Szelmostwa Skapena - Molière (Molier) (czytać książki .txt) 📖
Jak przekonać ojca-autokratę, żeby zaakceptował małżeństwo zawarte z wielkiej miłości zrodzonej akurat pod jego nieobecność?
W tej trudnej sprawie, jak w wielu podobnie karkołomnych projektach, pomóc może tylko nieustraszony w swym hultajstwie Skapen — prawdziwy wybawiciel dorosłych dzieci, które nie umieją dać sobie rady z własnymi rodzicami.
Nawet farsowa, najlżejsza z komedii Molière'a wprowadziła do literatury niezapomnianą postać, godną, by stanąć dumnie obok Skąpca, Świętoszka i wielu innych.
- Autor: Molière (Molier)
- Epoka: Barok
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Szelmostwa Skapena - Molière (Molier) (czytać książki .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Molière (Molier)
A pan spiesz ostrzec Sylwestra, aby szybko przybył odegrać swą rolę.
SCENA ÓSMACiągle jeszcze przeżuwa swoje.
ARGANTTak mało mieć rozwagi, tak mało statku! Wplątać się w takie zobowiązanie! Och, och, lekkomyślna młodzież!
SKAPENSługa najniższy.
ARGANTJak się masz, Skapenie.
SKAPENDuma pan nad przygodą syna?
ARGANTWyznaję, że mnie to gryzie niepomiernie.
SKAPENPanie, życie ludzkie najeżone jest przeciwnościami: toteż dobrze jest każdej chwili być na nie przygotowanym. Swego czasu słyszałem na ten temat zdanie starożytnego mędrca, które na zawsze zachowałem w pamięci.
ARGANTCóż za zdanie?
SKAPENŻe jeśli ojciec rodziny choćby przez krótki czas był poza domem, winien przejść w myśli wszystkie przykre wydarzenia, jakie może zastać za powrotem; wyobrazić sobie, że dom spłonął, pieniądze skradli złodzieje, żona umarła, syn okaleczał, córkę zgwałcono; to zaś, co go ominęło, przypisać szczególnemu szczęściu. Co do mnie, trzymałem się zawsze tej nauki w mojej skromnej filozofii; ile razy zdarzyło mi się wracać do domu, za każdym razem byłem przygotowany na gniew państwa, na wymyślania, na zniewagi, kopnięcie w zadek, kije i batogi; za wszystko zaś, czego mi oszczędzono, składałem dzięki dobremu losowi.
ARGANTBardzo ładnie; ale z tego nie wynika, bym miał cierpieć bezecne małżeństwo, stające w poprzek związkom, które układałem dla syna. Właśnie zasięgałem rady adwokatów, w jaki sposób można by rzecz całą unieważnić.
SKAPENNa honor, panie, gdyby pan mnie chciał słuchać, starałby się pan załagodzić sprawę na innej drodze. Wie pan, co to są procesy w tym kraju; dobrowolnie się pan pakuje w gniazdo os.
ARGANTMasz słuszność, czuję to aż nadto dobrze. Ale jakaż to inna droga?
SKAPENZdaje mi się, że ją znalazłem. Tak mi żal pana, doprawdy, kiedy patrzę na pańskie zmartwienie, że mimo woli zacząłem szukać w głowie jakiegoś sposobu, aby pana wydobyć z kłopotu. Taką już mam naturę, że nie mogę patrzeć bez wzruszenia na zacnych rodziców cierpiących zgryzoty z powodu niesfornych dzieci; prócz tego, zawsze czułem dla pańskiej osoby całkiem szczególny szacunek.
ARGANTSzczerze ci jestem obowiązany.
SKAPENPoszedłem więc rozmówić się z bratem dziewczyny. To jeden z owych zawodowych rębajłów, ludzi, których życie streszcza się w machaniu szpadą: wciąż mówią tylko o zadźganiu kogoś i tyle im znaczy zamordować człowieka, co drugiemu golnąć szklankę wina. Naprowadziłem rozmowę na małżeństwo, wykazałem, jak łatwo byłoby je unieważnić na podstawie oczywistego gwałtu; podkreśliłem ojcowskie przywileje; oparcie, jakie panu dają wobec trybunałów i słuszne prawo, i majątek, i stosunki. Tak mu zakręciłem głowę, że wreszcie dał się nakłonić, aby umorzyć sprawę za jakąś okrągłą sumkę; słowem, gotów przystać na unieważnienie, byle mu pan dał odszkodowanie pieniężne.
