Jego zasady - Adolf Abrahamowicz (biblioteka w .txt) 📖
Rodzicom dziewczyny, o której rękę stara się Anzelm, zapowiada się z wizytą wuj młodzieńca. Anzelm ostrzega, że krewny ma swoje dziwne zasady — nie chce jednak do końca zdradzić, jakie.
Spotkanie z wujem, który niedawno wrócił z Ameryki, przerywa przybycie innego mężczyzny. Ten przedstawia się jako wuj Anzelma. Okazuje się również, że młodzieniec nie do końca porozumiał się z przyszłymi teściami, którą z córek ma zamiar pojąć za żonę…
Adolf Abrahamowicz był polskim komediopisarzem pochodzenia ormiańskiego, tworzącym w drugiej połowie XIX wieku. Zasłynął jako autor dramatów popularnych, atrakcyjnych ze względu na doskonałe prowadzenie obserwacji przez autora oraz dobrze wyważony komizm. Komedia Jego zasady została po raz pierwszy wydana w 1882 roku.
- Autor: Adolf Abrahamowicz
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Jego zasady - Adolf Abrahamowicz (biblioteka w .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Adolf Abrahamowicz
Nie pojmuję.... głośno Nie rozumiem dla czego pan mnie o to pyta.
DYONIZYPojmuję, bardzo pojmuję, skromność... cnotę tę bardzo wysoko cenię. O gdybym to ja mógł być w położeniu mego siostrzeńca, marzyć o swej ukochanej....
EUFROZYNAMyślę, że to od pana jedynie zależy....
DYONIZYStary jestem.
EUFROZYNAJedni są starzy od urodzenia, podczas, gdy drudzy nigdy się nie starzeją; do tych sądzę, że pan należysz.
DYONIZYTak słodkich wyrazów dawno już nie słyszałem.
EUFROZYNAWidocznie unikałeś pan ludzi, którzy pokochać go byliby zmuszeni...
DYONIZYPani tyle dla mnie łaskawa, że sprzeczać się nie odważę.
AGNIESZKASłyszałeś, gotowo się skleić drugie małżeństwo; to byłoby lepsze ambo, jak na loteryi.
FILCA ja przeczuwam ogromną konfuzyę.
AGNIESZKATobie się wiecznie jakieś konfuzye przywidują.
DYONIZYNa dobre się tu rozgadałem i nic dziwnego; godzinę tu spędzoną do najprzyjemniejszych w życiu mojem policzę, — muszę jednak na chwilkę państwa pożegnać, chociażby dla odszukania tego sowizdrzała.... zwraca się do Agnieszki pragnąłbym tylko z panią dobrodziejką kilka słów pomówić.
AGNIESZKAMężu, może się przejdziesz z córeczkami po ogrodzie, a ja pozostanę z szanownym opiekunem. A zabierzcie ze sobą wujaszka amerykańskiego do córek, bo trzeba wam wiedzieć, że mamy i drugiego, nowego wujaszka.
HORTENZYAWujaszku! Wujaszku! Wincenty się przebudza Chodź z nami do ogrodu.
WINCENTYA niema tam pasieki?
HORTENZYAJest, i owszem jest.
WINCENTYTo ja w takim razie nie towarzyszę; ja się pszczół boję.
HORTENZYANie obawiaj się wujaszku, pasieka jest, ale remanentowa, bez pszczół.
WINCENTYJeśli tak to służę państwu. do siebie To mi dopiero kraj błogosławiony, pasieka jest i miód zapewne, a pszczół niema. podaje rękę dziewczętom i podskakuje Hip! hip!
DZIEWCZĘTAHip, hip! Wiwat wujaszek!
FILCZwaryował!
Pragnąłbym z panią dobrodziejką otwarcie i bez ogródek pomówić, zauważyłem bowiem, że pani masz tu stanowczy głos.
AGNIESZKAJak w czem; n. p. co do córek mąż mój zupełnie na mnie polega.
DYONIZYOtóż o jednej z nich chciałem właśnie mówić. Pani Dobrodziejko, jakkolwiek nie jestem wujem amerykańskim, mam jednak pod pewnym względem węch amerykański. Bez przesady, instynktowo czuję, że dom państwa jest pełen zasad i taktu, to też niech mi będzie wolno prosić o rękę panny Eufrozyny dla mego siostrzeńca.
AGNIESZKAHortenzyi....
DYONIZYWszak wyraźnie powiedziałem: Eufrozyny, bo gdyby mój siostrzeniec ważył się zuchwale sięgnąć po rękę której z młodszych córek i tym sposobem naruszył zasady domowe, nigdy, przenigdy nie podjąłbym się podobnej missyi.
AGNIESZKACzy pani kogo szuka?
AGNIESZKAMąż mój gdzieś się zapodział. do siebie Ten awansowany dyurnista wszystko pogmatwał, a w chwilach krytycznych mną się wyręcza!
DYONIZYA czy mąż pani koniecznie potrzebny? Sądziłem, że na ten związek od dawna się zgadza, bo gdyby nie był zdecydowany, to ja gotów jestem cofnąć się.
AGNIESZKAAleż uchowaj Boże! Mój mąż od dawna sprzyja panu Anzelmowi ogląda się mówiąc do siebie Gdzie on się zapodział?
DYONIZYWięc to jest po prostu wahanie się macierzyńskie. Pojmuję je, a nawet wysoko cenię i poważam. Chwila to tak ważna dla matki, która kocha swą córkę.... ale mimo tego zechce pani dać odpowiedź; sprawy takie zwykłem załatwiać krótko i stanowczo: tak lub nie.
AGNIESZKACo tu począć, gotów zerwać? gł. Możebyśmy zaczekali na siostrzeńca, do odbycia finalnej ceremonii obecność jego jest konieczną, niezbędną....
DYONIZYWierzaj mi pani, iż obecność Anzelma w tej chwili jest już zbyteczną. chrząka Jako wuj i opiekun wypełniam ściśle jego życzenie i jestem li tłumaczem jego uczuć, dając tem samem przyzwolenie z mej strony. Odbycie ceremonji i zamiana pierścionków, łzy, itp. na co wszyscy członkowie rodziny niewątpię zaproszeni będą, nastąpi i tak później.
AGNIESZKAA, zapewne, zapewne!
DYONIZYA więc dla skrócenia dyskussyi podaj mi pani rękę, a rzecz będzie skończoną. Agnieszka skonfundowana podaje rękę — ogląda się mówiąc Gdzież ten mąż się zapodział?
DYONIZYWidzisz pani, jak od zasady raz przyjętej nienależy odstępywać; któż może zaręczyć, czy Anzelm byłby nie prosił o rękę Hortenzyi lub Rozaliny, lecz to byłoby z krzywdą dla Eufrozyny, która stosownie do wieku powinna pierwsza iść za mąż.
AGNIESZKAByłam nawet przekonaną, że pan Anzelm o Hortenzyi myśli...
DYONIZYNa cóż byłoby mu się to przydało w obec moich i państwa zasad? po chwili Teraz wypada nam przejść do drugiej niemniej ważnej kwestyi, t. j. do posagu.... w dzisiejszych praktycznych czasach nie wolno tego pomijać.
AGNIESZKAMożeby właściwiej było z moim mężem o tej sprawie pomówić?
DYONIZYNiema potrzeby, gdyż posagu nieżądam; niemam zresztą do tego prawa, bo i ja ze swej strony memu siostrzeńcowi chociaż bym mógł, niedam nic, ani szeląga; niezgadzało by się to z mojemi zasadami, na wstępie zresztą ostrzegłem państwa, iż wuja w rodzinie najmniej cenię, i prosiłem jedyne tytułować mnie opiekunem.
SCENA XIIIŁaskawa pani, drogi wujaszku! Wyjechałem naprzeciw wuja i rozminęliśmy się w drodze...
DYONIZYOt, jak zwykle szałaput, zamiast mnie tu oczekiwać gdzieś się zawieruszył.... dobrze, iż masz wuja, starego wyjadacza, dał on sobie radę bez ciebie zwracając się do Agnieszki dzięki pani.
