienne schody, a potem przez wiele krużganków i komnat do małych drzwi, które otworzyła kluczem.

— De Gaillac postanowił, byś w lochu zginął z gło­du — szepnęła. — Chcę cię uratować. Uciekaj! Za ty­mi drzwiami stoi osiodłany koń; przytroczyłam do siodła kosz z jadłem i napojem dla ciebie. Gdybyś kie­dy zapragnął kobiety, przybądź do Carcassonne i pytaj o Agnieszkę z Sardynii; wskażą ci, gdzie mieszkam...

Czekała, co na to powiem; widocznie spodziewała się słów podziękowania i czułego pożegnania. Kiedy jed­nak milczałem, uchyliła drzwi i dotknąwszy ustami rany na mym czole rzekła:

— Biedny chłopcze, zasłużyłeś na lepszy los...

Wskoczyłem na siodło i ruszyłem w cwał. Chłód no­cy orzeźwił mnie, czułem, że gorączka ustępuje. Popę­dzałem konia do coraz szybszego biegu i oto jestem tu... Tak skończyła się moja misja...

Garcinda wstała z ławki i przystąpiła do młodzień­ca, jakby mu chciała coś powiedzieć. Nie mogła jed­nak dobyć głosu z gardła; ze spuszczonymi oczyma stała naprzeciw niego.

Natomiast Aigleta powiedziała:

— Pójdę i przyniosę balsamu i płótna, byśmy mogły opatrzyć ranę.

Ledwo poszła, gdy Geoffroy padł na kolana przed milczącą dziewicą, ujął jej ręce i zawołał:

— Rozkaż, co mam czynić! Życie moje ma dla mnie tylko tę wartość, że mogę je dla ciebie poświęcić. Nigdy nie wypowiedziałbym tego, co przepaja moje serce, gdyby nie to nieszczęście, które cię spotkało. Nie jesteś hrabianką, dumną córą pana de Malaspina, którą w snach mych przyrównywałem do dalekiej gwiazdy, hen w niebotycznych wysokościach. Jesteś biedną, nieszczęśliwą, udręczoną istotą i nie pogardzisz sercem miłującym cię nad życie. Najdroższa, rzeknij słowo, a wskoczę na koń i popędzę do Gaillaku16, by ten sztylet zatopić w piersi człowieka nastającego na twą cześć, choćbym ten czyn okupić miał natychmiastową śmiercią.

Po raz pierwszy uśmiech wy kwitł na jej bladej twarzy.

— Geoffroy — rzekła zbliżywszy swe wargi do krwawej rany na jego czole — twe słowa są podyktowane gorączką. Pójdź, połóż się, Aigleta, która zna się na, tym, obmyje twą ranę i przyłoży lekarstwo. Musisz pokrzepić się jedzeniem i snem. Przyjmuję bowiem to, co mi ofiarujesz... życie twe... Kiedy opo­wiadałeś o tym, co cię spotkało, zastanawiałam się nad tym, co mi należy uczynić. Ale nie pora teraz mówić o tym... Patrz, oto przychodzi twoja lekarka, oddaję cię pod jej opiekę, nie pożałujesz, jeśli będziesz posłuszny, i jak najprędzej odzyskasz siły... A ty, Aigleto, zajmij się gorliwie moim kuzynem i bacz, aby mógł jak najlepiej wypocząć...

Młodzieniec z podziwem patrzał na hrabiankę; nie mógł pojąć, że zachowywała taki spokój, kiedy prze­cież wrócił z Gaillaku z odmowną odpowiedzią i wszel­kie próby odwrócenia nieszczęścia były z góry skaza­ne na niepowodzenie.

Aigleta zaprowadziła go do jego izby w odosobnio­nej wieży, opatrzyła ranę, zmusiła do pokrzepienia się napojem i jadłem i opuściła wreszcie, gdy zauwa­żyła, że zasypia.

Niedługo spał Geoffroy. Obudził się po kilku godzinach wypoczęty, nie czujący bólu głowy, który mu przedtem silnie doskwierał; czoło miał dzięki balsamowi Aiglety chłodne, a serce dzięki tajemniczym zapowiedziom Garcindy gorące. Usiadł obok okna, wpa­trywał się w promienie słoneczne, powoli przesuwa­jące się coraz bardziej na zachód, i w ptactwo okrąża­jące wieżę. Nikt mu przez wiele godzin nie zmącił: spokoju. Pachołkowie siedzieli na kamiennych ławkach obok bramy zamkowej; dziewczęta znajdowały się widocznie w swej komnacie, gdyż nie zjawiły się ani razu. Na chwilę tylko ujrzał Geoffroy pana Hugona, który zbliżył się do swego okna i wpatrywał w głębo­ką fosę zamkową, jakby się zastanawiał, czy nie nale­żałoby położyć kres męce... Włosy i broda hrabiego sta­ły się śnieżnobiałe, twarz wychudła. Po chwili znikł z okna jak widmo...

Wreszcie słońce zaszło, nad lasem wzniósł się sierp księżyca i osrebrzył ogródek róż przed wieżą. Za­milkło ptactwo, słychać było rechot żab w fosie zam­kowej. Było talk jasno w wieży, że młodzieniec mógł odczytać każdą literę w oprawnym w pergamin śpiew­niku swego ojca. Nie wiedział jednak, co czyta...

Minęło sporo czasu — i oto z zamyślenia obudziły młodzieńca kroki. Przypadł do drzwi, otworzył je i ujrzał na progu obie dziewczyny. Powitały go tylko skinieniem głowy; dopiero gdy weszły do ciasnej izdebki, rzekła Garcinda:

— Widzisz... dotrzymuję słowa... Ale czy ty przez dzień nie powziąłeś innego postanowienia? Czy nie żal ci się uczyniło,

1 ... 5 6 7 8 9 10 11 12 13 ... 25
Idź do strony:

Darmowe książki «Cztery kobiety - Paul Heyse (książki czytaj online za darmo txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz