Don Juan - Molière (Molier) (bibliotek a .TXT) 📖
Don Juan to komedia Moliera z 1665 roku. Jest to odpowiedź autora na krytykę Świętoszka.
Głównym bohaterem jest Don Juan, który jest pozbawionym zasad uwodzicielem. Zdobywa on Annę, a następnie w pojedynku zabija jej ojca. Aby nie dosięgła go zemsta udaje pozorną religijność, nawrócenie. Czy na końcu spotka go za to kara?
- Autor: Molière (Molier)
- Epoka: Barok
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Don Juan - Molière (Molier) (bibliotek a .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Molière (Molier)
Nie, nie, nie słucham, póki pan nie usiądzie.
PAN NIEDZIELACzynię zatem, co pan sobie życzy. Ja...
DON JUANDo kata, panie Niedziela, ależ pan się doskonale trzymasz!
PAN NIEDZIELAOwszem, panie hrabio, do usług. Przybyłem...
DON JUANWidzę, że pan masz zdrowie kapitalne: wargi świeże, cera rumiana, oko pełne życia...
PAN NIEDZIELAChciałbym...
DON JUANJakżeż się miewa pani Niedzielina, małżonka pańska?
PAN NIEDZIELABardzo dobrze, panie hrabio, dziękować Bogu.
DON JUANZacna kobieta.
PAN NIEDZIELAZawsze do usług pańskich, panie hrabio. Przyszedłem...
DON JUANA mała Klocia, córeczka pańska, jak się miewa?
PAN NIEDZIELADoskonale.
DON JUANPrzemiła dziewczynka, doprawdy. Kocham ją z całego serca.
PAN NIEDZIELATo zbyt wiele zaszczytu dla niej, panie hrabio. Ja właśnie...
DON JUANA Henryczek, czy zawsze robi tyle hałasu na swoim bębenku?
PAN NIEDZIELAZawsze tak samo. Ja...
DON JUANA pański piesek, Wiernuś, zawsze tak głośno szczeka i gryzie po łydkach tych, którzy pana odwiedzają?
PAN NIEDZIELACoraz to gorszy, panie hrabio; doprawdy, już nie możemy sobie z nim dać rady.
DON JUANNiech się pan nie dziwi, że ja się tak wypytuję o całą rodzinę, ale wszyscy pańscy bliscy nader mnie żywo obchodzą.
PAN NIEDZIELAJesteśmy też za to panu nieskończenie obowiązani. Ja...
DON JUANPodaj mi pan rękę, panie Niedziela, wszak jesteś moim przyjacielem?
PAN NIEDZIELAPanie, jestem sługą pańskim.
DON JUANNa honor, jesem oddany panu z całego serca.
PAN NIEDZIELAZbyt wiele zaszczytu dla mnie, panie hrabio. Ja...
DON JUANNie ma rzeczy, której bym dla pana nie uczynił.
PAN NIEDZIELAPan jest doprawdy zbyt dobry dla mnie.
DON JUANI to zupełnie bezinteresownie, chciej mi pan wierzyć.
PAN NIEDZIELADoprawdy, nie zasłużyłem na tyle łaskawości. Ale proszę pana...
DON JUANNo, panie Niedziela, czy chcesz pan bez ceremonii zjeść ze mną skromną wieczerzę?
PAN NIEDZIELADziękuję, panie hrabio, dziękuję uniżenie, ale muszę natychmiast wracać.
DON JUANDalej, prędko, bierzcie pochodnie, odprowadźcie pana Niedzielę. Niech kilku ludzi weźmie muszkiety i towarzyszy mu dla bezpieczeństwa.
PAN NIEDZIELAPanie hrabio, to niepotrzebne, ja doskonale sam zajdę. Ale...
Cóż znowu! Ja pana nie puszczę bez eskorty, zbyt mi zależy na pańskiej osobie. Jestem pańskim sługą, a co więcej i dłużnikiem.
PAN NIEDZIELAOch, panie.
DON JUANWcale się z tym nie ukrywam i głoszę to otwarcie całemu światu.