AGNIESZKAZostawiam panów, i tak macie z sobą dużo do mówienia, odchodząc do siebie jeszcze chwilkę, a byłabym zemdlała. Zasady... zasady... niech go pan Bóg z jego zasadami.... wychodzi
SCENA XIVUściskaj swego wuja, trochę prośbą, trochę groźbą, krótko, oświadczyłem cię, zostałeś przyjęty i sprawa twego przyszłego małżeństwa najpomyślniej zakończona, z taktem i bez naruszenia moich lub cudzych zasad domowych.
ANZELMNajserdeczniejsze dzięki wujowi, niewątpiłem nigdy o twej łasce dla mnie.
DYONIZYZnasz mnie, wiesz przeto, iż niełatwo się decyduję lecz w tym domu, gdzie rządzą się taktem i zasadami łatwo mi to przyszło.
ANZELMNieprawdaż wujaszku? A jacy to mili ludzie..
DYONIZYPrawda, prawda, jestem więc z wyboru twego zadowolony mój siostrzeńcze, a najbardziej, żeś uszanował zasadę...
ANZELMJaką zasadę?
DYONIZYBardzo naturalnie, skoro nie wybrałeś najładniejszej, ale najstarszą.
ANZELMJakto najstarszą? Wszakżeż Hortenzya...
DYONIZYEufrozyna!
ANZELMPrzecież wyraźnie mówię Hortenzya....
DYONIZYA ja najwyraźniej odpowiadam: Eufrozyna.
ANZELMStarsza?
DYONIZYStarsza.
ANZELMNajstarsza?
DYONIZYOczywiście najstarsza... i dlatego oświadczyłem cię o jej rękę.
ANZELMNa miłość boską! na rany Chrystusa! to straszna konfuzya! przecież ja chciałem poślubić Hortenzyą a nie Eufrozynę!
DYONIZYTo trzeba mnie było do stu kaduków wczas uprzedzić, iż od ostatniego twego listu zmieniłeś matrymonialne zamiary. Otóż to zawsze tak z szałaputą!
ANZELMA to historya! Ależ najwyraźniej wujowi napisałem, wuj chyba tendencyjnie przekręca, to... to... brak taktu prawdziwie!
DYONIZYMój panie! Jeszcze nikt w życiu nie posądził mnie, o brak taktu, a ty zuchwalcze wujowi i opiekunowi odmawiasz go? Na szczęście mam przy sobie dokument, twój własnoręczny list. wyciąga list, ubiera okulary Dom na żółto, dach na czerwono...
ANZELMAleż nie o tem mowa, przyjdzie oszaleć!
DYONIZYNieprzeszkadzaj! Patrz, stoi jak wół, dom na żółto, dach na czerwono.
ANZELMJuż słyszałem.
DYONIZYMasz wyraźnie „o starszą”, nawet podkreśliłeś... gdyby nie list byłby mnie okłamał!
ANZELMCzegoż to dowodzi, przecież całkiem jasno napisano: gdzie jest starsza, tam musi być i młodsza, a gdzie jest młodsza i starsza, tam może być i najstarsza.
DYONIZYA może....
ANZELMWidzi wuj, że może...
DYONIZYWięc o co ci chodzi właściwie?
ANZELMO średnią....
DYONIZYA czemużeś łbie postrzelony napisał, że o starszą.
ANZELMBo starsza nie jest jeszcze najstarszą, tak jak młodsza nie jest jeszcze najmłodszą.
DYONIZYO tem wiem, niepotrzebuję twojej nauki, że młodsza nie jest jeszcze najmłodszą.
ANZELMNa Boga! jak można było tak się pomylić; gdybym ja coś podobnego wujowi zrobił...
DYONIZYZaraz: wujowi zrobił... tak jak gdyby twój wuj do ciebie się udawał, byś go oświadczał.
ANZELMO ja nieszczęśliwy...
A dla czegóż wyraźnie nie napisać „proszę oświadczyć mnie o starszą Hortenzyę”, po imieniu nazwać, a nie posługiwać się jakąś potrójną rachunkowością?
ANZELMCzy mogłem przypuszczać?