ARGANTI ileż?
SKAPENOch, z początku roiły mu się złote góry.
ARGANTHm, ile?
SKAPENBajońskie sumy.
ARGANTAle przecież?
SKAPENNie chciał słyszeć o mniej niż pięciuset lub sześciuset pistolach.
ARGANTNiechże go febra ściśnie pięćset i sześćset razy! Czy on sobie kpi?
SKAPENTo samo mu powiedziałem. Wzruszyłem ramionami na takie pretensje i wytłumaczyłem jasno, że pan nie jest tak głupi, aby dać z siebie wycisnąć sześćset pistolów. Wreszcie, po długich rokowaniach, oto do czego sprowadza się wynik. Zbliża się czas, powiedział, w którym mam się zaciągnąć do wojska; muszę się wyekwipować i trzeba mi gotowizny: rad nierad zatem, muszę się zgodzić na propozycje. Trzeba mi wierzchowca; trudno zaś dostać niezłego konika za mniej niż sześćdziesiąt pistolów.
ARGANTDobrze więc, na sześćdziesiąt może rachować.
SKAPENDo konia potrzebny jest rząd i pistolety; to jeszcze jakieś dwadzieścia pistolów.
ARGANTDwadzieścia a sześćdziesiąt, byłoby osiemdziesiąt.
SKAPENWłaśnie.
ARGANTTo dużo; ale niech będzie: zgadzam się i na tyle.
SKAPENTrzeba mu również konia pod siodło dla pachołka: co najmniej trzydzieści pistolów.
ARGANTCóż u diaska! Niechże mu kat świeci; nic nie dam.
SKAPENPanie, panie!
ARGANTNie: to trzeba być bezczelnym błaznem!
SKAPENChce pan, aby pachołek gonił za nim piechotą?
ARGANTNiech goni jak mu się podoba i jego pan także.
SKAPENMój Boże, panie, niechże się pan nie zacina przy takiej drobnostce. Niech się pan nie wdaje w procesy, błagam; raczej niech pan wszystko odda, byle się uchronić rąk sprawiedliwości.
ARGANTNiechże więc stracę; gotów jestem wreszcie zapłacić i te trzydzieści.
SKAPENTrzeba mi również, powiedział, jucznego muła, który by...
ARGANTCo! Niechże mi się zabiera do czarnego diaska ze swoim mułem! To już za wiele; pójdziemy do sądu.
SKAPENPanie, niech pan ustąpi.
ARGANTNie, mowy nie ma.
SKAPENMaleńki mułek.
ARGANTAni nawet osła.
SKAPENNiech pan rozważy.
ARGANTNie; wolę się procesować.
SKAPENEch, drogi panie, co pan doprawdy wyplata? Czy pan wie, na co się pan naraża? Niech pan ogarnie myślą wszystkie stopnie i szczeble sprawiedliwości. Niech pan spojrzy, ile tu instancji i apelacji; ile zawikłanych procedur; ile zwierząt drapieżnych, przez których pazury przejść ci będzie trzeba: woźnych, pełnomocników, prokuratorów, adwokatów, pisarzy, substytutów, referendarzy, sędziów i ich pomocników. Nie ma pomiędzy nimi ani jednego, który by, dla najbłahszego powodu, nie był zdolny karku skręcić najsłuszniejszej sprawie. Woźny doręczy panu fałszywe powołanie, wskutek czego skażą pana, ani nie będziesz wiedział o tym. Pański prokurator porozumie się z przeciwnikiem i sprzeda cię za miłą gotowiznę. Adwokat, tak samo przekupiony, nie stawi się na rozprawę lub będzie bronił w sposób, który rzecz tylko pogrzebie. Pisarz wystosuje zaoczne wyroki. Sekretarz trybunału uprzątnie rozmyślnie akta z dowodami albo też sam referendarz pominie to, co widział; a skoro, po największych wysiłkach, zdołałbyś się pan uporać z tym wszystkim, przekonasz się z przerażeniem, że bądź to pobożne duszyczki, bądź też damulki, które trzymają sędziów w garści, nastroiły ich przeciw panu. Och, panie, jeśli tylko możesz, ratuj się z tego piekła. Mieć proces w tym kraju, to znaczy być potępionym za życia: sama myśl o procesie wygnałaby mnie stąd aż na krańce Indii.