PAN NIEDZIELAJeśli...
DON JUANCzy chce pan, abym pana odprowadził?
PAN NIEDZIELAAch, panie hrabio, pan chyba żartuje. Ja tylko...
DON JUANNiechże mnie pan uściska z łaski swojej. Raz jeszcze pana proszę, byś zechciał wierzyć, iż jestem najszczerzej mu oddany, i że nie ma rzeczy której bym nie uczynił, aby panu wyświadczyć przysług. Wychodzi.
SCENA CZWARTATrzeba przyznać, że pan masz w moim panu szczerego przyjaciela.
PAN NIEDZIELATo prawda. Tak jest na mnie łaskaw, taki uprzejmy, że nigdy bym się nie ośmielił upomnieć o pieniądze.
SGANARELUpewniam pana, że cały nasz dom dałby się zabić za pana. Chciałbym doprawdy, aby cię nawiedziło jakie nieszczęście, aby się ktoś ośmielił, na przykład, przetrzepać cię kijem, przekonałbyś się wówczas czy...
PAN NIEDZIELAWierzę bardzo; ale, mój Sganarelu, proszę cię, chciej mu szepnąć słówko o mojej należności.
SGANARELOch, niech się pan o to nie kłopocze, zapłaci panu wszystko do szeląga.
PAN NIEDZIELAAle i ty, Sganarelu, jesteś mi coś winien na własny rachuneczek.
SGANARELFe, nie mów mi pan o tym.
PAN NIEDZIELAJak to, ja...
SGANARELCzyż ja sam nie wiem, że panu jestem dłużny?
PAN NIEDZIELATak, ale...
SGANARELProszę, panie Niedziela, poświecę panu.
PAN NIEDZIELAAle moje pieniądze?
SGANARELCzy pan żartuje?
PAN NIEDZIELAChciałbym...
SGANARELEch!
PAN NIEDZIELAZdaje mi się...
SGANARELGłupstwo!
PAN NIEDZIELAAleż...
SGANARELFe!
PAN NIEDZIELAJa...
SGANARELFe! Fe! powiadam panu.
SCENA PIĄTAPanie hrabio, ojciec pański.
DON JUANA to ładna historia! Jeszcze tych odwiedzin było trzeba, aby mnie doprowadzić do ostatecznej wściekłości.
SCENA SZÓSTAWidzę dobrze, że nie na rękę ci przybywam; chętnie byś się obszedł bez moich odwiedzin. Prawdę mówiąc, obaj sobie zawadzamy wzajem; jeżeli ciebie mierzi44 mój widok, wierzaj mi, nie mniej mnie znów mierżą twoje ciągłe wybryki. Och, jakże człowiek nie wie, co czyni, kiedy nie chce zostawić niebu pieczy o swe dobro, kiedy chce być roztropniejszym od Niego i niepokoi je ślepymi życzeniami i niebacznymi prośby! Całą duszą pragnąłem mieć syna. Bez przerwy, z niesłabnącym zapałem, błagałem oń niebiosów; i ten syn, któregom uzyskał od nieba, znużonego mymi prośbami, stał się dla mnie zgryzotą i katuszą życia, wówczas gdym sądził, że będzie jego radością i pociechą. Jakim okiem, jak mniemasz, mogę patrzeć na bezmiar twoich niegodnych postępków, których w oczach świata niczym usprawiedliwić nie zdołam? Na długi ciąg niegodziwych i szpetnych spraw, zmuszających mnie, abym co chwila musiał utrudzać łaskę naszego monarchy, mimo że od dawna wyczerpały już wobec niego wartość mych usług i wpływy przyjaciół? O, jaki żeś ty nikczemny! Czy się nie wstydzisz okazywać się tak niegodnym swego urodzenia? Czy ty masz prawo, powiedz, szczycić się rodem, z którego pochodzisz? I coś uczynił, abyś był wart nazywać się szlachcicem? Czy sądzisz, że do tego wystarcza nosić herb i nazwisko? że może być dla kogoś chwałą pochodzić z krwi szlachetnej, wówczas gdy sam wiedzie życie bezecne? Nie, urodzenie jest niczym, gdzie cnoty nie staje. Udział w sławie przodków o tyle tylko nam przypada, o ile dokładamy starań, aby stać się im podobnymi. Blask ich czynów, spływający na nas, wkłada w zamian obowiązek, aby i im odpłacić takąż chwałą; aby kroczyć śladami, które nam zostawili i nie wyradzać się z ich cnót, jeżeli chcemy uchodzić za ich prawdziwych potomków. Tak więc, na próżno uważasz się za dziedzica przodków, którzy cię wydali. Oni wypierają się ciebie. To wszystko, co oni zdziałali, w niczym tobie nie przydaje zaszczytu; przeciwnie, blask ich czynów uwydatnia tylko twą hańbę; chwała ich jest pochodnią, która oświeca niecność twych postępków. Dowiedz się, że szlachcic, który żyje niegodnie, jest istnym monstrum w przyrodzie; że cnota jest pierwszym tytułem szlachectwa. Co do mnie, stokroć mniej zważam na nazwisko, niż na czyny; więcej wart dla mnie syn tragarza, będący uczciwym człowiekiem, niż syn monarchy, który by żył jak ty!