DYONIZYByłem przekonany, iż są tylko dwie, jak się okazała trzecia, sądziłem, że dwie młodsze bliźniaczki.
ANZELMArgumentów wuja prawdziwie niepojmuję!
DYONIZYMój chłopcze, jesteś na to jeszcze za młody, abyś wszystko zrozumiał; zresztą ojciec panny wyraźnie powiedział mi: iż trzyma się zasady wydawania córek po kolei; wprawdzie matka coś zabełkotała, że w wyjątkowym razie.... ale że ja, gdy się mówi o zasadach, nie znam wyjątków, przeto nie zwracałem na to uwagi...
ANZELMLecz cóż Hortenzya na to?
DYONIZYCóż mówić mogła, kiedy nie jej, lecz Eufrozynie oświadczyłem się?
ANZELMTo stare pudło pewnie nieuważało za stósowne wyprowadzić cię z błędu?
DYONIZYKiedyż i ojciec milczał — prawda, że był nieobecny...
ANZELMA matka?
DYONIZYMatka przyjęła z rezygnacyą oświadczyny, nawet łzy widziałem, mniemałem jednak, że to zwykłe rozczulenie, bez którego ceremonja deklaracyjna obejść się nie może.
ANZELMWuju! ja tego ciosu nie przeżyję! Hortenzyę kocham, Eufrozyny znieść nie mogę!
DYONIZYCóż ja na to poradzę?
ANZELMPrzyznaj się po prostu, żeś bąka strzelił, a wszystko da się jeszcze naprawić. Hortenzyę przebłagam, o Eufrozynę jestem spokojny.
DYONIZYSiostrzeńcze! tyle łożyłem na twoje wychowanie, a ty odpłacasz mi się taką niewdzięcznością, chcesz okryć twego opiekuna śmiesznością?
ANZELMWięc mam może żenić się z Eufrozyną?
DYONIZYO cóż ci chodzi? Hortenzya za lat 10 jeżeli nie gorzej, to tak samo będzie wyglądać, jak obecnie Eufrozyna, nie jestże to wszystko jedno?
ANZELMZa lat dziesięć? a to wyborne! Nie, sto razy nie! prędzej w łeb sobie palnę, niż wuja usłucham.
DYONIZYPomyśl, że tu idzie także o Eufrozynę, cóż sądzić będzie o mnie? chyba, że chciałem z niej zadrwić, panna to nie pierwszej młodości, lecz nader miła, serdeczna, otwarta..
ANZELMGdyby moją rękę przyjęła, byłaby nikczemną, zresztą jeżeli się tak wujowi Eufrozyna podoba, to niech się wuj sam z nią ożeni.
DYONIZYSzalona pałko!
ANZELMNie widzę innego sposobu dla uratowania honoru i zasad wuja.
DYONIZYTak mówisz? do siebie Dyonizy, zbierz no twoje zmysły; wszak rozum to twój nieodstępny towarzysz.. Zmuszać go, kiedy jej nie kocha, byłoby niegodnie... Jak wybrnąć z tej kabały? Również zadrwić z Eufrozyny, z starego panieństwa, tem bardziej, iż ona milutka, skromna... a co najważniejsza, że całe życie salwowałem siebie, a teraz powiedzą, iż żadnego taktu nie mam... ten zarzut byłby dla mnie strasznym ciosem.... niema sposobu, niema wyjścia, chyba sam się z Eufrozyną ożenię... to taka luba dziewczyna, a że nie młoda, będę assekurowany. Tak, sam się oświadczę — ocalę Anzelma! do Anzelma Anzelmie, proś tu całą rodzinę.
ANZELMCo wuj zamierza uczynić?
DYONIZYPolegaj na mnie, twój wuj nie w takich był tarapatach, a zawsze wybrnął.
ANZELMJak się ta nie komiczna komedya zakończy?
Mam niewinnie skrzywdzić Eufrozynę, lepiej siebie zaryzykować; dostanę kosza, pal djabli — dwa razy sam go dałem, mogę raz dostać, jak przyjmie to się ożenię, lepsze to
Uwagi (0)