ARGANTNa ileż on szacuje tego muła?
SKAPENPanie, na tego muła, na oba konie, rynsztunek, pistolety i jakiś drobny dług w gospodzie, żąda, jedno w drugie, okrągłych dwieście pistolów.
ARGANTDwieście pistolów!
SKAPENTak.
ARGANTDobrze, dobrze, będziemy się procesować.
SKAPENNiech się pan zastanowi...
ARGANTBędę się procesował.
SKAPENNiech się pan nie naraża...
ARGANTChcę się procesować.
SKAPENAleż, aby się procesować, też panu będzie trzeba pieniędzy. Będzie ich trzeba na koszta śledztwa: będzie trzeba na odszkodowanie świadków; będzie trzeba na prokurację, prezentację, należytość za posiedzenia, taksę pełnomocnictwa i diety prokuratora. Będzie ich panu trzeba na konsultacje i obronę adwokatów, na prawo wycofania aktów i sporządzenie odpisów. Będzie ich panu trzeba na raporty substytutów, na poczestne, na wciągnięcie aktów przez pisarza, na sporządzenie orzeczenia, wyroki, kontrole, podpisy i ekspedycje dependentów, nie mówiąc już o podarkach, bez których się nie obejdzie. Niech pan da te same pieniądze owemu człowiekowi, a pozbędzie się pan całej sprawy.
ARGANTJak to! dwieście pistolów!
SKAPENNo tak. Zyska pan jeszcze na tym. Ot tak, na próbę, zrobiłem w myśli obrachunek wszystkich kosztów; i przekonałem się, że dając drabowi dwieście pistolów, zarabia pan na czysto co najmniej sto pięćdziesiąt, nie licząc kłopotów, łażenia i utrapień. Choćby tylko chodziło o oszczędzenie sobie epitetów, jakich panu nie pożałują przed całą publicznością te szelmy adwokaci, wolałbym zapłacić trzysta pistolów, niż mieć proces.
ARGANTDrwię sobie z tego: chciałbym widzieć adwokata, który by sobie pozwolił coś na mnie powiedzieć!
SKAPENZrobi pan, co się panu spodoba, ale gdybym był na pana miejscu, wolałbym uniknąć.
ARGANTNie zapłacę dwustu pistolów.
SKAPENOtóż i człowiek, o którym mowa.
SCENA DZIEWIĄTASłuchaj no, Skapenie, pokaż mi przy sposobności tego Arganta, ojca naszego Oktawa.
SKAPENNa cóż to panu?
SYLWESTERDowiedziałem się, że chce wytoczyć proces i na tej drodze unieważnić małżeństwo.
SKAPENNie wiem, czy ma ten zamiar; to tylko wiem, że nie chce się zgodzić na dwieście pistolów, których pan żąda; powiada, że to za wiele.
SYLWESTERKroćset bomb i kartaczy! Niech go tylko dopadnę, naszpikuję go jak zająca, choćby mnie mieli żywego kołem łamać.
Ho, ho, panie; ojciec Oktawa to odważny człowiek: nie nastraszy się z pewnością.
SYLWESTERCo, on! Do stu kartaczy! Gdybym go tu spotkał, wpakowałbym mu w brzuch tę szpadę po rękojeść.
Co to za człowiek?
SKAPENTo nie on, panie, to nie on!
SYLWESTERMoże ktoś z jego przyjaciół?
SKAPENNie, panie, przeciwnie, to jego zawzięty wróg.
SYLWESTERZawzięty wróg?
Pan jesteś wrogiem tego hultaja Arganta? Hę?
SKAPENTak, tak, ręczę.
SYLWESTERUściśnij mi pan rękę. Daję panu słowo i przysięgam na honor, na szpadę, którą noszę przy boku, na wszystkie zaklęcia, jakie istnieją pod słońcem, że nim dzień upłynie, uwolnię pana od tego draba, tego starego łotra, Arganta. Niech się pan na mnie spuści.