DON JUANPanie, gdybyś zechciał usiąść, byłoby ci wygodniej przemawiać.
DON LUDWIKNie, zuchwalcze, nie chcę ani usiąść, ani mówić dłużej: widzę, że wszystkie moje słowa niczym są dla ciebie. Ale wiedz, niegodny synu, że postępki twoje doprowadziły mą ojcowską czułość do ostateczności; potrafię, wcześniej niż myślisz, położyć koniec twoim wybrykom, uprzedzić gniew niebios wiszący nad twą głową, i, karząc cię, zmazać hańbę, która na mnie spada przez to, iż dałem ci życie.
SCENA SIÓDMAEt! Umrzyj, jak możesz najprędzej, oto co możesz najlepszego uczynić. Trzeba, aby każdy miał swoją kolej; doprawdy wściekłość mnie bierze, gdy patrzę na ojców, którym się zachciewa żyć tak długo, jak ich synowie. Siada.
SGANARELAch, panie, niedobrze pan robi!
DON JUANNiedobrze robię!
SGANARELPanie...
DON JUANNiedobrze robię?
SGANARELTak, panie, źle pan robi, cierpiąc wszystko, co on panu nagadał; powinieneś go był dawno wziąć za kark i za drzwi wyrzucić! Widział kto kiedy podobne zuchwalstwo? Żeby ojciec ośmielał się napominać syna, namawiać go aby się poprawił, aby pamiętał o swoim urodzeniu, aby rozpoczął życie uczciwego człowieka, i tym podobne brednie! Jak można ważyć się na coś podobnego wobec człowieka takiego jak pan, który wie najlepiej, jak żyć mu należy? Podziwiam pańską cierpliwość, doprawdy! Ja, gdybym był na pańskim miejscu, posłałbym go gdzie pieprz rośnie. Po cichu, na stronie: O, przeklęte tchórzostwo! Do czego ty mnie doprowadzasz!
DON JUANPrędko dadzą wieczerzę?
SCENA ÓSMAPanie, jakaś zakwefiona dama pragnie z panem mówić.
DON JUANKtóż by to mógł być?
SGANARELTrza zobaczyć.
SCENA DZIEWIĄTANie dziw się, don Juanie, iż zjawiam się tutaj o tej godzinie i w tym stroju. Naglący powód zmusza mnie do tych odwiedzin; tego, co ci mam powiedzieć, nie godzi się odwlekać. Nie przychodzę tu wiedziona gniewem, który rozpalał mnie jeszcze tak niedawno. Wielka odmiana zaszła we mnie od dzisiejszego ranka. To już nie donna Elwira, która wzywała przekleństwa niebios przeciw tobie, i której dusza, pomna swej obrazy, miotała jeno groźby i dyszała zemstą. Niebo wygnało z mego serca wszystkie owe niegodne czucia, którymi byłam dla ciebie przejęta, oszołomienia zbrodniczej miłości, niecne porywy ziemskiej i grzesznej chuci. W sercu mem pozostał jedynie płomień oczyszczony z udziału zmysłów, tkliwość pełna świętości, miłość wolna od pragnień, nie żądająca nic dla siebie i pełna troski jedynie o twoje dobro.