SKAPENMój panie, gwałty w tym kraju do niczego dobrego nie prowadzą.
SYLWESTERDrwię sobie ze wszystkiego: nie mam nic do stracenia.
SKAPENBędzie się miał na baczności, to pewna; ma przyjaciół, krewnych i służbę, którzy osłonią go w razie napaści.
SYLWESTERChciałbym to widzieć, do czarta! A, do wszystkich diabłów! Czemuż go tu nie mam przed sobą w tej chwili, razem z jego całą hałastrą! Czemuż mi nie stanie do oczu w otoczeniu bodaj i trzydziestu ludzi! Czemuż nie skoczą tu na mnie z bronią w ręku!
Co, hultaje! Wy byście śmieli na mnie się porywać! Tam do kata, bij, morduj!
Bez pardonu. Masz! Ostro. Trzymaj! Roztropnie a śmiało. A, łotry! A, draby! Swędzi was skóra, swędzi? Już ja wam ją wygarbuję. Macie gałgany, macie! Dalej! Masz i ty, i ty! Trzymaj!
I to jeszcze, i to! Co, dajecie drapaka? Stać mi tu ostro, stać ostro!
SKAPENNo, no, no, panie! My nie trzymamy z nimi.
SYLWESTERTo was nauczy robić sobie ze mnie zabawkę.
SCENA DZIESIĄTAMasz pan, widzisz, ile tu trupów za marnych dwieście pistolów. Bądź pan zdrów, życzę panu dobrego powodzenia.
ARGANTSkapenie!
SKAPENO co chodzi?
ARGANTNamyśliłem się dać tych dwieście pistolów.
SKAPENBardzo mnie to cieszy dla pana.
ARGANTChodźmy go dogonić: mam właśnie przy sobie.
SKAPENWystarczy, jeśli mnie pan wręczy. Jakoś nie wypada panu się pokazywać wobec tego, że tu uchodziłeś za kogo innego; a przy tym lękam się, czy, poznając pana, drab nie zażądałby więcej.
ARGANTPewnie, pewnie, ale widzisz, skoro już płacę, miałbym ochotę to widzieć.
SKAPENMoże mi pan nie ufa?
ARGANTAch, nie; ale...
SKAPENTam do licha! Panie, albo jestem filutem, albo uczciwym człowiekiem: jedno z dwojga. Czyż chciałbym pana oszukiwać i czy w tej całej sprawie mam jakikolwiek inny interes niż dobro pańskie i mego pana, którego również dotyczy sprawa owego małżeństwa? Jeśli mnie pan w czymkolwiek podejrzewa, nie mieszam się do niczego: może pan sobie szukać kogo się panu podoba, aby załatwiał pańskie sprawy.
ARGANTMasz zatem.
SKAPENNie, panie, niech mi pan nie powierza tej sumy. Bardzo mi to będzie na rękę, jeśli pan użyje kogo innego.
ARGANTAle bierzże, dla Boga.
SKAPENNie, mówię; lepiej niech mi pan nie ufa. Kto wie, czy ja nie chcę po prostu wyłudzić tych pieniędzy.
ARGANTMasz, powiadam, nie spierajmyż się już o to dłużej. Ale pamiętaj zabezpieczyć się z nim należycie.
SKAPENNiech się pan na mnie spuści; nie na głupiego trafił.
ARGANTBędę czekał na ciebie w domu.
SKAPENStawię się niezawodnie.
Jeden byłby gotów. Pozostaje teraz rozejrzeć się za drugim. Słowo daję, właśnie idzie. Zdaje się, że samo niebo sprowadza ich na zawołanie w sieci.
SCENA JEDENASTAO nieba! O, cóż za nieszczęście! Biedny ten ojciec! Biedny Geroncie, i cóż ty poczniesz teraz?
GERONTCo on tam o mnie mówi? Jakiś wydaje się strapiony.
SKAPENCzyż nikt mi nie powie, gdzie jest w tej chwili biedny pan Geront?
GERONTO cóż chodzi, Skapenie?
SKAPEN
Uwagi (0)