DON JUANCóż to, ty płaczesz?
SGANARELWybacz mi pan.
DONNA ELWIRAOtóż ta właśnie czysta i doskonała miłość przywiodła mnie tutaj dla twego ocalenia. Przynoszę ci oto ostrzeżenie niebios; pragnę cię odwrócić od przepaści, do której bieżysz. Tak, don Juanie, znam wszystkie nieprawości twego życia. To samo niebo, które skruszyło me serce i dało mi się opamiętać w obłędzie, natchnęło mnie, bym przybyła tutaj, i rzekła ci w jego imieniu, że grzechy twoje wyczerpały miłosierdzie nieba, i straszny jego gniew gotów jest spaść na twą głowę. Od ciebie zależy uniknąć go przez rychłą skruchę, może bowiem nie więcej niż jeden dzień ci pozostał, byś się ratował przed najstraszliwszym nieszczęściem. Co do mnie, nie wiąże mnie już do ciebie żadne ziemskie przywiązanie. Ocknęłam się, dzięki niebu, z obłędu; postanowiłam wrócić na zawsze do klasztoru i proszę tylko Boga o dość długie życie, abym mogła odpokutować winy i szczerą pokutą wyjednać odpust szaleństwa, w które wtrącił mnie poryw występnej namiętności. Ale, w mym świętym schronieniu, byłoby dla mnie niezmierną boleścią wiedzieć, że istota, którą kochałam tak tkliwie, stała się straszliwym przykładem sprawiedliwości niebios; szczęściem to dla mnie będzie niewypowiedzianym, jeśli zdołam odwrócić od twej głowy okropny cios, który ci zagraża. Zaklinam cię, don Juanie, użycz mi, jako ostatniej łaski, tej słodkiej pociechy; nie odmawiaj mi swej skruchy, o którą błagam cię ze łzami. Jeśli własne dobro nie zdoła cię poruszyć, niech cię wzruszą przynajmniej moje prośby; oszczędź mi tego okrutnego cierpienia, bym cię widziała skazanym na wieczyste męki.
SGANARELBiedna kobieta!
DONNA ELWIRAKochałam cię miłością bez granic, nie było dla mnie nic droższego na świecie. Dla ciebie zdeptałam obowiązki, wszystko uczyniłam dla ciebie; a cała nagroda, jakiej żebrzę dzisiaj, to abyś zechciał odmienić życie i ustrzec się ostatecznej zguby. Ratuj się, błagam, przez miłość dla siebie, albo przez miłość dla mnie... Jeszcze raz, don Juanie, proszę oto ze łzami; a jeśli to nie dość łzy istoty, którą niegdyś kochałeś, zaklinam cię na wszystko, co tylko zdolnym jest cię wzruszyć.
SGANARELSerce tygrysie!
DONNA ELWIRAOdchodzę teraz; oto wszystko, co miałam do powiedzenia.
DON JUANPani, już późno; chciej zostać tutaj. Pomieszczę cię, jak zdołam najlepiej.
DONNA ELWIRANie, don Juanie, nie zatrzymuj mnie dłużej.
DON JUANPani, zapewniam, iż zostając tu, sprawisz mi prawdziwą przyjemność.
DONNA ELWIRANie, powtarzam; nie traćmy czasu na próżne rozmowy. Pozwól mi odejść jak najspieszniej, nie trudź się odprowadzaniem mnie, i myśl jedynie o tym, aby korzystać z mej przestrogi.
SCENA DZIESIĄTACzy uwierzysz, że na dnie serca jeszcze we mnie coś zadrgało dla niej? Ma coś drażniącego w sobie w tej nowej postaci; ten strój niedbały, ten omdlewający wzrok, te łzy, wszystko to zdołało obudzić
Uwagi (0)